Przeżyła okupację i obozy pracy. Tylko z komunistycznego więzienia nie wyszła żywa

Irena Kotulska, zdjęcia z Auschwitz
Irena Kotulska, zdjęcia z Auschwitz archiwum
Zmuszona do współpracy z komunistycznym wywiadem Irena Kotulska zaczęła dostarczać MBP wyssane z palca informacje. Spotkała ją za to zemsta

Akt oskarżenia zrozumiałam, do zarzucanych mi czynów przyznaję się, z tym że nie byłam agentką wywiadu obcego. Proszę o wymierzenie mi kary śmierci.

Wersja oficjalna jest następująca: 12 grudnia 1953 r. w więzieniu w Inowrocławiu zmarła Irena Maria Kotulska, lat 51 lat. Odsiadywała dożywocie.

- Współwięźniarki opowiadały, że popełniła samobójstwo w izbie chorych. Na szyi miała zadzierzgnięty sznurek zrobiony z podpasek - wspomina Anna Rozwadowska z Warszawy.

Pani Anna skazana na 15 lat za udział w nielegalnej organizacji pod nazwą Związek Narodu Polskiego przez półtora roku siedziała z Kotulską w Fordonie, czteroosobowej celi. W sierpniu 1953 r. obie trafiły do inowrocławskiego więzienia. Na ślad Ireny Kotulskiej wpadła dr Alicja Paczoslo-Hauke, historyk z bydgoskiej Delegatury IPN, która od lat wyjaśnia tragiczne losy żołnierzy wyklętych.

- Wcześniej nic o tej kobiecie nie wiedziałam - przyznaje. - Pochodziła z Warszawy, z rodziny ziemiańskiej. Aresztowana razem z mężem trafiła do Auschwitz, potem do innych obozów. W 1946 r została zwerbowana przez władze bezpieczeństwa publicznego, w związku z jej wyjazdami zagranicznymi niejako za karę, że ich okłamywała, przekazując nieprawdziwe informacje, skazano ją na karę śmierci.

Wyrok jednak nie został wykonany. Władze komunistyczne bardzo dążyły do "zakopania tematu". Jej ciało przewieziono na bydgoski cmentarz. Chodziło o to, by nikt nigdy nie poznał prawdy.
Cofnijmy się o ponad 60 lat. W styczniu 1948 r. Kotulska powraca do Warszawy. Ostatnie dwa lata, nie licząc krótkich urlopów w kraju, spędziła w Sztokholmie, gdzie w Poselstwie Polskim pracowała jako urzędniczka. Po kilku godzinach zostaje zatrzymana. Miesiąc później jest przesłuchiwana przez porucznika Jerzego Kaskiewicza, oficera śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.

- Opowiedzcie swój życiorys - poleca ubek. "Urodziłam się dnia 5 kwietnia 1902 roku w Warszawie. Matka pochodziła z rodziny ziemiańskiej, ojciec pochodził z rodziny mieszczańskiej...''.

Gdy bolszewicy zbliżali się do stolicy w 1920 roku, 18-letnia Irena pracowała jako pielęgniarka w szpitalu na Smolnej i w Markach pod Warszawą Jesienią zapisała się na uniwersytet, na wydział medyczny (studiowała niecałe dwa łata).

Miała dwóch mężów, paru narzeczonych i barwne życie, w którym nie brakowało na przykład wyjazdów do Sopotu, do kasyna (gra w ruletkę skończyła się sromotną przegraną i stratą ponad 1100 dolarów - byłego męża). Ubekom Kotulska chwaliła się, że z kolejnymi mężami wyjeżdżała zagranicę - byłam.in. w Wenecji, Belgradzie, Budapeszcie, Paryżu, Stuttgarcie, Strasburgu i Pradze.

Pierwsze lata niemieckiej okupacji Kotulscy (Irena wyszła za mąż za dr Ludwika Kotulskiego w 1931 roku) spędzi w Warszawie. Oboje zaangażowali się w działalność konspiracyjną Z jej relacji wynika, że przewoziła broń i rozkazy ze stolicy do Nowego Sącza. Pomagała też w przekraczaniu granicy ludziom uchodzącym na Węgry.

W 1942 roku "w dniu 17 lipca, za współpracę z »Brodaczem« zostałam aresztowana i odwieziona na Pawiak - mówiła na przesłuchaniu. Z Pawiaka trafiła do Auschwitz w październiku 1942 r. W tym piekle na ziemi miała sporo szczęścia. Mimo że chorowała na tyfus plamisty i malarię, uniknęła śmiercionośnego zastrzyku. Jakiś czas pracowała jako pielęgniarka i pisarka.

W końcu sierpnia 1944 roku została wywieziona do obozu pod Metz-Ebbinge, gdzie była zatrudniona w fabryce amunicji. Zanim odzyskała wolność, była jeszcze w Saarlauten i Ravensbruck. Obozowa gehenna Ireny zakończyła się w kwietniu 1945 r. wraz z dotarciem do Altony i przewiezieniem tysięcy więźniarek do Danii a następnie do Szwecji.

Kolejne tygodnie Kotulska spędzała na obozach wypoczynkowych i na obowiązkowych kwarantannach. Nie czekała jednak, aż los sam się do niej uśmiechnie. Szukała protektorów, a za ich pośrednictwem pracy i lepszego życia. Miała szczęście - w Sztokholmie została pielęgniarką i otrzymała mieszkanie przy szpitalu. Wkrótce wjej życiu pojawił się kolejny mężczyzna.

To Aleksy Bandura, prezes Związku Patriotów Polskich w Sztokholmie, organizacji politycznej utworzonej w 1943 r. w ZSRR, tej, która przygotowała warunki do przejęcia władzy w Polsce przez komunistów. Ze znajomego Bandura wkrótce stał się kochankiem Kotulskiej.
W grudniu 1945 r oddzielnie opuścili Szwecję, by spotkać się w Gdyni. Stamtąd pojechali do Warszawy. W styczniu 1946 r. Kotulska została zatrudniona w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i skierowana do pracy w Sztokholmie. Równocześnie podjęła współpracę z MBP, otrzymując pseudonim Baśka.

Za pośrednictwem poznanego w Sztokholmie "politycznego zbiega" Witolda Korwin-Myczkowsldego, szefa komórki "LU3", rozpoczęła współpracę z brytyjskim wywiadem, początkowo pod pseudonimem "Observe" a następnie "Jacek".

Podczas jednego z przesłuchań mówiła że uczyniła to, by "naprawić krzywdę wyrządzoną emigracji przez przyjęcie pracy w konsulacie" (sic!). Myczkowskiemu przyznała się, że jest podwójną agentką. Oświadczyła natomiast, że dostała propozycję współpracy z MBP. On zaś polecił jej, by tę ofertę przyjęła. Według Kotulskiej to właśnie Myczkowski tworzył fikcyjne raporty, które ona słała swoim mocodawcom.

Nie wiemy, kto w MBP odkrył że "Baśka" podsyła fałszywki. Faktem jest, że pod koniec 1947r. odwołano ją do kraju. Czyniła starania, by pozostać w Szwecji, jednak 21 stycznia 1948 r znalazła się w Warszawie. Tego samego dnia została zatrzymana.

Kolejnym ubekom, którzy ją przesłuchiwali opowiadała życiorys swój ze szczegółami. Sypała nazwiskami (także ludzi z konspiracji akowskiej), drobiazgowo odtwarzała zawartość raportów przekazywanych Korwin-Myczkowskiemu. Z detalami opowiadała również o fałszywych materiałach słanych do MBP.

Miała fenomenalną pamięć czy konfabulowała? Na to pytanie mogą odpowiedzieć historycy, pod warunkiem ze znajdą inne źródła. Na razie znamy jej biografię taką, jaką ona sama opowiedziała ubekom. Byli tacy, którzy Kotulskiej uwierzyli na słowo.

"Wobec całkowitego i nie budzącego wątpliwości przyznania się oskarżonej do winy Sąd postanowił nie przeprowadzać postępowania dowodowego" - zapisano w protokole z rozprawy, która odbyła się przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie w marcu1949 r. Zaiste "wzorcowy" był to proces. Nie uczestniczył w nim prokurator (został powiadomiony) ani obrońca. Sąd uznał, że zgodnie z obowiązującym prawem jego "obecność jest niewskazana ze względu na bezpieczeństwo Państwa".

Ale zanim doszło do rozprawy, było śledztwo (raczej jego karykatura) i postanowienie o pociągnięciu Kotulskiej do odpowiedzialności karnej. Zatwierdził je stalinowski zbrodniarz, ppłk Adam Humer (vel Umer), ówczesny wicedyrektor departamentu śledczego MBP. 21marca 1949 r Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie uznał Kotulską za winną zarzucanych jej czynów. Wyrok: kara śmierci,utrata praw publicznych i obywatelskich oraz przepadek całego majątku.

27 czerwca Bierut zamienił karę śmierci na dożywocie, chociaż Kotulska o łaskę nie występowała. "W mojej praktyce zdarzył się po raz pierwszy przypadek, że osoba skazana na karę śmierci nie wniosła prośby o ułaskawienie" - pisał kpt. Zbigniew Furtak, który przewodniczył składowi sędziowskiemu.
- Być może matka Ireny prosiła o ułaskawienie córki - zastanawia się pani Anna. - Chodziły w więzieniu słuchy, że Irena ocaliła życie za cenę podpisania zgody na współpracę. To może tylko plotki, jednak pamiętam, że na tematy polityczne się nie wypowiadała. Poza tym mówiła, by przy niej nie szkalować Polski Ludowej.

Karę Kotulska odbywała w Fordonie i Inowrocławiu "Jest więźniarką przebiegłą i zarozumiałą. Do administracji więziennej ustosunkowana wrogo. Za przestępstwa dokonane na wolności żadnej skruchy nie okazuje" - donosił w październiku 1951 r naczelnik Centralnego Więzienia w Fordonie. Irena miała nadzieję, że jeszcze karta się odwróci. Pisała prośby o skrócenie wyroku "Usilną pracą na wolności będę mogła naprawić szkodę wyrządzoną moją działalnością" - deklarowała w piśmie adresowanym do Bieruta we wrześniu 1951 r.

Ostatnią prośbę wysłała 5 listopada 1953 r. Miesiąc później nie żyła - Irena Kotulska to postać tragiczna - uważa pan iAnna - Gdy ją poznałam, miała prawie 50 lat, ja dwadzieścia. Trochę mi matkowała. O pracy wywiadowczej nic nie mówiła. Od innych więźniarek dowiedziałam się, że miała wyrok z art 7 mkk [małego kodeksu karnego - red], czyli za szpiegostwo. Wiele razy powtarzała, że musi żyć dla matki. Po jakimś czasie powiedziała mi, że mama odeszła, więc ona już nie musi żyć. Zapamiętałam Irenę jako osobę pogodzoną z losem, żyjącą w świecie, którego już nie było.

Hanka Sowińska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia