W związku ze zbliżającą się setną rocznicą odzyskania niepodległości w mediach pojawiły się doniesienia, jakoby Kancelaria Prezydenta miała pracować nad okolicznościową amnestią obejmującą więźniów odsiadujących relatywnie niskie wyroki - do dwóch lat więzienia. Te rewelacje zostały zdementowane, w sposób jednak na tyle nieostry, że trudno powiedzieć, czy nie chodzi tu o utrzymanie szczegółów tego projektu jak najdłużej w tajemnicy - choćby ze względu na ewentualne nastroje w więzieniach.
Fakt faktem, że w Polsce po roku 1989 o amnestiach jakoś zapomnieliśmy - nie przeprowadzono ani jednej. Tymczasem Druga Rzeczpospolita przez niecałe 21 lat istnienia zdążyła ogłosić ich aż 13, a w PRL wypuszczano pewne kategorie więźniów średnio co cztery lata.
O udzielenie amnestii niektórym kategoriom więźniów apelował do rządzących całego świata półtora roku temu papież Franciszek. Miało to miejsce z okazji Jubileuszu Miłosierdzia, w listopadzie 2016 r. Przy okazji Franciszek prosił też o „przemyślenie potrzeby takiego wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych, który nie byłby wyłącznie karzący, ale otwarty na nadzieję i perspektywę ponownego włączenia skazanego w społeczeństwo”.
Początki - oczywiście w starożytnym Rzymie
Greckie słowo „amnēstía” znaczy tyle co „zapomnienie” - oczywiście nie przypadkiem pochodzi od niego również medyczny termin „amnezja”. To darowanie kar, w XX w. i współcześnie często połączone z ich wymazaniem z rejestrów. Od aktu łaski (znanego już w najdawniejszych czasach przywileju władców lub kapłanów) amnestia różni się tym, że nie dotyczy konkretnych osób, tylko całych kategorii przestępców. Ma więc charakter bardziej systemowy od ułaskawienia, choć również udzielana jest jednorazowo. Amnestia nie musi oznaczać całkowitego darowania kary - w wypadku wyższych wyroków najczęściej ogranicza się do ich złagodzenia. Dla sporej części więźniów i tak może to oznaczać natychmiastowe wyjście na wolność - wystarczy, że odsiedzieli już chociaż o dzień dłużej, niż wynosi ich wyrok w złagodzonej amnestią (często bardzo znacząco) wersji.
Trudno określić, kiedy po raz pierwszy w dziejach świata ogłoszono amnestię sensu stricte. Wiemy za to, że pierwsza w historii starożytnego Rzymu amnestia obejmująca zabójców została uchwalona przez senat w 44 r. p.n.e. na wniosek słynnego Cycerona. Dotyczyła ona uczestników spisku na życie Juliusza Cezara. W średniowieczu stosowanie amnestii było już właściwie normą. Także w Polsce. Na przykład w roku 1343 Kazimierz Wielki po wojnie z Krzyżakami objął amnestią zbiegów, którzy przeszli na stronę Zakonu, a nawet całe miasta, które uczyniły to samo.
Amnestie stosowano także w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Na przykład jednym z zapisów ugody zborowskiej podpisanej w 1649 r. z Kozakami w trakcie powstania Chmielnickiego było ogłoszenie amnestii dla uczestników powstania, oczywiście tych, którzy zrezygnują z dalszej walki zbrojnej. Taka amnestia ma w sobie także element abolicji - chodziło nie tylko o darowanie zasądzonej już kary, ale także rezygnację z jej zasądzenia w przyszłości pod pewnymi warunkami. Ten sam rodzaj amnestii powrócił w pierwszych latach PRL, kiedy komuniści za pomocą ustaw amnestyjnych próbowali „wyciągnąć z lasu” żołnierzy podziemia niepodległościowego. Ale o tym znacznie szerzej za chwilę.
Druga RP - na prawo i lewo, zawsze mocno politycznie
Choć na ogół takie instrumentalne podejście do ustaw amnestyjnych kojarzy nam się przede wszystkim z Polską Ludową, także Druga Rzeczpospolita ogłaszała amnestie bardzo hojnie. Łącznie było ich aż 13! W pierwszym tylko roku po odzyskaniu niepodległości były ich aż trzy - służyły po części unifikacji polskiego prawa, zwalniały też ze ścigania za przestępstwa polityczne przeciw zaborcom i za przestępstwa związane ze służbą wojskową. Podobnie rzecz się miała z jedną z dwóch amnestii z roku 1921 - tu chodziło o mieszkańców przyłączonej do Polski części Górnego Śląska. Druga z amnestii 1921 r. miała już charakter okolicznościowy - ogłoszono ją z okazji uchwalenia konstytucji i objęła sprawców mniej poważnych przestępstw.
W przedwojennych aktach amnestyjnych często padało na początku piękne sformułowanie „puszcza się w niepamięć i wybacza”, po którym następowało wyszczególnienie konkretnych kategorii przestępstw, w wypadku których przewidziano całkowite odpuszczenie win. W kolejnych ustępach aktu znajdował się katalog kar i wysokości wyroków, w wypadku których następowało złagodzenie.
Mechanizm pozostawał z grubsza ten sam aż do 1989 r. - wyroki niższe łagodzono dość radykalnie, np. o połowę (choć zdarzało się i całkowite odpuszczenie kary), wyższe o np. jedną trzecią - najwyższe czasem jeszcze mniej, a czasem wcale. Zdarzały się też jednak przypadki nawet automatycznych amnestyjnych zamian zasądzonych, a niewykonanych kar śmierci na dożywocie, a nawet (w 1956 r.) do 15 lub 25 (w 1989 r.) lat więzienia.
Część międzywojennych amnestii miała dość ograniczony charakter. Ale były też takie o naprawdę sporym zasięgu. W 1928 r. z okazji 10. rocznicy odzyskania niepodległości wypuszczono na wolność większość więźniów politycznych, a także uwięzionych ukraińskich i białoruskich działaczy niepodległościowych i narodowych.
W 1936 r. - z okazji pierwszej rocznicy wejścia w życie konstytucji wrześniowej - ogłoszona została chyba najszersza i najdalej idąca amnestia w historii II RP. W jej ramach zamieniono wszystkie wyroki śmierci na dożywocie, masowo wypuszczono też więźniów politycznych - przede wszystkim komunistów. W skali całej Polski z amnestii skorzystało wtedy około 17 tys. więźniów, w tym na przykład Stepan Bandera, którego wyrok śmierci został zamieniony na dożywocie. Podobnie stało się z wieloma innymi działaczami ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia.
13 amnestii ogłoszono w ciągu 21 lat istnienia Drugiej Rzeczypospolitej. Ten rekord (choć już nie pod względem częstości ogłaszania amnestii) został pobity przez PRL. W Polsce Ludowej amnestię ogłaszano 15 razy
Ostatnią amnestię w swej historii Druga Rzeczpospolita ogłosiła 2 września 1939 r., czyli dzień po ataku Trzeciej Rzeszy na Polskę. W tej amnestii „puszcza się w niepamięć i wybacza” odnosiło się przede wszystkim do skazanych za przestępstwa związane ze służbą wojskową - uchylanie się od niej, dezercje czy rozmaite samowolki poborowych.
Chodziło, rzecz jasna, o danie im drugiej szansy w szeregach na froncie - i tym samym pewne zwiększenie możliwości mobilizacyjnych. Oprócz tego amnestia objęła też skazanych za przestępstwa pospolite, tu jednak ograniczono się do złagodzenia wyroków.
Amnestie - dwie - mają też na koncie polskie władze emigracyjne. Już w październiku 1939 r. Władysław Raczkiewicz, prezydent RP na uchodźstwie, ogłosił amnestię „celem zatarcia rozterek przeszłości oraz dokonania pełnego zjednoczenia obywatelskiego” - obejmującą przede wszystkim przeciwników politycznych sanacji, którzy po wrześniowej klęsce podnieśli głowy. Z kolei tuż po zakończeniu wojny Raczkiewicz ogłosił amnestię dotyczącą przestępstw popełnionych przez polskich wojskowych przed 29 czerwca 1945 r.
Polska Ludowa - władza wsadza, ale też wypuszcza
W PRL władze sięgały po amnestie regularnie - albo świętując z ich pomocą rocznice, albo licząc na rozładowanie społecznych napięć, albo też - tak było z dwiema pierwszymi - szykując z ich pomocą zasadzkę na najgroźniejszych przeciwników komunistycznej władzy.
Pierwsza amnestia została ogłoszona już 2 sierpnia 1945 r. Komuniści liczyli wtedy na „wyjście z lasu” żołnierzy podziemia niepodległościowego. Wtedy zachęty posłuchali tylko nieliczni.
Niestety ten sam fortel powiódł się władzom dwa lata później, gdy ogłosiły kolejną amnestię (z okazji sfałszowanych wyborów 1947 r.). Wtedy masowo ujawniali się zarówno „wyklęci”, jak i byli żołnierze AK i innych organizacji podziemnych. Skala była ogromna - ujawniło się 55 tys. żołnierzy podziemia, którzy jeszcze nie wpadli w ręce komunistów. Większość z nich trafiła natychmiast na celownik UB i MBP, a po pewnym czasie do więzień - oczywiście z zarzutami innymi niż te objęte amnestią albo i bez zarzutów. Dodajmy, że w ramach tej samej amnestii wyjawiło swoje działania około 22 tys. żołnierzy podziemia, którzy już w momencie jej ogłaszania siedzieli w aresztach i więzieniach.
Za rządów Bieruta ogłaszano amnestię jeszcze po raz trzeci - w roku 1952, z okazji uchwalenia konstytucji PRL (tej z odręcznymi poprawkami Stalina). Tu już chodziło po części o uspokajanie nastrojów u schyłku stalinizmu.
Czwarta amnestia PRL była jedną z tych największych i historycznie ważnych - towarzyszyła postalinowskiej odwilży. W zasadzie odwracała część skutków pierwszych dwóch amnestii. Ogłoszono ją w kwietniu 1956 r., wypuszczono wtedy większość więźniów politycznych i żołnierzy podziemia niepodległościowego (oczywiście tych, którzy nie zostali do tego czasu straceni lub zamordowani). W ramach odwilżowej amnestii automatycznie zamieniono również wszystkie wyroki śmierci i dożywocia na kary 15 lat więzienia.
Najbardziej tragiczna z amnestii miała miejsce w 1947 r. Z jej pomocą komuniści doprowadzili do ujawnienia się aż około 55 tys. żołnierzy podziemia i podziemia niepodległościowego. W następnych latach zostali oni objęci różnymi formami represji - od nękania przez UB, przez więzienie i tortury, po nawet egzekucję bez sądu
Później była seria amnestii okolicznościowych - ogłaszanych 22 lipca z okazji okrągłych lub „piątkowych” rocznic utworzenia PRL. Uchwalano je w roku 1964, 1969 i 1974. Dotyczyły przede wszystkim przestępstw pospolitych. Kwestia amnestii była więc kolejnym z obszarów, w których ekipa Władysława Gomułki była wyjątkowo nudna, nawet jak na standardy PRL.
W 1977 r. ekipa Gierka powróciła do tradycji amnestii stricte politycznych, mających koić nastroje coraz bardziej niechętnego władzy społeczeństwa. Tym razem chodziło o wypuszczenie na wolność osób represjonowanych i oczywiście odsiadujących wyroki za wydarzenia w Radomiu i Ursusie w czerwcu 1976 r. Amnestia miała być trochę wentylem bezpieczeństwa, trochę zaś reakcją na powstanie Komitetu Obrony Robotników. Zarazem miała też sprawić, by społeczeństwo jak najszybciej zapomniało o brutalnym tłumieniu przez władzę robotniczych wystąpień z 1976 r.
Zupełnie rekordowe pod względem liczby amnestii były jednak lata 80., a ściśle mówiąc czas po roku 1983. Po stanie wojennym, a przed wyborami z czerwca 1989 r. ekipa Jaruzelskiego i Kiszczaka ogłaszała amnestie aż czterokrotnie. Za każdym razem dotyczyły przede wszystkim więźniów politycznych, za każdym też razem chodziło albo o uspokajanie nastrojów w kraju, albo o próby poprawiania wizerunku PRL za granicą. Pierwszą z tych amnestii ogłoszono 22 lipca 1983 r. wraz ze zniesieniem stanu wojennego. Wtedy wypuszczono więźniów z niskimi wyrokami - do trzech lat, części pozostałych zmniejszono wyroki. Druga amnestia, ogłoszona rok później, objęła już niemal wszystkich opozycjonistów wsadzonych do więzień w trakcie stanu wojennego i po nim, za wyjątkiem osób z wyrokami za „próbę obalenia ustroju PRL”. Trzecią amnestię ogłoszono w roku 1986 - tym razem dawała ona prokuratorowi generalnemu prawo stosowania jej wobec wybranych więźniów politycznych. Skorzystał z tego Czesław Kiszczak, który we wrześniu tego samego roku jako szef MSW łaskawie wystąpił o objęcie amnestią 225 więźniów politycznych, oczywiście w celu poprawy wizerunku władzy. W 1988 r. zostało z kolei wprowadzone nieformalne moratorium na wykonywanie kary śmierci.
Największa amnestia
Choć brakuje tu precyzyjnych danych, najprawdopodobniej największą amnestią w polskiej historii była ta ogłoszona w 1956 r. Według różnych szacunków (na danych oficjalnych nie sposób tu polegać) wyszło wtedy z więzień od 7 do 28 tys. byłych żołnierzy podziemia niepodległościowego
Ostatnia amnestia przed pierwszymi wyborami z udziałem opozycji miała miejsce tuż po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu. W kwietniu 1989 r. objęto nią wszystkie tzw. przestępstwa polityczne popełnione w okresie PRL, umorzono również wszystkie wyroki. Chodziło o to, by przedstawiciele opozycji mogli bez prawnych przeszkód kandydować do Sejmu i Senatu, w zgodzie z ustaleniami Okrągłego Stołu.
Jedyna amnestia III RP albo ostatnia amnestia PRL
W III RP amnestię - wyjątkowo szeroką - ogłoszono tylko raz. Właściwie równie dobrze można jednak ustawę z grudnia 1989 r. uznać raczej za ostatnią amnestię PRL. Choć uchwalono ją już po czerwcowych częściowo demokratycznych wyborach, a premierem był Tadeusz Mazowiecki, to prezydentem wciąż pozostawał Wojciech Jaruzelski, a Czesław Kiszczak pełnił funkcję szefa MSW. Polskie państwo nadal nosiło nazwę PRL - zmiana na RP i przywrócenie godła w postaci orła w koronie nastąpiło niecały miesiąc później.
Dziś amnestię z 1989 r. pamiętamy całkiem dobrze, za to bardzo wycinkowo - jako „darowanie wyroków śmierci” - bo to właśnie ten akt prawny zamienił wszystkie niewykonane jeszcze kary śmierci zasądzone w okresie PRL na kary 25-letniego więzienia. Dlaczego w ten sposób? Bo kara dożywotniego więzienia nie została jeszcze wprowadzona do polskiego prawa (w ostatnim okresie funkcjonowania PRL wyroki więzienia kończyły się na 25 latach), a czas naglił, i to bardzo mocno. W więzieniach trwała fala bardzo niebezpiecznych, trudnych do stłumienia bez licznych ofiar w ludziach buntów. Więźniowie wszczynali je właśnie w oczekiwaniu na ewentualną amnestię, licząc na to, że będą mogli skorzystać ze zmiany systemu.
Po 25 latach problem powrócił, o czym przypomniały nam media wracające do spraw Mariusza Trynkiewicza czy Leszka P., „wampira z Bytowa”, którzy po złagodzeniu wyroków wychodzili właśnie na wolność, choć gdyby skazywano ich według obecnego kodeksu karnego, z całą pewnością dostaliby wyroki dożywocia, z formalną jedynie możliwością ubiegania się o zwolnienie warunkowe po 30 czy 40 latach. Niezresocjalizowani seryjni mordercy na wolności - to było jednak trochę za wiele dla opinii publicznej, mediów i polityków. Coś trzeba było zrobić. Naprędce uchwalono więc tzw. ustawę o bestiach i powołano do życia budzącą niemało wątpliwości konstytucyjnych, prawnych i etycznych instytucję odosobnienia (w praktyce dożywotniego) - tzw. Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie, do którego zdążyło już trafić ponad 40 przestępców. Szanse na opuszczenie tego ośrodka odosobnienia mają bardzo niewielkie.
„Bestie” to jednak tylko wycinek tamtej amnestii. W rzeczywistości amnestia z 1989 r. objęła nie tylko skazanych na śmierć skrajnie niebezpiecznych przestępców, lecz całą rzeszę innych więźniów - właściwie wszystkich, którzy wtedy odsiadywali jakikolwiek wyrok.
Na podstawie ustawy amnestyjnej z 1989 r. umorzono wszystkie postępowania karne dotyczące kar więzienia do dwóch lat w wypadku przestępstw umyślnych i do trzech lat w wypadku przestępstw nieumyślnych. Złagodzono również zasądzone znacznie wyższe kary więzienia. Te do 10 lat - o połowę. Te powyżej 10 lat, a poniżej 25 lat - o jedną trzecią. Wszystkim skazanym na 25 lat więzienia zamieniono natomiast wyroki na 15 lat, co skutkowało licznymi wyjściami na wolność we wczesnych latach 90. i kto wie, czy nie przyczyniło się do ówczesnego gwałtownego wzrostu przestępczości.
Największy być może paradoks tej ostatniej amnestii polegał jednak na tym, że polskie sądy już po niej nadal wydawały wyroki śmierci, łącznie około 10. Ostatni wyrok śmierci został wydany w lutym 1996 r. Skazany za zabójstwo dwóch kobiet został Zbigniew Brzoskowski.
Żaden z wyroków śmierci wydanych po amnestii z 1989 r. nie został oczywiście wykonany. Wszystkie natomiast zostały zamienione na karę dożywotniego więzienia w momencie, w którym wszedł w życie uchwalony w 1997 r. nowy Kodeks karny, który już kary śmierci nie przewidywał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?