Toruń. Maszyna dynamoniczna, alarm antywłamaniowy i inne zdobycze cywilizacji

Szymon Spandowski
Baszta Gołębnik. Obok magazynu pontonów przy Woli Zamkowej główna kwatera gołębi pocztowych w Toruniu. Ptaki miały gniazda na widocznych na zdjęciu podestach.
Baszta Gołębnik. Obok magazynu pontonów przy Woli Zamkowej główna kwatera gołębi pocztowych w Toruniu. Ptaki miały gniazda na widocznych na zdjęciu podestach. Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Wygląda na to, że trafiliśmy na pierwszy odnotowany w gazetach przypadek praktycznego zastosowania elektrycznego alarmu antywłamaniowego w Toruniu.

Obejrzyj: Bella Skyway Festival w Toruniu

od 16 lat

Ludzie to sobie potrafią skomplikować życie. W sierpniu 1902 roku „Gazeta Toruńska” opisała historię niejakiego Andrzeja Flegela, kapitalisty z Nowych Wiesiołków, który kupił od posiedziciela Emila Trojahna cielną krowę. Kapitalista z Nowych Wiesiołków – brzmi to niesamowicie, prawda? Wyjaśnijmy, że w tamtych czasach kapitalista nie musiał posiadać złotego zegarka i cylindra. Mógł mieszkać w domu krytym strzechą, do używania tytułu uprawniały go posiadane, dość nawet skromne fundusze. W tym przypadku zapewne tak właśnie było, ponieważ na Nowych Wiesiołkach, czyli w rejonie dzisiejszej ul. Św. Klemensa, nie było wtedy bogatych rezydencji.

Polecamy

W każdym razie pan kapitalista kupił od pana właściciela gospodarstwa krowę, ta zaś miała się w ciągu sześciu tygodni ocielić. Zrobiła to jednak nieco później, zatem pan kapitalista wystąpił o odszkodowanie w wysokości 45 marek.

„Sprawa poszła przed sąd – czytamy w „Gazecie Toruńskiej” - Chodziło o stwierdzenie czasu, w którym kupno zostało zawarte. Żona kapitalisty dwa razy pod przysięgą zeznała, że mąż w pierwszej połowie stycznia roku 1900 ową krowę kupił. Trojahn zeznał, że ją 14 grudnia roku 1899 sprzedał”.

W efekcie pani Flegelowa zmieniła miejsce na sali sądowej i zza barierki dla świadków przeniosła się na ławę oskarżonych. Aby uwolnić żonę od zarzutu krzywoprzysięstwa kapitalista Flegel podał jako świadków dwóch robotników, z którymi przed rozprawą pił wódkę namawiając, aby zeznali, że krowę kupił w 1900 roku. Jeden z robotników odmówił, drugi złożył zeznania na korzyść Flegelowej, jednak gdy wytrzeźwiał zeznania odwołał.

Domagał się odszkodowania, ale trafił za kraty. Na jak długo?

Po co się było awanturować o termin porodu krowy? Dla tych marnych 45 marek? Po co było powoływać fałszywych świadków? Intryga się posypała, a kapitalistę Andrzeja Felegela z Nowych Wiesiołków sąd skazał za namowę do krzywoprzysięstwa na dwa i pół roku więzienia.

Gdzie narobił hałasu pierwszy odnotowany przez prasę alarm antywłamaniowy w Toruniu?

W tym samym numerze pojawiła się również pierwsza wzmianka o zastosowaniu alarmu antywłamaniowego. Tak to w każdym razie wygląda, ale oceńcie Państwo sami:

„Stróż nocny zamknął przez pomyłkę dwóch młodych ludzi, czeladnika kominiarskiego F. i kelnera K. w domu przy ulicy Kopernika – czytamy. - Udali się więc obaj przez podwórze do ucznia zegarmistrza p. L., ażeby im drzwi do kamienicy otworzył. Gdy weszli na stopień sklepu dzwonki elektryczne zadzwoniły, właściciel zaalarmowany wyszedł. Nie tłumacząc się hałasowali i obrazili pana L. Zaprowadzono ich na policję celem zapisania nazwiska, poczem ich uwolniono”.

W 1902 roku elektryczne dobrodziejstwa techniki stały już na całkiem wysokim poziomie, mogliśmy się o tym przekonać chociażby kilka tygodni temu studiując ofertę elektrotechnika z ulicy Szwagrowej na Mokrem. Skoro 120 lat temu nasi przodkowie korzystali z elektrycznych domofonów, to dlaczego nie mieliby instalować alarmów? Szczególnie, że zegarmistrzowie mieli w sklepach sporo cennych przedmiotów, do których dość często próbował się ktoś dobrać.

Polecamy

Tylko gdzie mógł się znajdować ten alarm? Przy ulicy Kopernika nie było wtedy żadnego zegarmistrza o nazwisku zaczynającym się na literę L. W gazecie jest jednak napisane, że dwaj zamknięci młodzieńcy udali się do ucznia zegarmistrzowskiego przez podwórze. Zegarmistrz mógł więc mieszkać w kamienicy przy jakiejś sąsiedniej ulicy.

Kto mógł być posiadaczem elektrycznego alarmu?

Kimś takim mógł być zegarmistrz Hugo Loerke. Profesja i pierwsza litera nazwiska się zgadzają. Zegarmistrz mieszkał przy ul. Św. Ducha 11, czyli sąsiadował z kamienicą stojącą na rogu ul. Kopernika. Dziś wszystkie te domy mają wspólne podwórze, ale czy podobnie było 120 lat temu? Ta część starówki bardzo się zmieniła przed rokiem kopernikańskim. Gęsta zabudowa została znacznie przerzedzona, poznikały m.in. oficyny i zajmujące podwórza budynki gospodarcze. Alarm zatem mógł się włączyć przy Ducha Świętego 11, ale nie musiał.

Elektryczność wkradała się wtedy niemal wszędzie. Może jeszcze nie pod strzechy, ale na przykład do pociągów i to nie byle jakich.

„W pociągach pospiesznych będzie oświetlenie elektryczne – informowała „Gazeta Toruńska” pod koniec lipca 1902 roku. - W tym celu ustawią na parowóz maszynę maszynę parową dynamoniczną, a baterye elektryczne w każdym wozie oddzielnie. Dla ogólnego oświetlenia pociągu umieszczą lampy u sufitu wagonu. W I i II klasie będą z boku ruchome lampy, które podróżujący podług woli ustawić sobie mogą. Ma to być pierwsza próba z elektrycznem oświetleniem na pociągach, jeżeli się to okaże praktycznem, spodziewać się można, iż na wszystkich pociągach osobowych światło elektryczne zastąpi dotychczasowe niedostateczne oświetlenie naftowe”.

Maszyna dynamoniczna, kolejne piękne słowo. Coś jakby skrzyżowanie dynama z demonem...

Kiedy na toruńskim Dworcu Głównym zaczęła pracować elektrownia?

W tym samym czasie na łamach polskiego dziennika pojawiły się narzekania na niedostateczne oświetlenie na toruńskim Dworcu Głównym. W połączeniu ze zbyt wysoko umieszczonymi stopniami wagonów miało to prowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Faktycznie, różnica między peronami i stopniami była znaczna, problem z oświetleniem wydaje się jednak dziwny. Stacja posiadała przecież własną, uruchomioną trzy lata wcześniej elektrownię.

„Oświetlenie elektryczne otrzyma tutejszy dworzec - donosiła „Gazeta Toruńska” w połowie października 1899 roku. - Światło będą wyrabiać ustawione już maszyny dynamowe pędzone maszyną, którą znów pędzić będzie gaz wyrabiany umyślnie do tego celu. Tutejsza gazownia straci tym sposobem w dworcu jednego z najlepszych odbiorców. Światło elektryczne oświetlać będzie cały dworzec z wyjątkiem poczekalń, które nadal jeszcze gazem oświetlane będą”.

Tak czy inaczej pruskie koleje dbały o swoich pasażerów. W sierpniu 1902 roku toruńska prasa poinformowała o nowych udogodnieniach.

Jakie usługi oferowała poczta kolejowa?

„Znaczki pocztowe nabywać można także podczas jazdy koleją i to na poczcie znajdującej się przy każdym pociągu osobowym – czytamy. - Tutaj można też oddawać telegramy spisane na jakimbądź papierze lub na karcie pocztowej, na której trzeba napis Postkarte przekreślić i zastąpić go napisem Telegram. Opłatę za telegram należy uskutecznić przez nalepienie na karcie znaczków pocztowych odpowiednio do wysokości opłaty z potrąceniem 5-fenigowego znaczka znajdującego się na karcie pocztowej. Tak spisany i opłacony telegram wrzuca się do skrzynki wagonu pocztowego, a poczta na najbliższej stacyi telegraficznej telegram ekspedyuje dalej”.

Z takiej poczty pociągowej skorzystał wracając z manewrów w Toruniu Panchito, czyli Francisco Reynolds-Baker. Bohater jednej z najbardziej intrygujących przygód jakie nas spotkały podczas wypraw do dawnego Torunia. Oczywiście szczegółowo na stronie Retro opisanej i zilustrowanej.

Polecamy

Poczta kolejowa mogła jeszcze korzystać z gołębi. Cesarstwo było już gęsto oplecione siecią telegraficzną, przy drogach i torach wyrastały kolejne słupy z przewodami telefonicznymi, łączność jednak nadal w dużej mierze spoczywała na ptasich skrzydłach. Z gołębi korzystało przede wszystkim wojsko, co jest zrozumiałe – gołębia z meldunkiem można wypuścić w każdym miejscu. Poza tym telegrafy i telefony łatwo ogłuszyć, wystarczy przecież przeciąć przewody. Armia zatem stawiała na gołębie pocztowe. Na początku sierpnia A. D. 1902 w „Gazecie Toruńskiej” ukazała się informacja, że na tamtejszy dworzec przybył zmierzający do Królewca pociąg z gołębiami pocztowymi. Składał się z 20 wagonów.

Czym się zakończył koncert na Szerokiej?

Na koniec jeszcze jedna historyjka z toruńskiego bruku.

„Policya odebrała pewnemu robotnikowi klarnet, posądzając go w dodatku o kradzież tego instrumentu – pisała „Gazeta Toruńska” w połowie sierpnia. - Robotnik natomiast utrzymuje, że znalazł klarnet na ulicy i że to własność pewnego flisaka. Klarnet policyant robotnikowi dlatego odebrał, że nie umiejąc na nim grać mimo to chciał się na ulicy swojemi zdolnościami muzycznemi popisywać”.

Ojej, to kiedyś służby porządkowe w takich przypadkach reagowały?

Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia