Tajemnica toruńskiego cylindra. Co kryło się pod jego podszewką i kto mógł w nim w latach 20. paradować ulicami Berlina?

Szymon Spandowski
Ulica Szeroka na pocztówce z początku XX wieku. Z prawej strony widać szyld sklepu Gustava Grundmanna.
Ulica Szeroka na pocztówce z początku XX wieku. Z prawej strony widać szyld sklepu Gustava Grundmanna. Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Przyzwyczailiśmy się do tego, że z cylindrów wyskakują króliki. Czasami jednak można w nich znaleźć coś innego, co bardzo pobudza ciekawość. Tak było w przypadku cylindra pochodzącego z fabryki kapeluszy Gustava Grundmanna, który po ponad stu latach wrócił do Torunia.

Zobacz wideo: Ptasia grypa wykryta w Porcie Drzewnym w Toruniu.

od 16 lat

Kiedyś, w prezencie od przyjaciół, dostałem cylinder. Taki prawdziwy szapoklak i to z toruńskim rodowodem - powstał w pracowni Gustava Grundmanna. Pardon, nie w pracowni, ale w fabryce kapeluszy i to renomowanej. Wewnątrz antycznego nakrycia głowy do dziś można przeczytać, że cylinder został opatentowany we Francji (nr patentu 415998), no i w ogóle jest to Chic de Paris, chociaż z Torunia.

Polecamy

Do cylindra była dołączona kopia gazetowej reklamy firmy Grundmanna pochodząca z 1889 roku. Komu dawny Toruń jest miły, ten doskonale wie, że mamy wielkie szczęście posiadając dostęp do kopalni bezcennych informacji, jaką jest Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa. Można w niej znaleźć sporo toruńskich pocztówek oraz zdjęć, wśród nich są zaś dwie fotografie, na których widać witrynę kapelusznika. Sklep Grundmana przez wiele lat mieścił się przy ul. Szerokiej 37. Posiadał bardzo efektowną reklamę – a jakże – w kształcie cylindra.

Kiedy powstała fabryka kapeluszy Grundmanna?

W KPBC znajdują się również ogromne ilości poskanowanych gazet. Z tego sezamu korzystamy już od lat, w tym przypadku udało się ustalić, że Fabryka Kapeluszy Grundmanna sięga korzeniami co najmniej 1870 roku, w każdym razie wtedy w gazetach ukazała się najstarsza jej reklama, jaką udało nam się znaleźć. Przedsiębiorstwo mieściło się wtedy przy ul. Szczytnej. Grundmann polecał swój bogato zaopatrzony skład kapeluszy jedwabnych i pilśniowych we wszystkich fasonach. Posiadał również na sprzedaż kapelusze słomkowe, włosiane i kitajkowe. Nakrycia głowy sprzedawał, a także reperował, prał i farbował.

Najwyraźniej zasłużył sobie na zaufanie klientów, ponieważ w roku 1890, już przy Szerokiej, oferował kapelusze pilśniowe dla mężczyzn i chłopców, w pięknych barwach i najnowszych fasonach, a także czapki lipskie i poznańskie. Jeżeli wierzyć dołączonym obrazkom, te ostatnie były podobne do cyklistówek.

Polecamy

Rok później swoją ofertę znacznie poszerzył, poza kapeluszami pilśniowymi i cylindrowymi, sprzedawał również futrzane czapki warszawskie oraz obuwie: ruskie i krajowe kalosze dla panów, dam i dzieci, warszawskie obuwie do polowania i podróży, wykładane futrem filcowe obuwie dla dam z gumą i bez gumy, filcowe obuwie domowe z podeszwą filcową lub skórzaną, podeszwy przeciw reumatyzmowi i przeciw poceniu – te ostatnie filcowe, kartonowe, słomiane, bądź z włosów końskich.

Mała dygresja

Wszystko to oczywiście są opisy zaczerpnięte z reklam. Badacze mody pewnie mogliby na ten temat powiedzieć więcej, mnie jednak dręczyło inne pytanie – cóż mógłby mi opowiedzieć o swoich poprzednich właścicielach cylinder, który mam na łbie? Skoro zapytałem, to musiałem dostać odpowiedź. Oboje z żoną często tak mamy, że głowimy się nad jakąś zagadką z przeszłości, a ona się do nas odzywa. Kiedyś wspominałem chociażby o Pięknej Nieznajomej z Podgórza, czyli pani uwiecznionej na jednym z ponad 70 szklanych negatywów odnalezionych podczas remontu domu, w którym znajdował się najstarszy zakład fotograficzny na Podgórzu. Fotografia była nietypowa, bo zdecydowanie odbiegała od innych – wyłącznie portretowych. Zastanawialiśmy się, kim była ta kobieta i dlaczego fotograf poświęcił jej więcej uwagi robiąc zdjęcie bardzo artystyczne? Tego się nie dowiedzieliśmy, ale kiedy tak dumaliśmy, żona na jednej z aukcji internetowych znalazła fotografię tej samej kobiety, wykonaną zapewne podczas tej samej sesji. Aby akurat w takim momencie, wśród setek tysięcy aukcji trafić na kolejne ogniwo historii… Tu można mówić o cudzie. Na tej drugiej fotografii tajemnicza nieznajoma siedziała z kobietą, którą udało się zidentyfikować, a także odnaleźć jej potomków. Co prawda nie mogli oni nic powiedzieć na temat Pięknej Nieznajomej, jednak przynajmniej nie była już ona tak do końca nieznajoma.

Co było schowane w cylindrze?

Za tym cylindrem również zatem musiała kryć się jakaś historia. W sumie nie za nim, ale w środku. Kiedy oglądaliśmy sfatygowane nakrycie głowy Ania zauważyła, że z rozprutej podszewki, fachowo zwanej potnikiem - wystaje kawałek papieru. Ostrożnie go wyciągnęła i okazało się, że to strony dwóch berlińskich gazet z lat 20. ubiegłego wieku. Jedną z nich była strona reklamowa "Berliner Morgenpost" z 9 maja 1926 roku. Drugą, z pomocą kolegi udało się zidentyfikować jako okładkę komunistycznej "Die Rote Fahne".

Polecamy

W jaki sposób te gazety znalazły się w cylindrze? To akurat wydaje się dość oczywiste: właściciel cylindra albo próbował w ten sposób zmniejszyć obwód nakrycia głowy, albo zrobił sobie gazetową izolację. Ale dlaczego?! Kto u diabła, używał cylindra w latach 20. XX stulecia? Dyplomaci, na oficjalnych spotkaniach nadal obowiązywał – mówiąc współczesnym językiem – dress code z XIX wieku. Dyplomaci jednak nie musieli sobie cylindrów wypychać gazetami. Poza tym, skoro tajemniczy posiadacz pochodzącego z Torunia cylindra, miał dostęp do komunistycznej prasy, zapewne tego typu poglądy były mu bliskie. Komunistyczne, bądź lewicowe poglądy, z tak burżuazyjnym nakryciem głowy raczej nie idą w parze.

Do kogo mógł należeć cylinder?

Do kogo zatem, niemal sto lat temu należał ten stary cylinder? Do komika? On raczej pod podszewką by ukrywał króliki, a nie gazety. To naprawdę musiał być ktoś, kto cylinder nosił na głowie. Cóż, wyglądało na to, że doszliśmy do ściany i odpowiedzi nigdy nie poznamy. A jednak wszystko wskazuje na to, że tajemnicę właściciela cylindra udało się odkryć. Pomogła w tym pani Sylwia Dullin, a konkretnie pochodzące z jej rodzinnego archiwum zdjęcia z pogrzebu Pauliny Winiarskiej, zmarłej w 1938 roku ostatniej mieszkającej na Pomorzu uczestniczki powstania styczniowego. Bohaterka była żegnana z honorami. Trumnę zawiózł na cmentarz bardzo efektowny karawan, a do grobu zanieśli panowie w cylindrach.

Skoro w Toruniu pracownicy przedsiębiorstwa pogrzebowego korzystali z szapoklaków, to zapewne robili to również ich koledzy po fachu w Berlinie. Człowiek, który w latach 20. wypchał boki swojego wyprodukowanego w Toruniu cylindra komunistycznymi gazetami, mógł być grabarzem.

Polecamy

Czy on również pochodził z Torunia, ale po 1920 roku przeniósł się do stolicy Niemiec, czy też pan Grundmann był tak ceniony, że jego wyroby trafiały nad Szprewę, tego się pewnie już nie dowiemy. W każdym razi cylinder, który przemierzył świat, po bardzo wielu latach wrócił do Torunia.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia