To on zabrał nas do Krainy Dreszczowców, przenosząc na szklany ekran kultową powieść „Porwanie Baltazara Gąbki". „Mamma mia herbu zielona pietruszka!" - pamiętacie? To jego grobu na cmentarzu w Bielsku-Białej pilnuje dwóch najsłynniejszych Polaków - Bolek i Lolek. I w końcu to jego odznaczono wieloma prestiżowymi wyróżnieniami: od Krzyżu Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski, przez Order Uśmiechu, po Nagrodę Prezesa Rady Ministrów.
Władysław Nehrebecki: dla jednych - Walt Disney polskiej animacji, dla drugich - zbyt pokorny człowiek socjalistycznego świata. Dla wszystkich jednak - wciąż nie do końca odkryty, niezwykle utalentowany twórca.
Życiorys, który Nehrebecki przygotował na potrzeby stypendium w Wielkiej Brytanii, rozpoczyna się tak:
Urodziłem się 14 czerwca 1923 r. w Borysławiu. Wychowywałem się w zakładzie sierot w Drohowyżu, gdzie chodziłem i ukończyłem szkołę podstawową
Symptomatyczne, że wiele publikacji błędnie podaje jego datę urodzenia. Od najmłodszych lat mały Władek - syn cieśli - wykazywał zamiłowanie do bajek Disneya oraz komiksów, uwielbiał powieści Juliusza Verne'a i „Baśnie tysiąca i jednej nocy". Kochał postać Tarzana - to właśnie człowiek wychowywany przez małpy był bohaterem jednego z jego pierwszych komiksów. Warto nadmienić, że w latach 30. ubiegłego wieku Myszka Miki dorównywała popularnością takim osobowościom kina jak choćby Greta Garbo.
Ponadto sam Nehrebecki wspominał po latach w jednym z wywiadów, że już w szkole podstawowej marzył o tworzeniu filmów, interesował się sztukami plastycznymi - Tata dużo rysował, był zafascynowany kreską Disneya - wspominał Roman Nehrebecki, syn artysty, w rozmowie z Piotrem Płatkiem.
Klasztor z „Bolka i Lolka"
Pod opiekę sióstr felicjanek trafił wraz ze starszą siostrą Janiną. Powodem przenosin do sierocińca była bieda panująca w rodzinnym domu. Sam Borysław nazywany był Galicyjskim Piekłem, a mieszkańcy dzielnicy, w której wychowywał się artysta, słynęli z przesadnej wiary w przesądy. Jako że w swojej twórczości Nehrebecki chętnie wspominał własne przeżycia, również motyw sióstr zakonnych pojawia się później w jednym z odcinków „Przygód Bolka i Lolka".
Zresztą sami Bolek i Lolek, wedle wielu źródeł, czerpią hurtem z życiorysu ich autora. W latach 70., kiedy rozpętała się afera związana z prawami autorskimi do popularnych postaci, chętnie podnoszono argument, że pierwowzorami bajkowych chłopców są synowie Władysława Nehrebeckiego: Jan i Roman. Oni sami z satysfakcją powtarzali, że ojciec obserwował ich zabawy, w ten sposób czerpiąc pomysły na kolejne przygody dwóch niesfornych chłopców.
Jednak jeśli przyjrzeć się materiałom wcześniejszym, sprzed wszczęcia urzędniczej batalii, na próżno szukać jakichkolwiek wypowiedzi reżysera, jakoby to właśnie jego potomstwo zainspirowało go do stworzenia kultowej historii. Mało tego - Marzena Nehrebecka, córka twórcy z drugiego małżeństwa, pisze na swoim blogu, że ojciec wspominał, iż w sierocińcu był szykanowany przez starszego kolegę, a więc doświadczał przeżyć Lolka, co oznaczałoby, że właśnie sam autor jest pierwowzorem.
Na potwierdzenie tych słów warto wspomnieć, że w pierwszych odcinkach kreskówki nie pojawiają się postacie rodziców głównych bohaterów - te zostały wplecione w fabułę dopiero pod koniec lat 70., czyli w momencie, gdy wojna o prawa autorskie trwała już w najlepsze. Jak wiemy, przy takim ogromie odcinków trudno ustalić faktycznych twórców Bolka i Lolka, zwłaszcza że Nehrebecki wiele swoich prac nie podpisywał, czasem wręcz oddawał je innym twórcom. - Postacie filmowe Bolek i Lolek stanowią zarówno w koncepcji literackiej, jak i plastycznej nierozerwalną całość dzięki filmom, które te postacie wylansowały i spopularyzowały.
Podział tego zjawiska na dwie odrębne części jest podziałem sztucznym, kaleczącym dzieło i wypaczającym sens prawa - mówił Nehrebecki w maju 1975 r. przed Sądem Koleżeńskim Stowarzyszenia Autorów ZAiKS.
Jednak droga od dzieciństwa w sierocińcu do sukcesu polskiej animacji była wyjątkowo kręta. Władysława Nehrebeckiego, przez wojnę, wywieziono do Niemiec. W okolicach Hannoveru pracował na polach naftowych. To zresztą będzie kolejny motyw uwydatniony w jednym z dzieł artysty - bohaterem serii „Bicz południa" jest inżynier Kowalski pracujący właśnie na polach naftowych.
Po wojnie reżyser trafił do punktu repatriacyjnego w Czechowicach-Dziedzicach. - Później z grupą przyjaciół założyli spółdzielnię filmową w Katowicach, która po wędrówce przez kilka miejsc ostatecznie wylądowała w Bielsku-Białej - wspominał niegdyś Roman Nehrebecki.
Sprawy mogły jednak potoczyć się zgoła inaczej. Po zakończeniu II wojny światowej Władysław Nehrebecki miał możliwość wyjazdu do Kanady, z której nie skorzystał. Powód? Chęć odnalezienia przyjaciół i rodziny Kto wie, czy gdyby utalentowany reżyser wyjechał na Zachód, ekranizacją jego twórczości nie zajmowałyby się teraz największe hollywoodzkie studia? Wszak już na początku lat 40. reżyser opisywał siebie jako artystę plastyka. Mimo tego, jak czytamy w oficjalnych pismach, dobrowolnie oddał się „pod sowiecką okupację".
Na lata po wojnie Nehrebecki miał konkretny pomysł - chciał studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Choć początkowo uczęszczał na kilka kursów, szybko okazało się, że fundusze nie pozwolą mu na regularną naukę. Na szczęście reżyser nie cierpiał długo na nadmiar wolnego czasu - talent artysty dostrzegł magazyn „Nowy Świat Przygód", w którym Nehrebecki został zatrudniony jako redaktor graficzny. Choć twórca zajmował się tam głównie wizualnym rozkładem gazety, publikował także proste obrazki oraz stworzył co najmniej dwa komiksy. Co najmniej, gdyż materiały w czasopiśmie często nie zostawały podpisywane, sam zaś Nehrebecki podpisywał się pseudonimem: NW.
To właśnie z „Nowego Świata Przygód" pochodzi wspominany już wcześniej „Bicz południa", którego główny bohater w jednym z odcinków krzyczy pamiętne słowa: „Wracam do mojej ojczyzny. Budować Polskę!". Poza tym Władysław Nehrebecki stworzył dla czasopisma komiks fantasy „Przesław znad Odry" doceniony w późniejszych latach przez krytyków jako wizualnie bardzo nowatorski jak na swoje czasy.
Do Warszawy
W 1947 r. redakcja „Nowego Świata Przygód" przeniosła się z Katowic do Warszawy. Dla Nehrebeckiego, tak bardzo przywiązanego do Śląska, oznaczało to koniec współpracy z czasopismem. Czy tego żałował? Niekoniecznie. Niedługo później magazyn połączył się z inną popularną wówczas gazetą - „Na Tropie" - tworząc tym samym najpopularniejszy tytuł ówczesnej młodzieży: „Świat Młodych". Choć jego warstwa artystyczna często stała na bardzo wysokim poziomie, konotacje polityczne budziły różne skojarzenia.
Ale przeprowadzka redakcji do stolicy to niejedyny powód, przez który reżyser rozstał się z magazynem. Druga połowa lat 40. to już okres, kiedy Nehrebeckiego dużo bardziej interesowało tworzenie filmów. - W bielskim Studiu Filmów Rysunkowych pracuję już od 1946 r. Nasza działalność przechodziła różne formy organizacyjne. Zaczynaliśmy od bardzo luźnego zespołu rysowników entuzjastów, coś w rodzaju klubu amatorów - mówił twórca „Gazecie Południowej".
Rzeczywiście - placówka, której inicjatorem i założycielem był Zdzisław Lachur, borykała się z wieloma problemami finansowymi i lokalowymi. Z czasem sytuacja się zmieniła - kilka lat później filmy produkowane w Bielsku przynoszą już 60 proc. dochodów rodzimej kinematografii ze sprzedaży filmów krótkometrażowych.
„Traktor A1" - debiut Nehrebeckiego - okazuje się kompletną klapą. Sam reżyser, choć przyznaje, iż nie jest zadowolony z finalnego efektu, nie poddaje się. Pierwszym rzeczywiście istotnym dziełem Nehrebeckiego okazuje się animacja „Kimsobo Podróżnik" z 1952 r. będąca adaptacją opowiadania Wandy Grodzieńskiej. Projekt plastyczny głównego bohatera ewidentnie przypomina późniejszy projekt postaci Lolka, zresztą sama tematyka produkcji nawiązuje do pierwszego odcinka przygód popularnych chłopaków.
Sześć lat później swą premierę ma przełomowy film „Kotek i Myszka" nagradzany m.in w Vancouver i Mar de Plata, co było o tyle zaskakujące, że według przyjętych dawniej zasad raczej nie nagradzano tego samego filmu na wielu festiwalach.
Przy realizacji tego obrazu znalazłem właściwą drogę interpretacji filmowej, od tego momentu zacząłem opierać się na własnych pomysłach literackich, plastycznych i inscenizacyjnych
- pisał Nehrebecki w „Trybunie Robotniczej".
„Kotek i Myszka" symbolicznie nawiązuje do okresu stalinizmu w Polsce. Wszak współautor scenariusza - Leszek Lorek - bardzo dotkliwie doznał skutków słynnej odwilży. Mniej więcej wtedy zaczęły się pierwsze pochlebne recenzje w zagranicznej prasie, a bielskie studio stało się marką rozpoznawalną na całym świecie. Warto nadmienić, że „Kotka i Myszkę" po latach zaprezentowano w Museum of Modern Art w Nowym Jorku jako jeden z najlep-szych filmów animowanych świata.
Władysław Nehrebecki był na właściwej drodze do stania się polskim Waltem Disneyem. Wraz z kilkoma innymi przyjaciółmi tworzył zespół, który już niedługo miał zawojować umysły dzieciaków z dosłownie całego świata.
Najsłynniejsi synowie
Za pierwszy film z Bolkiem i Lolkiem w rolach głównych uznawana jest „Kusza". Przy jego produkcji Nehrebecki po raz kolejny współpracował z Leszkiem Lorkiem. Jak się później okazało, przygody dwóch chłopaków zawojowały niemal cały świat: w japońskich pismach ukazywały się komiksy z Bolkiem i Lolkiem w rolach głównych, bajka stała się też jedyną europejską animacją dopuszczoną do wyświetlania w Iranie.
Tylko w Szwecji produkcja została uznana za zbyt agresywną. Niektóre źródła mówią nawet o grubo ponad miliardzie widzów. Choć Bolek i Lolek stali się fenomenem na ogólnoświatową skalę, krytycy do dziś lubią wypominać, zwłaszcza pierwszym odcinkom, kiepskie wykonanie techniczne.
Popularność bajki zaskoczyła nawet samych twórców: - Filmy realizowane były dla dzieci, a jak się okazuje, oglądają je bardzo chętnie również dorośli. Seria ta zaspokaja tęsknotę dzieci za przygodami, podróżami, za pewną fantastyką świata - opowiadał w 1977 r. Władysław Nehrebecki, chwaląc się jednocześnie, że prawa do wyświetlania kreskówki zakupiło niespełna sto państw, a zamówienia wciąż są składane. Nietrudno zgadnąć, że główni bohaterowi są wzorowani na takich postaciach jak Flip i Flap czy Pat i Pataszon.
Seria idealnie wkomponowała się w prężnie rozwijającą się polską branżę telewizyjną. Przez 23 lata nakręcono ponad 150 odcinków oraz dwa filmy pełnometrażowe. Pierwszy z nich - „Wielka podróż Bolka i Lolka" - przez wiele lat uchodził za najwybitniejsze dzieło rodzimej animacji. Jak się później okazało, ten stu-minutowy przebój polskiej kinematografii okazał się ostatnim filmem w dorobku Władysława Nehrebeckiego.
Uważniejsi widzowie po latach dostrzegą w nim pewną syntezę całości dorobku wybitnego reżysera. Mało kto pamięta, że historia przedstawiona w dziele pojawiła się już kilka lat wcześniej w „Dzienniku Łódzkim". Motyw drogi, podróży to zresztą jeden z chętniej podchwyconych przez Nehrebeckiego motywów - wysuwał się na pierwszy plan nie tylko we wspomnianej wcześniej produkcji pełnometrażowej, ale także w wielu pojedynczych odcinkach, nie tylko tych traktujących o przygodach niesfornych chłopaków.
Zachwyt nad Bolkiem i Lolkiem nie powinien jednak przysłonić innych produkcji twórcy. W 1967 r. odbył się wyścig Gran Premio de Argentina - swego czasu wchodzący w skład cyklu Formuły 1 - który wygrał Sobiesław Zasada. W hołdzie sportowcowi Nehrebecki stworzył jeden odcinek „Bolka i Lolka" poświęcony właśnie tym samochodowym zmaganiom.
W tym samym roku wyświetlono „Kreski i kropki" - eksperyment artysty z abstrakcyjnymi formami. W narracji wykorzystane zostaje zjawisko powidoku, czyli dynamicznego złudzenia optycznego opartego na zatrzymywaniu przez siatkówkę oka obrazu
o ułamek sekundy dłużej.
Reżyser bez przerwy podkreślał, iż mimo sukcesu, który odniósł „Bolek i Lolek", on sam nie chciałby być utożsamiany jedynie z kinem dla najmłodszego widza. Próbował uniknąć zaszufladkowania.
Jego „Mała"
Pisząc o Władysławie Nehrebeckim, nie sposób nie wspomnieć o niezwykłej relacji, jaka łączyła go z drugą żoną. Elżbietę, którą nazywał w listach swoją Małą, poznał w 1973 r., gdy rozstrzygała się batalia o prawa do „Bolka i Lolka". Choć z tego powodu nie był to najlepszy czas na romanse, para zakochała się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia.
Mimo dzielących ich kilometrów - reżyser pracował w Bielsku-Białej, a najbliżsi pozostawali w Krakowie. Z czasem jednak rodzina przeniosła się do Bielska, gdzie twórca wynajął skromne M5. Marzena Nehrebecka wspomina, że była w nim bardzo mała łazienka, z trudem mieszcząca choćby jedną osobę, i ciemnozielone, tandetne linoleum.
Artysta cierpiał na wiele schorzeń. Już w 1973 r. wykryto u niego żółtaczkę zakaźną. Odizolowano go wówczas od świata, przez niemal dwa tygodnie miał zakaz jakichkolwiek odwiedzin. Być może ze względu na tak drastyczne formy leczenia Nehrebecki stronił od lekarzy, co zresztą prawdopodobnie zabrało mu kilka lat życia.
Władysław Nehrebecki marzył o stworzeniu filmu, w którym u boku postaci animowanych wystąpiliby żywi aktorzy. Jeśli wierzyć relacjom jego bliskich, ani przez moment nie dopuszczał do siebie myśli o śmierci. Wybitny polski reżyser zmarł w 1978 r., osierocając nie tylko swe rodzone dzieci. Te wykreowane w animacjach - również. Planów miał jeszcze mnóstwo.
- Chcemy przystąpić do realizacji podróży kosmicznych chłopców. Spełnimy tym samym życzenia dziecięcej widowni. Mam namyśli oczywiście wesołe wyprawy w kosmos. (...) Poza tym nasze studio w najbliższych latach wreszcie doczeka się nowego budynku. Będzie to doskonała okazja do prezentacji naszego bogatego, wspaniałego archiwum - mówił Nehrebecki „Gazecie Południowej" na kilka miesięcy przed swoją śmiercią. Reżyser podkreślał też, że wspólnie z pozostałymi artystami mają tyle pomysłów na dalsze przygody swoich ulubionych bohaterów, że wystarczy na co najmniej kilka lat.
Jak się jednak okazało, Bolek i Lolek polecieli w kosmos już bez jednego ze swoich głównych pomysłodawców. Za to nie udało im się to w technologii 3D, choć jeszcze w 2011 r. syn Nehrebeckiego Bogdan podjął próbę stworzenia i takiej wersji „Bolka i Lolka".