Barbarzyńskie legiony III Rzeszy. Specjaliści od pacyfikacji

Wojciech Rodak
Żołnierz Ochotniczego Legionu Hinduskiego na umocnieniach Wału Atlantyckiego
Żołnierz Ochotniczego Legionu Hinduskiego na umocnieniach Wału Atlantyckiego Wikipedia Commons/Domena Publiczna
Niemcy rekrutowali do armii egzotyczne nacje, byle tylko wyrównać straty i utrzymać sprawność bojową. Eksperymenty najczęściej kończyły się porażką. Morale w cudzoziemskich formacjach były niskie - dezercje były na porządku dziennym. Co gorsza, wiele z tych jednostek dopuszczało się zbrodni na cywilach.

W kwietniu 1945 r. wynik wojny był już przesądzony. Wojska aliantów i Armia Czerwona wkraczały z zachodu i wschodu na rdzennie niemieckie ziemie. Armia III Rzeszy resztkami sił wydłużała agonię kolejnego efemerycznego imperium w dziejach świata. Tymczasem mieszkańcy położonej u wybrzeży Holandii malowniczej wyspy Texel, dotychczas szczęśliwie nietkniętej działaniami wojennymi, spokojnie czekali na wiadomość o zakończeniu walk. Oddziały Wehrmachtu, wciąż trwające na posterunkach nadatlantyckich umocnień, były dla nich jedynym świadectwem wskazującym, że koszmar, który trawił Stary Kontynent od 1939 r., jeszcze się nie skończył. Dlatego też wydarzenia zapoczątkowane pewnej nocy spadły na nich jak grom z jasnego nieba.

Umocnienia na wyspie, będące częścią systemu Wału Atlantyckiego, były obsadzone przez 822. Batalion Piechoty „Królowa Tamara”, składający się z ponad 400 Niemców i około 800 Gruzinów. Tych ostatnich wcielono do Wehrmachtu wprost z obozów jeńców sowieckich dwa lata wcześniej. Od sierpnia 1943 r. kwaterowali w Holandii kontynentalnej. Na Texel pojawili się dopiero w lutym 1945 r. Wiedzieli już, że III Rzesza chyli się ku upadkowi. Wiedzieli także, że jeśli zostaną schwytani jako niemieccy kolaboranci, zginą w lochach NKWD lub łagrach. Dlatego też postanowili znów zmienić strony - zdobyć wyspę i sprezentować ją aliantom zachodnim, mając nadzieję, że kolaboracja zostanie im wybaczona. Na czele antyniemieckiego sprzysiężenia obejmującego niemal wszystkich Gruzinów stanął Szalwa Loladze. Polecił on swoim ludziom, by zaopatrzyli się w broń i czekali na sygnał do rozpoczęcia akcji - trzy rakiety świetlne wystrzelone ze wsi Den Burg znajdującej się w środku Texel. I wreszcie stało się.

Żołnierze Legionu Gruzińskiego
Żołnierze Legionu Gruzińskiego Wikipedia Commons/Domena Publiczna

W nocy z 5 na 6 kwietnia nad pogrążoną w ciemnościach wyspą pojawiły się trzy smugi świetlne. W chwilę później w wojskowych barakach rozmieszczonych na całym terytorium Texel rozpoczęła się masakra. Uzbrojeni w noże i bagnety Gruzini zaatakowali swoich śpiących niemieckich kolegów. W przeciągu kilku minut poderżnięto gardła lub zadźgano przeszło czterysta osób. Jeden ze spiskowców Grisza Bainduraszwili, wspominał po latach, że tego wieczoru zabarykadował w jednym z baraków czternastu Niemców i podpalił budynek. Wehrmachtowcy zginęli w męczarniach.

CZYTAJ TAKŻE: "Viva la muerte!". Hiszpańska krucjata dżihadystów i krzyżowców

Nieszczęśliwie dla kaukaskich spiskowców z rzezi uratował się dowódca jednostki major Klaus Breitner. Ocalał jedynie dlatego, że akurat owego wieczoru przebywał poza koszarami, u swojej kochanki. Wraz z kilkoma innymi niedobitkami udało mu się przedostać na kontynent i błyskawicznie sprowadzić odsiecz. Już 6 kwietnia rano na Texel przybyło 2 tys. żołnierzy piechoty morskiej i esesmanów. Idylliczna dotychczas wysepka stała się na miesiąc areną krwawych walk. Jeńców nie brano. Holenderscy farmerzy ukrywający Gruzinów byli rozstrzeliwani. Mimo naporu dobrze wyszkolonych oddziałów pacyfikacyjnych powstańcy wytrwali aż do 20 maja. Wtedy właśnie, przeszło tydzień po kapitulacji III Rzeszy, doszło do zawieszenia broni wynegocjowanego pomiędzy obiema stronami przez przybyły na wyspę kanadyjski oddział.

