W Polsce w 1939 r. rzeczywiście odbywała się akcja rekrutowania „żywych torped”. Pod tym pojęciem kryło się jednak coś więcej niż ochotnicy do morskich akcji samobójczych. W przedwojennej prasie „żywymi torpedami” nazywano kandydatów chętnych do zadań o ekstremalnie niebezpiecznym charakterze, niekoniecznie jednak samobójczych i niekoniecznie na morzu. To określenie zastosowano więc np. wobec ochotników do niszczenia gniazd niemieckich karabinów maszynowych podczas wrześniowego oblężenia Warszawy. Natomiast Marynarka Wojenna rzeczywiście wyselekcjonowała 83 kandydatów do ewentualnego wyszkolenia na pilotów morskich „żywych torped”, te ostatnie pozostały jednak w fazie koncepcyjnej.
Pierwsi zaczęli prace nad „żywymi torpedami” Włosi - ich konstrukcja Maiale od początku zakładała możliwość ewakuacji pilota po nakierowaniu pocisku na cel. Nurkowie z reguły przeżywali - z oddziału, w którym służyli, sformowano później jednostkę specjalną X Flotylla MAS, która najpierw słynęła jako oddział komandosów, by w ostatnim okresie wojny przerodzić się w podporządkowaną ściśle Niemcom formację okrutnie zwalczającą partyzantów.
Niemcy planowali pójść w kwestii „żywych torped” włoskim tropem. Ich konstrukcja Neger okazała się jednak niezamierzenie samobójcza. Atak nie kończył się śmiercią tylko dla mniej więcej co dziesiątego nurka - torpedę trudno były opuścić. Z założenia samobójczy charakter miały natomiast japońskie „żywe torpedy” Kaiten, stosowane od 1944 r. Okazały się średnio skuteczne, ich największy sukces to zatopienie niszczyciela USS „Underhill”.