To kielich mszalny, który pochodzi ze szpitala Świętego Karola Boromeusza. W latach drugiej wojny światowej swoją posługę sprawował tu ksiądz Lampert.
- Kielich znajdował się u księdza kanonika Henryka Świerkowskiego, kapelana szpitalnego, proboszcza w Skolwinie - mówi ks. Andrzej Dymer, dyrektor Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II.
- W czasie spotkania z księdzem zauważyłem uszkodzony kielich. Okazało się, że podarowała go księdzu Świerkowskiemu jedna z parafianek, której syn pracował przy remoncie szpitala. Kielich pochodzi z czasów Błogosławionego Carla Lamperta, który otrzymał nakaz przyjazdu do szpitala, gdzie w placówce sióstr boromeuszek był kapelanem. Mieszkał tu i pracował od 16 sierpnia 1941 roku do 4 lutego 1943 roku, prawdopodobnie korzystał również z tego kielicha.
Karol Lampert był austriackim, a później również niemieckim księdzem rzymskokatolickim, doktorem prawa kanonicznego, przeciwnikiem narodowego socjalizmu.
(fot. Wikimedia Commons)
Prałat Carl Lampert, dawny wikariusz generalny diecezji w austriackim Innsbrucku, trafił do Szczecina na zesłanie za swoją niepokorną postawę wobec władz. Był więziony w obozach w Sachsenhausen i w Dachau. W parafii św. Jana Chrzciciela spotkał się z ojcem oblatem Friedrichem Lorenzem i księdzem Herbertem Simoleitem.
Ojciec Lorenz w 1931 roku trafił do Żelechowej. Zamieszkał w domu zakonnym przy parafii Matki Bożej. W początkach wojny służył jako kapelan. W listopadzie 1942 r. powierzono mu prace wikarego w parafii p.w. św. Jana Chrzciciela w centrum miasta. Zamieszkał na plebanii wraz z ks. Herbertem Simoleitem. Ich częstym gościem był prałat Karl Lampert.
Ks. Simoleit zainicjował tzw. "Mittwochskreis" czyli "Krąg Środowy", tak nazywano cykl spotkań środowych z żołnierzami przebywającymi na urlopie. W czasie tych spotkań rozmawiano o sytuacji na frontach, o zbrodniach popełnionych przez SS. Nikt nie podejrzewał, że w kręgu tylu zaufanych ludzi może się znaleźć szpicel.
Inżynier Georg Hagen, bo o nim mowa, cieszył się powszechnym zaufaniem wśród uczestników środowych spotkań.
Po każdym z takich spotkań sporządzał szczegółowe raporty dla Gestapo (tajnej policji państwowej). Przyczynił się do aresztowania co najmniej 40 osób, siedem spośród nich otrzymało wyroki śmierci.
Naziści uderzyli w lutym 1943 roku. Rozpoczęła się akcja pod kryptonimem "Fall Stettin" ("Przypadek Szczecin"). W nocy z 4 na 5 lutego 1943 r. Gestapo aresztowało ponad 40 osób ze Szczecina i okolicy, w tym 14 kapłanów. Wśród aresztowanych byli także ks. prałat Lampert, ks. Simoleit i o. Lorenz. Była to akcja wymierzona w Kościół katolicki. Gestapo zajęło się też rozpowszechnianiem wieści jakoby księża na wieży kościoła św. Jana Chrzciciela zainstalowali tajną radiostację, za pomocą której przekazywali do Londynu informacje.
Początkowo duchownych więziono w Szczecinie, poddając ich bezwzględnym przesłuchaniom. Potem, w grudniu 1943 roku, przewieziono ich do Halle, gdzie miał swoją siedzibę Najwyższy Sąd Wojenny. Po zamachu na Hitlera w lipcu 1944 r. wyroki wydawane w procesach stały się bezkompromisowe. Księżom zarzucono słuchanie wrogich transmisji radiowych, faworyzowanie wroga i podważanie wojskowego morale, a nawet próbę szpiegostwa.
Był 13 listopada 1944 roku. Trzej kapłani znaleźli się w celi straceń. Następnie zostali ścięci na gilotynie w więzieniu, w Halle an der Salle (Saksonia Anhalt). Pochowano ich na cmentarzu przy kościele św. Gertrudy w Halle.
W kaplicy Instytutu Medycznego znajdują się także relikwie. To spopielone prochy ks. Lamperta. Dwa lata po śmierci urna z prochami trafiła do rodzinnego Gófis.
MAREK JASZCZYŃSKI, Głos Dziennik Pomorza