Sto lat temu wybuchła w Europie Wielka Wojna

Cmentarz wojenny w Zwierzyńcu, 1916 rok. Podmiejski lasek zapełnił się licznymi grobami, często bezimiennych żołnierzy.
Cmentarz wojenny w Zwierzyńcu, 1916 rok. Podmiejski lasek zapełnił się licznymi grobami, często bezimiennych żołnierzy. zbiory Muzeum Podlaskiego
Nastroje w Białymstoku w ostatnich miesiącach poprzedzających wybuch wojny były pełne obaw. Złowieszczo zabrzmiał zakaz wszelkich zgromadzeń i manifestacji

Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego
PORANNY

Dwudziestego ósmego czerwca 1914 roku w odległym Sarajewie Gavrilo Princip zastrzelił arcyksięcia Ferdynanda i jego żonę Zofię. Zamach ten potraktowany został jako pretekst dla rozmaitych żądań i ultimatów. Przez cały lipiec sytuacja nabrzmiewała, aby 1 sierpnia 1914 roku doprowadzić do wybuchu Wielkiej Wojny.

W Białymstoku, jeszcze w 1913 roku, zwiastunami tej zawieruchy byli Macedończycy. Nikt oczywiście nie wyobrażał sobie wówczas, że tak zwane dwie wojny bałkańskie będą preludium do globalnego konfliktu. W wychodzącej w mieście "Gazecie białostockiej" początkowo bagatelizowano ten konflikt uważając, że Niemcy, Austria i Rosja "nie kwapią się zbytnio" do zaangażowania się i że w związku z tym "być może jeszcze raz uniknie Europa wielkiej wojny".

Przygotowania do wojny

Jednak już wkrótce białostoczanie mogli przeczytać, że "ogólna sytuacja jest bardzo niepewna", a "wszystkie państwa zbroją się, każde z nich stara się być gotowym". Zainteresowanie przebiegiem konfliktu na Bałkanach musiało wzrastać, skoro białostoczan informowano szczegółowo o tym, że w wyniku bombardowania ranny został następca czarnogórskiego tronu, książę Daniło, który ma "nadszarpnięte kiszki".

I właśnie z ogarniętego wojną Półwyspu do Białegostoku, uciekając przed szerzącymi się tam rzeziami przyjechali Macedończycy. Było ich zaledwie kilku, ale stali się na lata charakterystycznymi obywatelami miasta. Przybysze, aby się z czegoś utrzymywać zaczęli raczyć tubylców buzą i chałwą. Pierwsze buzny otworzyli w kamienicy Szapiry przy Placu Bazarnym (Rynek Kościuszki) i w nowo otwartym Ritzu.

Nastroje w Białymstoku w ostatnich kilkunastu miesiącach poprzedzających wybuch wojny były pełne oczekiwania i obaw. Te ostatnie budziło restrykcyjne rozporządzenie władz z lipca 1912 roku. Nakazywało ono dokładne prowadzenie ewidencji ludności. Na właścicieli hoteli i domów nałożono obowiązek powiadamiania policji o przybyciu każdej osoby.

Wprowadzono też ścisłą rejestrację broni, kontrolując jej sprzedaż. Zakazano też wszelkich zgromadzeń, manifestacji i strajków. Władze zakazały też domowego nauczania w języku polskim. Najgoręcej komentowane były przepisy ograniczające organizowanie procesji religijnych. Zakazano występowania w ich trakcie orkiestr, śpiewania hymnów i noszenia chorągwi. W gąszczu zakazów i ograniczeń upchnięto też rozporządzenie o jeżdżeniu po mieście rowerami, co stało się powodem do rozmaitych kpinek.

Ruszyła ofensywa

Gdy wybuchła wojna, to - jak pisał profesor Henryk Mościcki - "Białystok przez szereg pierwszych miesięcy po wybuchu wojny światowej był z dala od jej działań, mimo to jednak odczuwał skutki rozgrywających się wydarzeń".

No, z tym oddaleniem, to Profesor trochę przesadził. Tak jakby nie docenił rozpoczętej w połowie sierpnia 1914 roku ofensywy rosyjskiej w Prusach Wschodnich, która zakończyła się sromotną klęską carskiej armii. Rozpoczęły się też walki przy oddalonej o 50 kilometrów od Białegostoku Twierdzy Osowiec. Do Białegostoku via Grajewo zaczęły napływać pierwsze transporty rannych.

W samym mieście już od 1 sierpnia 1914 roku zauważyć można było, że jest wojna. "Na murach, bramach i parkanach rozlepiono sążnistych rozmiarów plakaty Wajna z Giermaniej". To jeszcze mogło brzmieć abstrakcyjnie. Następne obwieszczenia o mobilizacji uświadomiły białostoczanom, że wojna i ich też dotyczy.

Wspomnienia sprzed 100 lat jednoznacznie określają nastroje panujące w mieście. "Do koszar dążyli z drewnianymi kuferkami przyszli obrońcy cara - batiuszki. Z okolicznych miasteczek i wsi ściągały koleją, końmi lub piechotą tysiące wieśniaków. (…) A wszystkich żegnały łzy bliskich, skowyt serc kobiecych i skomlenie dziecięcych ust".

Rekrutów rejestrowano w kamienicy Pisara przy obecnej ulicy Dąbrowskiego 20, w której przy siedzibie obwodowej policji mieściło się biuro werbunkowe. Urzędująca tu komisja bez wnikliwej oceny decydowała, że wszyscy zmobilizowani zdolni są do wcielenia w armijne szeregi.

Zanotowano jednak, że "znalazło się w Białymstoku kilku macherów i kombinatorów, którzy za solidną opłatą kaleczyli wieśniaków, zwalniając ich w ten sposób od niechybnej śmierci. Podcinano ścięgna, przebijano bębenki uszne, obcinano palce u rąk, wybijano zęby".

Chętnych na te usługi było jednak niewielu. Toteż przy Dąbrowskiego było tłoczno. Podobnie było i w koszarach. "Szeregi stacjonujących w Białymstoku pułków przybrały w parę dni po ogłoszeniu mobilizacji zastraszająco wielkie rozmiary". Wcielonych do armii rekrutów trzeba było jeszcze przeszkolić. Z białostockiego dworca poleskiego odjeżdżały więc pociągi złożone z towarowych wagonów, w których stłoczeni przyszli żołnierze jechali w głąb Rosji. Po zaledwie 4 - 6-tygodniowym przeszkoleniu przewożeni byli na front.

Przerażenie i nadzieje na zmiany

Po ogłoszeniu mobilizacji i w pierwszych miesiącach wojny życie w mieście tylko pozornie toczyło się własnym rytmem. Dochodzące do Białegostoku informacje z jednej strony przerażały, z drugiej dawały nadzieję na zmiany. Nastroje te wpłynęły na znaczne uaktywnienie środowiska polskiego, które podjęło się rozmaitych działań pomocowych.

Już w pierwszych dniach wojny powstał w mieście Oddział Polskiego Towarzystwa Niesienia Pomocy Ofiarom Wojny. Gdy wojska niemieckie zajęły Grajewo, to w Białymstoku z inicjatywy Apolonii i Heleny Srzedzińskich, Felicji Kłosowskiej, Zofii Szmidtówny, Wacława Fijałkowskiego i Wincentego Hermanowskiego utworzono komitet opiekujący się uchodźcami z tego miasteczka.

To właśnie w tym czasie budowały się autorytety ludzi, którzy po odzyskaniu niepodległości wyrośli na liderów miejskiej społeczności.

Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego
PORANNY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia