Ukradł w Petersburgu, łup spieniężył w Toruniu, schronienia szukał w Londynie

Szymon Spandowski
Toruński most przez Wisłę do lat 30. XX wieku był mostem drogowo-kolejowym. Kiedy zima paraliżowała żeglugę, była to jedyna droga łącząca oba brzegi rzeki. Na tory wyjeżdżały wtedy kursujące między dworcami pociągi wahadłowe.
Toruński most przez Wisłę do lat 30. XX wieku był mostem drogowo-kolejowym. Kiedy zima paraliżowała żeglugę, była to jedyna droga łącząca oba brzegi rzeki. Na tory wyjeżdżały wtedy kursujące między dworcami pociągi wahadłowe. Z archiwum Szymona Spandowskiego
W 1902 roku zima zapukała do nas już w listopadzie. Przed Bramą Bydgoską zamarzły łabędzie, na moście pojawiło się więcej pociągów, a właściciele sklepów nawet w Wigilię mogli pracować do godz. 22.

Jak dbać o choinkę, aby długo utrzymała świeżość?

     

od 16 lat

Pisaliśmy, że rok 1902 był przełomowy dla motoryzacji w regionie. Samochody przestały być gromadzącą tłumy na ulicach sensacją, a stały się zjawiskiem niemal codziennym. W sierpniu na ul. Szerokiej został odnotowany pierwszy samochodowy pirat drogowy, później mieliśmy rajd pruskich oficerów, którzy jadąc trzema autami z Berlina do Królewca, chwilami rozpędzali się do 75 kilometrów na godzinę, a zmierzając z nowej do starej stolicy Prus, zatrzymali się w Toruniu.

Polecamy

W listopadzie 1902 roku toruńska prasa po raz pierwszy napisała o poważnym wypadku. Co prawda doszło do niego pod Świeciem, niemniej w Toruniu zrobił on spore wrażenie. Zjawisko było nowe, no i na miejscu był trup, a to zawsze ekscytowało dziennikarzy i ich odbiorców. To, że trup był na miejscu zanim pojawił się tam samochód, w niczym nie przeszkadzało. Pod koniec listopada 1902 roku samochód wjechał pod Świeciem w kondukt pogrzebowy. Pokiereszował żałobników i rozbił trumnę uszkadzając nieboszczyka. Na szczęście w pobliżu był lekarz, który pospieszył żywym z pomocą.

Kiedy flisacy kończyli sezon?

W połowie listopada w dół Wisły popłynęła ostatnia tratwa. Flisakom musiało być bardzo zimno, ponieważ zima przyszła wyjątkowo szybko. Nie wiadomo czy płynęli do Gdańska, czy też przez Kanał Bydgoski do Berlina, w każdym razie w kolejnych dniach z pewnością musieli zmagać się z krami. Mróz był coraz silniejszy, tydzień później „Gazeta Toruńska” informowała, że na zamarzniętej fosie przy Bramie Bydgoskiej lód uwięził łabędzie. Trzeba je było z tego lodu wydobywać.

Jak 120 lat temu wyglądały awarie wodociągów?

W coraz bardziej zimowych okolicznościach przyrody, zaczęły szwankować toruńskie wodociągi. Jak 120 lat temu wyglądały awarie i w jaki sposób sobie z nimi odpowiednie służby radziły?

„Władza kanalizacyjna prosi właścicieli domów, ażeby zrewidowali rury wodociągowe, od dwóch dni bowiem ubywa niezmiernie wiele wody, co ma być powodem pękniętej rury wodociągowej” - apelował toruński dziennik 18 listopada A. D. 1902.

W tym samym numerze gazeta poinformowała o smutnym losie wynalazcy, otóż trzy tygodnie wcześniej, z dala od ojczyzny, bo w dalekiej Rumunii, zmarł opuszczony przez wszystkich twórca jednego z najważniejszych przedmiotów codziennego użytku - Carl Kiesewetter. W ruch poszły leksykony i Wikiepedia? Donnerwetter, kim by ten Kiesewetter?! W źródłach pojawia się ich kilku – niemiecki skrzypek z przełomu XVIII i XIX wieku, niemiecki okultysta z drugiej połowy XIX stulecia… Tu jednak chodziło o szwedzkiego przedsiębiorcę, który miał wynaleźć szwedzkie zapałki, czyli takie ze zmniejszoną ilością fosforu, które zapalały się tylko po potarciu draskę i nie wybuchały w kieszeni. Na tym wynalazku Kiesewetter miał zbić fortunę, ale postanowił ją zainwestować w rumuńskie koleje i ostatecznie został bez grosza. Piszemy, że miał, ponieważ za wynalazcę szwedzkich zapałek jest uważany J. E. Lundström.

Polecamy

Ze świata wynalazków przejdziemy do świata zbrodni. Sto dwadzieścia lat temu przed toruńskim sądem odbył się proces w sprawie międzynarodowej.

Kogo okradł toruński szewc?

„Na ławie oskarżonych zasiedli sekretarz prywatny Mierzwicki i żona robotnika Martuszewska, oboje stąd, oskarżeni o ułatwienie kradzieży, względnie przechowywanie – donosiła „Gazeta Toruńska”. - Szewc Myczkier z Torunia odwiedził w sierpniu tego roku swego stryja w Petersburgu, majętnego stolarza. Podczas odwiedzin okradł go z kilku tysięcy rubli w obligacyach, poczem wrócił do Torunia. Spieniężyć kradzieży Myczkierowi na razie nie udało się, gdyż bankier powziął podejrzenie. Myczkier poskarżył się Martuszewskiej, że „spadku” po stryju nie może spieniężyć, ta mu nastręczyła Mierzwickiego. Ten zgodził się za jedną trzecią z obligacyi przynieść wkrótce pieniądze. Północno niemiecki bank kredytowy zakupił trzy obiligacye za 2.936 marek. Przy wymianie „honoraryum” pokłócili się jednakże Mierzwicki z Myczkierem, ostatni wyrwawszy pieniądze pierwszemu, zbiegł do Londynu, skąd go jednakże po pewnym czasie władze angielskie wydały władzom rosyjskim. Izba karna skazała Mierzwickiego na dziewięć miesięcy więzienia za ułatwienie spieniężenia kradzieży i przechowywanie. Panią Martuszewską uwolniono od winy i kary”.

Petersburg, Toruń, Londyn, a mówią, ż to teraz świat znalazł się w zasięgu ręki. Warto dodać, że nie była to jedyna sprawa międzynarodowa o podłożu finansowym, jaka toczyła się wtedy w Toruniu. W tym samym czasie zakończyło się śledztwo dotyczące międzynarodowej grupy przestępczej zajmującej się podrabianiem rosyjskich banknotów i papierów wartościowych. Jeden z głównych oskarżonych, toruński litograf Otto Feyerabend, czekał w więzieniu przy Piekarach na proces.

Polecamy

Na salach sądowych temperatura rosła, poza nimi jednak zdecydowanie spadała. Wraz z nią spadał także poziom wody w Wiśle. Z tego powodu już w listopadzie trzeba było wygasić ogień pod kotłem parowca kursującego między oboma brzegami rzeki. Jak zawsze w takiej sytuacji, szybko zareagowały na to władze kolejowe zwiększając liczbę pociągów kursujących między Dworcem Głównym i Dworcem Miejskim. Kolej miejską Toruń posiadał już w XIX wieku, gdy zamierał żegluga na rzece, na tory wyjeżdżały pociągi wahadłowe.

Ile gęsi przewieziono przez granicę?

Skoro już o kolei mowa, to toruński Dworzec Główny miał do 1945 roku bliźniaka, bardzo podobny dworzec znajdował się w Ejtkunach na granicy Prus Wschodnich i Rosji. Przez lata przebiegał tędy jeden z głównych szlaków przerzutu gęsi ze wschodu na zachód. W listopadzie 1902 roku „Gazeta Toruńska” opublikowała statystyki – tylko w październiku tego roku przez Ejtkuny przejechały pociągi wiozące 800 tysięcy gęsi.

W Chełmnie natomiast pewna pani wkurzyła się na zatrudnionych przy remoncie domu majstrów. Czym panowie zasłużyli sobie na jej gniew i w jaki sposób on się objawił?

„U pewnego posiedziciela zatrudnieni byli murarze – czytamy w jednym z wydań „Gazety Toruńskiej” z końca listopada 1902 roku. - Zamiast jednak pilnie pracować, urządzali sobie bardzo często odpoczynek, tak że się to w końcu żonie owego właściciela znudziło. Gdy więc ponownie odpoczywających napotkała, wzięła aparat fotograficzny i obfotografowała ich. Fotografię zaś posłała majstrowi, który murarzy rozpuścił”.

Czyli wylał z roboty. Swoją drogą panowie musieli być tym odpoczywaniem bardzo zajęci, skoro nie zauważyli, że gospodyni robi im zdjęcia. W tamtych czasach aparatów fotograficznych raczej nie dało się ukryć.

Do której godziny były przed świętami otwarte sklepy?

Do Torunia zbliżała się zima, Toruń natomiast zbliżał się do świąt. W gazetach coraz więcej było ogłoszeń o wyprzedażach, pojawiły się także regulacje dotyczące pracy sklepów i domów towarowych.

„Na mocy rozporządzenia policyjnego wolno mieć handle otwarte do godziny 10 wieczorem w dni 1, 12, 13, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 22, 23 i 24 grudnia – informowała „Gazeta Toruńska” w połowie listopada. - Kupujących przybyłych przed godz. 10, wolno obsłużyć i po tej godzinie”.

Tak, zgadza się. Na początku XX wieku toruńskie sklepy mogły być w Wigilię otwarte do godz. 22, a nawet dłużej, jeżeli klienci, którzy przyszli przed wybiciem tej godziny, ze sklepu sobie nie poszli. Co więcej, kupcy mogli również handlować we wszystkie przedświąteczne grudniowe niedziele. Sklepy mogły być wtedy otwarte od godz. 7 do 9, później od 11 do 15 i następnie od godz. 16 do 18. Tamten świat działał na zupełnie innych zasadach.

Polecamy

Na koniec listopada prasa poinformowała, że władze kolejowe odebrały już linię kolejową do Lubicza. Szlak miał 11,3 km, pociągi zatrzymywały się na dworcach na Mokrem, w Grębocinie i Lubiczu. Przypomnijmy, że linia ta biegła inaczej niż dziś. Lubicki dworzec znajdował się w zupełnie innym miejscu, jego budynek zresztą przetrwał do dziś. Kolej miała być oddana do użytku na początku lutego. Jednym z jej pierwszych pasażerów mógł być Bolesław Hozakowski, który 120 lat temu został upoważniony do skupu zboża dla lubickiego młyna.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia