Słynny kaowiec
Wczasy były symbolem PRL–u, a także dumą specjalistów od socjalistycznej propagandy. Stanowiły dowód troski państwa o zwykłych ludzi. Po latach drwiono ze słynnych „kaowców”, czyli pracowników kulturalno–oświatowych i nierzadko siermiężnych warunków, w jakich wypoczywali wczasowicze. Ale wiele osób z rozrzewnieniem wspomina dawne czasy...Pani Stanisława od ośmiu lat lato spędza na swej działce przy ul. Milionowej. Kiedyś było inaczej. Pracowała w biurze zakładu utylizacji odpadów, który znajdował się przy ul. Żurawiej i na wczasy jeździła po całej Polce. Była z rodziną nad morzem, w górach, nad jeziorami.
- Nasz zakład nie miał własnych ośrodków wczasowych, ale kupował miejsca w ośrodkach różnych zakładów – mówi pani Stanisława. - Za te wczasy niewiele się płaciło. A może były bezpłatne? Już nie pamiętam. To jednak dla mnie tylko historia. Teraz zostały mi wczasy na mojej działce...
Zakładowe ośrodki
W PRL-u pracujący łodzianie, jeśli tylko chcieli to urlop spędzali na zakładowych wczasach. Nad wypoczynkiem ludzi pracy czuwały związki zawodowe. Tak zalecała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, która czuwała nad wszystkim. 7 maja 1949 roku Komisja Centralna Związków Zawodowych opracowała wytyczne dotyczące tego jak mają przebiegać idealne wczasy. Zgodnie z nimi wczasowicze mieli być witani uroczyście na stacji kolejowej i doprowadzani do domów wypoczynkowych. Trzeba było dla nich organizować wieczorki na których należało nauczyć wczasowiczów kilka piosenek. Te piosenki miały być potem śpiewane na wczasowych wycieczkach. Obowiązkiem kierowników było organizowanie „prasówek”. Goście domów wczasowych mieli na nich zapoznawać się z aktualnymi informacjami z kraju i świata. Musieli też brać udział w pogadankach o Polsce, sprawach gospodarczych, ale i o ruchu robotniczym...Podobno początkowo robotnicy niechętnie korzystali z tego osiągnięcia socjalizmu jakim były wczasy. Bywało, że wysyłali najpierw na takie wczasy swojego delegata, by zorientował się na czym ma polegać ten wypoczynek. Taki delegat wracał z wypoczynku i opowiadał co tam się działo...Niekiedy musiał powiedzieć o kradzieżach do których dochodziło w domach wczasowych....
Jednak takie historie szybko odeszły do historii. Robotnicy, w tym także łódzcy, szybko przekonali się do wczasów. Przez lata były ulubionym przez nich miejscem wypoczynku. Krystyna Nowak wiele lat pracowała w łódzkich zakładach Mera Poltic. Jeździła na wczasy do Miłkowa, koło Karpacza i nad jezioro, do Charzykowa. Tam jej zakład miał swoje ośrodki. Pamięta, że na miejsce nie trzeba było jeździć pociągiem, wczasowiczów dowoził zakładowy autokar.
– Ośrodek w Miłkowie był pięknie położony – wspomina Krystyna. – Mieszkaliśmy w kamienicy przerobionej na ośrodek wczasowy. Łazienki były tylko na piętrze, dwie na każdym. Stoliki w stołówce były nakryte ceratą.. Jedzenie było wydzielane w porcjach. Luksusów w Miłkowie nie było, ale nie było tak źle, skoro zimą przyjeżdżali tam Niemcy.
W Miłkowie, tak jak w wielu PRL-owskich ośrodkach wczasowych, musiał być oczywiście „kaowiec”, którego wszyscy pewnie pamiętają z „Rejsu” Marka Piwowskiego. Organizował wieczorki zapoznawcze na których tańczono przy muzyce płynącej z adapteru, ogniska przy którym pieczono kiełbaski.
- N
ie narzekałam na to, że był na wczasach kaowiec – mówi Krystyna Nowak. - Wiele osób lubiło te ogniska, wieczorki zapoznawcze. Potańczył człowiek, pośpiewał, pośmiał się. Czasem wypiło się piwo lub drinka. W Miłkowie nie było kawiarni, tylko gospoda, do której przychodziło nieciekawe towarzystwo. Te wieczorki i ogniska były jedyną atrakcją na tych wczasach, nie licząc spacerów i wycieczek.
"Okrąglaki" z widokówki
Największe łódzkie zakłady włókiennicze, czyli „Uniontex” miały swój ośrodek w Dźwirzynie. Robotnicy z tej fabryki wypoczywali w tzw. okrąglakach. Były położone na uboczu, ale niemal przy samym morzu. „Okrąglaki” „Unionteksu” trafiały nawet na pocztówki z Dźwirzyna i były rozsyłane po całej Polsce z pozdrowieniami z nad morza. Swoje ośrodki miała też
dawna fabryka Izaaka Poznańskiego, powojenny „Poltex”, noszący też imię Juliana Marchlewskiego. Choć fabryka wysyłała też swych pracowników na tzw. kwatery prywatne. Beata Kamińska, łódzka nauczycielka mówi, że u „Marchlewskiego” pracowała wiele lat jej mama. Załatwiła dla całej rodziny wczasy w Zakopanem.
Byliśmy też w Chałupach, na Helu – dodaje Beata. - Było to w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Miałam wtedy z 8 lat. Byłam szczęśliwa, że pojechałam na te wczasy. Głównie dlatego, że pierwszy raz zobaczyłam morze! Co to było za szczęście! Całe dnie siedziałam na plaży bawiłam się w piasku, łapałam meduzy. Nie zwracałam uwagi na warunki w jakich mieszkaliśmy. Potem wiele razy słyszałam opowieści rodziców o tym jakie fatalne warunki panowały na wczasach w Chałupach. Ubikacja była na zewnątrz, pokoje maleńkie, myliśmy się miskach. I od razu zaznaczę, ze nudystów w Chałupach nie widziałam...
Janina Sibińska, wiele lat przepracowała w łódzkich zakładach „Pafino”. Szyła
dziecięcą odzież. Fabryka miała swój ośrodek nad morzem, już nie pamięta w jakiej miejscowości, ale ona tam nie jeździła. Było dla nie za drogo. Wcześniej owdowiała, sama wychowywała dwoje dzieci. Ale na wczasy jeździła. Tylko do Sulejowa. Tam też był zakładowy ośrodek wczasowy,
– Ponieważ sama wychowywałam dwójkę dzieci, kierowniczka po znajomości dawała mi zawsze jeden z nielicznych domków murowanych – wspomina pani Janina. – Nie było w nich wilgoci, jak w tych drewnianych. Były ładnie urządzone, z domu wychodziło się zaraz do lasu.
Sulejów i Spała
Sulejów na Pilicą był miejscem, gdzie wczasy co roku spędzało wielu łodzian. Swoje ośrodki miało tam m.in. Łódzkie Wydawnictwo Prasowe, służba więziennictwa. Innym ulubionym wczasowym miejscem Łodzian była Spała. Tam przez wiele lat wakacje spędzał Jacek Janusik, dziś ponad 50-letni mężczyzna, pracujący w jednym z łódzkich banków. Na wczasy wyjeżdżał z babcią. Dzięki niej też dobrze poznał historię Spały.
Po wojnie w Spale powstały jedne z pierwszych w Polsce domy Funduszu Wczasów Pracowniczych. Fundusz miał dwie stołówki, pralnie, a nawet własny ogród. Nowalijki z niego trafiały wprost na talerze wczasowiczów. Rozkwit Spały przypadał jednak na lata siedemdziesiąte. Powstają wtedy nowe domy FWP - ,,Żbik’’ i ,,Ryś’’.
- Cudowanie wspominam Spałę z tych wczasów z babcią – mówi Jacek Janusik. - Chodziliśmy nad Pilicę, na spacery do lasu. Czasem na kąpielisko, które było w samym centrum Spały. I na lody do ,,Pod krasnoludkami’’.
„Pod kransnoludkami” był wtedy najpopularniejszym lokalem w Spale. Wieczorami przybiegali się tu zabawić sportowcy trenujący w spalskim COS-ie. Królem parkietu był nieżyjący już Władysław Komar. Częstym gościem krasnoludków był też bramkarz, który zatrzymał Anglię, czyli Jan Tomaszewski. Czasami można było tu spotkać gwiazdy polskiego filmu.
W pobliżu Spały znajduje się Teofilów. Tam swoje ośrodki wczasowe miało kilka łódzkich zakładów pracy. M.in MPK. Stanisław Banach wiele razy jeździł na wczasy do ośrodka w Teofilowie. Wspomina, że tak jak inni wczasowicze mieszkał w położonych w lesie domkach campingowych.
- A teraz co? - pyta pan Stanisław. - Został mi urlop na działkach przy ul. Milionowej! Ale jest wnuczek, ustawiliśmy basenik. Też jest miło, nie wolno narzekać na to co się ma.
Wczasy i Kolonie
W niewielkich Rydzynkach koło Tuszyna były aż dwa ośrodki wczasowe. Na wypoczynek jeździli tu pracownicy Radia Łódź oraz Wytwórni Filmów Oświatowych. Ten ostatni ośrodek stanowiło kilkanaście małych domków. Niektórzy pracownicy wytwórni mieli na stałe zarezerwowany jeden z nich i przez wiele lat spędzali w nim wakacje. Był tam tez ośrodek kolonijny Łódzkich Zakładów Przemysłu Skórzanego „Skogar”. Nieistniejący już „Skogar” mógł też pochwalić się ośrodkiem wczasowych w nadmorskim Dziwnówku. Nie było tam chyba pracownika, który choć raz nie opalał się na tamtejszej plaży. Wielu z nich zapamiętało, że na stołówce widniał napis informujący, by nie przychodzić na posiłki... w strojach plażowych. Przez lata ośrodek nie był okazały. Były to murowane domki położone blisko morza. Ale pod koniec lat osiemdziesiątych „Skogar” wybudował piękny ośrodek niemal przy samej plaży. Dziś znajduje się w prywatnych rękach.
Mama Anny Andrusiak Amelia była nauczycielką, więc często jeździła na wczasy organizowane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. W Nowogrodzie nad Narwią mieszkała w miejscowej szkole podstawowej. Jej rodzina spała w ...sali lekcyjnej. Za rok w Mrągowie warunki były lepsze. Mieszkali w szkolnym internacie. Z kolei rodzicom Andrzeja Pieślaka, którzy pracowali w łódzkim PKS-ie trafiły się kiedyś wczasy w ośrodku...„Transportowiec” pod Szyndzielnią w Bielsku Białej.
Największą atrakcją na wczasach były wycieczki, które były znakomitą okazją za niewielkie pieniądze poznania kraju - wspomina Anna Andrusiak. – Na przykład gdy byłam w Mrągowie, pojechaliśmy wycieczkę do kwatery Hitlera w Wilczym Szańcu, gdzie obowiązkowo robiliśmy sobie zdjęcie.