Niewiele wiadomo o „Oppelner Getreide und Malzkaffeefabrik”, bo tak nazywał się niemiecki zakład, ale nie mogła być to mała fabryka, skoro zajmowała powierzchnię ponad 9 hektarów. Polscy pionierzy przejęli zakład od Rosjan w lutym 1946 roku, ale produkcję - jak informowały ówczesne „Nowiny Opolskie” - uruchomiono dopiero z początkiem 1947 r.
Wcześniej trzeba było uprzątnąć teren i doprowadzić do użytku częściowo zniszczone maszyny, magazyny oraz budynki administracyjne. Załoga fabryczna składała się z 94 pracowników, w tym połowie z osób, które mimo wejścia Rosjan pozostały w Nowej Wsi Królewskiej, wówczas osobnej gminie, dopiero w 1955 roku włączonej w granice Opola.
W lipcu 1947 roku z dumą informowano, że fabryka kawy zbożowej, a konkretnie oddział Zjednoczonych Fabryk Cykorii Ferd. Bohm & Co i Gleba wyprodukował w pierwszych sześciu miesiącach aż 27 tysięcy ton kawy ponad normę, wyznaczoną przez ministerstwo. Produkcja byłaby jeszcze większa, gdyby nie stałe braki zboża.
Mimo to kawę z Opola pijano już nie tylko na terenie Śląska Opolskiego, ale także we Wrocławiu, Poznaniu, Kaliszu, jak również w Krakowie czy Łodzi. I pewnie dlatego 19 lipca zakład odwiedziła specjalna delegacja na czele ze starostą powiatowym Henrykiem Janusem, który długo dziękował całej załodze i obywatelowi Kamińskiemu, pierwszemu polskiemu dyrektorowi fabryki. Potem urządzono uroczysty obiad i potańcówkę.
Największa na Opolszczyźnie fabryka kawy - jak samo reklamowało się przedsiębiorstwo - miała jednak nadal kłopoty. Brakowało surowca i w „Nowinach Opolskich” stale pojawiły się apele o dostarczanie nie tylko zboża, ale i żołędzi. „Jesienią skupimy każdą ich ilość” - zapewniała dyrekcja fabryki kawy Bohm.
Dziś w Opolu ta nazwa już nikomu nic nie mówi, ale we Włocławku Bohm to wciąż symbol miasta. Pod koniec XIX wieku firma Ferdynand Bohm & Co. była już jedną z większych fabryk przetwórstwa spożywczego w zaborze pruskim.
W 1927 roku spadkobiercy Ferdynanda Bohma weszli w spółkę z innym lokalnym potentatem i stworzyli firmę Ferdynand Bohm i Gleba, produkującą oprócz kawy proszek do pieczenia, budyń w proszku czy cukier wanilinowy.
Po zakończeniu II wojny światowej firmę reaktywowano, a swój oddział otworzyła także w Opolu. Nie na długo jednak, bo w lutym 1948 roku fabrykę znacjonalizowano decyzją ministra przemysłu i handlu, a trzy lata później państwo formalnie stało się właścicielem całego majątku nie tylko polskiej firmy, ale i jej niemieckiej poprzedniczki. Nikt nie dostał nawet złotówki odszkodowania, a na bazie obu firm stworzono Opolską Wytwórnię Kawy Zbożowej.
Choć obecna firma należy do międzynarodowej grupy Danone, to okazuje się, że jej poprzedniczka nadal funkcjonuje w Toruniu. Spadkobiercy reaktywowali Zjednoczone Fabryki Cykorii Ferd. Bohm &Co i Gleba i długo próbowali unieważnić decyzje nacjonalizacyjne.
Nic z tego nie wyszło, lecz spółka wciąż trwa, gdyż spadkobiercy liczą na lepsze czasy, a konkretnie na dobrą ustawę reprywatyzacyjną.
Całe miasto pachniało kawą Inką
Kawa przez wiele lat byłą markowym produktem zakładu z Opola. Po 1947 roku latach asortyment i wielkość produkcji powiększała się, a do sprzedaży wprowadzono mieszanki kawy z cukrem i bez oraz kawę w kostkach.
W 1951 roku zakład wytwarzał nie tylko kawę, ale też zupy w proszku czy ryż preparowany. Niewielka początkowo fabryka stale się rozrastała, a w 1960 r. przemianowano ją na Opolskie Zakłady Koncentratów Spożywczych.
Współpraca ze słynnym Instytutem Matki i Dziecka pozwoliła na produkcję pierwszych odżywek sypkich i konserw dla dzieci już dwa lata później. Zaczęto wytwarzać desery, kawy naturalne, chrupki zbożowe oraz konserwy warzywno-mięsne.
Ale żaden produkt nigdy nie stał się tak rozpoznawalny, jak kultowa niegdyś Inka. Jej produkcję rozpoczęto oficjalnie 18 grudnia 1973 roku i było to duże wydarzenie, a pierwsze dwie tony kawy trafiły do opolan już w czasie rozruchu technologicznego urządzeń.
Zakładano, że w 1974 roku wydział będzie produkował około 2600 ton Inki rocznie. Spodziewano się także, że dzięki budowie nowego wydziału i modernizacji kolejnych produkcja zakładu wzrośnie o 40 procent.
Te plany wcale nie były na wyrost. Kawę Inkę - produkowaną również w Skawinie - pakowaną do puszek, sprzedawano także w kartonikach i torebkach foliowych. W dobie PRL-owskich niedoborów kawy naturalnej kawa instant stała się produktem “kolejkowym”. Takim, po który ustawiały się całe rodziny. Ludzie poszukiwali substytutu kawy naturalnej, na dodatek znacznie tańszego. Gdy np. za kawę “extra select” musieli zapłacić 40 zł, to Inka kosztowała ich ledwie 2 lub 3 zł. Opolska kawa podbijała kraje dawnego Układu Warszawskiego.
Te czasy minęły już jednak bezpowrotnie wraz z przełomem politycznym w 1989 roku. Kawa naturalna jest dziś dostępna w każdym sklepie, a jej cena też nie boli portfeli kawoszy tak jak dawniej. Dlatego najpierw fabryka przestała w 1995 roku produkować kawę do sprzedaży detalicznej, a tylko dla odbiorców hurtowych, którzy dodawali ją do swoich produktów, np. kawy rozpuszczalnej, deserów, czy napojów. Ostatecznie z produkcji kawy Nutricia zrezygnowała w 2003 roku.
I choć Inka nie zniknęła z polskich sklepów, bo nadal produkuje ją inna firma, to charakterystyczny zapach Opole straciło. Zapach zwiastował deszcz, bo przed przejściem frontu, który przynosił deszcz, wiatr wieje z południowego wschodu i do 2003 roku nawiewał nad miasto zapach unoszący się nad obecną fabryką Nutricii.
Przez lata był on czymś tak oczywistym, jak dziś zapach spalin na ulicach w popołudniowym szczycie. Dla większości z nas kojarzył się z popularną kawą Inką, bo był efektem palenia zboża, z którego powstawała kawa. Pewnie dlatego wciąż pamięta go tak wiele osób.
Nutricia zastąpiła Ovitę
Z początkiem lat 90. ubiegłego wieku polska gospodarka przeszła transformację z gospodarki planowej na rynkową. Opolska firma jako jedna z pierwszych w kraju rozpoczęła proces prywatyzacyjny. Już 1 lutego 1992 roku powstała spółka pracownicza pod nazwą Opolskie Zakłady Koncentratów Spożywczych - Ovita.
Poszukowania zagranicznego partnera zaowocowały tym, że w kwietniu 1993 roku Ovita połączyła się z holenderską firmą NUTRICIA i zaistniała na rynku polskim pod nazwą Ovita Nutricia, jako spółka joint-venture, z udziałem partnera zagranicznego wynoszącym 50 proc.
W roku 2002 roku zarząd firmy zdecydował, że nazwa Ovita Nu-triciaprzestała obowiązywać, natomiast firma rozpoczęła posługiwanie się nową nazwą: Nutricia Polska. Nowa nazwa firmy podyktowana była: podkreśleniem przynależności firmy w Polsce do międzynarodowego koncernu oraz budowaniem wizerunku firmy oferującej naukowo i technologicznie zaawansowane produkty. Na tym zmiany się nie skończyły, bo w 2005 roku powstały dwie niezależne spółki - wytwarzająca żywność dla niemowląt firma Nutricia Zakłady Produkcyjne z siedzibą w Opolu oraz zajmująca się sprzedażą żywności dla niemowląt i innych produktów Nutricia Polska z siedzibą w Warszawie.
Ważną datą dla opolskiej spółki stał się także 2007 rok. Światowa grupa Danone kupiła Numico, do którego należał m.in. zakład w Opolu. Ostatnie lata są bardzo udane dla firmy.
- Choć w ostatnich latach słowo kryzys padało z ust bardzo wielu przedsiębiorców, to my spowolnienia gospodarczego nie odczuliśmy. Mówię tu o wszystkich zakładach skupionych w dywizji żywności dla dzieci w grupie Danone - opowiada Andrzej Drosik, dyrektor Nutricia Zakłady Produkcyjne w Opolu. - Na pewno to dobrze świadczy o naszych produktach, ale faktem jest, że na dzieciach się nie oszczędza i wie to każdy rodzic.
W kwietniu 2014 roku firma uruchomiła nowy wydział do produkcji mlek w puszkach. W budynku zainstalowano jedną z najnowocześniejszych linii produkcyjnych, której wydajność sięga 100 puszek na minutę oraz 15,5 tysięcy ton produktu rocznie.
- Produkujemy 14 rodzajów mlek modyfikowanych w puszkach, z czego połowę stanowią nowe, dotychczas nie wytwarzane w zakładzie receptury - mówi Drosik.
To wszystko nie było jednak łatwe. Zakład w Opolu w walce o tę inwestycję musiał pokonać kilku konkurentów w samym Danone, a o ostatecznej decyzji zdecydowały m.in. wysokie kwalifikacje pracowników, ich zaangażowanie i dyspozycyjność, które przekładają się na znakomitą jakość produktów.
- Wbrew pozorom koszty energii czy wody w Polsce wcale nie są konkurencyjne wobec tych, jakie ponoszą zakłady naszego koncernu w krajach Europy Zachodniej - podkreśla Drosik.
Teraz czas na skrobię i eko
Nutrica wciąż się rozwija i dlatego na terenie zakładu niedawno powstał nowy wydział skrobi, który kosztował ponad 20 milionów złotych, a pracę znalazło w nim 15 osób. Wydział wytwarza czystą mikro-biologicznie skrobię, spełniającą najwyższe wymagania żywności dla najmłodszych dzieci. Planowana wydajność linii to tona skrobi ziemniaczanej i kukurydzianej na godzinę, a już w 2016 roku Nutricia planuje wyprodukować jej łącznie 2200 ton.
- Staramy się z roku na rok rozwijać, a nowy wydział pozwoli nam nie tylko zwiększyć produkcję, ale również poszerzyć zespół pracowników - podkreśla dyrektor Drosik, który zarządza blisko 750 pracownikami.
Co ważne zakład w Opolu ma zaopatrywać w skrobię wszystkie fabryki koncernu Danone, używające tego surowca do produkcji żywności. Na tym wydziale - jak słyszymy w Nutricii - inwestycje w Opolu raczej się nie skończą.
Opolskie zakłady chcą być „zieloną fabryką”, czyli nie emitować CO2 do atmosfery. Modernizacja kosztowałaby około 20 mln euro, które wydane byłyby w ciągu 3 do 4 lat. Niezbędne pieniądze na inwestycje zapewni spółce systematyczny wzrost produkcji, ale też nie mniej ważne zielone światło ze strony właściciela. Trudno się mu jednak dziwić. Nutrica to dziś największa fabryka żywności dla małych dzieci w Europie i także chluba koncernu.
Artur Janowski