Rycerz reakcji. Peter Kemp w Hiszpanii, Albanii i Polsce

Wojciech Rodak
Od drugiego od lewej: mjr Alan Hare, mjr Peter Kemp i mjr Richard Riddell w Albanii (listopad 1943)
Od drugiego od lewej: mjr Alan Hare, mjr Peter Kemp i mjr Richard Riddell w Albanii (listopad 1943) The National Archive
Peter Kemp nienawidził czerwonych. Walczył w hiszpańskiej wojnie domowej. Potem jako brytyjski cichociemny uczestniczył w misjach m.in. w Albanii i Polsce

Wybiła północ z 11 na 12 listopada 1942 r. Do skalistych wybrzeży północnej Bretanii zbliżała się łódź z kilkunastoma ludźmi na pokładzie. Byli to żołnierze z elitarnej SSRF (Small Scale Raiding Force), formacji powołanej do życia z inicjatywy Churchilla, której celem było nękanie niemieckich posterunków na umocnieniach Wału Atlantyckiego. Na czele tego rajdu stał 27-letni porucznik Peter Kemp, weteran hiszpańskiej wojny domowej i absolwent brytyjskiej kuźni komandosów w północnej Szkocji (tej samej, którą kończyli polscy cichociemni). Tym razem przełożeni postawili przed nim ciężkie zadanie. Miał zniszczyć stację semaforową na Pointe de Plouézec, niewielkim półwyspie około 150 km na wschód od Brestu, biorąc przy tym jak najwięcej Niemców do niewoli. „Jeśli natrafisz na zacięty opór, wycofaj się. Unikaj strat. Zadowolimy się nawet samym rekonesansem - kołatały mu w głowie rozkazy przełożonego. - Żadnych krwawych jatek w stylu Legii Cudzoziemskiej, rozumiesz, Peter?!”.

Kemp miał te słowa z tyłu głowy, gdy około godziny pierwszej, po pokonaniu w ciemnościach stromego klifu, czołgał się ze swoimi dziesięcioma ludźmi w kierunku otoczonych drutem kolczastym budynków stacji semaforowej. Komandosi poruszali się w gęstej trawie niemal bezszelestnie. Zastygali w bezruchu jedynie wtedy, gdy dwóch czujnych niemieckich wartowników, stojących przed bunkrem, przerywało rozmowę. Kiedy zbliżyli się do nich na kilkanaście metrów, Kemp zdecydował się rozpocząć frontalny atak, ponieważ nie miałby szans, by zlikwidować wroga po cichu, jak to pierwotnie planował. Po wielu odprawach jego ludzie dobrze wiedzieli, co mają w takiej sytuacji robić. W ciemnościach słychać było najpierw cichy metaliczny dźwięk odciąganej zawleczki i po chwili głośna eksplozja rozdarła ciszę nocy. Dwaj zakrwawieni żołnierze niemieccy zwalili się na ziemię, rzężąc i wyjąc nieludzko. Wtedy Brytyjczycy zerwali się na nogi i biegiem ruszyli w kierunku zabudowań. Najpierw kilkoma strzałami wykończyli rannych wartowników, po czym wbiegli na podwórko przed budynkiem stacji. Po kolei szybkimi i celnym seriami „skosili” dwóch Niemców, którzy wybiegli zaalarmowani z kwater. I wtedy biegnący w szpicy komandosi zostali przygwożdżeni ogniem wroga. Wehrmachtowcy, liczniejsi, niż zapewniał wywiad, zaczęli ich silnie ostrzeliwać z okien stacji. Kemp nie miał wątpliwości. Ryzyko krwawej jatki było zbyt duże. Zarządził więc odwrót.

Peter Kemp w czasie II wojny światowej
Peter Kemp w czasie II wojny światowej

Przy migotliwym świetle niemieckich rakietnic alarmowych komandosi pośpiesznie zeszli z klifu na plażę i wdrapali się do czekającej na nich łodzi. Wszyscy chwycili za wiosła i odpłynęli w kierunku stojącego na kotwicy w zatoce Saint--Brieuc kutra torpedowego MTB 44. Spodziewali się, że lada chwila w ich kierunku z nabrzeża zaczną lecieć karabinowe serie. Jednak zaskoczeni Niemcy nawet nie zdołali zorganizować za nimi pogoni. O poranku cała ekipa szczęśliwie wróciła do bazy na południu Anglii.

Tak zakończyła się jedna z wielu niebezpiecznych misji, w których uczestniczył Peter Kemp, jeden z najwybitniejszych żołnierzy w służbie Jego Królewskiej Mości. W swoim bujnym życiu prowadził do boju hiszpańskich legionistów Franco przeciwko Brygadom Międzynarodowym, nękał Niemców we Francji i Albanii, pojmany w Polsce zasmakował „wygód” kazamat NKWD i wreszcie uczestniczył w „przywracaniu ładu” w Indochinach po kapitulacji Japończyków. Przyjrzymy się zatem jego fascynującej biografii.

Legionista z Cambridge

Peter Kemp urodził się 19 sierpnia 1915 r. w Bombaju, wówczas jednym z ważniejszych miast brytyjskich kolonialnych Indii. Jego ojciec pełnił tam funkcję sędziego.

Przeszedł ścieżkę edukacji typową dla syna wysokiego urzędnika imperium. Najpierw ukończył Wellington College, jedną ze słynnych szkół średnich z internatem, gdzie rugby była nie mniej ważna niż uzyskanie biegłości w łacinie. Potem, kontynuując rodzinną tradycję, rozpoczął studia prawnicze na Trinity College w Cambridge.

W latach trzydziestych na tej uczelni panowała „moda na komunizm”. U niektórych studentów „heglowskie ukąszenie” skutkowało nawet nawiązaniem współpracy z sowieckim wywiadem, jak to było w przypadku Guya Burgessa i Kima Philby’ego. Kemp pozostał w kontrze do tych trendów. Był zatwardziałym torysem. Uważał, że komunizm to obłąkańcza ideologia, stanowiąca niebezpieczeństwo dla całej Europy. Swoich poglądów bronił często w toku dyskusji akademickich. Niedługo potem zdecydował się nadstawić za nie karku.

W lipcu 1936 r. w Hiszpanii wybuchła wojna domowa. Konserwatywni wojskowi pod wodzą gen. Francisco Franco rozpoczęli powstanie przeciwko lewicowemu rządowi. Konflikt szybko się umiędzynarodowił. Faszystowskie Włochy i nazistowskie Niemcy wsparły militarnie nacjonalistów, podczas gdy Sowieci słali, zresztą za słoną opłatą, pomoc republikanom.

Krwawy konflikt na Półwyspie Iberyjskim, obszernie relacjonowany przez prasę, rozpalał umysły na wszystkich kontynentach. Kemp również nie pozostawał obojętny. Oburzały go wieści o zbrodniach dokonywanych przez lewicowe milicje na księżach i zakonnicach. Uważał, że w razie zwycięstwa republikanów Hiszpania stanie się krajem wasalnym „barbarzyńców z Moskwy”. To według niego mogłoby zagrozić Wielkiej Brytanii. Tym bardziej że „silnie skomunizowany” Front Ludowy Leona Bluma rządził już we Francji. Młodzieniec, gnany tymi obawami równie mocno jak głodem przygód, postanowił więc wyjechać do Hiszpanii, by walczyć w szeregach armii gen. Franco przeciwko czerwonym. Wyruszył w listopadzie 1936 r., wyposażony w starego ojcowskiego colta, trochę pieniędzy i samouczek do hiszpańskiego.

Kolumna Requetés zmierza na front w czasie bitwy nad Ebro
Kolumna Requetés zmierza na front w czasie bitwy nad Ebro http://joseantoniobru.blogspot.com

Do pogrążonego w wojnie kraju wjechał bez przeszkód przez Francję, podając się za dziennikarza. W nacjonalistycznych szeregach przyjęto go z otwartymi ramionami. W Toledo zaciągnął się do karlistowskiej milicji zwanej Requetés. Formacja ta, nosząca charakterystyczne szkarłatne berety, słynęła z bitności i religijnego fanatyzmu. Nierzadko, jak wspominał Kemp, księża kapelani milicji zagrzewali żołnierzy do boju, stając z nimi na pierwszej linii. Niestety równie często, wbrew nakazom wiary, namawiali ich do niebrania jeńców.

Swój chrzest bojowy Brytyjczyk przeżył podczas ciężkich walk na przedmieściach Madrytu na przełomie 1936 i 1937 r. Cudem wyszedł z nich bez szwanku. Ledwo opuścił budynek, którego bronił wraz kolegami, gdy ten został wysadzony przez republikańskich minerów. W lutym 1937 r. uczestniczył w nieudanej ofensywie nacjonalistów nad Jaramą, walcząc w okolicach La Marañosa. Potem odznaczył się podczas natarcia, w wyniku którego siły Franco zajęły Kraj Basków.

Latem 1937 r. zdecydował się opuścić Requetés. Rwał się do walki na pierwszej linii frontu, a służba w milicji nieczęsto mu to gwarantowała. Dzięki osobistemu wstawiennictwu gen. José Millána-Astraya, legendarnego weterana kolonialnych wojen w Afryce Północnej, przyjęto go w szeregi elitarnej Hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej (szerzej o niej pisaliśmy w letnim wydaniu „NH” z 2016 r.). I to od razu w najniższej randze oficerskiej alféreza, czyli podporucznika.

W Legii, inaczej niż w jej francuskiej odpowiedniczce, służyli głównie Hiszpanie. Była ona formacją szturmową, używaną na najtrudniejszych odcinkach frontu. Obowiązywała niej żelazna dyscyplina. Oficerowie często stosowali drakońskie kary wobec podkomendnych. W wypadku odmowy wykonania rozkazu mogli zastrzelić niesubordynowanego żołnierza bez konieczności stawiania go przed sądem wojennym. Kemp z trudem dostosował się do tych obyczajów. Sam zresztą o mało co nie wpadł w kłopoty, gdy wbrew rozkazom próbował zapobiec rozstrzelaniu Irlandczyka z Brygad Międzynarodowych pojmanego w toku jednej z operacji. Dowódca ostatecznie zmusił go, by osobiście stanął na czele plutonu egzekucyjnego, który uśmiercił nieszczęśnika. Brytyjczyk bardzo mocno to przeżył. Zaznaczmy, że zabijanie jeńców nie było niczym niezwykłym w czasie hiszpańskiej wojny domowej. Szczególnie rzadko oszczędzano pojmanych obcokrajowców. Dotyczyło to zresztą obu stron konfliktu.

Podczas służby w Legii Kemp dowodził plutonem w kompanii karabinów maszynowych, a następnie plutonem moździerzy. Uczestniczył w decydującej dla przebiegu całej wojny bitwie o Teruel zimą na przełomie 1937 i 1938 r., która pochłonęła grubo ponad 100 tys. ofiar po obu stronach. Walczył wówczas m.in. przeciwko Kanadyjczykom z XV Brygady Międzynarodowej. Następnie, w marcu 1938 r., prowadził swój pluton w zwycięskiej dla nacjonalistów ofensywie w Aragonii.

„Niech żyje śmierć!”. Motto Legii Cudzoziemskiej na drzwiach w Urduñi
„Niech żyje śmierć!”. Motto Legii Cudzoziemskiej na drzwiach w Urduñi

Ze względu na swoją sprawność na polu bitwy Kemp cieszył się sympatią i zaufaniem przełożonych. Kilka razy odnosił ciężkie obrażenia. Ostatecznie jedna z ran wyeliminowała go z dalszego udziału w wojnie. W czerwcu 1938 r., podczas starć na terenie Katalonii, republikański szrapnel omal nie urwał mu szczęki i mocno poparzył gardło. Brytyjczykowi, dzięki fachowej pomocy lekarzy, cudem udało się ujść z życiem.

Powrót do pełnej sprawności zajął mu rok. W tym czasie, w marcu 1939 r., Republika upadła pod ciosami nacjonalistów. W pół roku później na Starym Kontynencie wybuchł nowy konflikt zbrojny. Wielka Brytania musiała stawić czoła III Rzeszy. Peter Kemp został powołany pod broń. Jednak nie służył już nigdy jako zwykły frontowiec.

Komandos

Kemp został powołany do armii brytyjskiej w początkach 1940 r. Najpierw znalazł się w pułku kawalerii. Jednak już w kwietniu trafił do MI(R), specjalnej jednostki War Office.

Komórka ta przygotowała pierwszą brytyjską szkołę dla komandosów/dywersantów w okolicach Fort William w Szkocji. Kemp jako asystent Simona Frasera, jednego z najbardziej zasłużonych brytyjskich żołnierzy sił specjalnych czasów II wojny światowej, był tam jednym z instruktorów. Wśród pierwszych absolwentów pionierskiej akademii figurował sam David Stirling, zwany później Majorem-Zjawą, przyszły twórca i dowódca SAS (Special Air Service) w Afryce Północnej. Potem na terenie Wielkiej Brytanii utworzono więcej takich „uniwersytetów dywersji”, szkolono w nich m.in. polskich cichociemnych.

Latem 1940 r. premier Winston Churchill powołała do życia słynne Special Operations Executive (SOE; pol. Kierownictwo Operacji Specjalnych). Owa tajna agencja rządowa miała, jak ujął to brytyjski mąż stanu, „podpalić Europę okupowaną przez III Rzeszę”. Do jej zadań należało przeprowadzanie uderzeń dywersyjnych na terenie wroga, organizacja siatek wywiadowczych, a także wspomaganie antyniemieckich narodowych ruchów oporu i organizacji partyzanckich. MI(R) włączono w struktury SOE. Kemp służył w jej szeregach do końca wojny. Rzucano go walki z państwami Osi w różne zakątki globu.

Po zajęciu Francji przez Niemcy latem 1940 r. Anglicy obawiali się, że Hitler może ruszyć przez Pireneje, by zająć neutralną Hiszpanię. SOE było na tę okoliczność nieźle przygotowane. Jego agenci czekali w Gibraltarze, by w razie niemieckiej agresji przedostać się w różne części Półwyspu Iberyjskiego i tam koordynować budowę antynazistowskiego ruchu oporu. Kluczową postacią wśród nich był Peter Kemp, dobrze zaznajomiony z tym terenem. Ostatecznie nasz bohater przesiedział nad Morzem Śródziemnym parę miesięcy, lecz w końcu wrócił do ojczyzny. Latem 1941 r., gdy ruszyła niemiecka ofensywa na Sowiety, uznano, iż misje w Hiszpanii nie będą raczej potrzebne.

Po powrocie na Wyspy Kemp, awansowany do rangi kapitana, został przydzielony do SSRF. Formacja ta przeprowadzała niewielkie operacje dywersyjne przeciw niemieckim posterunkom na kanale La Manche i umocnieniach Wału Atlantyckiego. Weteran hiszpańskiej Legii uczestniczył w kilku z nich, m.in. w opisanej na wstępie akcji na Pointe de Plouézec czy najeździe na Les Casquets, gdzie bez jednego wystrzału pojmano siedmiu niemieckich żołnierzy. Następnie przeniesiono go na zupełnie inny odcinek.

Albańskie fiasko

Bałkany były obszarem, na którym działania SOE były szczególnie intensywne. Tamtejsze ruchy partyzanckie były liczne i - obficie zaopatrywane przez Brytyjczyków w broń - solidnie dawały się we znaki Włochom, Niemcom i ich kolaborantom. Dotyczyło to przede wszystkim terenów byłego Królestwa Jugosławii. Anglicy pracowali jeszcze nad ożywieniem aktywności podziemia zbrojnego w Albanii. Właśnie tam trafił Peter Kemp. Miał wspierać wszelkie tamtejsze organizacje konspiracyjne i partyzanckie chętne do walki z Niemcami, którzy od lata 1943 r. okupowali ten kraj. Chodziło głównie o koordynacje zrzutów broni i sprzętu wojskowego oraz aktywizację albańskiego ruchu oporu w Kosowie.

10 sierpnia 1943 r. Kemp wylądował na spadochronie w górach południowej Albanii, gdzie SOE miało najwięcej swoich misji. Od razu stwierdził, że budowa jednolitego ruchu oporu w tamtejszych warunkach jest niemożliwa. Trafił w sam środek pełzającej wojny domowej. Zauważył, iż tamtejsze partyzantki - komunistyczna Armia Narodowo-Wyzwoleńcza Envera Hodży, konserwatywna Balli Kombëtar i wiele mniejszych guerilli plemiennych - bardziej niż walką z Niemcami są zainteresowane zwalczaniem siebie nawzajem. Coraz to dochodziło między nimi do potyczek, skrytobójstw i zdrad. Nic więc dziwnego, że w ciągu niemal 10 miesięcy, które Kemp spędził na Bałkanach, uczestniczył tylko w jednej zasadzce na samochód Wehrmachtu. W dodatku przeprowadził ją ze swoimi kolegami z SOE, bo Albańczycy... nie byli chętni.

Ponadto Kempa irytowały obyczaje panujące wśród tamtejszych bojowników. Oficerowie SOE, którzy mieli pieczę nad magazynami sprzętu i broni ze zrzutów, byli bez przerwy bezczelnie okradani przez albańskich partyzantów (prym wiedli w tym ludzie Hodży). Do gorszących scen dochodziło już w czasie odbioru dopiero co zrzuconych zasobników. Bałkańscy bojowcy walczyli o każdy drobiazg. Nierzadko dochodziło do strzelanin.

Do stycznia 1944 r. Kemp podróżował po Albanii, głównie nawiązując kontakty z tamtejszymi politykami i liderami konspiracji, rozpoznając owo skłócone środowisko. W końcu Niemcy wpadli na jego trop. Musiał uciekać. W lutym przedarł się do kontrolowanej przez partyzantkę Tity Czarnogóry. Kilka tygodni później został stamtąd ewakuowany samolotem.

Misja „Freston”

Po krótkim urlopie Kempowi, już w randze majora, przydzielono nowe zadanie. Został członkiem brytyjskiej misji wojskowej o kryptonimie „Freston”, która miała zostać zrzucona w okupowanej Polsce, rozpoznać stosunki w tamtejszym podziemiu oraz pośredniczyć w relacjach pomiędzy Armią Krajową a zbliżającą się Armią Czerwoną. Oprócz Kempa znaleźli się w niej weteran SOE płk Duane Hudson, który stanął na jej czele, oraz trzech innych żołnierzy. Z różnych przyczyn ich wylot opóźnił się o niemal pół roku (więcej o przebiegu misji w numerze „NH” z marca 2017 r.). Ostatecznie Anglicy wylądowali na spadochronach pod Częstochową dopiero w nocy z 26 na 27 grudniu 1944 r.

W Polsce Anglików czekało ciepłe przyjęcie. Goszczono ich w różnych dworach. W jednym z nich Brytyjczycy spotkali się z szefem AK gen. Leopoldem Okulickim, a także przedstawicielami NSZ i nawet AL. Cały czas opiekował się nimi oddział AK dowodzony przez mjr. Stanisława Wencla ps. Twardy, który raz uratował ich z niemieckiej zasadzki.

Od drugiego od lewej: mjr Alan Hare, mjr Peter Kemp i mjr Richard Riddell w Albanii (listopad 1943)
Od drugiego od lewej: mjr Alan Hare, mjr Peter Kemp i mjr Richard Riddell w Albanii (listopad 1943) The National Archive

W pierwszych tygodniach stycznia 1945 r., w myśl rozkazu, członkowie misji zgłosili się do dowództwa Armii Czerwonej, która wówczas ruszyła z kolejną ofensywą. Sowieci uznali ich za szpiegów i wtrącili do więzienia. NKWD przetrzymywało ich w Częstochowie, a potem w Moskwie. Zostali wypuszczeni na skutek interwencji brytyjskiej dyplomacji, dopiero po konferencji w Jałcie. Prawdopodobnie było to celowe zagranie Stalina, który nie chciał, by cokolwiek zmąciło przebieg negocjacji z Churchillem. W maju 1945 r. Peter Kemp był z powrotem na Wyspach.

Tajski łącznik

W sierpniu 1945 r. Kempa oddelegowano do północnej Tajlandii. Miał koordynować poczynania tamtejszego ruchu oporu przeciwko okupującym ten kraj Japończykom. Ci, na skutek bombardowania Hiroszimy i Nagasaki, skapitulowali w parę dni po jego przybyciu. W związku z tym Brytyjczyk zajął się doraźną pomocą znajdującym się tam Europejczykom, głównie uwolnionym z obozów jeńcom. Potem, przez kilka miesięcy, współpracował z Francuzami przy organizacji siły zbrojnej, która mogłaby się przeciwstawić komunistycznemu Viet Minhowi (Wietnamczycy, wykorzystując osłabienie metropolii, rozpoczęli wówczas powstanie).

W początkach 1946 r. Peter Kemp wrócił do Wielkiej Brytanii. Zamieszkał w Londynie. Po odejściu z armii, na początku lat 50., aż do emerytury w 1980 r. pracował w towarzystwie ubezpieczeniowym. Jednocześnie, od czasu do czasu, dorabiał jako dziennikarz. Pisał korespondencje z różnych części świata, np. komunistycznych Węgier, Wietnamu czy Filipin, m.in. dla „Spectatora”, „News of the World” czy „Sunday Telegraph”. Poza tym był autorem wielu książek wspomnieniowych, jak np. „The Thorns of memory”.

Kemp całe życie zmagał się z alkoholizmem. Przez uzależnienie opuszczały go kolejne żony.

Zmarł 30 października 1993 r. w Londynie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia