„W nazistowskiej rewolucji wezmą udział wyłącznie mężczyźni” - mawiał wódz III Rzeszy Adolf Hitler. I chociaż dyktator podziwiał kobiety, chełpił się tym, w jaki sposób one doceniały jego, ale także chwalił je za to, że są sumiennymi gospodyniami i matkami narodu niemieckiego, nie chciał ich aktywnego udziału w jego ruchu. Niezrażone kobiety, „doskonałe żony” SS-manów poprzysięgły miłość i wierność. Swoim partnerom, Adolfowi Hitlerowi i Tysiącletniej Rzeszy.
Pozostaje jednak pytanie: co żony przywódców państwa hitlerowskiego wiedziały o zbrodniach, których Niemcy dopuszczały się w podbitych krajach? Czy nie opuszczały domowych pieleszy i były odcięte od wszelkich informacji, czy wręcz przeciwnie - miały tego pełną świadomość, ale akceptowały działania ich mężów? Wendy Lower, autorka książki „Erynie Hitlera”, przychyla się do drugiego twierdzenia. I idzie dalej, sugerując, że one same także nie miały oporów przed zbrodniczymi działaniami. Zbrodnie popełniane przez żony hitlerowskich oficerów przerażają o tyle, że były one osobami prywatnymi. To były indywidualne akty okrucieństwa.
Ich motywem często była ambicja, chciwość, obsesja konsumpcji. W przeciwieństwie do mężczyzn nie było presji otoczenia, ale wiele kobiet mówiło o wpływie mężczyzn
- pisze Lower.
Kinder, Küche, Kirche
Doskonała żona SS-mana miała być uległa, powściągliwa i wyrozumiała. Do jej głównych obowiązków należała opieka nad dziećmi i domem. Naziści traktowali tę kwestię wyjątkowo poważnie. Jeszcze przed wojną, z inicjatywy Reichsführera-SS Heinricha Himmlera i nazistki Gertrud Scholtz-Klink powstała tzw. Reichsbräuteschule. Misja szkoły była prosta - pracownice biur miały przeistoczyć się w przykładne gospodynie domowe. Jak czytamy w książce Paula Rolanda „Nazistki”, aby to osiągnąć personel składający się wyłącznie z kobiet prowadził wszechstronne kursy gotowania i innych umiejętności domowych, a także dodatkowo zajęcia z rasy i genetyki.
W 1936 Himmler dodatkowo wydał dekret, na mocy którego kobiety, które chciały poślubić członka SS musiały udowodnić swą wierność i oddanie dla Rzeszy. Sposób na to był tylko jeden - być przykładną panią domu, które sumiennie przestrzega złotej triady: Kinder, Küche, Kirche (dzieci, kuchnia, kościół).
Za wzór kobiety narodowej socjalistki uchodziła według samego Hitlera Magdalena Goebbels. Żona ministra propagandy Josefa Goebbelsa stroniła od polityki. Choć czciła Führera i skrycie się w nim podkochiwała, nie była wcale zagorzałą nazistką. Pokornie spełniała wolę wodza - urodziła mężowi szóstkę dzieci, zajmowała się domem, urządzała najlepsze przyjęcia w mieście. Z dumą znosiła romanse swojego męża.
Dla nazistowskich Niemiec poświęciła nie tylko własne życie, ale i życie swoich pociech. Kiedy Hitler postanowił popełnić samobójstwo, w ślad za nim poszło również małżeństwo Goebbelsów. Zanim jednak Josef oddał śmiertelny strzał w stronę Magdy, kobieta otruła własne dzieci. Wolała, by pożegnały się z życiem niż miały dostać do niewoli radzieckiej.
W swoim pamiętniku Goebbelsowa pisała:
„Wierzyłam w Hitlera i wystarczająco długo wierzyłam w Josepha Goebbelsa. Jeśli zostanę przy życiu, natychmiast mnie aresztują i będą wypytywać o Josepha. Jeśli zeznałabym prawdę, musiałabym powiedzieć, jakim jest człowiekiem, musiałabym opisywać, co działo się za kulisami, wówczas każdy porządny człowiek odwróciłby się ode mnie ze wstrętem. (...) Nie możemy być tchórzliwi. Wszyscy inni mają prawo żyć dalej. My nie. My zawiedliśmy”
O tytuł pierwszej damy z panią Goebbels konkurowała Emmy Göring. Druga żona marszałka III Rzeszy oraz dowódcy Luftwaffe Hermana Göringa i matka jego jedynej córki Eddy cieszyła się szczególnymi względami u Hitlera. Wódz niezwykle cenił Magdę, ale to narodziny córki Emmy były traktowane w III Rzeszy niemalże jak święto państwowe. Obie panie prześcigały się w coraz to wymyślniejszych kreacjach, czy coraz bardziej wystawnych przyjęciach. Głowę Emmy zaprzątała też myśl o poprzedniej żonie nazisty, Carin.
Zastępca Hitlera długo nie mógł pogodzić się ze stratą ukochanej. Ku przerażeniu Emmy kazał ekshumować ciało Carin i przewieść do Niemiec. Zarządził też budowę mauzoleum, w którym spoczęły jej szczątki i niewielkiej kapliczki, w której wnętrzu stało oprawione zdjęcie Carin. Pragnął z nią rozmawiać za każdym razem, gdy dopadł go gorszy nastrój.
Emmy nie mogła jednak narzekać na swój los. Dzięki pomocy dwudziestoosobowej służby, składającej się z kucharzy i jedenastu pełnoetatowych sprzątaczek, mogła zająć się głównie sobą.
W przeciwieństwie do Carin, aktorka Emmy nie była zagorzałą antysemitką i nie wzdychała do Hitlera. Podziwiała co prawda wodza, ale nie wierzyła ślepo w każde jego słowo. Utrzymywała przyjazne kontakty z osobami pochodzenia żydowskiego, co wyraźnie irytowało nazistowskiego przywódcę. Ten zarzucał jej również, że nie wydała na świat dostatecznej liczby potomstwa, lekceważyła zakaz korzystania z usług żydowskich domów mody, a także publicznie ubliżała jego partnerce Ewie Braun. Kiedy jej mąż utracił pozycje ulubieńca Führera, kobieta zaczęła nienawidzić Hitlera i jego doradców. Emma doskonale zdawała sobie sprawę ze zbrodni męża. Stworzył on bowiem z ich posiadłości muzeum wypełnione dziełami sztuki, które odebrał Żydom w zamian za pozwolenie na bezpieczny wyjazd z kraju.
Faszystowska żona doskonała
Dumny z żony mógł być oficer SS Horst Petrie. Emma, dwudziestotrzyletnia partnerka urodziła mu dwójkę dzieci, a swoim okrucieństwem przewyższała niejednego wysoko postawionego nazistę. Kiedy pewnego dnia wracała z zakupów w oddalonej od Warszawy o 30 km wsi Grzędy w przydrożnym rowie spostrzegła ukrywających się chłopców. Mieli od sześciu do dwunastu lat i byli całkiem nadzy. Emma doskonale wiedziała, co to może oznaczać - chłopcy najprawdopodobniej uciekli z transportu do obozu koncentracyjnego. Byli Żydami. Przebiegła kobieta uspokoiła ich i zaprosiła do domu. Odpowiednio zajęła się maluchami - pozwoliła założyć ubrania swoich własnych dzieci, nakarmiła, zabawiała rozmową. Chwilę później zaprowadziła do lasu, ustawiła w rzędzie i każdemu z nich strzeliła w tył głowy. Nie miała wyrzutów sumienia. Jak później tłumaczyła, nie zabijała dzieci, a Żydów. Poza tym musiała dowieść swojej wartości w oczach pracujących dla niej mężczyzn. Wiedziała, że to najlepszy sposób, by przypodobać się mężowi.
Żarliwą antysemitką była również Lina Heydrich. Żona zwanego „katem Hitlera” Reinharda Heydricha przypisywała sobie kolejne sukcesy męża. Żyła jego nominacjami. Pierwszą rozmowę partnera z Himmlerem określała jako „najwspanialszą godzinę swojego życia.”
„Czuliśmy się prowokowani przez Żydów i czuliśmy, że musimy ich nienawidzić”
- pisała już w latach siedemdziesiątych.
Gdy poznała Reinharda, z przerażeniem odkryła, że ten nie czytał nawet nazistowskiej biblii „Mein Kampf” Hitlera, a przywódców nazistowskich uważa za błaznów. Była rozczarowana. Wraz z matką Reinharda miała jednak na niego duży wpływ. Obie nakłaniały mężczyznę, by zapisał się do partii nazistowskiej, co jak dziś już wiemy skończyło się jego wielką karierą w elitach narodowosocjalistycznych.
Kiedy jej mąż został w końcu szefem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), nie posiadała się z radości. Miła jej zrzedła dopiero wówczas, gdy przeciągające się nieobecności Heydricha zaczęły odbijać się na ich małżeństwie. I na to jednak znalazła sposób. Bez oporów flirtowała z jednym z oficerów swego męża, Walterem Schellenbergiem, żeby zmusić Reinharda do poświecenia jej większej uwagi. Kiedy do mężczyzny doszły słuchy o jej romansie, natychmiast wrócił do domu, by scementować małżeństwo. Para spłodziła czwarte dziecko - Martę. Niedługo jeszcze cieszyli się swoim szczęściem. W 1942 roku Reinhard padł ofiarą zamachu. Nie doczekał narodzin dziecka.
Inaczej Margaret Sperr, żona hitlerowskiego architekta oraz ministra uzbrojenia i amunicji Alberta Sperra. Jej mąż zawsze tłumaczył, że nie miał pojęcia o zbrodniach nazistów, jego idealna żona posłusznie trzymała się linii męża. Nie zajmowała się polityką, miała własne sprawy.
Carol Rittner, profesor katedry studiów nad Holokaustem i zbrodniami ludobójstwa z college’u Richarda Stocktona z New Jersey jest zdania, że kobiety takie jakie Margarett „tworzyły sobie własne małe światy pełne przyjemności. Plotkowały, podziwiały dzieła sztuki, oglądały filmy, zajmowały się domem i dziećmi, przyjmowały gości, udzielały się towarzysko, troszczyły się o mężów i bardzo uważały, by nie zadawać trudnych pytań. Słowem - żona doskonała”.
Zaklinanie rzeczywistości było specjalnością także Brigitte Frank, żony generalnego gubernatora w okupowanej Polsce Hansa Franka. Kobiety nie interesował los ofiar, troszczyła się o swój własny wygląd i dobre samopoczucie. Lubiła sobie dogadzać. Wraz z wieloma małżonkami, które odwiedzały swoich mężów na okupowanych terytoriach na wschodzie, Brigitte zwiedzała getta i wybierała sobie, to co przypadło jej do gustu. Było w czym wybierać - ubrania, futra, biżuteria i inne kosztowności.
- Nigdzie nie ma tak ładnych gorsetów, jak w getcie - tłumaczyła swoje wyprawy do krakowskiego getta żona generalnego gubernatora.
Żony nazistów prowadziły zazwyczaj swoje uporządkowane życie wolne od refleksji i pytań, które w jednej chwili mogłyby zburzyć ich świat. Wyjątkiem była tu Gerda Bormann. Żona szefa Kancelarii Partii Martina Bormanna była fanatyczną wyznawczynią ideologii nazistowskiej. W jej osobistej korespondencji znajduje się szczegółowa wiedza na temat ludobójstwa, a także poparcie dla planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej (w wyniku krwawego procederu śmierć poniosło ponad 6 milionów Żydów).
„Celem historii nie może być przecież uzyskanie przez Żydów panowania nad ludzkością. Okropne, w jak wielka potęgę obrośli na całym świecie. Bez względu na to, jak skończy się ta wojna i tak oznaczać będzie wzrost żydowskiego kapitału i zasilenie żydowskiej kabzy. (…) Tego robactwa nie wypleni ni brud ni zaraza. Jak wiec inaczej zredukować ich liczbę?”
- pisała we wrześniu 1944 roku.
Kiedy mąż spostrzegł, że Gerda jest szczerze zainteresowana postępami w likwidacji Żydów, od czasu do czasu udostępniał jej kopie notatek służbowych i innych dokumentów. Chętnie opowiadał jej także o swoich spotkaniach z prominentnymi przedstawicielami władz. Gerdzie nie przeszkadzał nawet fakt, że jej mąż doprawiał jej rogi.
„Spójrz, ja urodzę w tym roku, ona przyszłym, dzięki czemu zawsze będziesz miał partnerkę, która spełni twoje oczekiwania” - pisała do męża o jego kochance Manji Behrens.
I choć Gerda urodziła mężowi dziesięcioro dzieci (pierwszemu z nich nadała na cześć swojego boga imię Adolf), zaufany człowiek Hitlera spędzał więcej czasu z Manją niż z własną rodziną.
Martin Bormann postępował ze swoją żoną podobnie jak swego czasu Heinrich Himmler. Kiedy w 1936 roku zatrudnił prywatną sekretarkę, Hedwig Potthast, mężczyzna zupełnie stracił dla niej głowę. Choć formalnie nigdy nie rozstał się z żoną Margaret i ogromnie kochał swoją córkę Gudrun, przez wiele lat żył z kochanką i to jej zdjęcie trzymał na biurku. Najbliższe otoczenie Hitlera po cichu akceptowało ten związek, choć (podobnie jak w przypadku Goebbelsów) Führer nie zgodził się na rozwód Himmlerów.
Całe ich małżeństwo było pod wieloma względami zaskakujące. Po pierwsze Himmler przez długi czas sam siebie postrzegał jako „samotnego wilka”, który spędzi życie w celibacie. Po drugie jego rodzice nigdy nie zaakceptowali Margaret. Nie podobało im się, że była starsza od niego o siedem lat i miała za sobą rozwód. Niebieskooka i jasnowłosa kobieta (choć zdaniem wielu mało atrakcyjna fizycznie) była jednak ucieleśnieniem aryjskiego ideału. Reichsführer SS zawsze też mógł liczyć na jej wsparcie. Stała wiernie u jego boku realizując własne ambicje przewodnicząc w czasie II wojny światowej Niemieckiemu Czerwonemu Krzyżowi. Nie mieszała się w sprawy polityki. Co więcej, początkowo działalność Himmlera w NSDAP budziła w niej zazdrość.
„Zostaw tę przeklętą partię. Po co idziesz na spotkanie z Hitlerem? Przecież wiesz co powie”
- pytała w 1928 roku.
Drugi po Führerze odpowiadał jej z wyraźnym rozbawieniem: „Nigdy nie wyrzeknę się mojego obowiązku i być może pociągnę cię za sobą w odmęt zmartwień, cierpienia i przeznaczenia. My, lancknechci w walce o wolność Niemiec, powinniśmy właściwie pozostać samotni, wyklęci”. Z czasem Margaret stała się nie mniej zagorzałą przeciwniczką demokracji i Żydów niż sam Himmler. Publicznie okazywała niechęć Żydom porównując ich do szczurów.
I nie opuszczę cię aż do śmierci
Nie sposób nie wspomnieć też o żonie Adolfa Eichmanna, Vierze. „Sam niekiedy zastanawiałem się, czy Eichmann kiedykolwiek rozmawiał ze swoją żoną lub swoimi dziećmi na temat liczby ofiar (sześciu milionów Żydów) i jak oni na to zareagowali. Jak pani Veronika Eichmann-Loebl była w stanie żyć z człowiekiem, który był odpowiedzialny za śmierć niemal tylu ludzi, ilu mieszkało w całej Austrii? Czy uważała, że zarzuty przeciwko niemu były podłymi oszczerstwami, czy tez wprost przeciwnie, sądziła że mord na Żydach był jego zasługą? Przypuszczalnie jednak ani pierwsza, ani druga wersja nie oddaje prawdy, najbardziej wiarygodne wydaje się jej przekonanie, że jej mąż jedynie spełnił swój obowiązek” - pisał o żonie Eichmanna, najsłynniejszy łowca nazistów Simon Wiesenthal.
Jak pisze w swojej książce Gudrun Schwarz „Żony SS-manow. Kobiety w elitarnych kręgach Trzeciej Rzeszy”, Vera zrobiła co w jej mocy, aby ucieczka męża doszła do skutku. Pod koniec 1947 roku starała się w sądzie o uznanie męża za zmarłego. Choć próba ta zakończyła się fiaskiem, w celu kamuflażu na powrót przyjęła nazwisko panieńskie. Niedługo potem wraz z synami udała się do męża do Argentyny, gdzie w skromnych warunkach para przeżywała małżeński renesans. Sielanka nie trwała jednak długo. Wkrótce Eichmanna, kierownika referatu żydowskiego w Urzędzie V (gestapo) Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, odpowiedzialnego za deportacje Żydów, których celem było ostateczne rozwiązanie, wytropili agencji Mossadu stawiając przed izraelskim sądem.
Nie pamiętając o licznych zdradach męża, Vera pozostała wierna swojemu mężczyźnie do końca. Zanim zbrodniarz zawisnął na stryczku, zdążyła odwiedzić go jeszcze w odległej Jerozolimie. Nigdy nie pogodziła się z jego stratą.
Podobnie wyglądała sytuacja niemieckiego lekarza Josefa Mengele, który przeprowadzał okrutne eksperymenty w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Aż do śmierci nazista mógł liczyć na wsparcie swojej żony Irene Mengele, ojca i dawnych kolegów. Choć Irene wiedziała o jego zbrodniach, broniła mężczyzny do samego końca. Kiedy funkcjonariusze amerykańskiej policji wojskowej stanęli przed jej drzwiami pytając o męża szła w zaparte, mówiąc, że on nie żyje. Kiedy mieszkał i pracował jako parobek w bawarskim gospodarstwie rolnym, świadoma ryzyka Irene (Mengele był wówczas najpilniej poszukiwanym nazistą na świecie), odwiedzała go regularnie co dwa miesiące. Nie zważając na to, że mogła być śledzona, nie narzekając na trudy podróży, była z mężem, gdy ten jej potrzebował.
Pod koniec 1946 roku Mengele nabrał pewności, że Amerykanie zdali się o nim zapomnieć. Wówczas to on jeździł dwa razy w tygodniu do swojej żony, a ta w bardzo przekonujący sposób odgrywała przed opinią publiczną rolę pogrążonej w smutku żony. Nosiła wyłącznie czarne ubrania, zamówiła nawet dla nazisty w kościele nabożeństwo żałobne. Choć kiedy Mengele postanowił ostatecznie osiąść w Argentynie, a Irene wybrała życie w Niemczech u boku nowego mężczyzny, aż do jego śmierci mógł być przekonany o jej lojalności. Do końca też pozostawali w kontakcie listowym.
Sylwia Arlak