„Wojsko nasze, aczkolwiek zdolne do chwilowego wysiłku, nie może być uważane za armię, z którą by można prowadzić trudne i na daleką metę obliczone operacje wojenne. Zwłaszcza, że przeciwnik zmobilizował armię pięciomilionową” — oceniał Eustachy Sapieha, dyplomata, m.in. minister spraw zagranicznych RP.
A jednak pod Zamościem i Komarowem Polacy odnieśli ogromne sukcesy. „Budiennowcy zmykają rąbani i kłuci przez Krechowiaków i czternastkę (chodzi o 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich - przyp. red.), całe przedpole wraz z zasłaniającym horyzont wzgórzem 256 przechodzi w nasze ręce” - pisał z radością 31 sierpnia płk Juliusz Rómmel, zwycięzca spod Komarowa.
Moi chłopcy. Ojczyzna was potrzebuje!
W drugiej połowie 1920 r. ruszyła potężna ofensywa Armii Czerwonej. Jednym z miast, które miało się Sowietom przeciwstawić, był Zamość. Już w połowie lipca rozpoczęto budowę wokół miasta skomplikowanego systemu umocnień polowych. Powstały rowy strzeleckie oraz zamontowano na przedpolach zwoje drutu kolczastego. Zabezpieczono też dojazdy do miasta oraz mosty. Te umocnienia miały w sumie kilkanaście kilometrów długości. Kto miał się w nich bronić? 10 lipca ogłoszono w Zamościu zaciąg do wojska uczniów gimnazjów i seminarium. Zgłosiło się aż 127 ochotników (najmłodszy miał 14 lat). Zamojską młodzież zagrzewali do walki nauczyciele.
„Do klasy wszedł prof. Stefan Miler, popatrzył na zgromadzonych i powiedział: „Moi chłopcy, Ojczyzna nas potrzebuje”. Cała klasa oprócz dwóch uczniów zaciągnęła się do wojska. Ojciec miał wtedy 18 lat. Trafił do kawalerii” — opowiadał Janusz Topornicki o zamojskiej gimnazjalnej klasie swojego ojca, Józefa (tę relację spisał Robert Horbaczewski, historyk, regionalista i dziennikarz).
„Wobec coraz groźniejszych wieści, młodzież starsza licznie zaczęła się zgłaszać na ochotnika do szeregów wojskowych” — pisał w swoim dzienniku Zygmunt Klukowski, kronikarz i lekarz ze Szczebrzeszyna. „Komisja poborowa pracowała w Zamościu bez przerwy. A sytuacja stawała się coraz groźniejsza. Dochodziły do nas hiobowe wieści o cofaniu się armii polskiej”.
Obroną Zamościa interesował się sam Józef Piłsudski, naczelnik polskiego państwa. Przebywał w tym mieście w dniach 15—16 lipca. Kwaterował w Domu Centralnym, w mieszkaniu burmistrza Edwarda Stodołkiewicza (był to lokal na trzecim piętrze, od strony ul. Żeromskiego). W Zamościu negocjował m.in. z Semenem Petlurą, dowódcą sprzymierzonych wojsk ukraińskich. Nie była to jedyna wizyta. Na początku sierpnia Piłsudski znowu pojawił się w Zamościu. Prawdopodobnie przyglądał się budowie umocnień polowych. Dodawał też otuchy obrońcom.
„Bo nastrój stawał się coraz bardziej trwożny, wzmagało się napięcie nerwowe, wzrastał niepokój” — notował Zygmunt Klukowski.
Idą!
W Zamościu przebywał wówczas 31 Pułk Strzelców Kaniowskich, liczący ok. 2 320 żołnierzy (według niektórych źródeł było ich 1 750), pod dowództwem kapitana Mikołaja Bołtucia, złożony z 12 dział dywizjon artylerii polowej, trzy szwadrony jazdy (w sumie było w nich 80 ułanów) oraz m.in. dywizjon strzelców konnych (150 żołnierzy). Wspierała ich część sojuszniczej Ukraińskiej Dywizji Siczowej.
W mieście znalazło się jej dowództwo, saperzy i piechota - ok. 400 żołnierzy. Siłę bojową tych formacji wzmacniały trzy pociągi pancerne. Na torach pomiędzy Zamościem a Krasnymstawem czuwał groźny „Mściciel”, między Zamościem a Koniuchami jeździł najeżony karabinami „Zagończyk”, a w okolicach Zawady stał pociąg o nazwie „Śmierć”.
Jednak być może największym sercem do walki mogły się pochwalić inne, nietypowe oddziały. W mieście zorganizowano tzw. obronę narodową. W skład tych ochotniczych formacji weszli zwykli zamościanie. Wśród nich gimnazjaliści, na czele ze swoim ukochanym nauczycielem Michałem Pieszką (uczył geografii i historii).
„Mimo że formalnym dowódcą polsko-ukraińskiej załogi Zamościa, ze względu na starszeństwo stopnia i stanowiska był płk Marko Bezruczko (dowódca Ukraińskiej Dywizji Siczowej), to faktyczne dowodzenie obroną przejął dowódca 31 pułku, kpt. M. Bołtuć” — pisał historyk Ryszard Huss.
28 sierpnia Bolszewicy podeszli pod Zamość. Zablokowali m.in. szosę łączącą to miasto ze Szczebrzeszynem. „Byliśmy już odcięci od Zamościa, lecz jeszcze parę godzin porozumiewaliśmy się z nim telefonicznie, dopóki nie przerwano drutów” — pisał w swoim dzienniku Klukowski. „29 i 30 sierpnia bolszewicy podchodzili pod sam Szczebrzeszyn. Byli w pałacu w Klemensowie, byli i w cukrowni, gdzie w pewnym domu dwaj żołnierze bolszewiccy zgwałcili jedną panią, na oczach jej męża”.
Czerwonoarmiści z 1 Konnej Armii Budionnego podeszli pod Zamość od strony Hrubieszowa. Miasto zostało otoczone. Sowieci ruszyli do szturmu 29 sierpnia, a potem 30 sierpnia. Zamojscy obrońcy nie dali się zastraszyć. Ataki odparto m.in. ogniem karabinów maszynowych. Obrońcy urządzali też „wycieczki” na Sowietów. 30 sierpnia przeprowadzili trzy takie wypady w kierunku Łabuń, Majdanu i Kalinowic. Obrona Zamościa nie trwała jednak długo.
„Nieliczna załoga miasta broni się bardzo umiejętnie” — tak brzmiał oficjalny komunikat dowództwa polskiego, opublikowany 29 sierpnia w prasie. „Tymczasem od południa na tyły bolszewickiej konnicy dotarła grupa Stanisława Hallera. Wyładowana na dworcu w Krasnymstawie 10 Dywizja Piechoty także ruszyła na Zamość”.
Polska armia zdołała zmobilizować w tym czasie ok. 900 tys. żołnierzy. Jednak tylko jej niewielka część była na tyle wyszkolona i wyekwipowana, by walczyć na pierwszej linii frontu. Właśnie takie były jednak oddziały podążające na odsiecz Zamościowi. 31 sierpnia w okolice tego miasta przybyła także 13 Dywizja Piechoty z 3 armii dowodzonej przez gen Hallera. Pierścień wokół sowieckiej Konnej Armii zaczął się zaciskać także z innej strony.
31 sierpnia na polach Wolicy Śniatyckiej doszło do wielkiej kawaleryjskiej bitwy. Była to batalia jakby żywcem wyjęta z kart sienkiewiczowskiej Trylogii. Jak zauważył historyk Andrzej Osica, doszło do „klasycznego starcia mas kawalerii” (ostatnia taka batalia miała miejsce w 1813 r.). Licząca ok. 1,5 tys. żołnierzy 1 Dywizja Jazdy, dowodzona przez gen Juliusza Rómmla, zmierzyła się z przeważającymi, także konnymi siłami sowieckimi. Batalia trwała cały dzień.
Szalona radość!
Chaos bitewny był ogromny i pełen zwrotów akcji. Na przykład ułani z brygady pułkownika Henryka Brzozowskiego w desperackim ataku wpadli w pewnym momencie… w ogień własnej artylerii. Jednak Rosjanie w bezpośrednim starciu na szable nie mieli szans. Wykrwawili się. W końcu, na czele z Budionnym, rzucili się do panicznej ucieczki. W tej sytuacji Sowieci musieli zrezygnować z opanowania Zamościa. Wyparto ich za Bug. Budionny w bitwie pod Komarowem stracił sławę „niezwyciężonego mołojca”, a jego potężna armia wigor bojowy. Polacy byli natomiast wniebowzięci.
„Największy sukces kawalerii w wojnie z Bolszewikami. Rozbita została legendarna konnica Budionnego!” — tak brzmiał komunikat polskiego sztabu z 31 sierpnia.
„Jakoś o Bolszewikach cicho. Nie widać ich w pobliżu nigdzie” — pisał tymczasem 31 sierpnia Klukowski. „Saperzy (stacjonowali w Szczebrzeszynie — dop. autor) dostali już pewną wiadomość, że oddziały Budionnego zaczęły się cofać. Ogarnęła nas szalona radość”.
Straty były jednak potężne. Zamość tuż po odejściu bolszewików wyglądał ponuro. Opisał to Zygmunt Klukowski. „Im bliżej Zamościa, tym więcej widać było śladów pobytu bolszewików. Koło folwarku Płoskie wszystkie pola stratowane były kopytami końskimi” — pisał. „Trafiłem właśnie na moment, kiedy przez rynek przeciągał niezwykły kondukt pogrzebowy. Czternaście trumien ze zwłokami żołnierzy poległych w obronie Zamościa niesiono na barkach przez środek rynku ku kolegiacie. Za trumnami szły tłumy ludzi. Rzucał się w oczy brak księży. Okazało się, że w całym Zamościu nie było ani jednego księdza, czy to cywila, czy kapelana wojskowego. Wszyscy zwiali przed Bolszewikami, porzucając swoich wiernych parafian. Rozgoryczenie wśród ludności było ogromne”.
Punkt opatrunkowy i prezentacja wojskowego sprzętu
Po pewnym czasie życie wróciło jednak na dawne tory. „Wszystko trzeba było organizować niemal od początku i wszystko to się robiło” — pisał Klukowski. — „Prędko ruszyły szkoły, w grudniu uroczyście witano w Zamościu uczniów i nauczycieli zwolnionych z wojska”.
Te wydarzenia będą w Zamościu wspominane. W sobotę (12 sierpnia) i niedzielę (13 sierpnia) odbędą się na Rynku Wielkim obchody rocznicy tamtych niezwykle ważnych, historycznych wydarzeń pod hasłem „Bij Bolszewika. Zamość 1929”.
W sobotę uczestnicy zbiorą się obok bastionu (przy furcie wodnej). Zaplanowano tam prezentację sprzętu wojskowego i dioram z okresu wojny polsko-bolszewickiej. Zobaczymy także rekonstrukcję punktu opatrunkowego i puntu werbunkowego Wojska Polskiego. Wszystko będzie się odbywało w godz. 10-16. W niedzielę na zamojskim Rynku Wielkim czynny będzie natomiast „interaktywny punkt werbunkowy”.
Głównymi organizatorami obchodów jest Stowarzyszenie Zamość 1920 oraz Miasto Zamość.