W przeciągu trwających grubo ponad miesiąc walk na Texel zginęło ponad 800 Niemców, około 550 Gruzinów i 120 Holendrów. 228 kaukaskich żołnierzy, którzy przetrwali tę hekatombę, nie uniknęło zemsty Stalina. Alianci wydali ich Sowietom. Niemal wszyscy trafili do gułagów. Ich walka okazała się bezsensowna.

Gruzini byli tylko jedną z egzotycznych nacji, które Niemcy wciągnęli w tryby swojej wiecznie żądnej rekrutów machiny wojennej. Jak pokazała przytoczona historia, był to ich śmiertelny błąd. Jeden z wielu, które popełnili, chcąc zapełnić przerzedzone szeregi pierwszymi lepszymi ochotnikami z tak odległych im kulturowo ludów, jak: Turkmeni, Albańczycy czy Hindusi. Oto przegląd najbardziej egzotycznych jednostek tej niesformalizowanej „nazistowskiej legii cudzoziemskiej”.

Osttruppen

13 sierpnia 1941 r., raptem po kilku tygodniach od rozpoczęcia operacji „Barbarossa”, straty Wehrmachtu wynosiły 389 924 żołnierzy, w tym aż 100 tys. poległych. W marcu 1942 r. z pola walki wyeliminowano przeszło milion żołnierzy, czyli niemal jedną trzecią pierwotnych sił inwazyjnych. Rezerwiści z Rzeszy, w odróżnieniu od poprzednich kampanii, nie byli w stanie wypełnić tych narastających lawinowo ubytków. Dlatego też generałowie, początkowo nieśmiało, sięgali po rezerwy ludzkie znajdujące się w obozach jenieckich. Wśród obywateli Kraju Rad, których do niemieckiej niewoli trafiło w 1941 r. przeszło dwa miliony, chętnych do służby pomocniczej, nawet u boku niedawnego wroga, nie brakowało. Wszystko było dla nich lepsze niż widmo niechybnej śmierci z powodu głodu lub choroby w obozie. Poza tym wielu z nich szczerze nienawidziło stalinowskiego reżimu i nie miało dylematów moralnych, występując z bronią przeciwko swoim niedawnych kolegom.

Pod koniec 1941 r. nieśmiałe i często utrzymywane przed najwyższymi czynnikami w tajemnicy praktyki werbunkowe Wehrmachtu poparł swoim autorytetem czołowy ideolog nazistowski Alfred Rosenberg. Od czerwca 1941 r. piastował on urząd ministra Rzeszy do spraw okupowanych terytoriów wschodnich. Był twórcą koncepcji nazistowskiego prometeizmu, która zakładała wspieranie ruchów nacjonalistycznych narodów nierosyjskich wewnątrz ZSRR w celu jego rozbicia. To z jego inicjatywy na początku 1942 r. rozpoczęto formowanie spośród sowieckich jeńców i dezerterów tzw. Legionów Wschodnich (niem. Ostlegionen, Osttruppen). W ich szeregi rekrutowano przedstawicieli ludów kaukaskich (Ormianie, Azerowie, Czeczeni, Gruzini) i środkowoazjatyckich (Tatarzy, Turkmeni). Stanowili oni poważną siłę. We wrześniu 1943 r. oddziały te liczyły przeszło pół miliona żołnierzy. Pieczę nad nimi sprawował gen. Ernst Köstring.

Choć niektóre Osttruppen charakteryzowały się dużym współczynnikiem dezercji, nie wszystkie okazały się dla Niemców równie nietrafioną inwestycją jak wspomniany na wstępie Legion Gruziński. W bitwie stalingradzkiej w szeregach 6. Armii von Paulusa do końca bohatersko walczyli Turkmeni i Tatarzy. Ci ostatni wsławili się zwłaszcza podczas walk w dzielnicy przemysłowej miasta. - Byli najlepszymi niszczycielami czołgów, jakich miałem - chwalił ich jeden z niemieckich oficerów. - Rozwalali je zdobyczną bronią, ciesząc się przy tym jak dzieci. To fantastyczni ludzie.

CZYTAJ TAKŻE: "Viva la muerte!". Hiszpańska krucjata dżihadystów i krzyżowców

Często zdarzało się, że żołnierze tej samej nacji stawali naprzeciwko siebie po dwóch stronach frontu. Wtedy nie było litości. Taka sytuacja miała miejsce zimą 1942 r. w okolicach Krasnodaru, u podnóża masywu gór Kaukazu. U boku niemieckiej 97. Dywizji Piechoty walczyła wówczas kompania Turkmenów. Kwaterowali oni w wiosce Sewerskaja. Pewnego ranka centrala jednostki nie mogła nawiązać z nimi kontaktu radiowego. Wysłano patrol, który miał zbadać, co tam się dzieje. Zbliżających się do wioski żołnierzy zaniepokoiła podejrzana cisza. Przygotowani do walki, w napięciu, podeszli do zabudowań. Po otwarciu pierwszej chaty ujrzeli makabryczny obraz: bezgłowe ciała Turkmenów leżały na łóżkach, cała podłoga skąpana była we krwi. Identycznie było w pozostałych domostwach. „Zdrajcy nie uciekną przed zemstą” - głosiły napisy na ścianach domów.

Muzułmanie w SS

Początkowo ortodoksyjny nazista Reichsführer-SS Heinrich Himmler wzdragał się na samą myśl o przyjmowaniu nie-Aryjczyków w szeregi elitarnej Waffen-SS. Jednak w miarę rosnącego zapotrzebowania na nowych żołnierzy jego pragmatyzm wziął górę nad wiernością zasadom czystości rasowej. Dlatego też w rozrastającym się błyskawicznie po 1941 r. imperium SS znalazło się miejsce dla Słowian (Ukraińcy, Rosjanie, Bośniacy), ludów kaukaskich (Azerowie, Ormianie, Gruzini) i tureckich, a nawet Hindusów. Warto podkreślić przy okazji, że Polacy byli jedyną z podbitych nacji, która nie uległa pokusie utworzenia kolaboracyjnej formacji. O ile Himmler nie przepadał za chrześcijaństwem, które według niego „osłabiało wolę, propagując łagodność i tolerancję”, to bardzo odpowiadał mu islam. „Nie mam nic przeciwko niemu” - mówił w rozmowie z Josephem Goebbelsem. „On działa na moją korzyść. Obiecuje moim ludziom miejsce w niebie, jeśli tylko polegną w walce. To religia bardzo praktyczna i atrakcyjna dla żołnierzy”.

Legion Azerski w Warszawie (sierpień 1944 r.)
Legion Azerski w Warszawie (sierpień 1944 r.) Wikipedia Commons/Domena Publiczna

Praktyka funkcjonowania jednostek SS złożonych z wyznawców islamu pokazała, że Himmler obiecywał sobie po nich za dużo. Właściwie wszystkie muzułmańskie oddziały „czarnej gwardii” słynęły z niskiego morale, wysokiego wskaźnika dezercji i krwawych zbrodni wojennych, szczególnie na ludności cywilnej. W dodatku miały na swoim koncie kilka buntów przeciwko niemieckim oficerom, w czasie których polała się krew.

W Polsce czarnej legendy dorobiły się zwłaszcza 1. Wschodniomuzułmański Pułk SS (niem. 1. Ostmuslemanische SS-Regiment) złożony z Turkmenów, Azerów, Uzbeków i Tadżyków. Jednostkę tę sformowano w styczniu 1944 r. w słynnej „kuźni kadr zbrodni” w podlubelskich Trawnikach. W marcu jednostka przeszła swój chrzest bojowy w wielkiej operacji przeciwpartyzanckiej w okolicach białoruskiego Mińska. Mimo że szła do boju ramię w ramię ze znanymi z bestialstwa oddziałami - Brygadą Kamińskiego i pułkiem Oskara Dirlewangera - to i tak przodowała w masakrowaniu ludności cywilnej i grabieży. Oficerowie kompletnie stracili kontrolę nad sytuacją. Wtedy to właśnie, w niewyjaśnionych okolicznościach, zginął dowódca Azjatów płk Andreas Meyer-Mader. Po zakończeniu operacji dyscyplinę w oddziale przywrócono, rozstrzeliwując 78 najbardziej krnąbrnych esesmanów.

W sierpniu 1944 r. 1. Wschodniomuzułmański Pułk SS, znów z ludźmi Dirlewangera, brał udział w pacyfikacji powstania warszawskiego. Uczestniczył oni, między innymi, w pacyfikacji Woli, w czasie której zamordowano od 40 do 60 tys. cywilów. Koniec końców pułk obrócił się przeciwko swoim panom. W Wigilię 1944 r., gdy jednostka przebywała już na Słowacji, w jej szeregach wybuchł bunt. Azjaci nie chcieli być włączeni w szeregi „rosyjskiej” armii Własowa, jak nakazywało dowództwo SS. Uważali, że byłaby to zdrada narodowa. Wobec czego część z nich zabiła niemieckich oficerów i uciekła w góry, by przyłączyć się do słowackiego ruchu oporu. Rozgniewany Himmler nakazał wtedy rozwiązanie pułku.

SS Handschar

Oprócz terenów Polski i ZSRR najbardziej uprzykrzała życie Niemcom partyzantka na terenach podbitego Królestwa Jugosławii. Nie była ona zresztą skierowana tylko przeciwko okupantom. Wojna otworzyła na Bałkanach kolejny etap krwawej rozgrywki o ziemię i władzę pomiędzy tamtejszymi narodami i ruchami politycznymi. Ante Pavelić i jego ustasze, władcy kolaborującego z Niemcami Niezależnego Państwa Chorwackiego, pacyfikowali serbskie wioski, a także próbowali okiełznać poczynania czetników i komunistów Tity. Serbscy nacjonaliści monarchiści, czetnicy, mordowali wioski chorwackie i bośniackie, jednocześnie zwalczając komunistyczną partyzantkę Josipa Broza-Tity. Bojownicy Tity, głównie Serbowie i Chorwaci, atakowali ustaszy i czetników, a także często dopuszczali się mordów na bośniackiej ludności cywilnej. Mordom napędzającym spiralę przemocy nie było końca.

Żołnierze SS Handschar czytają antysemicką broszurę
Żołnierze SS Handschar czytają antysemicką broszurę Wikipedia Commons/Domena Publiczna

Anarchia na tych terenach przyprawiała Niemców o ból głowy. Ustasze zupełnie nie radzili sobie z sytuacją. Z rozwiązaniem przyszedł Himmler. Gdzieś wyczytał, iż według włoskich badaczy Bośniacy nie są Słowianami, ale potomkami Aryjczyków, którzy przed wiekami najechali ten region. Z tym argumentem na czele wystąpił do Hitlera o pozwolenia na rekrutację żołnierzy tej nacji do Waffen-SS. Führer zatwierdził pomysł w lutym 1943 r. Z rekrutacją bośniackich ochotników nie było problemów. Ich nacja najmocniej obrywała od wszystkich stron bałkańskiej wojny, więc wielu młodych mężczyzn chętnie garnęło się w szeregi wojska mającego chronić ich sterroryzowane rodzinne wioski. Ostatecznie stan osobowy jednostki osiągnął, według różnych szacunków historyków, od 21 do 25 tys. żołnierzy, czyniąc ją największą muzułmańską jednostką Waffen-SS. Jej pełna nazwa brzmiała 13. Dywizja Górska SS „Handschar”. Przydomek ten pochodził od nazwy wielkiego zakrzywionego miecza, który nosili u pasa ottomańscy żołnierze. Zresztą jego rysunek znajdował się także na kołnierzykach mundurów. Oprócz niego kolejnym znakiem szczególnym oddziału był fez.

CZYTAJ TAKŻE: "Viva la muerte!". Hiszpańska krucjata dżihadystów i krzyżowców

Po sformowaniu dywizja wyruszyła na szkolenie do Francji, do Villefranche-de-Rouergue. Nie obeszło się bez problemów. I to dużych. Sprowokowani przez agentów Tity, którzy przeniknęli w szeregi oddziału, Bośniacy zbuntowali się i zabili swoich niemieckich przełożonych (szerzej pisaliśmy o tym zdarzeniu w numerze z czerwca 2015 r.). Rozruchy stłumiono, winnych rozstrzelano, a najbardziej niepewny element wysłano do obozów koncentracyjnych. Ostatecznie dywizji nie rozwiązano. Bośniacy dokończyli szkolenie w Neuhammer, czyli dzisiejszym Świętoszowie, i w lutym 1944 r. wrócili do ojczyzny.

Modlitwa SS Handschar
Modlitwa SS Handschar Wikipedia Commons/Domena Publiczna

Muzułmanie nie zawiedli nadwątlonego zaufania Niemców. Wróciwszy na Bałkany, odpowiadali za walkę z Titowską partyzantką w górskich rejonach Tuzli i Zvornika (dziś wschodnia BiH). W przeciągu kilku miesięcy przeprowadzili kilka szeroko zakrojonych operacji przeciw komunistom, zadając im ciężkie straty. Było to możliwe dzięki innowacyjnej przeciwpartyzanckiej taktyce wypracowanej przez dowódcę dywizji płk. Karla-Gustava Sauberzweiga. Najpierw do akcji wkraczały konwencjonalne siły SS „Handschar”, które zaciskały pętlę obławy na rejonie, w którym znajdowali się bojownicy. Gdy walki pierwszej fazy uspokajały się, w teren ruszały tzw. Jagdkommandos (komenda myśliwych), czyli lekko uzbrojone oddziały w sile kompanii (około stu osób). Ich zadaniem było tropienie grup partyzantów, które wymknęły się z obławy. Esesmani, pozbawieni obciążenia w postaci ciężkiego sprzętu mogli szybko i swobodnie przemieszczać się w terenie, niczym titowcy, przy czym byli od nich dużo lepiej uzbrojeni i wyszkoleni. Ta taktyka przynosiła efekty. W samej tylko operacji „Osterei” („Pisanka”) lotne oddziały zabiły niemal 400 partyzantów, a wzięły do niewoli ponad 200.

Poza wprowadzeniem w życie nowej militarnej taktyki walk przeciwpartyzanckich Sauberzweig był także innowacyjnym administratorem. Zabiegał o pozyskanie sympatii miejscowej ludności - uważał to za podstawę zwycięstwa. Żołnierz owianego grozą SS stworzył wytyczne dla żołnierzy, w których zabraniał im w jakikolwiek sposób nękać ludność cywilną. „Żadnych zabójstw, kradzieży, burzenia domów, wycinania sadów” - pisał. „Nie zadawajcie sobie pytania: »ilu przeciwników zabiłem«, tylko: »z iloma ludźmi się zaprzyjaźniłem«”. Było to podejście, które do kanonu walki z guerillą weszło dopiero po wojnie. Aż strach pomyśleć, co osiągnęliby naziści, gdyby podobną strategię stosowali na całych terytoriach okupowanych.

Warto podkreślić, gwoli sprawiedliwości, że 13. Dywizja nie była święta. Przypisuje się jej odpowiedzialność za pacyfikację serbskich wiosek: Bosutu, Sremskiej Račy i Jameny, w których zginęło kilkaset osób. Jednak w porównaniu do innych aktorów ówczesnej bałkańskiej wojny, nie mówiąc o całej formacji SS, można ją uznać za raczej łagodną.

Efektywność SS „Handschar” w walce z partyzantką Tity była tak wielka, że Himmler zaproponował utworzenie kolejnej bośniackiej dywizji SS „Kama”. Ta jednak, na skutek fali dezercji i niesubordynacji, została rozwiązana, zanim w ogóle wkroczyła na pole walki.

SS Skanderbeg

Niemcy okupowali Albanię od jesieni 1943 r. Zajęli ją po kapitulacji Włochów, którzy dotychczas kontrolowali ten mały górzysty kraj. Wiosną 1944 r. nacjonalista Bedri Pejani, marzący o Wielkiej Albanii, zwrócił się osobiście do Himmlera z propozycją utworzenia oddziałów wojskowych złożonych z jego ziomków, które „strzegłyby granic Kosowa”. Już w kwietniu Reichsführer-SS zaakceptował ten pomysł. Tak utworzono 21. Dywizję Górską SS nazwaną „Skanderbeg” na cześć średniowiecznego albańskiego bohatera. W jej szeregach znalazło się jedynie około 6 tys. Albańczyków, głównie kosowskich. Kadrę oficerską stanowili, jak prawie zawsze w przypadku SS, Niemcy.

Żołnierz SS Skanderbeg
Żołnierz SS Skanderbeg Wikipedia Commons/Domena Publiczna

SS „Skanderbeg”, w zamyśle włodarzy „czarnej gwardii”, miał skupić się na walce z komunistycznymi partyzantami Envera Hodży. Zamiast tego jednostka zajmowała się głównie pacyfikacją serbskich wiosek w Kosowie. Po kampanii terroru wysiedlili z regionu około 10 tys. słowiańskich rodzin. Oprócz licznych zbrodni przeciw Serbom dywizja wsławiła się także pogromem Żydów w Prisztinie. Esesmani zrabowali ich sklepy i domy, a następnie wszystkich, około 200 osób, zagonili na stację kolejową, skąd pociąg zabrał ich do obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen.

CZYTAJ TAKŻE: "Viva la muerte!". Hiszpańska krucjata dżihadystów i krzyżowców

Dywizję SS „Skanderbeg” rozwiązano we wrześniu 1944 r. na skutek licznych dezercji (oddział liczył mniej niż tysiąc żołnierzy) i licznych konfliktów żołnierzy z niemieckimi oficerami.

Ochotniczy Legion Hinduski

W 1941 r. w Niemczech pojawił się zasłużony indyjski działacz nacjonalistyczny Subhas Chandra Bose. W odróżnieniu od Mahatmy Gandhiego - zwolennika drogi pokojowej - uważał, że Indie mogą wyzwolić się z kolonialnego jarzma tylko poprzez walkę zbrojną z Brytyjczykami. W 1942 r. udało mu się przekonać nazistowskich dostojników, by do walki ze wspólnym wrogiem, u boku III Rzeszy, utworzyć Legion Wolne Indie. W tym celu wybrano z obozów jenieckich w Afryce i Europie ochotników pochodzących z subkontynentu indyjskiego. Zebrało się ich jedynie niewiele ponad 2 tys., z czego dwie trzecie stanowili muzułmanie, resztę wyznawcy hinduizmu i sikhowie. Służyli głównie we Francji, na umocnieniach Wału Atlantyckiego.

Żołnierz Ochotniczego Legionu Hinduskiego na umocnieniach Wału Atlantyckiego
Żołnierz Ochotniczego Legionu Hinduskiego na umocnieniach Wału Atlantyckiego Wikipedia Commons/Domena Publiczna

W sierpniu 1944 r. jednostka została wcielona do Waffen-SS jako Ochotniczy Legion Hinduski. Liczyła wtedy ledwo ponad 2 tys. żołnierzy wyposażonych w 81 pojazdów i 700 koni. Po bitwie pod Falaise jednostka ta uciekała w popłochu, nie podejmując walki z wojskami przeciwnika. Ich odwrót przez Francję znaczyły barbarzyńskie zbrodnie. „Pamiętam kilka przypadków gwałtu, których dopuszczali się Hindusi” - wspominał na antenie BBC mieszkaniec miasteczka Ruffec, przez które przechodził Legion. „Zgwałcili kobietę i jej dwie córki. Zastrzelili także dwuletnią dziewczynkę”.

Informacje o nieudolności Hindusów doszły do uszu samego Hitlera. Na jednej z konferencji w marcu 1945 r. Führer szydził z Himmlera i jego egzotycznych legionistów. „To jakiś żart. Oni nie potrafią zabić nawet wszy! Wolą, by one ich żarły. Zastrzelenie Anglika przekracza ich możliwości” - mówił. „Z pewnością są niedoścignieni w kręceniu młynkami modlitewnymi, ale nie w krwawej walce”.

CZYTAJ TAKŻE: "Viva la muerte!". Hiszpańska krucjata dżihadystów i krzyżowców

Naziści obiecywali sobie dużo po współpracy z egzotycznymi nacjami. Jak widać, większość z nich zawiodła ich oczekiwania. Mało tego, niektórzy zdradzili ich bez mrugnięcia okiem.

„Jeśli ktoś ma nadmiar broni, to może sobie pozwolić na takie zabawy [z zagranicznymi jednostkami - red.] dla celów propagandowych” - stwierdził Hitler w rozmowie z Himmlerem. „Jednak jeśli broni jest za mało, to takie zagrania są całkowicie nieuzasadnione.

Niemcy skapitulowały w półtora miesiąca po tej rozmowie. Na zmianę kursu było za późno.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia