Przypomnijmy zatem wydarzenia z lat 1791-92, gdy Rosja przy współdziałaniu państw oświeconego Zachodu zadawała śmierć państwu będącemu ostoją idei wolności, państwu stworzonemu przez ludzi wolnych i obywateli. W tych dwu latach objawili się ludzie wielcy i podli, patrioci i cyniczni gracze, koniunkturaliści i mężowie stanu. A przede wszystkim objawiła się w pełni śmiertelnie niebezpieczna, trwająca przez wieki idea imperialnej Rosji.
Koniunktura międzynarodowa
Pierwszy rozbiór dokonany na Rzeczypospolitej w 1772 r. wstrząsnął narodem. Oto upadła zbudowana na fundamencie wolności republika, która 150 lat wcześniej liczyła milion kilometrów kwadratowych, która kilkukrotnie zasłaniała waśniącą się i prowadzącą krwawe wojny Europę przed tureckimi inwazjami. Tak, wiele karygodnych błędów popełniły warstwy przywódcze naszego państwa, każdy ma prawo je popełniać. Ale nic nie dawało prawa ościennym mocarstwom do traktowania suwerennego państwa jak swego łupu. Władysław Konopczyński, kończąc swoją genialną syntezę Polski nowożytnej, tak podsumował dorobek „oświeconej” myśli politycznej XVIII-wiecznej Europy: „Tak brzmiało w dziedzinie stosunków międzynarodowych ostatnie wielkie słowo tego wieku, co nad wszystkie świętości wywyższył państwo absolutne, nienarodowe, bezprzymiotnikowe, »państwo« dla samego panowania”. Rozbiór Polską wstrząsnął, obudził ją z bezrefleksyjnego samozadowolenia i zaślepienia, naród znów poczuł się narodem, który ma cel do zrealizowania i misję do wypełnienia. W pośpiechu nadrabiała Polska wiekowe zaległości niemal we wszystkich dziedzinach. Przełamując hamulce stanowe, rozwijał się przemysł, sztuka i literatura – w jednym tylko 1790 r. ukazało się 1086 tytułów! Szkoła Rycerska kształciła zawodowych oficerów, a posłowie uczyli się odpowiedzialności za Ojczyznę. Nie we wszystkim udało się przełamać fatalne dziedzictwo czasów saskich: w Polsce wciąż pełno było płatnych agentów obcych mocarstw, zajmujących najbardziej eksponowane stanowiska z tronem, prymasostwem i hetmaństwem włącznie. Prym w korumpowaniu polskich warstw wzorotwórczych wiodła oczywiście Rosja – zawsze bazowała ona na najgorszych cechach ludzkiej natury: chciwości, żądzy władzy, tchórzostwie, okrucieństwie. Gdy w 1788 r. prace zaczynał sejm nazwany później Wielkim, sprawy międzynarodowe przybrały niezwykle korzystny dla Polski obrót: Rosja uwikłała się w nadspodziewanie długą i krwawą wojnę ze sprzyjającą Rzeczypospolitej Turcją, ośmieleni tym podnieśli głowę Szwedzi, w postawach antyrosyjskich wspierał z Wiednia polską szlachtę cesarz, wspólnym wystąpieniem przeciwko Rosji łudzili Polaków Prusacy, a wszystkim tym kombinacjom życzliwie przyglądali się Anglicy. Sejm jedną z pierwszych uchwał podniósł liczebność armii do 100 tysięcy, z Prusami zawarto skierowany przeciwko Rosji sojusz. Potem przyszedł czas na uzdrowienie stosunków wewnętrznych.
Konstytucja
Uchwalona 3 maja 1791 r. Uchwała Rządowa to zaledwie 11 artykułów. Wraz z prawem o miastach starała się organizować całość życia politycznego i społecznego w Polsce. Ustanawiała katolicyzm religią panującą, zapewniając pełną tolerancję i opiekę rządu innym wyznaniom. Likwidowała liberum veto, posłowie reprezentowali państwo, nie ten czy inny powiat. Wojsko uznawano za „siłę narodową”. Zresztą narodowi podporządkowywała Konstytucja i króla, i sejm, i rząd. Ograniczenie nie tyle wolności, co samowoli jednostek, służyć miało wzmocnieniu wolności narodu i suwerenności państwa. Jednym aktem Polska nie tylko likwidowała „starodawne” słabości, lecz przede wszystkim rozwiązywała te kwestie ustrojowe, które inne państwa europejskie podejmą dopiero w następnym stuleciu. Czyż takie wzmożenie ducha narodowego połączone z pragmatyczną oceną kondycji państwa i praktycznymi środkami naprawy mogły spotkać się z przychylnością sąsiadów od dawna żerujących na słabości Polski? Oczywiście, że nie. Co gorsza, gdy ogół narodu witał Konstytucję z radością, przeciwko niej i państwu wystąpili samolubni magnaci, cyniczni wielbiciele zasady „im gorzej, tym lepiej”, skorumpowani handlarze narodowymi świętościami.
Głupcy, zdrajcy i oportuniści
Zgubnym zwyczajem – i oznaką stopnia upadku - polskiej polityki zagranicznej w XVIII wieku stało się antyszambrowanie na obcych dworach. Do Petersburga jeździli wszyscy: i zwolennicy naprawy państwa z Familii Czartoryskich, i republikanie pragnący, żeby było tak, jak było. Wizyty w Berlinie czy Wiedniu bardziej niż dyplomację przypominały sprzedaż usług. Nie gorszyło bardzo, że pensję w rublach pobierali król, hetmani, a nawet biskupi. Jednak gorsze niż korupcja było fatalne w skutkach przeświadczenie, że obcym na Polsce zależy, że chcą jej dobra. A już zabiegi o „opiekę” carycy Katarzyny i wiara w jej dobre intencje były nie tylko zbrodnią – były dowodem bezdennej głupoty i nieznajomości historii. Zresztą, mądrzy czy głupi, wszyscy ci z polskich sprzedawczyków, którzy pragnąc obalić dzieło Konstytucji 3 maja i przywrócić starą anarchię, udali się „po prośbie” do carycy i tak nie mieli szans: mściwa władczyni już postanowiła ukarać Polskę za to, że odrzuciła jej „łaskawą opiekę” i nie chciała stać się częścią imperium. „Każcie namalować obraz na cześć Konstytucji, ale umieśćcie pod nim trochę niezapominajek” – ironizował faworyt Katarzyny, książę Potiomkin, od dawna planujący oderwanie od Polski reszty ziem ukrainnych. Odmieniły się również koniunktury międzynarodowe. Wojska rosyjskie pod wodzą Suworowa zdobyły wreszcie twierdzę Izmaił i Turcja nie miała już sił na dalszą wojnę. Prusacy, którzy w zamian za sojusz militarny oczekiwali oddania im kolejnych ziem polskich, stracili zainteresowanie, gdy sejm uchwalił niepodzielność terytorialną. Więc znów, niespokojnie zerkając na Paryż, nawiązali kontakty z carycą, która chętnie dawała cudze. Elektor saski ze strachu przed Rosją wzbraniał się przyjąć ofiarowaną mu koronę, a Austria całkowicie zaangażowała się w sprawy francuskie. Rosyjska agentura w Anglii, hojnie sypiąc złotem, zdobyła przychylność rządu angielskiego, również bardziej zainteresowanego tym, co dzieje się nad Sekwaną niż nad Wisłą.
Pod „opiekę” Rosji
Do Petersburga zjechali ci, którzy pod pretekstem obrony polskich wolności republikańskich, wzorem Bogusława Radziwiłła, zamierzali tak długo szarpać królewski płaszcz Rzeczypospolitej, aż wyszarpią dla siebie spory, choćby okrwawiony, strzęp. Szczęsny Potocki od dawna proponował przekształcenie Polski w związek prowincji. Oczywiście pod „opieką” Rosji i oczywiście z sobą na czele jednej z nich. Seweryn Rzewuski prosił o interwencję w Polsce i Prusaków i Austriaków, wreszcie trafił tam, gdzie mógł liczyć na życzliwy posłuch. Maskę zrzucił też hetman Ksawery Branicki udający dotychczas posłusznego woli sejmu. Katarzyna słuchać płaszczących się zdrajców nie miała ochoty, kazała 27 kwietnia podpisać im przygotowany akt konfederacji, a następnie wraz z idącymi z wojny tureckiej pułkami Suworowa ruszyć do Polski. W przygranicznym miasteczku Targowica 13 zdrajców udających, że mówią w imieniu narodu, 14 maja ogłosiło akt rzekomo właśnie tu napisany. Jakże sobie ceni Rosja sprawdzone rozwiązania powtarzając je, gdy tylko ma ku temu sposobność: identyczną farsę z grupą komunistów i przygotowanym w Moskwie „Manifestem” powtórzyła w lipcu 1944 r., rzekomo w interesie Polaków ustanawiając czerwoną okupację. W roku 2022 r. na swe łamane przez „nazistów” z Kijowa prawa pożalili się rosyjscy agenci z ukraińskiego Donbasu: to posłużyło współczesnemu samodzierżawcy za pretekst do rozpoczęcia brutalnego najazdu na Ukrainę.
Wojna
Wojnę Rzeczypospolitej wypowiedział 18 maja 1792 r. Jakow Bułhakow, poseł rosyjski w Warszawie. Na Litwę i Koronę ruszyła stutysięczna, zaprawiona w bojach armia. Polacy mieli początkowo tylko 30 tysięcy żołnierzy, ale szeregi chcących bronić Ojczyzny szybko rosły. Potrzebny był tylko czas. Wprawdzie po zdradzie ks. Ludwika Wirtemberskiego, Litwa wpadła w ręce targowiczan, Szymona i Józefa Kossakowskich, ale związała blisko 30 tys. armię. Główny korpus sił polskich dowodzony przez księcia Józefa Poniatowskiego cofał się powoli, tocząc ciężkie walki z Rosjanami (bitwy pod Boruszkowcami i Zieleńcami, 14 i 18 czerwca). Zwycięstwo pod Zieleńcami uczczono ustanowieniem pierwszego polskiego orderu wojennego – Virtuti Militari. Fabryki produkowały karabiny i działa, wodzowie nabywali doświadczenia, a 70 tysięcy młodego, patriotycznego wojska odbywało pospieszne szkolenia, by stawić czoła Rosjanom, coraz bardziej odczuwającym trudy wielomiesięcznych marszów. Nie wytrzymał król Stanisław: gdy dawna kochanka groźnie wezwała go do zerwania z „rewolucją 3 Maja”, 23 lipca przystąpił do Targowicy. Próżno książę Józef, generał Kościuszko i kilkuset oficerów podało się do dymisji – kraj zalewały wojska moskiewskie, a targowiczanie rzucili się rabować dobro wspólne. Zdradzieckim rabusiem okazał się niedawny sojusznik, król pruski, zagarniając Wielkopolskę i ziemie nad środkową Wisłą aż po województwo krakowskie wraz z milionem mieszkańców. Zaskoczeni targowiczanie próbowali interweniować u carycy – zostali zlekceważeni. Walkę z prusactwem podjęli mieszkańcy Torunia i Gdańska – ten drugi skapitulował po 4 tygodniach oblężenia. W styczniu 1993 Prusy i Rosja podpisały konwencję rozbiorową. Opierał się jeszcze sejm obradujący w Grodnie, wobec gwałtów i przemocy rosyjskiego ambasadora, ostatnią linią obrony było milczenie: przez całą noc z 23 na 24 września siedzieli posłowie w milczeniu, gdy na stole leżała ratyfikacja rozbiorów. Na nic się to zdało.
Rosja wiecznie ta sama
Przywłaszczając sobie województwa kijowskie, bracławskie, podolskie, mińskie i fragmenty wileńskiego, brzeskiego i nowogrodzkiego, nie mogła Katarzyna powielać propagandy stosowanej przy podbojach dokonywanych kosztem Turcji i twierdzić, że niesie kulturę europejską zacofanym autochtonom. Sięgnęła więc caryca po inne argumenty. Zanim pchnęła na Polskę wojska, w lutym 1792 r. przygotowała osobiście memoriał pod tytułem „Historyczne granice Rosji na zachodzie”. Przywołując Galla Anonima, Wincentego Kadłubka i innych polskich dziejopisów, udowadniała caryca, że owe zachodnie granice Rosji leżą na Bugu i Wilii. Już po rozbiorze kazała Katarzyna sama dla siebie wybić medal z napisem „Przywróciłam, co było oderwane”. I żeby nikt nie miał wątpliwości, że to wyłącznie od woli carskiej zależy uznanie, jakie ziemie są „odwiecznie ruskie”, napisał nadworny poeta Dzierżawin: Do prawdy dojdziesz tylko drogą wojny: Wielki Duchu! Bóg jest z Tobą! Na co ci sojusz? – O Rossie! Tylko rusz – i cały świat jest twój! Tezy te, jako fundament rosyjskiej polityki zagranicznej, ugruntował w początku XIX w. Nikołaj Karamzin. Pisał: „Niech cudzoziemcy potępiają rozbiory Polski: my wzięliśmy swoje”. I dodawał jeszcze mocniej: „Niezbędnym warunkiem dla naszego bezpieczeństwa jest… aby Polska nie istniała w jakiejkolwiek formie, ani pod jakąkolwiek nazwą. Bezpieczeństwo własne jest najwyższym prawem…”. I dla przypomnienia: dzień przed atakiem na Ukrainę, 23 lutego 2022 r. Putin powiedział: „Ukraina to nieodłączna część historii Rosji, jej przestrzeni kulturowej”. Putin, jak Katarzyna, idzie po swoje. Timofiej Siergiejcew, usprawiedliwiając rosyjskie bestialstwa na Ukrainie, stwierdził: „Nazistowska, banderowska Ukraina - wróg Rosji i instrument Zachodu w celu zniszczenia Rosji - nie jest nam potrzebna”. Katarzyna i jej propagandyści, unicestwienie Polski uzasadniali tym, że jest ona siedliskiem szkodliwych, rewolucyjnych idei wrogiego Rosji Zachodu: „Zawziętą tyś pobiła Polskę, która twym wrogiem zawsze była!” - wielbił Katarzynę Dzierżawin. Mordercę dziesiątków tysięcy mieszkańców Pragi, którzy ośmielili się bronić swych domów, feldmarszałka Suworowa nazwał Dzierżawin „cichym aniołem, wodzem pocieszenia”. Mam nadzieję, że ta opowieść o wydarzeniach sprzed 230 lat pozwoliła Ci Czytelniku lepiej zrozumieć naszą teraźniejszość i przyczyny koszmaru dziejącego się dziś w Ukrainie. Pozwól jeszcze, że do Twoich wniosków dołożę swój. Nie ma znaczenia, czy głową Rosji jest Katarzyna, Mikołaj I, Włodzimierz Lenin, Józef Stalin, Nikita Chruszczow czy Leonid Breżniew. To nie Mikołaj III, Beria czy Włodzimierz Putin prowadzą wojny, organizują ludobójstwa, niewolą narody. Wszystkie te postacie o znanych z kart podręczników imionach i nazwiskach, są tylko emanacjami tej olbrzymiej, bezimiennej populacji do cna przenikniętej mentalnością niewolników, nienawidzącej ludzi wolnych i zawsze gotowej pod szyderczymi sztandarami „ruskiego miru” i „wyzwolenia” mordować, gwałcić, rabować i niszczyć dla samej satysfakcji niszczenia. Zagrożeniem dla sąsiadów bliższych i dalszych, dla wolności i demokracji, dla ludzkiej godności i praw człowieka była i jest Rosja.