Czy jest tu Bursztynowa Komnata?

Dariusz Brożek
Międzyrzecki Rejon Umocniony. Nigdy nie został spenetrowany do końca. Nigdy nie odkryto wszystkich jego tajemnic...
Międzyrzecki Rejon Umocniony. Nigdy nie został spenetrowany do końca. Nigdy nie odkryto wszystkich jego tajemnic... Dariusz Brożek
Bunkry w okolicach Międzyrzecza wciąż odsłaniają kolejne tajemnice. Jedną z nich są komory między wioskami Pniewo i Wysoka. Zdaniem poszukiwaczy skarbów, pod koniec wojny Niemcy mogli w nich ukryć Bursztynową Komnatę.

Połowa grudnia. Pola wokół wsi Pniewo skrzą się dziewiczą bielą. Śnieg zamaskował rów przeciwczołgowy, najeżony smoczymi zębami - betonowymi zaporami, które miały zatrzymać radzieckie zagony pancerne. Białymi czapami pokrył też betonowe kopuły na wzniesieniu przy drodze do wsi Wysoka.

- W pobliżu odkryłem ostatnio tajemniczy szalunek. Po drugiej stronie stoją identyczne obiekty. A pod nimi znajdują się komory, których nie ma na żadnych mapach - opowiada Janusz Klupsch, właściciel gospodarstwa rolnego z Pniewa.

Jesteśmy w samym sercu Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. To najbardziej tajemniczy zakątek Ziemi Lubuskiej. W latach 30. XX wieku Niemcy wbudowali tu ponad 20 potężnych bunkrów, które połączyli labiryntem podziemnych korytarzy. Umocnienia miały bronić tzw. Bramy Berlińskiej, czyli najkrótszej drogi z Poznania i Warszawy do stolicy Trzeciej Rzeszy.

- Rosjanie przełamali fortyfikacje bez większych strat na przełomie stycznia i lutego 1945. Od zakończenia ostatniej wojny minęło już prawie 68 lat, ale nasze bunkry wciąż odsłaniają nowe tajemnice i rozpalają wyobraźnię poszukiwaczy skarbów. Jedna z teorii głosi, że właśnie w ich podziemiach pod koniec wojny hitlerowcy ukryli Bursztynową Komnatę - mówi Tadeusz Świder z muzeum Fortyfikacji i Nietoperzy w Pniewie, jeden z najbardziej doświadczonych przewodników po międzyrzeckich bunkrach.

Rolnicy co rusz natrafiają na tajemnicze instalacje, czy elementy niezidentyfikowanych do tej pory fragmentów międzyrzeckich umocnień...
(fot. Dariusz Brożek)

Razem ze Świdrem i Klupschem lustrujemy kopuły między Pniewem a Wysoką. Zrobiono je z betonu, podczas gdy te na bunkrach są z wysokogatunkowej stali. Mają też inny kształt. Dlaczego wybudowano je ponad kilometr za główną linią fortyfikacji? Zdaniem przewodników, to tzw. kopuły pozoracyjne.

Miały wprowadzać w błąd atakujące z wschodu oddziały przeciwnika. Po co więc Niemcy wydrążyli koło nich głęboki na kilkanaście metrów szyb, który następnie zasypali żwirem? Takich pytań bez odpowiedzi jest więcej.

Jesienią pracownik Klupscha zahaczył pługiem o rurę o średnicy 50 mm, która łączy konstrukcję z oddaloną o blisko kilometr studnią głębinową. - W jakim celu doprowadzono tam wodę, skoro szyb został zasypany? A może Niemcy po prostu coś tam ukryli - pyta rolnik.

Kolejną zagadkę kryją kopuły po drugiej stronie drogi. Zdaniem właściciela pola, pod betonowymi konstrukcjami znajdują się komory. - W czasie wiosennych roztopów wokół stoi woda, a tam od razu robi się sucho - stwierdza. - Topniejący śnieg i deszczówka spływają do ukrytych pod ziemią pomieszczeń, których nie ma jednak na znanych mi planach fortyfikacji.

Niemcy musieli coś tam w pośpiechu budować, gdyż wokół jest sporo gruzu i betonu najeżonego prętami zbrojeniowymi. Dlatego musiałem tu nawieźć kilka przyczep ziemi, żeby podnieść i wyrównać teren.

Jakieś 20 metrów pod nami biegnie tzw. główna droga ruchu, czyli korytarz o długości około 10,5 km, który jest kręgosłupem fortyfikacji. Komunikację ułatwiały kolejki wąskotorowe. Tor był jeden, dlatego mijały się w podziemnych dworcach, oddalonych od siebie o kilkaset metrów.

Bezpośrednio pod kopułami Niemcy wydrążyli komorę i zamontowali w niej potężny zbiornik. Z metalowej metryczki wynika, że cysterna powstała w roku 1942 w zakładzie we Frankfurcie nad Menem. Tymczasem rozbudowę fortyfikacji przerwano w 1938 roku. - Dlaczego prace zostały wznowione cztery lata później, mimo wyraźnego rozkazu Hitlera o ich przerwaniu? - zastanawia się Klupsch.

Zdaniem Świdra, Niemcy budowali w tym miejscu baterię artyleryjską i wjazd do podziemnego systemu. Nie wiadomo, czy zdążyli ukończyć wszystkie szyby i komory. - Jedno jest pewne. Te obiekty nie mają żadnych połączeń z korytarzami ani wyjść na powierzchnię.

Prawdopodobnie zostały zasypane pod koniec wojny - podejrzewa Świder. Przed kilkoma laty dotarł do byłego więźnia obozu w Brójcach, który podczas wojny pracował w bunkrach. Twierdzi, że działania wojenne i rozkaz Hitlera nie przerwały prac w podziemiach. - Widział wagoniki żółtego piasku, wywożonego na powierzchnię głównym wjazdem koło Wysokiej - dodaje.

Robert Jurga z Zielonej Góry, znawca fortyfikacji i autor wielu książek na ich temat, potwierdza, że niemieccy inżynierowie planowali w tym miejscu baterię. Budowę przerwano, a w czasie wojny powstał tam artyleryjski punkt obserwacyjny. W rejonie MRU wybudowano ponad 50 takich obiektów, ale znany jest tylko jeden. - Bunkry wciąż są ogromną tajemnicą. Po wojnie wiele szybów i wejść zostało zasypanych, dlatego nie znamy wszystkich wybudowanych obiektów - przekonuje Jurga.

Jedziemy do Wysokiej. Samochód powoli forsuje kolejne zaspy. Podobne warunki panowały tu w nocy z 29 na 30 stycznia, kiedy główną linię fortyfikacji przełamały czołgi majora Aleksieja Karabanowa z 44. Brygady Pancernej Gwardii. Oficer zginął w Wysokiej, zaś brawurowy atak jego pancerniaków przeszedł do historii jako Rajd Karabanowa.

Kilka tygodni później dotarł tu specjalny batalion Armii Czerwonej, który rabował odnalezione na tyłach frontu dzieła sztuki i kosztowności. Dowodził nim podpułkownik Andriej Biełokopytow. Jego podwładny major Siergiej Sidorow natrafił w MRU na komory, w których pod koniec wojny żołnierze Wehrmachtu schowali eksponaty z Muzeum Cesarskiego w Poznaniu.

Rosjanie wynieśli stąd około 500 skrzyń wypełnionych obrazami, rzeźbami, dokumentami i zabytkowymi meblami, które przewieziono 22 wagonami do Moskwy. Wśród nich był obraz "Stańczyk" pędzla Jana Matejki, który został zwrócony Polsce dopiero w 1956 roku i obecnie możemy go podziwiać w Muzeum Narodowym w Warszawie.

W czasie wojny Niemcy przygotowali w MRU komory depozytowe. Według Jurgi, schowki nigdy nie zostały odkryte. Dzieła sztuki z Poznania zwieziono po prostu do korytarzy i magazynów amunicyjnych Pętli Boryszyńskiej. Jak dodaje Świder, schowków na skarby nie budowano w pobliżu magazynów amunicji i paliwa. Chodziło o to, by przypadkowa eksplozja nie zniszczyła bezcennych depozytów.

Wielu poszukiwaczy skarbów jest przekonanych, że to właśnie w międzyrzeckich bunkrach Niemcy schowali Bursztynową Komnatę, którą jakoby zdążyli wywieźć z Królewca przed okrążeniem miasta przez czerwonoarmistów lub już w czasie oblężenia. Powołują się na dokumenty o pociągu ze zrabowanymi dziełami sztuki, który w 1944 roku zatrzymał się w Paradyżu.

Czyli zaledwie dwa kilometry od najbliższych bunkrów. - Turyści często nas o nią pytają. Odpowiadamy, że według jednej z hipotez, została ukryta właśnie w naszych bunkrach. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Bo gdyby były, już dawno zostałaby odnaleziona - nie ukrywa Sylwia Banak, przewodniczka z muzeum w Pniewie.

Wielu znawców fortyfikacji twierdzi, że od zakończenia wojny nie odkryto jeszcze wszystkich korytarzy i magazynów w MRU. Niektórzy rozkuwają znajdujące się w podziemiach zamurowane wejścia tuneli. Zdaniem przewodników, to ślepe odnogi, za którymi jest tylko piasek.

- Niemcy zdążyli wybudować zaledwie 30 procent planowanych obiektów. Drążąc główne korytarze, szalowali ich ściany betonem, ale w miejscach projektowanych odnóg robili niewielkie wgłębienia, które zamurowywali cegłami. Chodziło o to, żeby nie rozkuwać betonu podczas późniejszej rozbudowy i drążenia bocznych tuneli.

Teraz wiele osób sądzi, że to zamurowane korytarze. Dlatego kują ściany i są bardzo zdziwieni, kiedy zza cegieł zaczyna się sypać piasek - mówi Leszek Lisiecki, dyrektor muzeum w Pniewie.

Wyjaśnienia przewodników nie przekonują eksploratorów. - Niemcy mogli wysadzić prowadzący do komór korytarz. Potem wystarczyło zabudować zawał cegłami. Wiele wskazuje na to, że są tam pomieszczenia, które czekają jeszcze na odkrycie - przekonuje jeden z naszych rozmówców.

DARIUSZ BROŻEK, Gazeta Lubuska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia