Częstochowa i okolice Częstochowy nie poniosły takich strat jak Warszawa. Ale też bardzo ucierpiały już od pierwszych dni wojny.
Krzepice. To tu zaczęła się II wojna światowa
Pograniczne, wówczas Krzepice, być może były pierwszym miastem w Polsce zaatakowanym przez Niemcy. Oddalone 35 km od Wielunia, na który spadły, jak się oficjalnie przyjmuje pierwsze bomby, zostały wg świadków zaatakowane jeszcze wcześniej.
Profesor Tadeusz Kondracki z Państwowej Akademii Nauk w pracy pt. „Gdzie rozpoczęła się II wojna światowa w Europie”, opierając się na opracowaniu mjr. rez. Izydora Malinowskiego z 1969 roku, podaje sekwencję wydarzeń, która wskazuje, że 1 września 1939 roku czołgi niemieckie weszły do Starokrzepic przed godz. 4.45, czyli oficjalnym atakiem na Westerplatte i bombardowaniem Wielunia. Wskazuje na to meldunek telefoniczny ze Straży Granicznej z godz. 4.30. Informowano w nim, że Niemcy wkroczyli już do Starokrzepic, a o 4.45 na Krzepice spadł pierwszy pocisk artyleryjski nieprzyjaciela, rozpoczynając ogień artyleryjski na całym odcinku 3. kompanii O.N. por. Pawelskiego, która obsadzała Krzepice.
Częstochowa. Bombardowania, Krwawy Poniedziałek
W Częstochowie, jak ustali Juliusz Sętowski, częstochowski historyk, w wyniku bombardowań lotnictwa niemieckiego, 1 i 2 września 1939 r. zniszczeniu uległo 35 budynków prywatnych (28 z nich zostało spalonych). Jedna z pierwszych zrzuconych bomb trafiła 1 września w willę przy ulicy Kościuszki 22. Budynek należał do Szymona Pohorillego, adwokata, członka Rady Miejskiej i szanowanego działacza społecznego.
Ponadto zniszczona została XIX-wieczna kamienica przy III Alei NMP 64. W końcu lat 30., znajdowała się tam redakcja tygodnika „Niedziela” oraz siedziba Akcji Katolickiej. Zniszczenia w innych częściach miasta to m. in. pożary na terenie fabryki włókienniczej„Częstochowianka”.
Już po zajęciu miasta, 4 września 1939 r. (w tzw. Krwawy Poniedziałek) żołnierze Wehrmachtu rozstrzeliwali cywilnych mieszkańców (zginęło ponad 700 osób), podpalali też budynki.
Od rana Niemcy zaczęli aresztowania. Kobiety kierowano do katedry i do kościoła św. Zygmunta, natomiast mężczyzn początkowo kierowano do więzienia na Zawodziu, a potem na place magistracki za ratuszem i przed katedrą. Niemcy przeszukiwali też domy.
Wyprowadzeni mieli stać z rękami uniesionymi do góry lub leżeć twarzą do ziemi. Jeśli ktoś opuścił ręce lub podniósł głowę, czekała go śmierć
Na masowe groby wykorzystano rowy przeciwlotnicze, które przygotowali mieszkańcy miasta na wypadek bombardowania. Takie rowy były na placu przed katedrą, na placu magistrackim i dwa takie rowy były na terenie podwórza Liceum im. Mickiewicza. Doprowadzonym tam ludziom kazano wykopać także trzeci.
We wrześniu 1939 r. spłonęła kamienica przy ulicy Garncarskiej, w pobliżu żydowskiej Szkoły Rzemiosł. W końcu grudnia 1939 roku roku, spłonęła Nowa Synagoga. Pożar został wywołany w wyniku prowokacji niemieckiej. W Częstochowie zniszczono około 100 domów.
Żarki. Zbombardowane miasteczko
W pierwszych dniach września 1939 roku zbombardowane zostały Żarki.
Jak relacjonowali świadkowie : 2 września około godz. 13-tej nadleciał niemiecki samolot obserwacyjny, polscy żołnierze ostrzeliwali go ze zwykłych karabinów - bez efektu. Bombowce przyleciały od strony Janowa około godziny 16-tej, pierwsze bomby spadły na Leśniów, następne na Nowy Rynek i przyległe ulice.
- W centrum zatrzymały się dwie kolumny wojska polskiego, każda liczyła po około pięciu samochodów wojskowych pod plandekami. Jedna stanęła na Nowym Rynku po lewej naprzeciw dawnej stacji, druga kolumna od linii obecnego urzędu miasta w kierunku Jaworznika. Najprawdopodobniej obecność wojska polskiego sprawiło, że bombardowanie było tak intensywne - wspominał Jan Poznański, mieszkaniec Żarek, który przeżył bombardowanie.
Pierwsze bomby spadły na Leśniów. Stefan Święciak w 1939 roku miał 8 lat.
- Drugiego września 1939 roku ojcowie szykowali się do ucieczki. Pośrodku podwórza stał wóz, spakowany do wyjazdu – wspominał Stefan Święciak. - Nieopodal na targowisku byli uciekinierzy z Koziegłów i Gniazdowa, między nimi znalazł się jeden żołnierz. Niemcy widać pomyśleli, że to polskie wojsko, poleciały bomby i rozpętało się piekło. Zginęło około 29 osób. U nas na placu i u innych. Spalił się nasz dom, zapakowany wóz z dobytkiem. Wszystko. Całą wojnę przemieszkaliśmy w jednym pokoju cztery na cztery metry - wspominał.
Getto w Częstochowie
Tragiczne były losy częstochowskich Żydów i żydowskich mieszkańców miasteczek w okolicy.
9 kwietnia 1941 r. utworzono getto częstochowskie na obszarze Starego Miasta i I Alei NMP.
Kierowano tam także ludność z sąsiednich miast, miasteczek i wsi. Były także transporty z Płocka i Łodzi. W getcie osadzono około 40 tys. osób. W 1943 r. w nocy z 22 na 23 września żołnierze niemieccy wraz z jednostką łotewską rozpoczęli likwidację getta. Do początku października 1943 r. 20 pociągów, po 60 wagonów każdy, wywoziło ludzi do Treblinki. Wymordowano na miejscu i wywieziono do obozu zagłady ok. 30 tysięcy osób. Pozostałych przy życiu ok. 6 tys. zgromadzono w tzw. małym getcie - obozie koncentracyjnym między ul. Jaskrowską, Mostową, Senatorską i Nadrzeczną. Wyzwolenia doczekało 1518 osób narodowości żydowskiej, stale zamieszkałych w Częstochowie.
Na ulicy Kawiej grzebano umierających w nieludzkich warunkach w getcie Żydów, rozstrzeliwano podejrzanych o sabotaż, bojowników, którzy zginęli w bunkrze z amunicją przygotowywaną do wszczęcia buntu w getcie. To miejsce spoczynku tych, których zamordowano jeszcze przed ostateczną likwidacją getta.
Przed wojną w Częstochowie mieszkało 28 tysięcy Żydów. Hitlerowską okupację przetrwało około 5 procent.
10 powieszonych w Gnaszynie
W 1944 r., 24 kwietnia Niemcy powiesili 10 mieszkańców Gnaszyna (dziś dzielnica Częstochowy). Szubienicę ustawiono na wzgórzu, a wokół niej niemieccy żandarmi zgromadzili mieszkańców Gnaszyna i okolicznych wsi.
Powieszono dziesięciu Polaków, skazanych na śmierć, bo nikt nie ujawnił nazwisk tych, którzy udzielali pomocy partyzantom. Nikt z Polaków obecnych przy egzekucji nie znał tych mężczyzn.
Gestapowcy przywieźli 10 mężczyzn, pochodzących z powiatu zawierciańskiego, przetrzymywanych prawdopodobnie w więzieniu w Lublińcu. Żandarmeria niemiecka na miejsce egzekucji doprowadziła ok. 2 tys. mieszkańców Gnaszyna i okolicznych miejscowości.
Zakładnicy mieli związane z tyłu ręce, z tłumu zostały wybrane osoby do zakładania skazańcom pętli na szyję. Jeden ze skazańców krzyknął przed egzekucją „Jeszcze Polska nie zginęła". Był to ksiądz katolicki. Gestapowcy byli niezwykle perfidni, zmuszali osoby wybrane z tłumu do zakładania skazańcom pętli na szyję.
Ciała wywieziono w nieznane miejsce. Egzekucją kierował szef mundurowej policji bezpieczeństwa w Blachowni – Mathias Christiansen. Przed egzekucją wygłosił przemówienie grożąc ludności, że każdy kto nie podporządkuje się zarządzeniom władz niemieckich, podzieli los skazańców.
Zbrodniarz przeżył wojnę i nie doczekał się wyroku za swoje liczne zbrodnie.
Mieszkańcy Gnaszyna na zawsze zapamiętali to tragiczne wydarzenie i 10 niewinnych zakładników, którzy tu stracili swoje życie. W miejscu kaźni stanął krzyż z pamiątkową tablicą, a uliczce odbiegającej od krzyża na wschód, nadano imię 10 Zakładników.
Nie przeocz
- To najbardziej nawiedzone miejsca na Śląsku. Oglądasz jedynie na własne ryzyko!
- Superjednostka w Katowicach ma już 50 lat! Wejdźcie z nami do środka. Zobaczcie
- Zobaczcie ten wrześniowy wysyp grzybów na Śląsku. Mamy zdjęcia od internautów
- Śledztwo w sprawie śmierci prof. Mariana Zembali. Jaka jest decyzja prokuratury?