Znikające Archiwa - jak tuszowano tajemnice PRL

Sebastian Pilarski
Fot. AIPN
Opinia publiczna w Polsce dowiedziała się po raz pierwszy o niszczeniu materiałów Służby Bezpieczeństwa na początku 1990 r. Pomimo konsekwentnego zacierania śladów tego procederu wiemy dziś dużo o mechanizmach podejmowania na szczeblu MSW decyzji, które uruchomiły przebieg pustoszenia esbeckich archiwów. Niestety, ta wiedza nie wystarczyła, by dokonać rzeczy najważniejszej, tj. doprowadzić do faktycznego ukarania tych, którzy podejmowali kluczowe decyzje.

Nie będzie specjalną przesadą stwierdzenie, że w drugiej połowie 1989 r. i pierwszych tygodniach roku następnego jedną z istotniejszych form esbeckiej aktywności było „czyszczenie” archiwów. Kilka tygodni po koncesjonowanych wyborach parlamentarnych z czerwca 1989 r. – podczas narady z udziałem przedstawicieli jednostek wojewódzkich zorganizowanej 31 lipca 1989 r. – wiceminister spraw wewnętrznych i szef SB gen. bryg. Henryk Dankowski polecił „odchudzenie szaf”. Jak argumentował, należało przede wszystkim zniszczyć ślady „informacji dotyczących głównie ugrupowań opozycyjnych »Solidarności « i działalności kleru katolickiego, które mogłyby nasunąć podejrzenie, że służba nasza [SB] rozpoznawała nie tylko szkodliwą działalność polityczną tych środowisk, lecz także ingerowała np. w legalną działalność związków czy wolność religijną”.

„Zniszczyć, zlikwidować”

Funkcjonariusze na szczeblu centralnym i w jednostkach terenowych gorliwie przystąpili do wykonania poleceń „góry”. Z poszczególnych teczek usuwano dokumenty mogące szczególnie łatwo skompromitować esbeków, którzy próbowali dostosować się do szybko zmieniających się realiów politycznych. Aby nadać działaniom pozory postępowania zgodnego z prawem, funkcjonariusze powoływali się na brak wartości operacyjnej zgromadzonej dokumentacji z powodu dokonujących się przemian politycznych, a proceder ten w resorcie został określony mianem „odchudzania teczek”. Nazwa ta stosowana była w wielu województwach, co nie pozostawia cienia wątpliwości, że działania te zostały zaplanowane i koordynowane w gmachu przy ul. Rakowieckiej. Istotny wpływ na podjęcie decyzji o usuwaniu śladów działalności SB miało również powołanie 17 sierpnia 1989 r. Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do Zbadania Działalności MSW (tzw. komisja Rokity). Już następnego dnia gen. Dankowski nakazał „zniszczyć, zlikwidować” wszelkie materiały mogące potwierdzać przypadki naruszania prawa przez funkcjonariuszy MSW w okresie po 13 grudnia 1981 r. Jak przekonywał, po zarejestrowaniu w wyniku ustaleń „okrągłego stołu” NSZZ „Solidarność” zaniechano rozpracowywania związku, za wyjątkiem „określonych osób, które naruszały obowiązujące prawo i to tylko w celu neutralizowania zamiarów organizowania napięć i wystąpień społecznych”. Należy dodać, że rozróżnienie to było konsekwencją stosowanego konsekwentnie przez komunistów podziału na opozycję konstruktywną (skupioną wokół Lecha Wałęsy) oraz destrukcyjną, czyli tę nieuznającą kompromisu zawartego z władzami (m.in. Solidarność Walcząca).

Pozostały obwoluty

W czasie telekonferencji zorganizowanej 4 września 1989 r. dyrektor Departamentu III gen. bryg. Krzysztof Majchrowski nakazał zniszczenie „wszelkich materiałów, planów pracy, szyfrogramów oraz wytycznych i zaleceń władz centralnych dotyczących »Solidarności «”. Jednocześnie zapowiedział przybycie do wojewódzkich urzędów spraw wewnętrznych pracowników departamentu, którzy mieli przekazywać szczegółowe wytyczne, lecz wobec braku możliwości spełnienia tej obietnicy (należałoby objechać w krótkim czasie 49 jednostek wojewódzkich) w kolejnych tygodniach kadra kierownicza WUSW kontaktowała się z ministerstwem telefonicznie. Do końca września zniszczone zostały także materiały operacyjne pionu IV, zajmującego się inwigilacją Kościoła katolickiego, a podstawę do działania dał rozkaz dyrektora Departamentu IV gen. bryg. Tadeusza Szczygła z 1 września 1989 r. Analogiczna sytuacja miała miejsce w pionie V („ochrona” gospodarki, w praktyce zwalczanie „Solidarności”), a decyzje w tej sprawie na szczeblu centralnym podejmował dyrektor departamentu gen. Józef Sasin, w 2019 r. prawomocnie skazany na karę dwóch lat pozbawienia wolności za represjonowanie opozycjonistów, wysyłanych w 1982 r. do specjalnych obozów wojskowych. Dodatkowym impulsem decydującym o zintensyfikowaniu procesu przetrzebienia archiwów SB stał się, wydany 25 września przez zastępcę naczelnika Wydziału XIII Biura „B” MSW płk. Stanisława Machnickiego, nakaz zniszczenia dokumentacji aktowej, fotograficznej i filmowej wytworzonej przez zajmujący się obserwacją pion „B”, a dotyczącej zalegalizowanej „tzw. opozycji”. Jak zauważył jeden z funkcjonariuszy z województwa piotrkowskiego „odchudzenie” teczek sprawiło, iż: „Po tej operacji pozostały praktycznie obwoluty”. Według byłego naczelnika Wydziału II tamtejszego WUSW „znajdujące się w Wydziale »C« [tj. archiwum] materiały były wypożyczane i z powrotem składane, ale już w znacznie skromniejszym ilościowo wymiarze. Numer rejestracyjny nie ulegał zmianie, tylko ubywało zawartości teczki”. Proces pustoszenia archiwów we wszystkich pionach SB nabrał dynamiki w styczniu 1990 r., co było konsekwencją telekonferencji zorganizowanej 8 stycznia 1990 r. z przedstawicielami WUSW, podczas której gen. dyw. Bogusław Stachura polecił: „Materiały archiwalne niszczyć zgodnie z wytycznymi – nieważne, że to się kiedyś przyda”. Dodatkowo gen. Majchrowski zarządził wyłączanie ze spraw operacyjnych materiałów uzyskanych od tajnych współpracowników, natomiast szef SB płk doc. dr Jerzy Karpacz (jednocześnie poseł na Sejm RP z ramienia PZPR) nakazał odzyskać z organizacji partyjnych materiały operacyjne SB.

Pośpiech

Na początku stycznia w Warszawie została zorganizowana przez płk. Karpacza narada z zastępcami szefów WUSW ds. SB (z udziałem dyrektorów departamentów MSW: gen. Majchrowskiego, gen. Szczygła i gen. Sasina), podczas której przekazał on decyzję o likwidacji z dniem 15 stycznia referatów SB w rejonowych urzędach spraw wewnętrznych. Uruchomiło to kolejną falę niszczenia dokumentów, a funkcjonariusze jednostek wojewódzkich wyjeżdżali w teren w celu weryfikacji materiałów wyłączonych w poszczególnych RUSW. Brakowano wówczas dzienniki korespondencyjne, teczki tajnych współpracowników nieprzydatnych do dalszej współpracy oraz „pozostałości dokumentów techniki operacyjnej”. Funkcjonariusze bezpośrednio zaangażowani w niszczenie materiałów wskazywali na pośpiech w działaniu, będący konsekwencją otrzymywanych codziennie poleceń ze szczebla wojewódzkiego. Wśród funkcjonariuszy dostrzec można było pewne niezadowolenie: „Forma wcześniejszego brakowania materiałów na protokół, a potem spalenie pozostałości wraz z tym protokołem na polecenie naczelników wydziałów WUSW wywołała […] szereg negatywnych komentarzy, gdyż uznawano podwójną pracę za co najmniej zbędną”. Jednocześnie obawę esbeków budziła możliwość ujawnienia faktów inwigilacji środowisk solidarnościowych. Informacje na temat działań prowadzonych przez funkcjonariuszy SB przedostały się do opinii publicznej w pierwszych tygodniach 1990 r. Już 19 stycznia Sejmowa Komisja Nadzwyczajna do Zbadania Działalności MSW opracowała dezyderat nr 1 z pytaniami dotyczącymi personalnej odpowiedzialności za wydanie decyzji o niszczeniu akt bezpieki. Tydzień później na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się pierwszy artykuł o bezprawnych działaniach funkcjonariuszy RUSW w Starachowicach, a natychmiastową odpowiedzią posłów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego był apel o zabezpieczenie pozostałej dokumentacji. 30 stycznia na konferencji prasowej dyrektor Centralnego Archiwum MSW płk Kazimierz Piotrowski oświadczył, że brakowanie materiałów następowało zgodnie z zapisami ustawy o narodowym zasobie archiwalnym i archiwach z 14 lipca 1983 r. oraz zarządzeń ministra spraw wewnętrznych: z 8 lipca 1985 r. w sprawie organizacji i zasad postępowania z materiałami archiwalnymi w resorcie spraw wewnętrznych, z 21 stycznia 1985 r. w sprawie wykazów rodzajów wiadomości stanowiących tajemnicę państwową i służbową w resorcie spraw wewnętrznych oraz z 21 kwietnia 1987 r. w sprawie szczegółowych zasad i sposobu postępowania w resorcie spraw wewnętrznych z wiadomościami stanowiącymi tajemnicę państwową i służbową. Jednocześnie potwierdził fakt niszczenia akt pionu IV oraz materiałów dotyczących opozycji politycznej, które „nie mają historycznego znaczenia”.

Niewiarygodny Kiszczak

Konsekwencją opisywanych wydarzeń była decyzja ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka z 31 stycznia 1990 r. „w sprawie zakazu niszczenia dokumentów w resorcie spraw wewnętrznych”. Odpowiedzialność za przestrzeganie zakazu miała spoczywać na kierownictwie jednostek terenowych, a z decyzją zostali zapoznani wszyscy funkcjonariusze. Należy z całą stanowczością stwierdzić, że dokument ten nie miał większego praktycznego znaczenia, bowiem w momencie, gdy został ogłoszony, archiwa SB były przetrzebione. Proceder nie został jednak całkowicie przerwany, a w prasie nadal pojawiały się informacje na temat kolejnych przypadków bezprawnych działań. W świetle ukazanych w niniejszym tekście wydarzeń, niewiarygodnie brzmiało wyjaśnienie Kiszczaka, odpowiadającego oficjalnie w lutym 1990 r. na zapytanie prokuratora generalnego Józefa Żyty, że „w resorcie spraw wewnętrznych nie zarządzono i nie przeprowadzono akcji masowego niszczenia akt operacyjnych, jak to zostało sformułowane w dezyderacie Komisji Nadzwyczajnej do Zbadania Działalności MSW, zaś odnotowane przypadki odmiennego postępowania w tym zakresie były przedmiotem szczegółowych wyjaśnień”. Podobne zapewnienia składał dyrektor Gabinetu ministra płk Czesław Żmuda. Słowom tym przeczyły bowiem wypowiedzi funkcjonariuszy niższego szczebla, podkreślających zasięg procederu: „My działaliśmy w dobrej wierze, w przekonaniu, że działamy w interesie społecznym. Brakowaliśmy materiały przez nas wytworzone, które w obecnej rzeczywistości nie miały wartości operacyjnej, procesowej ani też archiwalnej. Niszczenie materiałów było publiczną tajemnicą nagłaśnianą w środkach masowego przekazu. Jeżeli było zatem nieprawidłowe, to centrala MSW winna ten proces przerwać na początku, a nie czekać do lutego 1990 r., aż proces likwidacji zostanie zakończony”.

Lawina ruszyła

Zabezpieczeniem dokumentacji wytworzonej przez MSW i podległe mu jednostki miała zająć się powołana na wniosek ministra edukacji narodowej prof. Henryka Samsonowicza Komisja ds. Zbiorów Archiwalnych MSW (tzw. komisja Michnika), działająca od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 r. w składzie: Andrzej Ajnenkiel, Jerzy Holzer, Bogdan Kroll i Michnik. Jej działalność nie przyniosła żadnych pozytywnych efektów, a wymiernym śladem aktywności była licząca dwie strony notatka służbowa. Istotniejsze jest to, że członkowie komisji mieli dostęp do materiałów opatrzonych klauzulą „tajne specjalnego znaczenia”, korzystając z archiwaliów poza procedurami obowiązującymi w MSW. Nagłośnienie sprawy zacierania śladów działalności SB miało jednak poważne skutki. Napływających z terenu informacji oraz powtarzających się publikacji prasowych nie mogła zignorować Prokuratura Generalna. Jak się okazało punktem wyjścia do analizy zjawiska nielegalnego niszczenia dokumentów stała się nieostrożność funkcjonariuszy WUSW w Piotrkowie Trybunalskim, którzy proceder kontynuowali w lutym 1990 r. Działania te stały się przedmiotem zainteresowania działaczy tamtejszej „Solidarności” i parlamentarzystów OKP z tego terenu. Mogło się wówczas wydawać, że uruchomiona została lawina, która doprowadzi do ukarania winnych łamania prawa. Jak się bowiem okazało, prowadzonym śledztwem objęci zostali generałowie Dankowski, Majchrowski i Szczygieł, którzy wkrótce zasiedli na ławie oskarżonych…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia