Powstanie miało charakter wojny partyzanckiej, w ramach której, w okresie niemal dwóch lat, doszło do ok. 1200 bitew i potyczek. Bardzo wiele z nich miało miejsce na Lubelszczyźnie, która na powstańczej mapie miała szczególne znaczenie. A na samej Lubelszczyźnie jedną z ważniejszych ról, szczególnie w przededniu wybuchu powstania i w jego pierwszych godzinach, odegrały Puławy.
Instytut Politechniczny i Rolniczo-Leśny
Po upadku powstania listopadowego i udaniu się na emigrację księcia Adama Jerzego Czartoryskiego (skazanego przez cara Mikołaja I Romanowa na karę śmierci przez ścięcie toporem), majątki księcia, w tym pałac w Puławach, uległy konfiskacie. W 1842 roku umieszczono w nim Instytut Wychowania Panien, zwany Aleksandryjskim (w 1846 roku zmieniono nazwę miasta na Nową Aleksandrię). W 1862 roku na bazie Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie koło Warszawy utworzono w Puławach Instytut Politechniczny i Rolniczo-Leśny, do którego przeniesiono personel i całe wyposażenie szkoły. Instytut składał się z pięciu wydziałów, a językiem wykładowym nowej uczelni był język polski.
Na pierwszy rok studiów zapisało się 356 słuchaczy (niektóre źródła podają, że nawet 560). Był to pierwszy i ostatni rok działalności uczelni (formalnie istniejącej do 1869 roku) bowiem już trzy miesiące po rozpoczęciu roku akademickiego wybuchło powstanie styczniowe, a instytut stał się ośrodkiem konspiracji młodzieży polskiej.
Pierwsze organizacje konspiracyjne powstawały wszędzie tam, gdzie na uczelniach studiowała polska młodzież. W 1857 roku na terenie Uniwersytetu Kijowskiego powstał Związek Trojnicki założony przez Narcyza Jankowskiego. Nazwa organizacji nawiązywała do trzech prowincji zabranych, które nie weszły w skład Królestwa Polskiego (od 1815 roku), czyli Wołynia, Podola i Ukrainy.
Organizacja głosiła potrzebę przeprowadzenia uwłaszczenia chłopów oraz odbudowy państwa polskiego w granicach z 1772 roku. Jednym z jej przywódców był urodzony pod Hrubieszowem Leon Głowacki, brat Aleksandra, znanego jako Bolesław Prus. Związek Trojnicki współpracował z Kołem Oficerów Polskich powołanym przez Zygmunta Sierakowskiego w Akademii Sztabu Generalnego w Petersburgu. Po odejściu Sierakowskiego, który ukończył szkołę w 1859, Kołem kierował Jarosław Dąbrowski. Kolejnymi ważnymi ośrodkami konspiracji stały się warszawskie Akademia Medyko-Chirurgiczna, Szkoła Sztuk Pięknych oraz Instytut Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa, na bazie której utworzono puławski instytut.
Przeniesienie uczelni z Marymontu do Puław było następstwem reformy, jaką przeprowadził naczelnik cywilny Królestwa Polskiego margrabia Aleksander Wielopolski. Uznał on, że wyprowadzenie instytutu na prowincję oddzieli młodzież od centrum ruchu spiskowego i osłabi ducha patriotycznego studentów Politechniki. Mylił się. Przede wszystkim na prowincji znaleźli się ludzie, którzy już byli uświadomieni, m.in. Albert Chmielowski czy Maksymilian Gierymski.
W Puławach natychmiast utworzono Komitet Korporacji Studenckiej, mianowano setników i dziesiętników, tworząc strukturę związku wojskowego. Spiskowaniu sprzyjało romantyczne otoczenie pałacu, o czym pisała w biografii Alberta Chmielowskiego Natalia Budzyńska: „A więc dookoła park, romantyczne budowle, legendarny budynek Sybilli, Domek Gotycki, łachy nadwiślańskie, dzikie zakątki, w których nic, tylko spotykać się i spiskować, spiskować”. I dalej: „Podobno po powrocie ze świątecznych ferii już nic nie miało być takie samo. A w wiecu pod Świątynią Sybilli wszyscy ci nastolatkowie (najmłodsi mieli lat szesnaście, większość była przed dwudziestką) przysięgali wierność idei narodowej”. Spiskowaniu służyło jeszcze coś. Ponieważ Instytut nie posiadał internatu, studenci rozlokowani zostali w różnych częściach Puław i okolicznych wioskach. Stwarzało to możliwości niekontrolowanego poruszania się i uświadamiania patriotycznego miejscowej ludności.
Początek powstania
To, że powstanie wybuchnie nie było dla nikogo tajemnicą. Niestety także dla władz carskich. Początkowo zakładano termin wiosenny, przygotowując się do niego poprzez musztry i strzelanie do celu. Historia przyspieszyła, gdy margrabia Aleksander Wielopolski, pełniący funkcję Naczelnika Rządu Cywilnego Królestwa Kongresowego, celem powstrzymania działań spiskowców zarządził „brankę” do rosyjskiego wojska. Jednak ten pobór z założenia nie był powszechny, dotyczyć miał jedynie „elementów nieprawomyślnych”. W tej sytuacji zdecydowano, że powstanie musi wybuchnąć natychmiast. Na wieść o tym puławscy studenci wysłali do Warszawy delegację, która miała wymóc cofnięcie decyzji ze względu na nieprzygotowanie - brakowało przede wszystkim odpowiedniej liczby broni. Delegacja wróciła z niczym, poza tym, że musiała zapewnić Komitet Centralny Narodowy, że akademicy stawią się w punkcie zbornym w nocy z 22 na 23 stycznia. I tak się stało.
Plan dla puławskich spiskowców był taki sam jak dla wszystkich powstańców w innych częściach imperium. W pierwszej chwili należało uderzyć na uśpione rosyjskie garnizony i odebrać żołnierzom broń. Kolejnym zadaniem była kontynuacja walki. Przy takim planie co mogło pójść nie tak? O 10 lub 11 w nocy (w zależności od źródeł), 22 stycznia 1863 roku w ustalonym wcześniej miejscu zebrała się grupa 400-600 osób, w której znaleźli się studenci oraz chłopi, u których mieszkali, a których udało się wcześniej zaprzysiąc. Odczytano manifest, w którym wezwano społeczeństwo do walki za Ojczyznę:
„Za nią więc, Narodzie Polski, za nią. Po straszliwej hańbie niewoli, po niepojętych męczarniach ucisku, Centralny Narodowy Komitet, obecnie jedyny legalny rząd Twój Narodowy, wzywa Cię na pole walki już ostatniej”.
Żeby zachęcić do poświęceń, ogłoszono równość i wolność dla wszystkich: „W pierwszym zaraz dniu jawnego wystąpienia, w pierwszej chwili rozpoczęcia świętej walki, Komitet Centralny Narodowy ogłasza wszystkich synów Polski, bez różnicy wiary i rodu, pochodzenia i stanu, wolnymi i równymi obywatelami kraju”.
Na czele oddziału stanął dwudziestoletni komisarz wojewódzki Leon Frankowski. Pierwszym postawionym przed „Puławiakami” zadaniem było zdobycie garnizonu w Końskowoli. Powstańcy ruszyli w stronę miasteczka nieświadomi, że wchodzą w zasadzkę.
Garnizonem dowodził płk. Bury (jego imię nie zachowało się w relacjach), doświadczony żołnierz, którego o zamiarach powstańców powiadomili informatorzy. Wytoczono działa na drogę puławską, chałupy od strony Puław obsadzono wojskiem, a kozackiemu esaułowi nakazano wysłać podjazdy na okoliczne drogi i aresztować każdego, kto będzie się przemieszczał w kierunku Końskowoli. Wydawało się, że powstanie na tym terenie upadnie, zanim się na dobre rozpocznie. Stałoby się tak zapewne, gdyby nie odwaga i młodzieńczy zapał osiemnastoletniej końskowolanki Elżbiety Müller, która dowiedziawszy się o zdradzie wybiegła na spotkanie „Puławiakom”. Z zachowanych relacji wynika, że przypłaciła ten wyczyn zdrowiem, ciężko się pochorowawszy, w konsekwencji czego zmarła.
Niestety w podobny sposób rozpoczęło się powstanie w samym Lublinie. Tu także nie zrealizowano założeń. Konspiratorów w Lublinie było około 700. Podzielili się na dwa oddziały. Pierwszy, w celu zdobycia broni miał zaatakować wartownię, która mieściła się w budynku obecnego ratusza. Spiskowcy zebrali się w kościele Św. Ducha, skąd mieli nocą uderzyć na pobliski budynek. Wyliczyli dokładnie czas, w jakim mogłyby dotrzeć zaalarmowane posiłki z Koszar Świętokrzyskich (obecnie budynek KUL), zebrali niezbędną broń i czekali na sygnał do ataku. Niestety, na skutek donosu dowódca oddziału został aresztowany i nie dotarł na miejsce zbiórki. Ponieważ nie miał kto wydać rozkazu do ataku, spiskowcy przeczekali w napięciu całą noc i rano rozeszli się do domów.
Jeszcze mniej szczęścia mieli członkowie drugiego oddziału, który ruszył na posterunek carskiej piechoty w Lubartowie. Ktoś ostrzegł Rosjan o planowanym ataku, w skutek czego powstańców spotkał los, który był pisany „Puławiakom” - powitano ich ogniem karabinowym, dziesiątkując i rozbijając oddział.
Festiwal wolności
Członkowie rozbitego w Lubartowie oddziału dotarli nazajutrz do Kurowa, gdzie zostali przejęci przez Leona Frankowskiego i dołączeni do oddziału puławskiego. Połączone oddziały przejęły w Kurowie furgon pocztowy z 48 tys. rubli, co było największym osiągnięciem tego zgrupowania. W Kurowie Frankowski wygłosił płomienną mowę, która drukowana w wielu zagranicznych dziennikach obiegła niemal całą Europę. To wówczas padły słowa, które oddawały nie tyle hart ducha powstańców, co dramat ich położenia:
„Na co wam broń? Z kijami dobędziecie na Rosjanach karabiny, z karabinami armaty, a z tymi Modlin i Warszawę”. Niestety, zdobywanie broni z kijami w ręku nie okazało się w kolejnych dniach łatwym zadaniem.
Połączone oddziały dowodzone przez Frankowskiego zgrupowały się w Kazimierzu Dolnym. Tu utworzono centralny punkt dowodzenia województwa lubelskiego. Frankowski pełnił przez krótki czas podwójną funkcję - komisarza wojewódzkiego i naczelnika siły zbrojnej województwa lubelskiego. Jednak po przybyciu do oddziału burmistrza Markuszowa Antoniego Zdanowicza, Frankowski powierzył mu stanowisko naczelnika siły zbrojnej województwa lubelskiego oraz dowodzenie oddziałem puławsko-lubelskim. Nie spotkało się to z entuzjazmem załogi. Zdanowicz w przeszłości był porucznikiem rosyjskiej armii, walczył pod Sewastopolem i to zaważyło na jego nominacji, jednak nie miał zdolności przywódczych, a do tego był pijakiem. Szczególne niezadowolenie z jego nominacji wyrażali studenci, którzy wręcz zagrozili rozstrzelaniem dowódcy. Sytuację łagodzić musiał Frankowski.
Kazimierski festiwal wolności, podczas którego powstańcy cieszyli się względnym spokojem, przegrupowując się i szkoląc do przyszłej walki, trwał tydzień. Już 1 lutego w okolicach Kazimierza pojawiły się pierwsze patrole kozackie, które były forpocztą wysłanego z Lublina wojska carskiego (4 kompanie piechoty i 50 kozaków) dowodzonego przez podpułkownika Jerzego Miednikowa. Łącznie było to około 700 uzbrojonych żołnierzy. „Puławiacy” domagali się obrony Kazimierza, a w razie przegranej proponowali przeprawienie się na lewy brzeg Wisły i dołączenie do oddziałów Mariana Langiewicza. Frankowski uznał jednak, że należy się wycofać z miasta, ale nie opuszczać Lubelszczyzny.
Setka „Puławiaków” zadziałała na własną rękę, odłączyli się od oddziału i samowolnie przeprawili się przez Wisłę, zabierając ze sobą część zdobytych pod Kurowem pieniędzy. Części z nich udało się odnaleźć Langiewicza i dołączyć do jego oddziału, przekazując mu 15 tys. rubli. Frankowski tymczasem wyruszył do Męćmierza, bezskutecznie próbując zorganizować w tym miejscu przeprawę.
Plany pokrzyżował mu oddział kozaków, który zaatakował powstańców, zmuszając ich do ucieczki w górę rzeki. Po całonocnej uciecze oddział dotarł do Kamienia i tu zarządzono przeprawę. Punktem zbiórki był Solec. Powstańcy rozproszyli się i przeprawiali się na drugą stronę rzeki w kilku miejscach - Kamieniu, Piotrawinie, Kaliszanach i Józefowie.
Koniec epopei „Puławiaków”
Z Solca oddział Frankowskiego udał się do pobliskiego Lipska, gdzie na rynku odczytano manifest Komitetu Centralnego o powstaniu, a następnie po zdarciu z budynków urzędów carskich orłów zorganizowano huczną imprezę. Do Lipska dociera sekretarz Rządu Narodowego Józef Kajetan Jankowski, który tak opisuje zastaną sytuację: „Wjechałem do miasteczka nie zatrzymywany zupełnie, gdy wjeżdżając spostrzegłem niespodzianie na rynku ogromne zbiegowisko ludzi i mnóstwo zbrojnych między nimi, widocznie powstańców. Dowiedziałem się zaraz od pierwszego lepszego, że to jest oddział z Lubelskiego”. Jankowski nakazał Frankowskiemu natychmiastowe dołączenie do oddziału Langiewicza, jednak ten całkowicie zignorował rozkazy. „Wszystko to, co w Lipsku widziałem, (…) głęboko i przykro wzburzyło mnie i zasmuciło” - napisał w sprawozdaniu sekretarz.
Po opuszczeniu Lipska „Puławiacy” ruszają w stronę Sandomierza. 8 lutego w Słupczy doszło do bitwy. Podpułkownik Miednikow z dwoma kompaniami piechoty i półsotnią kozaków rozbił główne siły powstańców, a następnie w Dwikozach pokonał straż tylną. Oddział puławsko-lubelski zakończył swoją epopeję. Ostatnim epizodem w ich walce była osłona odwrotu resztek oddziału. Strzelcy, rekrutujący się wyłącznie z „Puławiaków” zajęli pozycję i kilka godzin ostrzeliwali się, dając kolegom czas na ucieczkę.
Leon Frankowski, ranny w bitwie, trafił do szpitala. Tu rozpoznał go żandarm, któremu jeszcze w Kazimierzu Frankowski darował życie. Zabrany do Lublina komisarz wojewódzki został wyleczony i postawiony przed sądem wojskowym. W śledztwie nie wydał nikogo, ale nie ocalił także siebie.
16 czerwca komisarz powstańczy województwa lubelskiego został powieszony. Jego grób znajduje się dziś na cmentarzu przy ul. Lipowej. Burmistrz Markuszowa Antoni Zdanowicz okazał się tchórzem. Po pierwszych salwach ze strony Rosjan uciekł do Sandomierza. Tam został po bitwie aresztowany na prośbę wzburzonych „Puławiaków”. Niestety uciekł z aresztu i udał się do Lublina, gdzie dobrowolnie oddał się w ręce wroga. Skazany na zesłanie zmarł w guberni irkuckiej w 1875 roku.
Albert Chmielowski wraz z Maksymilianem Gierymskim dostali się do oddziału Mariana Langiewicza stacjonującego w Nowej Słupi. Obaj będą kontynuować walkę i przeżyją powstanie. Chmielowski pod koniec września w wyniku obrażeń, których dozna w bitwie pod Mełchowem straci nogę. Zarówno Chmielowski, jak i Gierymski zostaną słynnymi malarzami. Chmielowski zapisze się w historii jako Brat Albert i zostanie po śmierci ogłoszony świętym Kościoła katolickiego.
Upamiętnienie
Co roku w rocznicę wybuchu powstania w Puławach organizowane są uroczyste obchody.
- Samorząd powiatu puławskiego, jak zwykle, przyłącza się do upamiętnienia i uczczenia pamięci powstańców styczniowych - mówi starosta puławski Danuta Smaga. - Ziemia Puławska to teren szczególny, naznaczony wieloma istotnymi dla Polski wydarzeniami, w tym związanymi z powstaniem styczniowym. To z Puław studenci ówczesnego Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego, pod wodzą Leona Frankowskiego ruszyli w swój pierwszy bój. 8 sierpnia 1863 roku, w trakcie powstania styczniowego miała miejsce zwycięska dla powstańców polskich bitwa pod Żyrzynem. Wielu bohaterów powstania zostało upamiętnionych poprzez nazwanie ich nazwiskami puławskich ulic.
Jak zauważa starosta, ślady tamtych wydarzeń znajdują się nie tylko w Puławach, ale również w Kazimierzu Dolnym, Markuszowie, Gołębiu oraz innych miasteczkach i wioskach powiatu.
- Warto zwrócić uwagę, że nazwiska bohaterów wykuto w piaskowcu na terenie dawnego cmentarza za kazimierską farą - przypomina Smaga. - Tam też znajduje się jeden z pierwszych pomników powstania styczniowego - płyta umieszczona jeszcze w czasie zaborów w roku 1917.
Puławskie Towarzystwo Tradycji Narodowych co roku wspólnie z parafią pw. Św. Brata Alberta organizuje uroczystości upamiętniające wybuch powstania. Od 2007 roku w cokole pomnika upamiętniającego Brata Alberta i wszystkich powstańców styczniowych umieszczane są tego dnia urny z ziemią z mogił powstańczych i pól bitewnych powstania styczniowego.
- W tym roku w cokole zostanie złożona urna przywieziona z mogiły powstańców poległych w bitwie pod Miechowem - mówi historyk Robert Och, prezes Puławskiego Towarzystwa Tradycji Narodowych. - Będzie to 31. urna. Wcześniejsze pochodzą m.in. z Fajsławic, Lublina, Lubartowa, Żyrzyna czy nawet Żytomierza.
Msza św. w intencji Ojczyzny, podczas której poświęcona zostanie urna z Miechowa odprawiona zostanie w niedzielę 23 stycznia o godz. 12 w kościele pw. Św. Brata Alberta w Puławach.
- W tych lubelskich klubach już nie poimprezujesz! Zobacz listę
- Sentymentalny spacer po Lubelszczyźnie. Zobacz zdjęcia sprzed lat
- Miasto Czartoryskich. Największa nadwiślańska miejscowość między Krakowem a Warszawą
- Kraśnik da się lubić. Styczniowy spacer po mieście znanym w całym kraju. Fotorelacja
- Kolejne pary wyszły na parkiet. Tak bawili się uczniowie ZSE. Fotorelacja
- Sezon studniówkowy w pełni. Tak bawili się maturzyści z ZS nr 1 im. Grabskiego