Spotykamy się na terenie radiostacji gliwickiej. To tu 31 sierpnia 1939 roku o godzinie 20.00, odbyła się prowokacja, która jest postrzegana jako niemieckie uzasadnienie wtargnięcia wojsk III Rzeszy na teren Polski i rozpoczęcia wojny. Czy rzeczywiście taki cel przyświecał tej prowokacji?
31 sierpnia 1939 roku na teren radiostacji w Gliwicach - warto dodać, że wtedy były tu Niemcy - weszli funkcjonariusze niemieckich służb specjalnych, którzy udawali Polaków. Powtarzanym mitem jest informacja jakoby niemiecka prowokacja miała uzasadniać wybuch wojny. Cel Hitlera był inny. Hitlerowi zależało, by w świat poszedł przekaz, że wojna została rozpoczęta przez Polaków. Jeżeli faktycznie tak by się stało, przestałyby działać francuskie i angielskie gwarancje, które mówiły, że w przypadku ataku Niemiec na Polskę, oba te kraje przystąpią do wojny.
Ten pakt obowiązywał wyłącznie w przypadku niemieckiej agresji?
W przypadku gdyby udowodnić tezę, że to Polacy zaczęli wojnę, wtedy Francuzi i Anglicy nie musieli do niej przystępować. Zresztą byli do niej kompletnie nieprzygotowani. Hitler zdawał sobie z tego sprawę. Tym bardziej w mniemaniu Niemców było o co grać. Stąd też pomysł, który się zrodził w najbliższym środowisku Hitlera. By udowodnić, że Polska agresja rozpoczęła wojnę. Gdyby się udało obronić taką tezę, można było liczyć, że polscy sprzymierzeńcy nie przystąpią do wojny. W zamierzeniu niemieckich władz, prowokacja gliwicka miała to Francuzom i Anglikom umożliwić.
Ale przecież nie była to jedyna prowokacja, która miała miejsce.
Na całym pograniczu polsko - niemieckim przygotowano szereg prowokacji, które miały udowodnić, że polskie działania doprowadziły do wybuchu konfliktu. Prowokacja gliwicka była najgłośniejszą z nich. Co ciekawe, można zauważyć, że rozgłos jaki zyskała, zawdzięcza w głównej mierze temu, że wykorzystano do niej nowoczesne w tamtych czasach medium, jakim było radio, tak popularne jak w dzisiejszych czasach telewizja lub internet.
Z tego co Pan mówi, można wyciągnąć wniosek, że mogła to być jedna z pierwszych prób wykorzystania mediów do siania dezinformacji?
Można tak ująć. Z terytorium Rzeszy miał zostać nadany komunikat w języku polskim, że ta radiostacja i to miasto zostały opanowane przez Polaków. Ten komunikat słyszany w Londynie i Paryżu - moc radiostacji gliwickiej umożliwiała w godzinach wieczornych nadawanie na taką odległość - dla rządów tych krajów mógł być dowodem, że Polacy rozpoczęli działania zbrojne przeciwko Niemcom.
Jak przebiegała sama akcja? Dla uwiarygodnienia wersji o polskim ataku zabito na terenie radiostacji polskiego patriotę. Choć samo nadanie komunikatu nie wyszło ponieważ prowokatorzy nie zdawali sobie sprawy z braku studia emisyjnego na terenie radiostacji.
Na teren radiostacji przybyło w dwóch samochodach sześciu lub siedmiu funkcjonariuszy niemieckich służb specjalnych. Weszli przez bramę obezwładniając strażników. Mieli ułatwione zadanie, ponieważ tego dnia liczba strażników była ograniczona.
Mówi się, że byli przebrani za Polaków. Jakiego rodzaju było to przebranie?
W obiegowej opinii mówi się o polskich mundurach. Nie jest to jednak wersja znajdująca odzwierciedlenie w rzeczywistości. Faktem jest, że to przebranie przybrało formę biało - czerwonych opasek i orzełków na czapkach. Miało to być nawiązaniem do niemiecko - polskiego konfliktu, który się toczył na Śląsku w latach 1919-1922. Przebranie nawiązywało do śląskich powstańców. Prowokatorzy wkroczyli na teren budynku przez tylne drzwi, dostając się do sali nadajnika. Tam pracowali niemieccy radiotechnicy. Zarządzali dostępem do studia żeby nadać komunikat w języku polskim: „Halo tu Gliwice, radiostacja i miasto znajdują się w rękach polskich." To był moment, w którym okazało się, że cała akcja została nieodpowiednio przygotowana. Nie przeprowadzono rozpoznania, przez co prowokatorzy nie zdawali sobie sprawy, że na terenie Gliwic są dwa obiekty radiowe. By nadać komunikat należy opanować obydwa. Na opanowanym terenie nie było studia, więc nie było technicznej możliwości by nadać komunikat słyszalny w Londynie i Paryżu. Nie było również możliwości by w tamtym momencie próbować przedostać się do obiektów przy ul. Radiowej. W Gliwicach były wojska niemieckie i przede wszystkim pamiętajmy, że były to ostatnie chwile przed wybuchem wojny. Dodatkowo był to czwartek, dzień w którym obiekt przy Radiowej był wyłączony z funkcjonowania ze względu na cotygodniowe prace konserwatorskie. Prowokatorzy musieli zacząć improwizować. Przeszukali pomieszczenia radiostacji, znajdując mikrofon burzowy. Za pomocą tego urządzenia informowało się okolicznych mieszkańców o zagrożeniach meteorologicznych. Jednak w żadnym razie nie nadawał się on do nadania wiadomości, która miała być słyszalna wiele kilometrów dalej. Za jego pomocą nadano komunikat słyszalny jedynie w okolicach Gliwic.
Całe zamieszanie wokół radiostacji przyciągnęło jednego z pracowników, mieszkającego w mieszkaniu służbowym, który przyszedł sprawdzić co się dzieje.
Rzeczywiście taka sytuacja miała miejsce. Ten pracownik wszedł do budynku, stanął w drzwiach, zobaczył mężczyzn z bronią. Jeden z napastników również go zauważył i zastąpił mu drogę. Pracownik go obezwładnił i pobiegł do mieszkania gdzie miał telefon. Stamtąd zadzwonił na policję. W tym momencie prowokatorzy wiedzieli, że muszą się natychmiast wycofać. Opuścili budynek tą samą drogą, którą dostali się do środka. Jednak zanim go opuścili, dokonali zbrodni na wspomnianym przez pana wcześniej Polaku.
Franz Haniok, który został tu zamordowany przez Niemców dla uwiarygodnienia prowokacji jest pierwszą ofiarą drugiej wojny światowej?
Tak. Franz Honiok był Polakiem, powstańcem śląskim, który po podzieleniu Śląska mieszkał po niemieckiej stronie. Był polskim aktywistą, członkiem Związku Polaków w Niemczech. Gestapo przygotowując całą akcję szukało kogoś z takim życiorysem. Dzień przed akcją aresztowano Honioka w Łubiu, gdzie mieszkał. Przewieziono go do aresztu w Gliwicach i w dniu prowokacji nafaszerowano go środkami odurzającymi, przywieziono na teren radiostacji i zastrzelono w sali nadajnika. Gestapo potrzebowało dowodu na obecność Polaków na terenie gliwickiej radiostacji.
Pomimo wszystko Niemcom prowokacja nie wyszła. Komunikat nie był słyszalny poza Gliwicami. Jak wiemy z historii Francuzi i Anglicy przystąpili przynajmniej formalnie do wojny. Czy były jakieś dalsze konsekwencje tej prowokacji?
Pomimo, że nie wyszła, o godz. 22.00, dwie godziny po akcji w gliwickiej radiostacji, berlińskie radio nadało informację, że radiostacja została opanowana przez polskich terrorystów. Sześć godzin później oddziały niemieckie przekroczyły granicę z Polską na Górnym Śląsku. Rozpoczęła się wojna a fake news nadany przez Radio Berlin żył już własnym życiem. Publikowały go wszystkie niemieckie media. Hitler spodziewał się, że Francuzi i Anglicy nie przystąpią do wojny. Jednak ta została mu wypowiedziana 3 września. Oznacza to, że nie dali się zwieść prowokacji.
Rozmawiamy o pierwszym epizodzie II wojny światowej. Jednak Górny Śląsk nie był miejscem spokojnym i już wcześniej dochodziło tu do różnych spięć z Niemcami. Czy wojna na Śląsku rozpoczęła się wcześniej?
Faktycznie odcinek górnośląski polsko - niemieckiej granicy narażony był na wiele prowokacji. Znana jest prowokacja w Hochlinden (dziś Stodoły, dzielnica Rybnika) gdzie Niemcy ostrzelali własny urząd celny zrzucając winę na Polaków. W Byczynie Niemcy przebrani za powstańców zaatakowali niemiecką leśniczówkę. Trzeba pamiętać, że sytuacja na Górnym Śląsku była niespokojna w zasadzie od początku trzeciej dekady sierpnia. Toczyły się tu regularne działania zbrojne z niemieckimi freikorpsami.
Historia związana w radiostacją gliwicką nie była znana w czasie wojny. Prawda wyszła na jaw dopiero podczas procesów norymberskich.
Zdradził ją Alfred Naujocks, który był szefem grupy dywersyjnej, która napadła na radiostację. W obszernych zeznaniach, które złożył, opowiedział ze szczegółami o całym przebiegu akcji.