Był rok 1655, kiedy hrabia Melchior Ferdinand von Gaschin zdołał przekonać franciszkanów z Gliwic, Krakowa i Lwowa, że Góra św. Anny to dobre miejsce do założenia nowego klasztoru. Na szczycie chełmskiego wzniesienia znajdował się wtedy niewielki kościółek, podlegający proboszczowi w Leśnicy. 22 zakonników zgodziło się tu zamieszkać, ale założyli, że będzie to jedynie schronienie tymczasowe. Dzięki pomocy hrabiego, który ufundował nowy klasztor, franciszkanie ostatecznie zostali na stałe.
Tutejsi zakonnicy przez całe życie utrzymywali się z jałmużny, czyli drobnych datków od okolicznych mieszkańców. Pieniądze musiały im wystarczyć na wyżywienie oraz utrzymanie klasztoru, świątyni, a w późniejszych latach także kalwarii. Miejscowi doskonale wiedzieli, że franciszkanie żyją bardzo skromnie.
Odmiennego zdania był jednak król pruski, który w 1810 roku zdecydował zlikwidować zakon na Śląsku i przejąć cały ich "majątek", by spłacić ogromną kontrybucję narzuconą przez Napoleona. 10 listopada 1810 roku ukazał się dekret sekularyzacyjny, który zlikwidował na Śląsku wszystkie klasztory. W ten sposób zakonnicy stali się bezdomnymi.
Za likwidację zakonu na Górze św. Anny odpowiedzialny był sędzia Cubale z Koźla, który przyszedł w asyście komornika Kowallika z Leśnicy. Gotówki w kasie znaleźli niewiele, ale zainteresowali się srebrną suknią i sześcioma srebrnymi koronami, które były częścią obrazu. Skonfiskowali wszystkie przedmioty, które miały jakąkolwiek wartość.
Pojawił się jednak problem, co zrobić z duchownymi, którzy po wygnaniu nie mieli za co żyć. "Te klasztory żebracze nie mają żadnych dochodów. (…) Duchowni i braciszkowie nie mogą być zatrudnieni ani zarobić na chleb" - napisał sędzia Cubale w sprawozdaniu dla fiskusa.
W związku z tym państwo zdecydowało, że będzie wypłacać duchownym pensję w wysokości od kilku do kilkunastu talarów. Każdy z nich dostał także jednorazowo 30 talarów, żeby mógł sobie kupić świeckie ubrania.
Likwidacja klasztoru przysporzyła władzom sporo kłopotów. Pierwszy z nich pojawił się już kilka dni po tym, jak franciszkanie wyjechali z Góry św. Anny. Okazało się, że Petronela von Korzeniowska, która od 50 lat wiodła pobliskim lesie życie pustelnika, nie ma z czego żyć. Wcześniej żywili ją duchowni. W księgach parafialnych widnieje wpis, iż Petronela zmarła 16 lipca 1811 r.
Sekularyzacja doprowadziła do opustoszenia klasztoru. Ponieważ Góra św. Anny dla mieszkańców Śląska była miejscem świętym, ludzie bardzo krytycznie podeszli do działania władz. Rząd pruski dopiero w 1832 roku oddał kościół, klasztor i kalwarię arcybiskupowi wrocławskiemu. Pierwsi duchowni powrócili tu dopiero 1844 r.
Ale franciszkanom nie było dane długo przebywać na Górze św. Anny. W 1872 r. Otto von Bismarck postanowił kontynuować "dzieło" swoich poprzedników, wydając przepisy uderzające w duchownych i zakonników. Jego głównym celem było osłabienie roli Kościoła i podporządkowanie go państwu oraz wyeliminowanie religii z życia mieszkańców.
Najpierw zabronił im głoszenia kazań, a potem organizowania pielgrzymek. W 1874 roku doszło natomiast do incydentu na Górze św. Anny. W ramach kulturkampfu pojawili się tam żandarmi, którzy nie chcieli wpuścić pielgrzymów do bazyliki. Rozpędzili tłum. Jeszcze w tym samym roku franciszkanie drugi raz opuścili swój klasztor.
Franciszkanie wrócili do klasztoru dopiero w 1887 roku. Zastali mocno zniszczone kaplice, kościół i klasztor. Jeszcze przez kilka kolejnych lat remontowali obiekty, by przywrócić im dawny wygląd.
W 1939 r. Niemcy pod rządami Adolfa Hitlera zabronili odprawiać w klasztorze msze w języku polskim, a 13 listopada 1940 r. wyrzucili franciszkanów z klasztoru, niszcząc przy okazji bibliotekę klasztorną, skuwając polskie napisy i konfiskując zbiory muzeum klasztornego. Duchowni mogli wrócić na Górę św. Anny po II wojnie światowej.
RADOSŁAW DIMITROW, Nowa Trybuna Opolska
Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą lokalnej historii.
Wykorzystano fragmenty książki "Historia Góry św. Anny" opracowaną przez o. Chryzogona Reischa.