Nie sprawdzone wieści mówią, iż w Katyniu zginęły dwie kobiety. Na istnienie jednak w obozie pierwszej nie ma konkretnych dowodów. Obozowa wieść niosła, że jeden z polskich oficerów przebywał w obozie wraz z młodą dziewczyną przebraną w mundur podporucznika. Jedna z wersji mówi, że była to córka oficera, druga - że jego młoda żona. Obie nie znajdują jednak potwierdzenia w dokumentach. W mogiłach zbiorowych odnaleziono jedyne zwłoki kobiece - Janiny Lewandowskiej.
Urodziła się 22 kwietnia 1908 roku w Charkowie. Była drugim dzieckiem generała Józefa Dowbor-Muśnickiego, byłego generała armii carskiej, twórcy formacji Dowborczyków - słynnego Korpusu Polskiego w Rosji.
Rodzice Janiny pobrali się w roku 1905. Ojciec był wtedy oficerem w armii carskiej, matka - Agnieszka z Korsunskich, młodsza od męża o czternaście lat - była córką gimnazjalnego profesora w Jarosławiu.
Wczesne dzieciństwo Janina spędziła w Rosji. Mieszkała w Charkowie, Mińsku i Bobrujsku. W roku 1918 rodzina generała opuściła ogarniętą rewolucją Rosję i wróciła do Polski. Najpierw Dowbor-Muśniccy przebywali w okolicach Sandomierza u krewnych, potem byli gośćmi księcia Michała Radziwiłła w jego majątku w Staszowie. W połowie roku 1919 generał przeniósł się do Wielkopolski.
W Lusowie pod Poznaniem nabył nieduży majątek ziemski i tam osiadł z rodziną. Pasją Janiny była muzyka. Po ukończeniu gimnazjum podjęła studia w poznańskim Konserwatorium Muzycznym. W klasie fortepianu kształciła się pod kierunkiem profesor Jadwigi Wierzbickiej, a w klasie śpiewu solowego u profesor Marii Trąbczyńskiej.
Wakacje spędzała w Lusowie, jeździła konno i dawała koncerty oraz recitale w miejscowym kościele.
Życiem Janki rządziło kilka pasji: muzyka, miłość do koni oraz szybownictwo i lotnictwo. Miłością do lotnictwa zaraził Janinę jej młodszy brat, Olgierd. Zdradziła więc muzykę dla szybowania w przestworzach. Zrezygnowała z kariery solistki operowej.
Jeszcze jako uczennica gimnazjum uczestniczyła w pokazach szybowcowych na poznańskim lotnisku Ławica. Potem została członkiem poznańskiego Klubu Lotniczego i zdobyła uprawnienia pilota szybowcowego. Szybownictwo nie zdołało jednak zaspokoić jej lotniczych ambicji. W roku 1934 w Wyższej Szkole Pilotażowej w Ławicy ukończyła kurs pilotażu szybowcowego oraz kurs spadochroniarski.
W początkach roku 1937 została skierowana do Zgierza na kurs radiotelegrafistów. Po zdobyciu tych uprawnień otrzymała stopień podchorążego, a potem stopień porucznika rezerwy.
W roku 1934 poważnie chory generał Muśnicki zgromadził w Lusowie wszystkie swoje dzieci. Sporządził testament. Lusowo, które czasowo oddał w dzierżawę, i należący do niego majątek ziemski otrzymała Agnieszka. Janina zaaprobowała wolę ojca. Nie była w najmniejszym stopniu zainteresowana prowadzeniem gospodarstwa w Lusowie. Całe jej życie wypełniała bez reszty pasja, którą było lotnictwo. W jej życiu pojawiła się też miłość.
W roku 1936 na zawodach szybowcowych w Tęgoborzu pod Nowym Sączem Janina poznała podpułkownika lotnictwa Mieczysława Lewandowskiego, instruktora pilotażu szybowcowego. Lewandowski pochodził z Krakowa. Pełne trzy lata trwała więc korespondencja między Krakowem i Poznaniem, przerywana krótkimi spotkaniami w obu miastach. W maju 1939 roku młodzi zaręczyli się.
Ślub cywilny odbył się w Poznaniu w czerwcu 1939 roku, ślub kościelny w lipcu tegoż roku w Tęgoborzu. Po krótkiej podróży poślubnej Janina wróciła do Poznania, a pułkownik do Krakowa, gdzie rozpoczął załatwianie formalności z przeniesieniem do jednostki w Poznaniu. Janina zaczęła intensywne przygotowania do Szybowcowych Mistrzostw Polski, które miały się odbyć we wrześniu w Warszawie.
Dzisiaj można już odtworzyć, co działo się z Janiną Lewandowską po wybuchu wojny.
3 września 1939 roku pułkownik Lewandowski przyjechał do Poznania, aby zabrać żonę. Minął się z nią w drzwiach. Od domowników usłyszał, że właśnie wyszła na dworzec kolejowy. Pociągiem w kierunku Lwowa wyjechała na punkt mobilizacyjny. Gdy Lewandowski dotarł na dworzec, pociąg, do którego wsiadła Janina, właśnie ruszył.
Pułkownik Lewandowski już nigdy więcej nie zobaczył swojej żony. On sam wraz z wojskiem przedostał się do Francji, a potem do Anglii. Przez całą wojnę walczył jako lotnik. Brał udział w bitwie o Anglię, a po wojnie pozostał na wyspie. Przez wiele lat po wojnie szukał żony, po której przepadł wszelki ślad.
Janina wyjechała razem z dwoma innymi zmobilizowanymi oficerami - lotnikami. W Łucku znajdowało się zgrupowanie, do którego cała trójka była przydzielona. Kilka godzin po wyruszeniu z Poznania w miejscowości Nekla pociąg został ostrzelany przez lotnictwo niemieckie. Janina wraz z kolegami porzuciła zbombardowany skład i udała się pieszo w kierunku Wrześni.
Po drodze cała trójka przyłączyła się do rzutu kołowego 3. Pułku Lotniczego dowodzonego przez kapitana Józefa Sidora. 8 września oddział dotarł do Lublina. W Trawnikach skład został załadowany do pociągu i ruszył w kierunku Brześcia. Dotarli jednak tylko do miejscowości Kopyczyńce. Dalej można już było poruszać się tylko pieszo.
W Kopyczyńcach Janina zjawiła się 17 września. Po pięciu dniach wędrowania, 22 września jednostka została otoczona przez sowieckie czołgi. Kapitana Sidora i porucznik Lewandowską jako oficerów odłączono od żołnierzy i skonfiskowaną polską sanitarką przewieziono do obozu w Ostaszkowie. Stamtąd oboje zostali przewiezieni do obozu w Kozielsku.
Ci nieliczni oficerowie, którzy przeżyli Katyń, pamiętali dobrze Janinę Lewandowską, jedyną kobietę oficera znajdującą się w obozie.
Janina mieszkała sama w wydzielonym pomieszczeniu. Dzielnie znosiła obozowe warunki bytowania. Ubrana w lotniczy kombinezon chodziła po obozie.
Starannie ukrywała swoje nazwisko panieńskie i miała ku temu powody. Była przecież córką byłego generała carskiego, walczącego przeciwko rewolucji październikowej. Do samego końca zachowywała się dzielnie, jak przystało na polskiego żołnierza i oficera.
Zginęła w kwietniu 1940 roku uśmiercona strzałem w tył głowy w lasku katyńskim. Miała 32 lata.
Dziś na lusowskim cmentarzu w rodzinnym grobowcu Dowbor-Muśnickich generał spoczywa jedynie z żoną Agnieszką. Nie ma tu obu synów, a po córkach została jedynie kamienna tabliczka z datą ich urodzin i datą ich śmierci - Agnieszki i Janiny. Palmiry i Katyń. Trudno o bardziej symboliczny grób polskiej rodziny z czasu ostatniej wojny.
Nowa Trybuna Opolska