Podobno jest pierwowzorem kochanki Jamesa Bonda ze słynnego "Casino Royal". A na pewno była ulubienicą Winstona Churchilla, którą nazywano polską Matą Hari. Doskonała narciarka, przemytniczka, wielbicielka mężczyzn i bohaterka drugiej wojny światowej. Krótko mówiąc: agentka z krwi i kości. Krystyna Skarbek - bo o niej mowa - posługiwała się wieloma tożsamościami. Była jednym z najlepszych szpiegów swoich czasów. "Jest absolutnie nieustraszona" - napisano w raporcie brytyjskiej Secret Service z początku II wojny światowej.
Pikanterii i tak kolorowemu już życiorysowi Krystyny Skarbek dodaje ponury koniec jej życia, który wciąż może wzbudzać ożywione dyskusje.
Po wojnie kobieta nie mogła odnaleźć się w pracy biurowej. Poza tym znała wiele tajemnic z najwyższej półki. No bo kto zostawia w spokoju superszpiega, który zna największe sekrety kraju? Tym bardziej że po demobilizacji Christine Granville nie miała dokąd wrócić. Przybiła ją również rzeczywistość polityczna, która zastała ją i rodaków po wojnie. Zdrada polityczna, codzienna rutyna - to części składowe "koszmarów pokoju", jak nazywała je Krystyna Skarbek.
Koniec pracy wywiadowcy dopadł panią Skarbek jeszcze przed formalnym zakończeniem wojny w kwietniu 1945 r. To wtedy Londyn zdecydował, że agentka Jego Królewskiej Mości nie jest dłużej potrzebna. Już wówczas pojawiły się głosy zarzucające Polce ewentualne sprzedawanie tajemnic Wielkiej Brytanii. Co więcej, w SOE (Special Operations Executive, czyli brytyjska tajna agencja rządowa, która zajmowała się m.in. dywersją) pojawiła się spora grupa ludzi przeciwnych pani Skarbek vel Granville. Zarzucano jej nawet, że podczas wojny tak naprawdę pracowała dla Polaków, a nie Brytyjczyków.
W zasadzie była w najgorszej sytuacji w porównaniu do jej kolegów, mężczyzn. Za wybitne dokonania odpłacono jej szyderstwem i brakiem szacunku. Przykro to przyznać, ale wszystko wskazuje na to, że dużym problemem dla sytuacji Skarbek okazała się jej narodowość. A ona nigdy nie wstydziła się swojej polskości.
Warto odnotować jeszcze jeden fakt. Wiele papierów w siedzibie SOE przy Baker Street zostało celowo spalonych. Wielbiciele teorii spiskowych mogą ostrzyć zęby, bo - jak na ironię - jeszcze w roku 1947 najwyższe piętro w siedzibie angielskiej agentury strawił pożar.
Wróćmy jednak do Christine. Ostatnie lata jej życia upłynęły nie tylko na podróżach i odbieraniu powojennych odznaczeń. Proza życia zmusiła ją do podejmowania się rozmaitych zadań. Była pokojówką, sprzedawczynią w Harrodsie i w końcu stewardesą podczas rejsów pasażerskich. Początek końca jej nowego życia rozpoczął się na luksusowym transatlantyku "Ruahine" należącym do Zealand Shipping Company.
Na pokładzie statku poznała Dennisa George'a Muldowneya, kolejnego z adoratorów. To on bronił ją przed zawistną załogą zazdroszczącą Christine jej licznych odznaczeń wojennych. Dodajmy, że zgodnie z przepisami wszyscy członkowie ekipy byli zobowiązani, żeby je eksponować. Na statku doszło do awantury, w której pierwsze skrzypce grała oczywiście Krystyna. To wtedy wpadła w ramiona swojego przyszłego kochanka. "
Jeśli Christine pogrążała się w depresji, Muldowney lojalnie pogrążał się razem z nią. W lepszych czasach może by go przepędziła jak kolejnego kulawego psa, ale na pokładzie statku, odtrącona przez resztę załogi, nie miała nikogo innego, do kogo mogłaby się zwrócić. Tymczasem on doszedł do przekonania, że jest w nim zakochana i nie może bez niego żyć. Czy to z prawdziwego uczucia, czy z jego braku, Christine nie zrobiła nic, żeby nie odnosił takiego wrażenia" - czytamy w biografii Krystyny Skarbek autorstwa Clare Mulley pt. "Kobieta szpieg".
Cała ta skomplikowana relacja miała okazać się zabójcza dla polskiej agentki. Nowy kochanek pani Granville nie pasował do kręgów towarzyskich, w jakich obracała się arystokratka. Chociaż miły i uprzejmy, to jednak jako człowiek reprezentujący klasę robotniczą nie potrafił się odnaleźć w wyższych sferach. Z czasem Christine miała dość swojego adoratora, który zaczął popadać w obsesję.
Do tragedii doszło 15 czerwca 1952 r. w podlondyńskim hotelu Shelbourne. Krystyna wróciła właśnie z sześciotygodniowego rejsu do Afryki Południowej. Po dniu pełnym wydarzeń Christine dotarła do swojego pokoju w hotelu. Było kwadrans po dziesiątej wieczorem. Polka już wcześniej odrzuciła zaloty stewarda, a kiedy spotkała go w holu hotelowym, odmówiła zwrotu jego listów do niej. Zapowiedziała też, że ma zamiar wyjechać na dwa lata. Wtedy wydarzyło się najgorsze.
Rozszalały i odrzucony kochanek przygniótł kobietę do ściany, uniósł rękę i wbił nóż głęboko w pierś arystokratki. Nie minęło nawet kilka sekund, a wielokrotnie odznaczana bohaterka wojenna skonała. Kiedy oszalały Muldowney zorientował się, co tak naprawdę się stało, miał powiedzieć: - Och, nie, Christie. - Zabiłem ją ponieważ ją kochałem - dodał. Ale było już za późno. Niedoszły kochanek zawisł na szubienicy w Pentonville Prison 30 września 1952 r.
Śmierć hrabiny wywołała wiele plotek. Pojawiły się nawet pogłoski, że została zamordowana na zlecenie NKWD. Sprawę badały Scotland Yard i MI5. Uznano, że doszło do zbrodni w afekcie. Ale to wcale nie uciszyło teorii spiskowych. Niektórzy uważają, że Christine za dużo wiedziała o śmierci gen. Sikorskiego. Jak było naprawdę? Tego pewnie nigdy nie uda nam się dowiedzieć.
Od początku życia Krystynie Skarbek towarzyszyły kontrowersje. Już związek jej rodziców można uznać za skandalizujący. Chociaż znów nie tak bardzo za czasów II Rzeczypospolitej. Zresztą nikt nie krył powodu, dla którego przedstawiciel rodziny arystokratycznej wziął za żonę bogatą Żydówkę. Zwłaszcza że nazwisko Skarbek przewijało się nawet w polskich legendach. Jerzy Skarbek, ojciec Krystyny, chełpił się tym, że jego przodkowie pochodzili od szewczyka, który zabił smoka wawelskiego. Ba! Poślubił przecież królewską córkę. Poprzeczka dla przyszłej ulubienicy Churchilla od razu została więc wysoko zawieszona. Już z dniem jej narodzin.
Maria Krystyna Janina Skarbek przyszła na świat 1 maja 1908 r. w domu rodzinnym swojej matki przy ul. Zielnej w Warszawie. Była tak krucha i delikatna, że ochrzczono ją dopiero dwa tygodnie po urodzeniu. Jej matka, Stefania, z domu Goldfeder, należała do bogatej familii żydowskich kupców. Ten fakt miał w przyszłości zadecydować o kpiących uśmieszkach, które pojawiały się na twarzach polskiej śmietanki obcującej zarówno z Jerzym Skarbkiem, ojcem Krystyny, jak i z nią samą.
Ale "Gwiazdeczka" - jak zwykł o niej mówić ojciec - nie była jedynaczką. Przyszła na świat osiem lat po swoim starszym bracie. A Andrzej - delikatnie mówiąc - nie przypadł do gustu Jerzemu. Nie odpowiadał oczekiwaniom swojego ojca. "(...) Jerzy był rozczarowany synem Andrzejem, który zdawał się pozbawiony jego męskiej krzepy i żądzy życia. Co zapewne najgorsze, Andrzej nie palił się do jazdy konnej i chował się za spódnicę matki na sam odgłos zbliżających się koni; nie wiadomo, czy większym lękiem napełniało go pojawienie się konia, czy jeźdźca" - pisze autorka "Kobiety szpiega".
Szybko okazało się, że Krystyna Skarbek jest ukochaną córeczką tatusia. Już od najmłodszych lat owinęła go sobie wokół palca. Dumny Jerzy Skarbek był zachwycony swoją pociechą. Wbrew protestom Stefanii, jeszcze zanim Krysia nauczyła się chodzić, zaczął uczyć ją jazdy konnej - okrakiem, jak chłopca. Nabrała również obycia z bronią, umiała posługiwać się nożem i doglądać zwierzęta domowe. Młoda arystokratka brała udział zarówno w wyścigach konnych, jak i konkursie piękności.
Doskonale radziła sobie z rywalizacją. Zresztą jej trudny, być może nie do końca odpowiadający kanonom epoki, a zarazem nieokiełznany charakter dał o sobie znać od najmłodszych lat. Krystyna, już w wieku czternastu lat, szybko wyróżniła się w nauce języków. Uczęszczała wtedy do szkoły klasztornej z internatem w Jazłowcu. W każdym razie uczennice tej placówki, córki polskiej arystokracji, miały być uosobieniem dyscypliny i przyzwoitości. Szybko okazało się, że panna Skarbek nie pasuje do tego towarzystwa. A wylecieć wcale nie było trudno. Wystarczyło zaszczekać na lekcji, wspiąć się na drzewo albo nie założyć koszuli nocnej do kąpieli. Jak nietrudno się domyślić, Krystyna wyleciała z hukiem. Za co? Podczas mszy świętej podpaliła sutannę księdza.
Tyle że wydalenie z Jazłowca nie było końcem edukacji Skarbkównej. Kontynuowała naukę w wielu prestiżowych szkołach. Tak czy owak ciągnęło ją do rodzinnego majątku w Trzepnicy. W połowie lat 20. XX w. rodzinna sielanka się skończyła. W 1926 r. bank Goldfederów ogłosił upadłość, co zaciążyło na finansach Skarbków.
Po wyprzedaży i licytacji rodzinnego majątku 21-letnia Krystyna przeprowadziła się do Warszawy. Tam również łamała konwenanse, włócząc się po przybytkach stolicy bez przyzwoitki - jak nakazywała ówczesna etykieta. Otwierały się przed nią drzwi najlepszych warszawskich salonów. Przecież należała do rodu Skarbków.
Los zawiódł Krystynę do Gustawa Gettlicha, który był bogatym przemysłowcem niemieckiego pochodzenia. Ale ich małżeństwo wcale nie było udane. Christine chciała bywać na salonach i ani myślała o rezygnacji z wystawnego trybu życia. Z kolei jej nowy mąż poszukiwał typowej pani domu. Małżeństwo było więc z góry skazane na porażkę. I tak też się zakończyło. Po pół roku uniesień para rozstała się.
Drugim mężem hrabiny został Jerzy Mikołaj Ordon-Giżycki. Człowiek dobrze urodzony, majętny, błyskotliwy, nieprzewidywalny. I dziewięć lat starszy od swojej wybranki. Do tego traper oraz poszukiwacz złota, później dyplomata. Z żoną połączyła go żądza przygód, wspinaczka górska i zamiłowanie do nart. Podobnie jak Krystyna uwielbiał Zakopane. Był trochę podobny do ojca hrabiny i podobno, jako jedynemu mężczyźnie - poza Jerzym Skarbkiem - udało mu się zdominować swoją małżonkę. "Przypadliśmy sobie nawzajem do gustu i pomimo znacznej różnicy wieku zostaliśmy kochankami. Później wzięliśmy ślub" - pisał.
Ale i ten związek nie był do końca szczęśliwy. Już po wybuchu wojny para zdecydowała się bowiem na separację. Warto dodać, że chociaż Krystyna Skarbek nie była do końca wierna mężczyznom, to jednak duma rodowa towarzyszyła jej do końca życia. Nie nosiła obrączki ślubnej, pozostała wierna sygnetowi rodowemu Skarbków.
Działalność w brytyjskim wywiadzie nie należała do przypadku. Podobno swoją decyzję o czynnym udziale w wojnie Krystyna podjęła jeszcze w Afryce Południowej, gdzie wyjechała z drugim mężem. Był rok 1939, kiedy wróciła do Francji, a później popłynęła prosto do Southampton. Tyle że był jeden problem. Nie było jeszcze polskiego rządu na uchodźstwie, więc Christine Granville nie miała komu zaoferować swoich usług.
Tak czy owak, jak twierdzili jej przyjaciele, dzieliła świat na ludzi dobrych i złych. Nie wierzyła natomiast w poprawność polityczną. Zdecydowała, że Brytyjczycy są tymi dobrymi, więc postanowiła się zwrócić właśnie do nich. Nie ma co ukrywać, że dużą przeszkodą w rozpoczęciu nowej pracy była płeć. Poza tym tajni agenci Kierownictwa Operacji Specjalnych podlegali wyjątkowo restrykcyjnym regułom rekrutacyjnym. Pochodzili z wąskiego kręgu uczniów najlepszych szkół i uniwersytetów.
Paradoksalnie stanowiło to pewien problem dotyczący fałszywych tożsamości i szyfrów. Wszyscy przecież znali się już wcześniej. Tak czy owak do służby nikt nie zgłaszał się sam. No, prawie nikt. Bo zrobiła to Krystyna Skarbek. Odnalazła odpowiedni kontakt i zażądała przyjęcia do służby. Pomogły zarówno obycie towarzyskie, zdolność do języków, jak i aparycja. Niektórzy twierdzą, że jej sukces opierał się na znajomościach i koneksjach zawartych jeszcze w Polsce. Ile w tym prawdy? Do końca nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że dokonania Christine Granville, znanej jako Krystyna Skarbek, powinny budzić podziw nawet wśród największych twardzieli. Przede wszystkim dlatego, że była pionierką w swojej klasie, pierwszą kobietą pracującą w terenie dla Secret Service. Pracę zaczęła tuż po wybuchu wojny. Poza tym była agentką o najdłuższym przebiegu służby. Działała m.in. na terenie okupowanych Węgier i Polski. Zazwyczaj długość życia szpiegów w tych państwach nie przekraczała kilku miesięcy. Ale mówimy przecież o polskiej Macie Hari.
Zresztą to nie koniec jej dokonań. Bo to Krystyna Skarbek dostarczyła Brytyjczykom pierwszych informacji o planowanej inwazji Związku Radzieckiego na III Rzeszę. Dorzuciła też swoje trzy grosze w bitwie o Anglię. W jaki sposób? Pomagała przerzucać żołnierzy aliantów, w tym Polaków, z obozów jenieckich na Węgrzech z powrotem na front. Do ludzi, którzy wiele jej zawdzięczają, należą też piloci walczący w bitwie o Anglię. Działała również na południu Francji. Buntowała nieprzyjacielskich żołnierzy i ratowała przywódców ruchu oporu. Warto odnotować, że nawet jako doskonała agentka Krystyna Skarbek cały czas była bardzo kobieca. Kiedy przyjęła nową tożsamość agentki, odjęła sobie aż siedem lat! W dokumentach jako rok urodzenia podawała 1915 r.
"Christine kochała namiętnie. Kochała mężczyzn i seks, adrenalinę i przygodę, rodzinę i ojczyznę, kochała życie i kochała wolność, aby żyć jego pełnią. Kiedy prawo lub konwenans odmawiały jej tej wolności, przeciwstawiała się oczekiwaniom, łamiąc zasady albo zmieniając wiarę, wiek, nazwisko lub życiorys. W obliczu zagrożenia inwazją, okupacją lub terrorem walczyła z pasją, determinacją i odwagą, którymi nie dorównywał jej żaden inny agent specjalny podczas II wojny światowej" - puentuje Mulley.
Krystyna Skarbek została uhonorowana francuskim Croix de Guerre, Orderem Imperium Brytyjskiego oraz Medalem Jerzego. Podczas pisania tekstu korzystałem z książki "Kobieta szpieg" autorstwa Clare Mulley
Jakub Szczepański
DZIENNIK ZACHODNI