Maurycy Gottlieb (1856-1879), uważany za najlepszego ucznia Jana Matejki, był synem Izaaka Gottlieba, właściciela destylarni ropy naftowej w Drohobyczu. Namalował wiele obrazów ilustrujących historię Polski, m.in. "Kazimierz Wielki nadający prawa Żydom", "Kawalerowie mieczowi u króla Zygmunta Augusta", "Zygmunt August i Giżanka", "Przysięga Kościuszki". Ilustrował też dzieje Żydów. Wysoko oceniał jego twórczość Henryk Siemiradzki - mistrz akademizmu. Maurycy Gottlieb zmarł młodo, w 23. roku życia. Jego obrazy są ozdobą wielu polskich i europejskich muzeów.
Jacek Malczewski napisał o nim: Zewnętrzne dzieje tego żywota są tylko niedoskonałym odbiciem wielkiego męczeństwa ducha, jakie przeszedł ten Żyd zbłąkany w kole uczniów Matejki. (...) Przeszedł w sobie całą ewolucję od żydostwa do idei Chrystusowej. (...) Był to natchniony myśliciel, epigon proroków, rzucony zrządzeniem Boga w wir krótkiej, atak tragicznej walki artystycznego żywota. (...) Ten młodzieniec przeszedł w sobie Golgotę Nazareńczyka.
Twórczość Maurycego Gottlieba jest częściowo zniekształcona sztucznym powiększeniem jego dorobku o liczne falsyfikaty opatrzone jego rzekomym podpisem, bo trzej bracia artysty, również malarze z Drohobycza - Marcin, Filip i Leopold - kopiowali dzieła swego najbardziej uzdolnionego brata. Oprócz Maurycego utalentowanym malarzem był jego młodszy brat - Leopold Gottlieb, uczeń Jacka Malczewskiego i Teodora Axentowicza. U mistrzów sztuki zyskał opinię mistrza polskiej secesji (obraz "Białe kobiety"). U schyłku życia uległ w Paryżu kubizmowi. W czasie I wojny światowej służył w legionach Piłsudskiego. Był w osobistej
dyspozycji Kazimierza Sosnkowskiego. W 1916 roku w Zurychu wydał tekę litografii pt. "Legiony Polskie" - w sumie 1000 rysunków: portrety żołnierzy i oficerów, w tym portrety komendanta Piłsudskiego i późniejszego marszałka Edwarda Rydza - Śmigłego, wojsko przy codziennych zajęciach i sceny bitewne. Obrazyte znajdują się obecnie w muzeach narodowych w Warszawie, Krakowie i Jerozolimie.
Artur Grottger w Śniatynce
Antoni Stefanowicz - autoportret
(fot. Lwowska Galeria Obrazów)
Z Drohobyczem kojarzona jest też twórczość ArturaGrottgera (1837-1867). Co prawda urodził się w Ottyniowicach, ale u schyłku swego krótkiego, 30-letniego życia, niszczony zabijającą go gruźlicą, znalazł schronienie w majątku hrabiego Stanisława Tarnowskiego w Śniatynce pod Drohobyczem i w pobliskich Wróblewicach, u drugiego z braci Tarnowskich - Władysława. Grottger w ostatnich dwóch latach swego życia stworzył 36 obrazów, w tym słynny cykl "Lithuania" oraz "Cygan - grajek przed kościołem w Drohobyczu" i "Staw w Śniatynce". Bracia Tarnowscy byli mecenasami sztuki i kolekcjonerami. Władysław (1836-1887) był globtroterem, kompozytorem, pianistą i poetą piszącym pod pseudonimem Ernest Buława. To on właśnie stworzył arcy-popularną swego czasu piosenkę "Jak to na wojence ładnie" (słowa i muzyka). W czasie jednej z wypraw utonął u brzegów Kalifornii.
Dwór Władysława Tarnowskiego we Wróblewicach nieopodal Drohobycza posiadał imponującą bibliotekę, zbiory obrazów, rzeźb oraz różnych archiwaliów. Artur Grottger bywał tam i lubił to miejsce. Drugi Tarnowski, Stanisław, właściciel Śniatynki, miał w swoim pałacu pod Drohobyczem - podobnie jak jego brat Władysław - zasobną bibliotekę i galerię obrazów.
Grottger również tam czuł się znakomicie. Są też dowody, że Władysław i Stanisław Tarnowscy pozowali do obrazów Grottgera. Można postawić hipotezę, że pobyty Grottgera w majątkach Tarnowskich pod Drohobyczem i warunki, jakie mu tam stworzono, przedłużyły życie autora "Polonii" i "Lithuanii". Trudno sobie dziś wyobrazić, że ten znakomity malarz mógł żyć w takiej nędzy w czasie studiów w Wiedniu, a i później też. Że musiał wprost żebrać, aby kupiono u niego obrazy, które dziś, wystawiane w muzeach, nie mają ceny. Oddajmy mu głos.
Oto co napisał w swym wiedeńskim dzienniku pod datą 4 lutego 1855 roku: Ostatnia mnie rozpacz porywa. Gospodyni trzeba zapłacić w rachunku 44 korony. Ja nie mam na chleb i Ostrowski [kolega Grottgera - S.S.N.] już mieć nie będzie. Zimno tak, że ledwie nie płaczę, bo sam nie wiem, co ze sobą zrobić. Głodnym wieczór i rano jak pies, cygara nie ma, żeby głód zabić. Dwa dni później w tym samym dzienniku czytamy: Dziś przyciśnięty byłem do ostatniego.
Tu trzeba było w domu siedzieć i rysować, a tu ołówek wylatywał, bo palce od zimna drętwiały. Więc sprzedałem szpilkę moją za 37 koron. Kupiłem zaraz drzewa i parę cygarów. I tak dziś jestem wesół i spokojny. Trzeba robić koniecznie dla Szwarcenbergowej, bo może co kupi. - O daj Boże! We czwartek muszę być u niej. I jeszcze jeden zapisek, z 10 lutego 1855 roku: Dziś - pisze Grottger - w biedzie sprzedałem dwa ręczniki za 6 koron. Za to kupiłem sobie 6 cygarów. Chcę się od tego odzwyczaić, ale nie mogę, i nawet znów nie chcę, bo to nawet pomocne: ile razy głodny jestem, a mam cygaro, to go zapalę, a gorycz zostająca na podniebieniu gasi głód i tym sposobem mnie syci. Podczas gdy nie mając cygara, za grajcar kupiwszy chleba nie tylko że bym się nie najadł, ale do tego apetyt rozdrażnił jeszcze. Już różne doświadczenia robić zaczynam i zupełnie od śniadania się odzwyczaiłem.
Chwała więc braciom Tarnowskim, że w swych majątkach pod Drohobyczem stworzyli odpowiednie warunki do pracy Arturowi Grottgerowi - jednemu z najwybitniejszych polskich malarzy historycznych.
Lilien i Stupnicki
Ci dwaj urodzeni w Drohobyczu malarze różnili się od siebie temperamentami i pochodzeniem społeczno-narodowym. Jeden wywodził się z rodziny żydowskiej, drugi z ukraińskiej. Pierwszy był synem rzemieślnika, a drugi chłopa. Obaj mają nieprzemijające zasługi dla rodzinnego miasta, gdyż w ich twórczości został zatrzymany obraz starego Drohobycza. Efraim Lilien (1874-1925) urodził się w rodzinie tokarza. W gimnazjum rysunku uczył go malarz Antoni Stefanowicz, również drohobyczanin. Lilien nie otrzymał jednak wykształcenia malarskiego - był samoukiem. Po maturze opuścił Drohobycz i wyjechał za chlebem do Niemiec. Tam zrobił karierę jako ilustrator w czasopismach. Wyróżniał się precyzyjną kreską. Ilustrował książki, m.in. luksusowe niemieckie wydanie Biblii oraz powieści Stefana Zweiga.
Swemu miastu poświęcił piękną akwafortę "Targ na rynku w Drohobyczu". Ciekawostką jest, że w 1989 roku, u schyłku PRL, wydano plakat pierwszomajowy z jego obrazem "Przy kowadle". Zmarł w Brunszwiku w 1925 roku. Dom w Drohobyczu, w którym się urodził, przy ulicy Mariackiej, nieopodal domu Schulza, przetrwał do naszych czasów.
Jarosław Stefan Stupnicki (1895-1942?), syn ukraińskiego chłopa, był - podobnie jak Lilien - malarzem samoukiem. Utrzymywał się jednak z pracy nauczycielskiej, ucząc w drohobyckim Gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły biologii i propedeutyki filozofii. Uczniowie zapamiętali go jako poczciwego safandułę, który nie radził sobie z dyscypliną na lekcjach. Miał bardzo dobroduszny wygląd - wspomina Stanisław Giza.
- Sprawiał wrażenie proboszcza o twarzy podobnej do księżyca w pełni. Pozbawiony całkowicie niemal energii, nie umiał panować nad klasą. Na jego lekcjach grało się w szewca lub w szubienicę. Dziełem Jarosława Stefana Stupnickiego było wiele widoków Drohobycza zdobiących ściany gimnazjalnego budynku. Niektóre z nich zachowały się, bo wykorzystał je jako ilustracje jego kolega z grona nauczycielskiego, polonista Mścisław Mściwujewski (1883-1954), wielce zasłużony historyk Drohobycza, autor trzech książek o dziejach tego miasta.
I właśnie w książce "Z dziejów Drohobycza" Mściwujewskiego, która ukazała się tuż przed wybuchem wojny w 1939 roku, znajduje się 9 znakomitych rysunków Stupnickiego jako ilustracje do tej historycznej gawędy. W czasie okupacji Jarosław Stefan Stupnicki nie podjął, jak wielu Ukraińców, współpracy z Niemcami. Nie wiemy, co było powodem jego ostatecznego wyboru - w swej wymowie wyjątkowo heroicznego: poszedł z prowadzonymi przez Niemców Żydami do pociągu wiozącego ich do Bełżca na śmierć. Wiesław Budzyński, w poświęconym Stupnickiemu przypisie, tak zamyka tę tajemniczą biografię drohobyckiego malarza amatora: Podobno miał już dość życia. A poza tym nie chciał zostawić swoich kolegów, profesorów gimnazjalnych, samych w obliczu ich żydowskiego losu.
Wilhelm Leopolski
Artur Grottger
(fot. zbiory Bogusława Szybkowskiego)
W Drohobyczu urodził się też Wilhelm Leopolski (1828-1892) - malarz, syn urzędnika administracji austriackiej, absolwent ASP w Krakowie (na jednym roku z Janem Matejką). Po studiach pracował w Brodach, Krakowie, Lwowie i Wiedniu. Był płodnym twórcą. Zostawił wiele portretów, obrazów o tematyce historycznej i scen rodzajowych. Jego najsłynniejsze dzieło to obraz "Zgon Acerna", przedstawiający śmierć pisarza z epoki królów elekcyjnych - Sebastiana Klonovica (1545-1602), autora poematu łacińskiego "Roxolania".
Obraz, utrzymany w stylu matejkowskim (stąd też często Leopolskiego nazywano "Lwowskim Matejką"), przedstawia umierającego Klonovica, przy którym jest jezuita spowiednik oraz nadworny lekarz króla Stefana Batorego - Wojciech Oczko. Obraz ten obecnie znajduje się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Największy zbiór prac Leopolskiego znajduje się w Lwowskiej Galerii Obrazów (około 30 pozycji).
Artysta, który miał ostry konflikt honorowy z Matejką, u schyłku życia zapadł na ciężką chorobę oczu, zaniechał malarstwa i zmarł w nędzy.
Malarz z Cmentarza Orląt
Drohobycz wpisany jest w biografię malarskiej rodziny Stefanowiczów - ojca i syna. Ich twórczość pozostała poza granicami dzisiejszej Polski - we Lwowie, podobnie jak oni sami, spoczywający na Cmentarzu Łyczakowskim.
Senior, Antoni Stefanowicz (1858-1929), urodził się w Kadłubiskach, a studia malarskie ukończył w Wiedniu. W 1885 roku osiadł w Drohobyczu jako nauczyciel rysunków w tamtejszym Gimnazjum im. Franciszka Józefa i tam też urodził się jego syn, Kajetan (1886-1920), który odziedziczył po nim talenty malarskie. Antoni Stefanowicz odegrał wybitną rolę w polskim szkolnictwie artystycznym. Był członkiem komisji egzaminacyjnych, rad artystycznych oraz autorem podręczników do nauki rysunków i reformatorem szkół zawodowych. Malował pejzaże i sceny rodzajowe. Wysoko ceniono malowane przezeń portrety. Zostawił też kilka autoportretów.
Jego syn, Kajetan Stefanowicz, lata chłopięce spędził w Drohobyczu w domu, w którym panowało umiłowanie sztuki. Uczęszczał do szkół w Drohobyczu i Kołomyi, studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wyróżniał się jako ilustrator książek. Był regularnie komplementowany na łamach polskiej prasy artystycznej. Awansował do czołówki malarzy zafascynowanych secesją. Oprócz malarstwa sztalugowego tworzył plakaty, litografie, druki reklamowe, projekty ubiorów damskich i wyposażenia wnętrz. Święcił sukcesy na wystawach we Lwowie i Warszawie.
Był współzałożycielem i głównym rysownikiem ilustrowanego czasopisma artystycznego "Wianki". W tym czasie stał się też miłośnikiem i znawcą kultury Dalekiego Wschodu. Marzył o podróży do Indii. Gromadził na to fundusze. Plany te pokrzyżował wybuch I wojny światowej. Niesiony patriotycznym odruchem w odpowiedzi na pierwszy apel mobilizacyjny wstąpił do Legionów. Przyjął pseudonim "Soplica" i został szwoleżerem w pułku ułanów Władysława Beliny-Prażmowskiego.
Malował swoich kolegów, projektował legitymacje legionistów, pomagał Józefowi Piłsudskiemu w reklamowaniu czynu legionowego. Zapisał się na trwałe w historii polskiej sztuki legionowej, malując dzieła, które do dziś są wykorzystywane w różnych wydawnictwach poświęconych legionowemu czynowi. Tworzył legendę polskich szwoleżerów i ich dowódcy - Władysława Beliny-Prażmowskiego. Walczył w jego oddziałach jako podchorąży i wachmistrz. W listopadzie 1918 roku dołączył do Orląt Lwowskich, wypierając Ukraińców m.in. z lwowskiego dworca. Z pułkiem szwoleżerów toczył boje pod Chyrowem, Samborem, Przemyślem i Koziatynem, gdzie niejednokrotnie ocierał się o śmierć. O jego szaleńczej odwadze pisał kronikarz Legionów Juliusz Kaden-Bandrowski.
W maju 1920 roku Kajetan Stefanowicz wziął udział w wyprawie na Kijów. W szarży na Kostoreń walczył na czele plutonu, zdobywając siedem karabinów maszynowych i biorąc do niewoli kilkudziesięciu jeńców. Za zasługi w wojnie z bolszewikami otrzymał z rąk Piłsudskiego order Virtuti Militari V klasy. Tuż przed zawarciem rozejmu w wojnie z bolszewikami, 20 września 1920 roku we wsi Ostrożki pod Rohaczewem nad rzeką Słucz, przemykając na czele zwiadu, został wypatrzony przez snajpera. Strzał był precyzyjny. Kula trafiła go w środek czoła. Zginął na miejscu. Gdy wiadomość ta dotarła do Lwowa, nie chciano w nią uwierzyć. Zapanował powszechny żal po śmierci zaledwie trzydziestokilkuletniego artysty. Przez prasę galicyjską popłynęła fala nekrologów.
24 październik 1920 roku odbył się we Lwowie jego pogrzeb - w tym czasie jeden z największych. Przy dźwiękach orkiestry wojskowej, w asyście kompanii honorowej szwadronu ułanów na lawecie armatniej wieziono ciało Kajetana Stefanowicza w metalowej trumnie. Pochowano go na Cmentarzu Orląt, który już wówczas stawał się panteonem polskiego czynu niepodległościowego. Nad otwartą mogiłą w imieniu środowiska artystów przemawiał prof.
Ludwik Misky. Kilka miesięcy później na tej mogile wzniesiono zaprojektowany przez Kazimierza Periera kamienny sarkofag ozdobiony rzeźbą czapki ułańskiej - takiej, jaką swego czasu narysował Kajetan Stefanowicz, ilustrując "Pieśń legionisty". Na frontonie grobowca umieszczono napis: "Kajetan Soplica Stefanowicz - artysta malarz - ułan Beliny - rotmistrz I Pułku Szwoleżerów - poległ śmiercią bohaterską 20 września 1920 roku - pod Rohaczewem nad Słuczą w 34 r. życia". Pomnik ten zniszczono w 1971 roku i nigdy już w tym kształcie nie został odbudowany.
Strażnikiem pamięci o dokonaniach Kajetana Stefanowicza jest jego wnuk - Krzysztof Stefanowicz, dzięki któremu Rada Miasta Krakowa podjęła 21 marca 2012 roku uchwałę o nadaniu jednej z ulic królewskiego miasta imienia przedwcześnie zmarłego malarza, ułana Beliny-Prażmowskiego. W 2013 roku Lwowska Galeria Obrazów zorganizowała dużą wystawę retrospektywną pt. "Antoni i Kajetan Stefanowiczowie - dwa oblicza Lwowa epoki modernizmu". Przy tej okazji wydano katalog, erudycyjnie opracowany przez młodą ukraińską historyczkę sztuki, a jednocześnie poetkę - Anastazję Simferowską (rocznik 1989).
Trudno w tym artykule obszernie omawiać biografie innych malarzy związanych z Drohobyczem. Odnotujmy więc tylko niektóre nazwiska: Oskar Aleksandrowicz (1885-1939?); Joachim Weingarten (1895-1942?) - malarz z kręgu "Ecole de Paris", zamordowany w Oświęcimiu; Maurycy Trębacz (1861-1941) - autor m.in. portretu Gartenbergowej z dziećmi; bracia bliźniacy Efraim (1902-1945) i Menasze (1902-1945) Seidenbeutlowie, rozstrzelani w obozie koncentracyjnym Flossenburg tuż przed końcem wojny; Samuel Lieberwirth (1906-1942) - zamordowany we Francji; Anna Płockier (ur. 1915) i jej narzeczony Marek Zwillich, noszący także nazwisko po ojcu: Fleischer (ur. 1912 w Borysławiu) - oboje zamordowani przez Niemców w lesie pod Truskawcem w 1941 roku; Jerzy Janisch (1901-1962) - uczeń Kazimierza Sichulskiego, malarz, grafik, współzałożyciel lwowskiej grupy "Artes", prowadził prace konserwatorskie w drohobyckiej farze.
Książka
Na półki księgarskie trafił kolejny, VI tom "Kresowej Atlantydy" prof. Stanisława Sławomira Niciei - wielkiego projektu autorskiego, w którym rektor Uniwersytetu Opolskiego zamierza przedstawić historię i mitologię 200 miast mocno wpisanych w dzieje Polski, ale straconych w wyniku zmian granic naszego państwa w 1945 roku.
Stanisław S. Nicieja
NOWA TRYBUNA OPOLSKA