Ślepy Maks, co go łódzkim Robin Hoodem zwali

Adam Tubilewicz
Jedyne zachowane zdjęcie Menachema Borensztajna pochodzi z lat 50., gdy Ślepy Maks miał już za sobą apogeum działalności w łódzkim półświatku
Jedyne zachowane zdjęcie Menachema Borensztajna pochodzi z lat 50., gdy Ślepy Maks miał już za sobą apogeum działalności w łódzkim półświatku Zdzisław Walter
Gdyby Maks Borensztajn zamiast na łódzkich Bałutach wychował się w Nowym Jorku, byłby dużo bardziej znany w Polsce dzięki jakiejś hollywoodzkiej superprodukcji.

Maks (właściwie Menachem Borensztajn) urodził się w 1890 roku w Łęczycy. Gdy miał 10 lat, jego rodzina przeprowadziła się do Łodzi. W poszukiwaniu lepszego życia Borensztajnowie trafili na Bałuty. "Tereny te żywiły się Łodzią, jak żywią się nędzarze odpadkami z pańskiego stołu. Co bardziej przenikliwi nazywali tę dzielnicę ściekiem Łodzi" - pisał Arnold Mostowicz.

Zamieszkiwane przez żydowską biedotę tereny na północ od Nowego Rynku nie były dla nikogo ziemią obiecaną. Ojciec Maksa, Mendel, zarabiał na utrzymanie rodziny ostrząc noże. Maks z kolei, zamiast siedzieć z matką i siostrą Gitlą w dusznej izbie przy ul. Wąskiej, całymi dniami spacerował po Bałutach wraz z kolegami.

"W piwnicy panował miły chłodek. Wprawdzie tu również śmierdziało, ale to chłopcom nie przeszkadzało, jako że to oni śmierdzieli. Nie mieli przecież gdzie się myć. A jeśliby nawet mieli, to nie bardzo by z tego korzystali." Twarda, bałucka rzeczywistość kształtowała charakter młodego chłopaka. Niebagatelny wpływ miało także nań zdarzenie z pewnego upalnego dnia.

Mendel Borensztajn, jak co dzień, rozstawił swój warsztat na skraju ulicy i zaczął właśnie ostrzyć pierwszy z noży. "Nie usłyszał pędzącego wprost na niego dwukonnego zaprzęgu, którego cugle dość nieudolnie trzymał w dłoni elegancko ubrany, około trzydziestu lat liczący mężczyzna. (…) Mendel dostrzegł konie w ostatniej chwili i w ostatniej chwili uskoczył w bok. Zbyt późno jednak, by ustrzec maszynę przed stratowaniem, siebie zaś przed zderzeniem z końskim zadem.

Z maszyny zostały drzazgi, noże leżały rozsypane wokoło." Woźnicą okazał się Aron Goldberg, który jakby tego było mało, zszedł z bryczki i batem wysmagał zakrwawionego Borensztajna. Swoje dołożył też przechodzący nieopodal stójkowy, który kilkakrotnie uderzył leżącego pałką w głowę. Tak na oczach małego Maksa umierał jego ojciec.

Bezskuteczna próba złożenia skargi na stójkowego i zakończona niepowodzeniem interwencja u bogatego Abrahama Goldberga, ojca Arona, udowodniły małemu Maksowi, że sprawiedliwość nie zawsze stoi po stronie tego, kto ma rację. Młody Borensztajn wychowywał się w pogardzie dla bogaczy, w głębi duszy marząc jednak o tym, że pewnego dnia i do niego uśmiechnie się fortuna.

Przełomowym momentem w życiu Maksa było poznanie księdza Natana. Skojarzenie z współczesnym nam księdzem Piotrem Natankiem nie będzie tu zbyt odległe. Żyjący na początku XX wieku na Bałutach Natan również wypracował własną, dość odległą od nauczania Kościoła, koncepcję sprawowania funkcji kapłańskiej.

Jak głosiła legenda, ten Polak z pochodzenia zerwał śluby zakonne i utrzymywał się z paserstwa, w czym wydatnie pomagała mu znajomość jidysz. Oficjalnie jednak nigdy niczego mu nie udowodniono, a policja trzymała się od niego z daleka, co rodziło kolejne plotki i przypuszczenia.

Drogi Maksa i Natana skrzyżowały się pod jednym z bałuckich kościołów. "Ksiądz" złożył młodemu chłopcu nietypową propozycję.Maks razem z kolegami mieli stworzyć grupę specjalistów od drobnych kradzieży. Borensztajn jako nieformalny przywódca szajki zgodził się bez wahania. Zwłaszcza, że za każdą przyniesioną zdobycz Natan oferował po 20 kopiejek na głowę. Stał się on dla Maksa nie tylko pracodawcą, ale i swego rodzaju mentorem, człowiekiem, który otworzył przed nim zupełnie nieznany świat złodziejskiego rzemiosła.

W tamtym okresie wydarzyła się jeszcze jedna rzecz, która na zawsze odmieniła młodego Borensztajna. Maks wdał się bowiem w bójkę ze stójkowym, tym samym, który pobił jego ojca po potrąceniu przez powóz. Podczas szamotaniny w bramie jednej z kamienic Maks zdołał wyrwać policjantowi rewolwer i strzelić. Zemstę za śmierć swego ojca okupił jednak utratą oka.

Grób Ślepego Maksa na łódzkim Cmentarzu Żydowskim
(fot. Adam Tubilewicz)

Pozycja Maksa w łódzkim półświatku rosła z roku na rok. Pod koniec I wojny światowej nie wykradał już portmonetek bywalcom Bałuckiego Rynku, ale opróżniał niemieckie wagony z żywnością stojące na bocznicy Dworca Fabrycznego. Spekulacyjny handel artykułami spożywczymi stanowił bowiem doskonały sposób na dorobienie się w latach wojny.

Działalności Borensztajna daleko było do rozmachu zorganizowanych szajek gigantów łódzkiego podziemia, Franka Zielonki i Arona Goldberga. Mimo to, cukier sprzedawany przez Maksa po dużo niższej cenie mocno uszczuplał zyski konkurencji.

W głowie Maksa pojawił się szalony na pierwszy rzut oka plan. Wiedząc, że wraz ze swoją skromną ekipą nie jest w stanie na dłuższą metę rywalizować z grubymi rybami łódzkiego półświatka, Borensztajn postanowił zawrzeć układ z Goldbergiem.

Współpraca szybko zaczęła przynosić obydwu stronom wymierne korzyści. Znaczenie Maksa w mieście rosło z każdym obrabowanym transportem, z kolei Goldberg mógł pewnie stawić czoło imperium Franka Zielonki. "Króla Chojen" szybko zresztą obaj wyrugowali z interesu podpalając jego magazyny przy ulicy Rzgowskiej.

Swoistym ukoronowaniem udanej współpracy był ślub Borensztajna z córką Arona, Gołdą. Jednak ojciec panny młodej nie docenił przeciwnika. Został zasztyletowany przed weselną karczmą jeszcze zanim ze stołu zniknęły wszystkie potrawy. Arnold Mostowicz przypisuje winę za to wydarzenie kamratom Maksa, którym od początku nie w smak był sojusz z Goldbergiem.

Faktem jest jednak, że na śmierci teścia najwięcej skorzystał świeżo upieczony małżonek. Po pierwsze, pomścił faktycznego zabójcę swojego ojca, a po drugie, jako mąż jedynej spadkobierczyni, przejął cały jego majątek.

Maks nie zamierzał na tym poprzestać. Sukcesywnie umacniał swoją pozycję nie tylko w mieście, ale także wśród swoich kompanów. Temu m. in. miała służyć dintojra, na czele której sam stanął. Był to rodzaj żydowskiego sądu polubownego, od którego decyzji nie było odwołania. Wyroki wydawał, oczywiście jednoosobowo, Maks.

Dintojra nie zajmowała się bynajmniej pomnażaniem majątku jej twórcy. Przy ul. Sienkiewicza 9 Maks otworzył "Biuro Próśb i Podań", do którego zgłaszali się przede wszystkim ubodzy łodzianie, wszyscy, którzy nie mogli lub nie chcieli dochodzić swych praw oficjalnymi drogami. Byli wśród nich zarówno wykorzystywani przez kamieniczników lokatorzy, jak i artyści, tak jak żydowski skrzypek Huberman, którego zaginiony Stradivarius "odnalazł się" dopiero po interwencji Maksa.

O Maksie śpiewano piosenki, Łódź kochała Maksa, a Maks kochał Łódź. "Mógłbyś ty mi, Staszek, powiedzieć, dlaczego ja, do cholery, tak kocham to niekochane miasto? Przecież nie dla tych stu tysięcy nieszczęsnych chałaciarzy, z których sam się wywodzę. (…) A może dlatego kocham to miasto, że nie znam innego? W swoim życiu nie opuściłem Łodzi. O żadnym innym mieście nie mogę powiedzieć, że jest moje, a to jest naprawdę moje miasto".

Epoka Ślepego Maksa skończyła się wraz z wybuchem II wojny światowej. Według jednej z wersji Borensztajn uciekł na wschód i trafił aż do Kazachstanu. Do swojej ukochanej Łodzi powrócił już po wojnie. Ponownie się ożenił i prowadził skromne życie pracując jako portier w zakładach odzieżowych.

Maks zmarł w 1960 roku. Ironią losu jest fakt, że pochowano go tuż obok Izraela Poznańskiego - słynnego łódzkiego fabrykanta, którego pałac i fabryka są do dziś symbolami Łodzi. Jednak to w historii Maksa Borensztajna, charakternego chłopaka z Bałut, który został królem łódzkiego podziemia, drzemie dużo większy potencjał. Okazuje się bowiem, że obok dobrze znanych opowieści o fabrykantach, Łódź mogłaby stać się planem pierwszorzędnego filmu gangsterskiego opartego na faktach.

ADAM TUBILEWICZ, Moje Miasto Łódź

Cytaty pochodzą z książki "Ballada o Ślepym Maksie" autorstwa Arnolda Mostowicza, Biblioteka "Tygla Kultury", Łódź 1998.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia