Historia batalionów alarmowych Wehrmachtu sięga jesieni 1944 roku, kiedy czołówki Armii Czerwonej wkroczyły na rdzenne terytorium III Rzeszy. Kurczące się zaplecze militarne Adolfa Hitlera wywołało konieczność tworzenia doraźnych zgrupowań, które za wszelką cenę stawiać miały opór najeźdźcy ze wschodu.
W ten sposób, w skład batalionów alarmowych kierowano żołnierzy różnych, często zupełnie od siebie niezależnych formacji. Było w czym wybierać, wszak w schyłkowym okresie II wojny światowej, w Niemczech funkcjonowało kilkadziesiąt branż wojskowych, policyjnych i paramilitarnych.
Wspomniane jednostki tworzono najczęściej wokół doświadczonej kadry oficerskiej. Pod jej komendę oddawano wszystkich mundurowych, których w chwili ogłoszenia mobilizacji zastano w danym miejscu. Fakt ten sprawiał, że poziom wyszkolenia czy morale poszczególnych żołnierzy batalionów alarmowych istotnie się różniły.
Batalion "na szybko"
20 stycznia 1945 roku dla całego II Okręgu Wojskowego, obejmującego Pomorze Zachodnie ogłoszono Alarm "Gneisenau". Oznaczało to ewakuację ludności cywilnej oraz mobilizację wszystkich sił i środków do walki, otwierając zarazem drogę do formowania zgrupowań alarmowych w poszczególnych garnizonach. 6 dni później, w Kołobrzegu ukonstytuował się wojenny sztab twierdzy z majorem Paulem Hermannem na czele.
Rozpoczął się ostatni etap przygotowań do obrony Twierdzy, co ciekawe, jeszcze bez udziału tytułowej jednostki. Batalion Alarmowy "Hempel" powołano jako jeden z ostatnich pododdziałów zamkniętych za trzema liniami obrony Festung Kolberg.
Prawdopodobnie bezpośrednią tego przyczyną były niewykorzystane do tej pory rezerwy, między innymi grupy francuskich żołnierzy 33. Dywizji Grenadierów SS "Charlemagne", jaka pojawiła się w pierwszych dniach marca nad ujściem Parsęty, jak również doniesienia o silnej radzieckiej czołówce pancernej, która dotarła między innymi go Gościna.
Na czele powołanego kilkanaście godzin przed pierwszym szturmem Armii Czerwonej na miasto batalionu stanął uchodzący za wiernego żołnierza narodowego socjalizmu, porucznik rezerwy Alfred Hempel. Pod jego komendą znalazło się ok. 400 żołnierzy różnych jednostek Wehrmachtu, Kriegsmarine, najprawdopodobniej Luftwaffe oraz wszelkich służb tyłowych i pomocniczych.
Za najbardziej zdeterminowanych, mocno na wyrost, uchodzili w tym czasie członkowie dwóch francuskich kompanii, dowodzonych przez Waffen-Obersturmfuehrera Ludwiga oraz pochodzącego ze Szwajcarii, SS-Untersturm-fuehrera Buellera.
Wszystkim oddano zróżnicowanych typów broń. Jak wspomina autor niemieckojęzycznego opracowania poświęconego walkom o Kołobrzeg, Johannes Voelker, w rękach obsady jej garnizonu, oprócz karabinów niemieckich, znalazł się także oręż wyprodukowany nad Sekwaną i we Włoszech. Wobec braku możliwości przydzielenia batalionowi jakiejkolwiek artylerii, istotną rolę w toczonych w kolejnych dniach walkach odegrały ręczne środki przeciwpancerne, przede wszystkim słynne granatniki Panzerfaust oraz granaty ręczne.
"Hempel" kontratakuje
Podkomendni porucznika Hempla zadebiutowali w boju 6 marca 1945 roku prowadząc, przy wsparciu dział pociągu pancernego Panzerzug 72A, kontruderzenie znad Kanału Drzewnego, dzisiejszą ul. Trzebiatowską. Plutony dokonały wyłomu w pozycjach radzieckiego 362. pułku artylerii samobieżnej, dzięki czemu na krótki czas otwarto drogę ewakuacji cywilów w stronę Grzybowa i Korzyścienka.
Ostatecznie batalion dostał się pod ostrzał moździerzy kalibru 120 mm. Jego członków, zwłaszcza Francuzów, kilkakrotnie wzywano też przez megafony do dezercji. 48 godzin później tytułowy oddział uderzył po raz drugi. Tym razem celem natarcia były stanowiska I batalionu polskiego 18. pułku piechoty w rejonie ulic Młyńskiej i ponownie Trzebiatowskiej.
Akcję tę Niemcy mogli uznać za sukces, ponieważ przeciwnika odrzucono aż po Więcemino. Wieczorem część podkomendnych Alfreda Hempla oddano do dyspozycji zwierzchnika jednej z kompanii marynarzy - kapitana Baumstarka.
9 marca batalion wyprowadził kolejną kontrę, ruszając ku zabudowaniom rzeźni miejskiej na południowym skraju Wyspy Solnej. Choć początkowo obsadzającym rejon Polakom udało się pozycje utrzymać, między innymi pod ostrzałem Panzerfaustów cofnęli się ostatecznie na brzeg Więceminki.
Niedługo potem Batalion Alarmowy "Hempel" włączył się do walk o tzw. "Białe" i "Czerwone Koszary". Jak w rozmowach z autorem prowadzonych w 2009 r. wspominał jeden z weteranów walk o Kołobrzeg, Stanisław Pajęczyński, w tej okolicy Niemcy ponosili duże straty z powodu ostrzału ich posterunków ogniem na wprost, prowadzonym z haubic kalibru 122 mm.
Jeden z epizodów, który do dziś kładzie się cieniem na opisywaną jednostkę stanowi zbrodnia, jakiej jej członkowie dopuścili się na 13 żołnierzach 7. kompanii polskiego 14. pułku piechoty. 11 marca, grupa dowodzona przez chorążego Marka Kochana, wdarła się do jednego z budynków koszarowych i tam została pojmana. Gdy dwa dni później kompleks przy ul. Jedności Narodowej wpadł w ręce polskie, w podziemiach znaleziono zwęglone zwłoki jeńców.
Równolegle, Francuzi z Dywizji "Charlemagne" uczestniczyli w walkach o kościół św. Jerzego oraz pobliski cmentarz na Lęborskim Przedmieściu. Po jego opanowaniu przez oddziały polskie, część z nich, dowodzona przez Waffen-Sturm- fuehrera Blanka, przebiła się na teren dzielnicy uzdrowiskowej i okolice dworca kolejowego. Ostatecznie, jej członkowie, podobnie jak pododdziały wycofane z innych rejonów miasta, bitwę kończyli w cieniu strzegącego wejścia do portu Fortu Ujście.
Czarna legenda
W związku z popełnioną zbrodnią, jakiej dopuścili się członkowie Batalionu, w powojennej historiografii określa się go jako jeden z najbardziej zbrodniczych w regionie. Należy jednoznacznie wskazać, że choć rzeczywiście w szeregach zgrupowania walczyli żołnierze spod znaku trupiej główki, ono samo było tzw. armijnym, czyli reprezentowało Wehrmacht.
Odrębnie od losu podkomendnych, którzy albo w ruinach Festung Kolberg polegli, albo po 18 marca 1945 r. dostali się do niewoli, potoczyły się dzieje samego Alfreda Hempla. W ostatnich dniach oblężenia zdołał zbiec z miasta. 30 kwietnia otrzymał też jedno z najwyższych niemieckich odznaczeń - Krzyż Rycerski Żelaznego Krzyża, właśnie za zasługi w obronie Festung Kolberg.
Po klęsce III Rzeszy oficer ten osiadł w Niemczech Zachodnich, gdzie zmarł w 1989 r. Warto zaznaczyć, że do dziś do końca nierozpoznane zostają jego związki z grupami przestępczymi, uczestniczącymi w międzynarodowym handlu bronią.
Część historyków zajmujących się okresem tzw. zimnej wojny sugeruje, że właśnie Alfred Hempel był jednym z pośredników w czasie transakcji z udziałem władz Pakistanu, których przedmiot stanowiły głowice nuklearne lub materiały umożliwiające ich budowę.
"Czarna legenda" tytułowego batalionu odżyła też w Polsce na początku lat osiemdziesiątych. Wszystko za sprawą plutonu szturmowego Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej z warszawskiego Mokotowa, którego dowódcą był Adam Hempel (z porucznikiem z Kołobrzegu związany jedynie zbieżnością nazwisk).
Oddział ten zasłynął z brutalnych pacyfikacji między innymi środowisk studenckich. Prowadził też swoiste "polowania" na pojedynczych działaczy opozycyjnych oraz niezależnych dziennikarzy, bijąc ich przy użyciu na przykład łomów, a następnie oddając w ręce milicji lub Służby Bezpieczeństwa. Pluton rozwiązano w 1989 r.
ŁUKASZ GŁADYSIAK
Głos Koszaliński
[1] Creative Commons
Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach. 3.0. Niemcy