Do ambasady wtargnęło czterech mężczyzn, którzy sterroryzowali personel ambasady i uwięzili jako zakładników. Terroryści wydali oświadczenie, że należą do konspiracyjnej, zbrojnej organizacji o nazwie Powstańcza Armia Krajowa, która działa zarówno w Polsce, jak i za granicą, a jej celem jest zniesienie stanu wojennego w Polsce.
Porywacze grozili wysadzeniem budynku w razie niespełnienia żądań, zapowiedzieli też, że ich akcja jest pierwszą z serii. Z czasem żądania zaczęły zmieniać charakter z politycznych na finansowe, terroryści zaczęli domagać się kilku milionów franków szwajcarskich oraz samolotu do Chin lub Albanii. Mieli też zaoferować Szwajcarii sprzedaż materiałów tajnych z ambasady.
Władze szwajcarskie rozpoczęły próby rozmów z terrorystami, które zaowocowały zwolnieniem części zakładników, jeszcze tego samego dnia wypuszczona została ciężarna kobieta, a następnego inne kobiety oraz jeden z pracowników ambasady, który chorował.
Reakcja władz w Warszawie była natychmiastowa, powołano zespół ds. sytuacji kryzysowej i podjęto próbę wyjaśnienia sprawy.
Zwerbowani w restauracji
Szybko udało się zidentyfikować szefa grupy, którego oświadczenie radiowe odsłuchano w Polsce i połączono z osobą Floriana Kruszyka, byłego żołnierza, poszukiwanego za liczne przestępstwa.
Pozostali trzej terroryści byli emigrantami zarobkowymi, których kilka miesięcy wcześniej Kruszyk zwerbował w prowadzonej przez siebie restauracji. Ponieważ Szwajcaria była przez władze polskie podejrzewana o współpracę z terrorystami w dziedzinie przeglądania tajnych dokumentów, Polska postanowiła wysłać zespół komandosów pod dowództwem Jerzego Dziewulskiego, ale Szwajcaria nie wyraziła na to zgody.
Międzynarodowe negocjacje
W planowanie operacji zaangażowany był gen. Edwin Rozłubirski, będący ówcześnie komisarzem z ramienia KOK w MSW odpowiedzialnym za walkę z terroryzmem. Doradzał funkcjonariuszom Wydziału Zabezpieczenia KSMO oraz drugiej grupie specjalnej MO ulokowanej przy CPL "Okęcie" w zakresie taktyki i uzbrojenia.
Miał też brać udział w operacji w Bernie, gdzie planowano dotrzeć helikopterami, przy użyciu ładunków wybuchowych opuszczonych ze śmigłowca na dach utorować wejście do środka i odbić ambasadę - kolejna grupa MO miała staranować ciężarówką jedno z wejść lub fragment ściany.
W operacji miały wziąć udział kobiety, co miało dawać pewne atuty w przeprowadzeniu i maskowaniu działań (w WZ KSMO przez pewien czas istniał pluton kobiecy do działań szturmowych, został jednak rozwiązany). Następnie planowano przebrać pojmanych terrorystów w mundury komandosów MO i przemycić do PRL.
Ostatecznie Szwajcaria nie wyraziła zgody na użycie sił polskich, słusznie obawiając się, że zechcą one jedynie za wszelką cenę odbić obiekt. Użyto kantonalnej grupy antyterrorystycznej "Stern", która z sukcesem przeprowadziła operację uwolnienia zakładników. Generał Rozłubirski twierdził później, że szef MSW gen. Kiszczak wyraził zgodę na operację, zaś Niemcy dały zgodę na przelot Polaków, a Szwajcarzy zaaprobowali polską operację, z czego jednak ostatecznie wycofali się pod naciskiem USA.
Ostatecznie szturm na ambasadę podjęły oddziały szwajcarskie, które zajęły budynek 9 września i uwolniły zakładników. Po eliminacji terrorystów doszło do spięcia pomiędzy Polską i Szwajcarią, ponieważ władze szwajcarskie rozpoczęły przeszukiwanie ambasady polskiej w celu przejęcia dokumentów, a pracownicy placówki nie zostali natomiast na jej teren wpuszczeni przez kilka następnych godzin.
Jednocześnie przesłuchano wszystkich pracowników, nie chciano jednocześnie zwolnić attaché wojskowego, płk. Zygmunta Dobruszewskiego. Szwajcarzy przejęli ostatecznie część dokumentów oraz kodów używanych m.in. przez II Oddział Sztabu Generalnego WP.
Władze RFN starały się przekonać Polskę, że terroryści, którzy zorganizowali się w Niemczech, nie współpracują z niemieckimi służbami. Niemcy kierowali oskarżenie o inspirację na Amerykanów, ku czemu skłaniała się także strona polska.
Proces terrorystów odbył się 3-6 października 1983 roku przed szwajcarskim Trybunałem Federalnym w Lozannie, polskie wnioski o ekstradycję stanowczo odrzucono. W czasie procesu główny oskarżony utrzymywał, że organizacja konspiracyjna faktycznie istnieje, ale odrzucono tę tezę. Zapadły wyroki od dwóch i pół roku do sześciu lat więzienia.
W 1984 roku powstał film fabularny "Ultimatum" w reżyserii Janusza Kidawy, którego scenariusz oparto o powyższe wydarzenia.
Oprac. na podstawie artykułu z Wikipedii, autorstwa, udost. na licencji CC-BY-SA 3.0