„Jeder Schuss ein Russ. Jeder Stoss ein Franzos. Jeder Schritt ein Britt. Jeder Klaps ein Japs!”
Ten prawdziwy wierszyk propagandowy z czasów I wojny światowej zdobył sławę dzięki filmowi „C K Dezerterzy”, czy też raczej wspaniałej książce Kazimierza Sejdy, od filmu znacznie bogatszej. Ukazała się ona w 1937 roku, musiał więc ją przeczytać Franek Dolas, który z niej zaczerpnął Grzegorza Brzęczyszczykiewicza. W oryginale Grzegorz był Brzęczyszczewski, w ten sposób przedstawił się w jednostce wojskowej główny bohater książki Sejdy, Jan Kania Kaniowski. Akcja pierwszej części filmu i książki toczy się w węgierskim mieście Sátoraljaújhely. Jakieś 15 lat przed tym, gdy trafili tam dezerterzy, w miasteczku wybuchł pożar. O tragedii tej wspomniała w połowie czerwca 1902 roku „Gazeta Toruńska”.
Polecamy
- Uczniowie z Torunia znów pomaszerowali na Golub i uczcili pamięć bohatera [Zdjęcia]
- Lekarze odchodzą z Oddziału Hematologii w Toruniu. Kto będzie leczył pacjentów?
- Wycinka na Kępie Bazarowej. RDOŚ umorzył postępowanie, ekolodzy zapowiadają odwołanie
- Prezydent Torunia na Wrzosowisku, czyli kto może być liderem rozmowy?
„Z Satoralji-Ujhely (Węgry) donoszą nam: we czwartek 5 bm wybuchł w mieście wielki pożar, ofiarą którego padło 15 domów – czytamy. - Przy tem nie obeszło się także bez ofiary ludzkiej. Tameczny bowiem wielki kapitalista Arnold Baumgarten, mając w palącym się domu w kasie wertheimowskiej przeszło 20.000 koron gotówki i weksle na kilkanaście tysięcy koron, dostał się przez okno do wnętrza kancelaryi, by wydostać z kasy pieniądze i papiery. Nie zdołał już jednak wydostać się z powrotem, gdyż w oknie objęły go płomienie, tak że się spalił na węgiel wraz z gotówką przeszło 20.000 koron i wekslami na kilkanaście tysięcy.”
U nas również w tym czasie wydarzyło się kilka wypadków. Na poligon znów zapuściły się dzieci i zaczęły zbierać leżące tam odłamki pocisków, chociaż – jak już wcześniej wspominaliśmy – wyłączność na zbieranie poligonowego złomu miała firma Dietrich & Sohn. Między odłamkami trafiło się też kilka pocisków całych. Jeden eksplodował, zabijając majstrującego przy nim nastolatka oraz ciężko raniąc jego kolegów. Znów prasa toruńska biła na alarm, domagając się lepszej ochrony placu ćwiczeń.
Wypadek kolejowy pod Chełmnem. Co się stało?
Poza tym doszło także do wypadku na torach. Prasa opisała katastrofę, jakby nie było to nic poważnego, jednak biorąc pod uwagę miejsce, w którym do zdarzenia doszło…
„Pociąg roboczy spadł z mostu na Frybie do wody – informowała 120 lat temu „Gazeta Toruńska”. - Robotnicy zdołali wcześniej zeskoczyć”.
Tylko tyle. Zapewne była to jedynie drezyna, ale spadła z najwyższego mostu kolejowego w regionie. Do tego wypadku doszło tuż przed odbiorem technicznym tego odcinka linii kolejowej łączącej Chełmno z Unisławiem. Swoją drogą takie odbiory wyglądały wtedy dość ciekawie.
„Policya krajowa będzie dnia 21 bm odbierała tor kolejowy między Chełmnem a Starogrodem – donosił toruński dziennik w czerwcu A. D. 1902. - Ktoby miał jakieś skargi lub życzenia powinien w miejscu, o które chodzi czekać na pociąg, który dnia 21 bm o godz. 11 przed południem odjedzie z Chełmna i dać znać, a pociąg zaraz stanie. Może też zgłosić się na stacyi przed tem miejscem.”
Dlaczego między Toruniem i Malborkiem pociągi miały jeździć z większym pośpiechem?
Z tymi stacjami dużego wyboru nie było, między Chełmnem i Starogrodem pociągi zatrzymywały się tylko w Brzozowie.
Na kolei w ogóle sporo się działo. Ekipy remontowe, podobnie jak dziś, uwijały się np. na linii Toruń-Malbork.
„Przebudowa kolei toruńsko-malborskiej na pierwszorzędną już prawie ukończona – czytamy w „Gazecie Toruńskiej” z początku czerwca 1902 roku. - Także domki strażników zapory i sygnały są gotowe, wskutek czego na jesieni zaczną na wymienionej linii pociągi chodzić z większym niż do tej pory pośpiechem”.
No właśnie, a z jaką prędkością kursowały wtedy pociągi? Jak mówi stare przysłowie: Szukajcie w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej a znajdziecie. Że co? Przysłowie mówiło co innego? Nie szkodzi, jego strata. Wracając zaś do pociągów:
„Szybkość pociągów pospiesznych ma być zwyższona. Minister kolei w Prusach rozporządził, aby poczyniono próby dla podwyższenia prędkości pociągów pospiesznych. Szybkość ma być o jednę czwartą podwyższona, także pociągi ujadą 130 kilometrów na godzinę, nie jak dotychczas 90”.
Eksperymenty z prędkością na pewno były powtarzane, w tej chwili nie możemy potwierdzić, czy pociągi rzeczywiście przyspieszyły do 130 kilometrów na godzinę. Te 90 kilometrów to jednak również niezły wynik, na niektórych liniach obsługiwanych przez PKP wciąż jeszcze nieosiągalny.
Polecamy
W jednym z poprzednich wydań pisaliśmy o przemycanym jedwabiu wartym 40 tysięcy marek znalezionym przez rosyjskich celników w wagonie z deskami kontrolowanym w Aleksandrowie Kujawskim. Po tym odkryciu policja rozpoczęła śledztwo. Do kogo udało jej się dotrzeć po tej jedwabnej nici?
„Pod zarzutem przemytnictwa uwięziono w Aleksandrowie dwóch robotników, jednego z Torunia drugiego ze Stawków – czytamy w naszym gazetowym przewodniku po świecie z początku XX wieku. - W plombowanym wozie zawierającym deski usiłowano przewieść większą ilość jedwabiu i kosztownego płótna dlatego, że wagony plombowane zwykle przechodzą granicę nierewidowane. Owych robotników uwięziono dlatego, że podobno byli czynni przy ładowaniu owych desek. Rozumie się, że robotnicy nie wysyłali do Rosyi jedwabiów tylko pokutują za innych, ważniejszych, którzy oszukiwanie rosyjskiego rządu zaliczają do czynów honorowych. Że wagony plombowane odstawiają przemytnicy na wielką skalę, o tem w Toruniu wiedzą wszyscy od dawna”.
Miło jest o tym dowiedzieć się ponownie. Kto wie, być może z gazet uda się również wyłowić informację o złapanych w jedwabne sieci grubych rybach? Ileż ciekawostek kryją gazety, których jeszcze nie przeglądaliśmy! Za sobą mamy natomiast prasowe doniesienia o pierwszych w regionie karabinach maszynowych.
Która jednostka otrzymała nową broń?
"Dla wyćwiczenia się przy tutejszych strzelbach maszynowych, przybyło 7 oficerów z różnych miast niemieckich - raportowała "Gazeta Toruńska" z Chełmna pod koniec października 1900 roku. - Nową broń posiada tutejszy batalion strzelców".
Polecamy
W czerwcu roku 1902 w Chełmnie zorganizowano manewry z urządzeniem do masowego zabijania. Z jakim skutkiem?
„Odbyły się tu ćwiczenia w strzelaniu z karabinu maszynowego, przyczem trzej żołnierze zostali tak pokaleczeni, że ich odstawiono do domu chorych – czytamy w „Gazecie Toruńskiej”. - Jeden żołnierz ma podobno niebezpieczne rany w nodze”.
Kto został trafiony rakietą w parku na Bydgoskiem?
Na początku ubiegłego stulecia, aby zostać ciężko rannym, nie trzeba było chodzić na poligon czy strzelnicę. W najpopularniejszym miejskim parku można było oberwać rakietą.
„Okropny wypadek zdarzył się w niedzielę w Cegielni – informował polski dziennik we wtorek, 17 czerwca A. D. 1902. - Oto na łące, w środku grubego pierścienia publiczności palono ognie sztuczne i puszczano rakiety. Od czasu do czasu padały węgle z rakiet między publiczność, a jedna niewypalona rakieta spadła tuż przed werandą na jednego z gości. Zsunęła się po policzku, na piersi zapaliła surdut, a pękając na krześle rozproszyła siedzące około stołu towarzystwo. Ugodzony rakietą zrzucił w jednej chwili płonący surdut i zaczął uciekać od fatalnego stołu, ale w tej samej chwili także kamizelka jego zaczęła się palić. Nieszczęśliwy próbował nasamprzód ogień stłumić ręką, a widząc bezskuteczność tych usiłowań, zrzucił i kamizelkę. Ma strasznie popaloną twarz, pierś i rękę. Pierwszej pomocy udzielił mu jeden z obecnych na koncercie lekarzy, a płonące szaty i odłamki rakiety ugasiła publiczność. Straży pożarnej na miejscu wypadku nie zauważyliśmy, a służbę policyjną, jak się zdaje, pełnił tylko jeden urzędnik w mundurze”.
Gazeta zaapelowała do władz, aby w przyszłości tego typu ładunki nie były odpalane przy ludziach. Cóż, przez te 120 lat za bardzo nie zmądrzeliśmy. Biznes fajerwerkowy niestety nadal kwitnie.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku: