Podczas kilkugodzinnych poszukiwań udało się odnaleźć dziesiątki mniejszych lub większych części. Podczas katastrofy Liberator rozpadł się na wiele drobnych kawałków. Dzięki doskonałych warunkom glebowym, m.in. iłom, część zachowały się w bardzo dobrym stanie. Sprzymierzeńcem zachowania się fragmentów samolotów jest również trudno dostępny, podmokły teren.
Na sporej części z nich są numery seryjne, różne napisy, również nazwy amerykańskich firm, które wyprodukowany dany element.
- Dzięki tym numerom możemy szybko ustalić, z jakiej części samolotu pochodziła dana część - mówi Wiesław Sokolik z Przemyśla, pasjonat historii i koordynator poszukiwań.
Osobliwą ciekawostką poszukiwań był unoszący się zapach paliwa lotniczego i oleju. Przetrwał pomimo 78 lat przebywania w ziemi.
Największa sensacja sobotniej akcji poszukiwawczej znajdowała się ponad metr pod ziemią. To spory fragment prawej skrzydła samolotu.
- Mamy do czynienia z pamiątką, ze świadkiem największej operacji lotniczej, jaka kiedykolwiek miała miejsce nad ziemiami polskimi. Amerykańska wojna o paliwo rozpoczęła się w 2 sierpnia 1944 r. i trwał do 26 grudnia 1944 r. Było to 19 wielkich wypraw, realizowanych głównie siłami 15. Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych - mówi dr inż. Krzysztof Wielgus, z Politechniki Krakowskiej, autorytet historii lotnictwa.
Atakowano zakłady na Śląsku, produkującej benzynę dla armii niemieckiej. To były skrajnie niebezpieczne, trudne wyprawy. Średnio w ciągu jednego dnia, jednej misji 40 ludzi ginęło, zostawało rannych, dostawało się do niewoli
- Straty były ogromne, ale efekty operacji nie do przecenienia. W marcu 1944 r. produkcja niemieckich paliw wynosiła 3 mln ton miesięcznie, w marcu 1945 r. zero. Wojna w Europie została skrócona o ok. sześć miesięcy - dodaje dr Wielgus.
- W jednej z misji, 2 grudnia 1944 roku z lotniska Spinazzola na południu Włoch wystartowało 195 samolotów B-24 Liberator. Wśród nich samolot 760 dywizjonu bombowego o nazwie bocznej "Ditney Hill" numer J1-4278678 - mówi W. Sokolik.
W trakcie podejścia do bombardowania Blachowni Śląskiej i Oświęcimia (okupowanych przez Niemców), Liberator został trafiony pociskiem z niemieckiego działa przeciwlotniczego Flaka w luk bombowy. Spowodowało to uszkodzenie samolotu. Załoga podjęła decyzje o przelocie na tereny zajęte już przez Armię Radziecką. Z samolotu wyskoczyło 11 członków załogi. Pusta maszyna rozbiła się w Sufczynie koło Birczy.
Jako drugi pilot leciał por. Joseph Gorczyca. Tylko on się nie uratował. Nie wiadomo, co się z nim stało, został uznany za zaginionego. Według zebranych relacji został zabity, być może przez radzieckich żołnierzy, a jego ciało pochowano w Dąbrówce Starzeńskiej. Poszukiwania jego szczątków nadal trwają.
Poszukiwania odbywały się za zgodą Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oraz właściciela terenu, Lasów Państwowych.
Więcej o samolotach Liberator w Wikipedii.