Zobacz wideo: 2023 jest Rokiem Mikołaja Kopernika w woj. kujawsko-pomorskim.
A teraz coś z zupełnie innej beczki. W każdym razie innej chronologicznie. Państwo wybaczą drobny chaos, ale z morza notatek, jakie powstają przy okazji gazetowych wykopalisk, trudno jest czasami wyłowić potrzebną akurat informację. Tak było latem, gdy przy okazji jednej z podróży w czasie i przestrzeni wylądowaliśmy na pięknie odnowionym dworcu kolejowym w Iławie. W takich okolicznościach warto było przypomnieć pewną mrożącą krew w żyłach historię, która rozegrała się kiedyś na tej stacji, jednak jej gazetowy opis diabeł nakrył ogonem. Mimo wielu prób i zaklinania Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej, sezam się nie otworzył, a w każdym razie poszukiwany skarb z niego nie wypadł. Ostatecznie historię musiałem streścić swoimi słowami, ale to nie to samo. Trafiłem na nią teraz, szukając czegoś zupełnie innego. Wyobraźcie sobie Państwo zatem taką scenę:
„Iława. Przy budowie koszar artyleryjskich 130 murarzy i około 60 robotników przestało pracować dlatego, że pracodawca nie jest w stanie wypłacać zarobku. Wczoraj, gdy gwałtem domagali się zapłaty, udało mu się z gromady ujść i co tchu na kołowiec i na dworzec – informowała „Gazeta Toruńska” w połowie sierpnia 1900 roku. - Trzech murarzy także na kołowcach udało się w pogoń, a reszta z kijami pieszo za nim. Nie dopędzili go, bo pociąg na jego szczęście właśnie odchodził, tylko nie zdążył swojego kołowca wziąć ze sobą. Podjął się wykonania budowy za 48.000 marek”.
Polecamy
O dalszych losach nieuczciwego pracodawcy i oszukanych pracowników, gazety już niestety nie wspomniały. Przedsiębiorca do końca życia powinien sławić zalety kolei, bo gdyby nie ona, finał pościgu mógłby być dla niego tragiczny.
Jaki zysk znosi kura?
Tak, tak – kolej zmieniła świat. Aby się o tym przekonać, zajrzymy do powiatu chełmińskiego. Wszyscy wiemy, że mleko ma najszybszy transport, inaczej się zsiada, ale co z jajami?
„Spółka mleczarska w Brzozowie zamierza obok mleczarni założyć stacyę wysyłkową świeżych jaj – donosił toruński dziennik w lutym 1903 roku. - Jaja mogą być równocześnie z mlekiem do mleczarni przywożone, gdzie zaraz po odstemplowaniu będą wysyłane na stacyę w Berlinie jako świeże jaja do picia. Po odliczeniu wszystkich kosztów otrzymałby każdy dostawca za jedno jajko przeciętnie 8 fenigów. Utrzymanie jednej kury kosztuje rocznie 6 marek, a ponieważ kura znosi rocznie 150 jaj po 8 fenigów, to daje razem 12 marek. Miałby jeszcze dostawca 6 marek czystego zysku od każdej kury”.
No, jeżeli nie dawały Państwu spokoju pytania, ile jaj znosi kura w ciągu roku, ile można zarobić na eksporcie jaj do Berlina, ewentualnie gdzie można zaopatrzyć się w jaja do picia... Cała przyjemność po naszej stronie. Być może komuś jeszcze nasunie się pytanie – a co za te 6 marek można było wtedy kupić? Już spieszymy z odpowiedzią, a że kręcimy się wokół kolei, więc nadal będziemy trzymali się torów. Zysk z jednej kury pozwalał na wyekspediowanie prawie całego wagonu z ładunkiem. Prawie, bo za tego typu przyjemność w pełnym wymiarze 120 lat temu należało zapłacić 7 marek. W każdym razie takie stawki miały obowiązywać na planowanej linii łączącej Golub z położonym poza granicami miasta dworcem kolejowym. O tym, że na początku 1903 roku pomysł takiej inwestycji się pojawił, już informowaliśmy. Kolejne szczegóły na ten temat toruńska prasa przyniosła pod koniec lutego.
Ile miała kosztować kolej z golubskiego dworca do centrum?
„Kolejka, która ma być pobudowaną z miasta Golubia do dworca mierzyć będzie 2,25 km – pisała „Gazeta Toruńska”. - Roczne utrzymanie tej kolejki kosztować będzie 24.905 marek. Ażeby pokryć koszta będzie musiała kolejka przewieźć 3555 wagonów po 7 marek”.
Niezwykle szczegółowe wyliczenia najwyraźniej udowodniły, że inwestycja się nie zwróci, ponieważ kolejka nie powstała.
Tymczasem w Toruniu hulał wiatr. Potężny. Jedna wichura uszkodziła dach poczty i ratusza, zaś na jednej kamienicy przy placu Wilhelmowskim, czyli dzisiejszym placu świętej Katarzyny, przewróciła komin. Ten zaś uszkodził dach, cegły wpadły nawet do jednego mieszkania, w którym na szczęście akurat nikogo nie było, ponieważ lokatorzy przebywali na balu. Jak informowała prasa, na Mokrem wichura uszkodziła łupkowy dach szkoły i wyrządziła ogromne szkody na Jakubskim Przedmieściu. Był to drugi atak wiatru w lutym 1903 roku.
Co zrobiły bałwany nad Wisłą?
„Wczorajszy wicher wywołał na Wiśle ogromne bałwany, które podmyły nasyp od żelaznego mostu do bramy Mostowej. Powstałe stąd szkody są dosyć znaczne – donosiła „Gazeta” w połowie lutego. - Również z powodu wielkich fal nie mógł po południu wozić parowiec, gdyż nie zdołał się rozszalałemu żywiołowi dalej opierać. Zatopił się domek tutejszego klubu żeglarskiego, który służył do przechowywania czółen. Budowniczemu statków wodnych p. Ganottowi udało się domek ten podnieść, potrzebuje on znacznej naprawy”.
Polecamy
No proszę, mieliśmy wtedy klub żeglarski. Domek był zapewne barką, ale którą z licznych cumujących wtedy przy toruńskim nabrzeżu? I czy rzeczywiście znajdował się tam? Budowniczy statków wodnych Karl Gannott urzędował na Kępie Bazarowej, w sytuacji, gdy parowiec, zapewne wspominana w ubiegłym tygodniu „Nadzieja”, nie mogła poradzić sobie z napierającymi bałwanami, Gannott raczej nie spieszył z odsieczą na drugi brzeg.
Na co trafili robotnicy pracujący przed Bramą Klasztorną?
Kataklizm rzeczywiście musiał robić wrażenie, wichura zderzyła się bowiem z falą powodziową. Dzień później gazeta poinformowała, że woda zalała tory na nabrzeżu. Robotnicy, którzy w tym czasie pracowali obok koszar zwanych dziś Racławickimi, musieli patrzeć na to ze zgrozą, chociaż to, co akurat zaczęło się wyłaniać z wykopów, również nie nastrajało optymistycznie.
„Przy pracach ziemnych nad Wisłą w pobliżu ul. św. Ducha znaleźli robotnicy większą ilość kości ludzkich – donosiła toruńska gazeta pod koniec lutego 1903 roku. - Prawdopodobnie pochodzą one z czasów, gdy na tem miejscu stał klasztor św. Ducha, od którego i ulica tę nazwę nosi”.
Robotnicy mogli również trafić na masowy grób ofiar wielkiej epidemii dżumy z początku XVIII wieku. Wiadomo, że jedna z takich mogił znajdowała się w tym rejonie, zresztą ludzkie szkielety i to w dużych ilościach, wykopywane tam były również w latach 60. ubiegłego stulecia.
Polecamy
O czym jeszcze można było przeczytać w toruńskich gazetach 120 lat temu? Na przykład o zmianach na rynku prasy.
„Tutejsza drukarnia spółkowa „Ostdeutsche Zgt” kupiła wychodzącą tutaj gazetę „Thorner Zeitung – donosiła „Gazeta Toruńska”. - Przejęcie tego pisma już podobno nastąpiło. Jest to najstarsze pismo toruńskie, założone w roku 1760. Pismo to ma być od 1 kwietnia połączone w jedną całość z „Ostd. Zgt.”
Tu konieczne jest pewne uściślenie. Do XVIII stulecia sięgały korzenie gazety „Thorner Wochenblatt”. W 1867 roku Ernst Lambeck, ten sam, który jako pierwszy na ziemiach polskich wydał „Pana Tadeusza”, na jej bazie stworzył „Thorner Zeitung”. Dziennik ten ukazywał się do 1922 roku. W roku 1904 jego redakcja podobnie jak redakcja „Ostd. Zgt” mieściła się przy Mostowej 34. Można powiedzieć, że Mostowa była wtedy ulicą prasową, po sąsiedzku bowiem działała również największa konkurencja obu gazet niemieckich, czyli „Gazeta Toruńska”.
Kiedy rozpoczęła się budowa kościoła św. Szczepana?
Długą drogę przebyliśmy dziś – od pościgu i niedoszłego linczu, przez kurniki, tory kolejowe i bałwany na Wiśle. Dzisiejszą wycieczkę zakończymy na budowie.
„Budowę nowego zboru ewangelickiego już rozpoczęto – donosiła „Gazeta Toruńska” pod koniec lutego 1903 roku. - Zbór ten stanie przy esplanadzie w bliskości bramy Chełmińskiej”.
Polecamy
Chodziło tu o Nową Bramę Chełmińską, która przecinała obecną ulicę Uniwersytecką. Zborem była świątynia kalwińska, czyli kościół św. Szczepana. Jego budowa miała przysporzyć ojcom parafii wiele siwych włosów, ale o tym pewnie będziemy jeszcze mieli okazję napisać.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku: