Potknęło się mamuciątko pod Opolem

Ewa Bilicka
Małgorzata Karaczyn i Klaudia Kardynał w jednej z pracowni katedry biosystematyki Uniwersytetu Opolskiego wraz z "kostkami”, które badały
Małgorzata Karaczyn i Klaudia Kardynał w jednej z pracowni katedry biosystematyki Uniwersytetu Opolskiego wraz z "kostkami”, które badały Sławomir Mielnik
Mamut nie był za wielki. Nosorożec był czymś na kształt prehistorycznego czołgu. Za to koń słynął z łagodnego usposobienia

Opolscy studenci opisali, jak żyły na naszych terenach prehistoryczne zwierzęta. Pomocne były w tym pierwsze tego rodzaju tak bogate znaleziska kości.

W trakcie wydobycia piasków w kopalni "Kotlarnia" (na granicy z województwem śląskim) pracownicy zauważyli coś dziwnego, uznali, że to może być skamieniałość prehistorycznych kości. Trzeba mieć nie lada zmysł, wyobraźnię, ale i doświadczenie, aby w sczerniałym kawałku rozpoznać kość, a nie otoczak. Dziwnych "kamieni" było kilka.

- Menedżerowie tego zakładu byli znani z zamiłowania do skamieniałości, wiec i pracownicy byli na nie bardziej wyczuleni. Skamieniałości oczyszczono i postawiono w zakładowej gablocie. Nie wiadomo było, co to jest - mówi Klaudia Kardynał, jedna z zespołu doktorantów Uniwersytetu Opolskiego, którzy opowiadali o opolskich zwierzętach plejstocenu podczas niedawnej Nocy Biologów.

To coś, co znaleziono w "Kotlarni", to były kości mamuta włochatego, nosorożca włochatego i dzikiego konia. Takie znalezisko zawsze budzi wśród paleontologów dreszczyk emocji.

W Polsce najsłynniejsze są kości mamuta pochodzące z Pyskowic - udało się z nich złożyć kompletny szkielet mamuta. Innym przykładem jest znaleziony pod górą św. Anny na Opolszczyźnie ząb mamuta. Ale raczej nie należał on do zwierzęcia żyjącego tysiące lat temu dokładnie w tym miejscu, prawdopodobnie przywieziono go tu kiedyś z materiałem budowlanym.

Zresztą niedawno opolscy paleontolodzy wzbogacili się o kolejny ząb mamuta. Znalazł go w Malerzowicach Wielkich koło Nysy rolnik i przywiózł znalezisko na uniwersytet.

W przypadku raciborskiego znaleziska dość szybko stało się jasne, że kości należą do zwierząt plejstoceńskich, które żyły na ziemiach dzisiejszego Śląska. Po śmierci ich szczątki zostały naniesione przez wody i osiadły tam, gdzie wreszcie, po latach, wydobyto je wraz z piaskiem i żwirem. Kości badali studenci doktoranci Uniwersytetu Opolskiego pod przewodnictwem prof. Eleny Jagt-Yazykowej.

- Od razu widać było, że to nie szczątki jakiejś kobyły sprzed stu czy dwustu lat. Przez tysiące lat w materiale kostnym leżącym w ziemi działała chemia, tkanki zostają zastąpione przez minerały. Prehistoryczna kość jest sczerniała, ma charakterystyczną powierzchnię i strukturę. Stuprocentową pewność co do wieku otrzymaliśmy po przebadaniu jednej kości w Poznańskim Laboratorium Radiologicznym przy Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Wiek fragmentu żebra "wyceniono" tam na około 28 tysięcy lat - mówi Piotr Wasik, doktorant.

- Korzystaliśmy też z pomocy autorytetów przy identyfikacji szczątków. W niektórych kościach już na pierwszy rzut oka rozpoznawaliśmy jakiś kręg, cios mamuta, jego ząb trzonowy, fragment czaszki. Ale wiele kości to były okruchy. W ich klasyfikacji nieocenione było doświadczenie innych naukowców.

Współcześni badacze korzystają też z zalet epoki internetu, na naukowych portalach można znaleźć sporo zwierząt. Opolanie więc ściągali dziesiątki tych zdjęć wraz z opisami i porównywali z tym, co złożyli w pracowni paleobiologicznej Uniwersytetu Opolskiego.

Dziś opolanie potrafią dokładnie opowiedzieć, jak wyglądało życie w czasach, z których pochodzą kości. Warunki klimatyczne niewiele się różniły od tych, które mamy w tej chwili. 27 tysięcy lat to w skali geologicznej naprawdę niewiele, dosłownie chwilka. - Tamta zima, sprzed 27-28 tysięcy lat jeszcze bardziej przypominała wiosnę niż ta aktualna - uśmiechają się naukowcy.

- Mimo powszechnego nazywania tych czasów epoką lodowcową, bywało nawet cieplej! Każdy myśli, że wtedy było mnóstwo śniegu i że on nie topniał. Nie do końca tak było. Bywały takie okresy, gdy mieliśmy klimat typowo kontynentalny, aurę wiosenną. Nie było lasów, tylko łąki zwane stepem mamucim, na łąkach pasły się mamuty, nosorożce włochate oraz dzikie konie - mówi Piotr Wasik.

Kości należały do różnych osobników tego samego gatunku. Były to także zwierzęta w różnym wieku. Cios i żuchwa należały zapewne do młodszego mamuta - prof. Elena Yazykowa ocenia jego wielkość na około 4 metry. Jedna z kości konia (kość śródręcza) - należała do młodzika, nie miał prawdopodobnie nawet roku.

Koń dziki był stosunkowo mały, drobnej budowy i o wiele niższy niż współczesne konie. Bliżej mu było do dzisiejszego konika polskiego niż do ogiera pełnej krwi angielskiej. Był prawdopodobnie dość spokojny i łagodny.

Dlaczego koń wyginął - na to pytanie nie ma stuprocentowo pewnej odpowiedzi.
- Prawdopodobnie do ich wyginięcia przyczynił się człowiek; jako główny drapieżnik uśmiercał je - dla mięsa, dla kości, wreszcie - dla pasji polowania. Z podobnych przyczyn wyginęły inne zwierzęta plejstoceńskie. Polowania niosły zagładę szczególnie zwierzętom, które miały długą ciążę, jak na przykład mamut - u niego ciąża trwała, podobnie jak u słonia, 2 lata. Gatunek nie miał szans, aby zrekompensować straty - mówi Małgorzata Karaczyn. - Kolejna z hipotez mówi o zmianie klimatu, w plejstocenie klimat zmieniał się 23 razy i nie zawsze akurat się ochładzał. Czasami wysokie trawy były wypierane przez mchy i porosty - i te dość spore i potrzebujące dużo paszy zwierzęta nie mogły się pożywić.

- Te zwierzęta zjadały dziennie dziesiątki kilogramów trawy, trzeba było pochłaniać ją w hurtowych ilościach, bowiem zawiera bardzo dużo celulozy. To doskonały związek wymyślony przez naturę - zapewnia sporą dawkę energii, ale trzeba go długo trawić - mówi Wasik. - Mamuty, konie dzikie czy nosorożce włochate posiadały w swych strukturach pokarmowych miejsca, w których żyły mikroorganizmy trawiące celulozę. Ale i tak całej trawy nie dało się strawić, stąd trzeba było pochłaniać jej jak najwięcej, aby jak najwięcej udało się uwolnić energii. Nie tylko przewód pokarmowy był odpowiednio zbudowany. Mamuty miały długą trąbę, która pozwalała zagarniać jak najwięcej roślin. Nosorożec miał nisko osadzoną głowę, aby nie schylać się godzinami, podczas żerowania.

Zmiany klimatyczne to nie jedyna z podawanych przez naukowców wersji przyczyn zagłady zwierząt. Kolejna mówi o tajemniczej niszczycielskiej bakterii czy chorobie. Ta choroba mogła być podobna do dżumy czy AIDS.

Coraz więcej jest też zwolenników hipotezy, że mamuty, nosorożce włochate i inne współczesne im zwierzęta zginęły - podobnie jak wcześniej dinozaury - w wyniku zagłady spowodowanej upadkiem ogromnej asteroidy.

- Czasami można się zresztą zastanawiać nad sensem określenia "zagłada" - dodaje Piotr Wasik. - Bo przecież konik polski przecież częściowo nosi w sobie geny prehistorycznego konia dzikiego. Czy więc koń dziki wymarł, czy może zwierzę to tylko się zmieniło?
Natomiast ostatnie mamuty wyginęły stosunkowo niedawno, bo 4 tysiące lat temu.

Zamieszkiwały Wyspę Wrangla i były skarłowaciałe - czyli mierzyły około 1,5 metra wysokości w kłębie (skarłowaciałe występowały na Półwyspie Iberyjskim - te z Syberii niekoniecznie były aż tak małe). Zamknięte na wyspie - nie miały jak ewoluować.
Jak wyglądał mamut - powszechnie wiadomo, to jedno z najbardziej medialnych zwierząt epoki lodowcowej. Nieco mniej wiadomo o nosorożcu włochatym. A to był swego rodzaju czołg swoich czasów.

- Zwierzę to osiągało wysokość do dwóch metrów, jeśli idzie o długość - miewał nawet ponad 4 metry. Uzbrojony był w dwa rogi. Ciało pokrywały włosy dwóch rodzajów - jedna warstwa z włosów cienkich, ale tworzących gęstą sieć, druga - z włosów dłuższych i sztywniejszych - pokrywała ciało z wierzchu. Były zwierzętami roślinożernymi, ale potrafiły też mocno szarżować w obliczu zagrożenia - opisuje Małgorzata Karaczyn.

Nie brakowało wrogów kolosa. Przede wszystkim tygrys szablastozębny oraz niedźwiedź jaskiniowy, lew jaskiniowy, inne kotowate.

- No i człowiek. Zabijał nie tylko zresztą dla pokarmu, ale i dla kości czy skór. Wprawdzie nie na terenach dzisiejszej Polski, ale w Ameryce oraz we wschodniej Europie odkryto szczątki całych osad zbudowanych z kości mamutów - dodaje Klaudia Kardynał.

Ostatnie nosorożce włochate na świecie wymarły jakieś 10 tysięcy lat temu, dziś najbliżsi ich krewni to nosorożce sumatrzańskie, też są zresztą zagrożone wyginięciem. W 1929 r. w Staruni w Karpatach Wschodnich (Ukraina) podczas prac wykopaliskowych znaleziono całkowicie zachowany okaz samicy nosorożca włochatego wraz z częściami miękkimi, zachowanymi w pokładach wosku ziemnego.

Na podstawie badań metodą radiowęglową ustalono wiek zwierzęcia na ok. 30 tys. lat. Jest to jedyny kompletny okaz na świecie, stanowiący eksponat Muzeum Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej PAN w Krakowie. Liczne odlewy gipsowe nosorożca włochatego ze Staruni prezentowane są w wielu muzeach przyrodniczych świata.

Co ciekawe, z czasów II wojny światowej zachowały się zapiski lotników, którzy, latając nad Syberią, widzieli stada rozpoznawane jako mamucie.
- Ale te "widzenia" to raczej był efekt stresu, jakiemu poddani byli lotnicy - mówią opolscy naukowcy.

Mamuty są medialne i popularne nie tylko z uwagi na swe ogromne rozmiary, ale i dlatego, że spośród zwierząt, które już wyginęły, największe szanse na powrót do świata żywych mają właśnie one.

Do klonowania potrzebne jest żywe jądro komórki ciała. Może pochodzić np. ze skóry. Na Syberii nieraz odkryto zamrożone szczątki mamutów ze skórą w na tyle dobrym stanie, że może posłużyć do uzyskania materiału genetycznego nadającego się do klonowania.

Największe nadzieje na rekonstrukcję gatunku wiązane są z próbką sierści zamarzniętego mamuciątka sprzed 37 tys. lat, nazwanego "Liubą". Hodowca reniferów Jurij Chudi wraz ze swymi synami znalazł mamuciątko na półwyspie Jamał w maju 2007 r.

Szczątki mamutów pojawiają się w tym regionie pospolicie, ale często są sprzedawane handlarzom skamieniałości, zanim naukowcy zdążą je zbadać. Tym razem zamarzniętą, w dobrym stanie, praktycznie kompletną "Liubę" udało się przejąć naukowcom. Badali ją Rosjanie, Amerykanie i Japończycy - wiele dowiedzieli się o mamutach, a także o samej młodej samicy, a także o tym, w jakich okolicznościach zmarła.

To musiał być koniec zimy. Samiczka miała niespełna miesiąc, gdy zapewne stanęła nad jakimś grzęzawiskiem, potknęła się na śliskim brzegu i wpadła w maź złożoną z gliny, piasku i topniejącego śniegu. Błoto zalało jej pyszczek, trąbę, oczy. Zdezorientowane zwierzę, chcąc złapać oddech, wciągało szlam, a ten dostał się do płuc (wykazały to zdjęcia tomograficzne ciała mamuciątka).

EWA BILICKA, Nowa Trybuna Opolska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia