Tomasz Plaskota: Co zadecydowało, że Ferdynand Antoni Ossendowski przez pewien czas należał do piątki najbardziej popularnych pisarzy na świecie, a łączny nakład jego książek sięgnął 80 mln egzemplarzy?
Przemysław Słowiński: Zagraniczni recenzenci zestawiali książki Ossendowskiego z dziełami Rudyarda Kiplinga, Maurycego Maeterlincka, Curzio Malapartego czy Josepha Conrada, a londyński „Times” porównywał go z Jackiem Londonem. Na pytanie odpowiem słowami „Wielkiego Kpiarza”, laureata literackiej Nagrody Nobla za 1925 r.: „Ossendowski wprowadził do literatury nowy powiew, łącząc wspaniałą fantazję pisarską z głęboką wiedzą, poczuciem artystycznej miary i humanitarnym”. Nie bez znaczenia była też aktualność jego największych bestsellerów, „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” czy „Lenina”. No i osobowość pisarza. Dodam, że jego książki przetłumaczono na 30 języków, łącznie z urdu i japońskim.
Wiadomo, o czym rozmawiał z Rasputinem?
Ossendowski nigdy nie rozmawiał z Rasputinem. Spotkał go tylko przypadkowo, co opisał tak: „Kiedyś w Petersburgu jechałem tramwajem. Była godzina poranna i publiczności było mało. Czytałem gazetę i naraz poczułem wprost fizyczne uderzenie w głowę. Szybko obróciłem się na prawo i spotkałem się z oczyma wysokiego, chudego człowieka o ascetycznej, nieruchomej twarzy. Był ubrany bogato, we wspaniale futro sobolowe i takąż czapkę, lecz krój ubrania był dziwny i przypominał sutannę mnichów. Nie wiedziałem, co myśleć, gdyż spostrzegłem wysokie buty z cholewami, a gdy wyjmując chustkę do nosa, rozpiął futro, mignęła na chwile zwykła rosyjska koszula z czerwonego jedwabiu. Znowu uczułem potrzebę patrzenia w oczy dziwnego człowieka. Naraz z przerażeniem zauważyłem, że te oczy znikły, a na ich miejscu krzyżowały się i jeżyły jakieś świetlne promienie, zasłaniające ode mnie jego oczy i część twarzy. Naraz oczy znowu się ukazały i na twarzy nieznajomego zjawił się pogardliwy i szyderczy uśmiech. Zrozumiałem, że robił na mnie doświadczenia swej hipnotycznej siły. Postanowiłem więcej na niego nie patrzeć i wytrwałem. Gdy wychodziłem, musiałem przejść obok nieznajomego. Dotknął mnie ręką i rzekł: Wiem, że jesteś literatem! A tymczasem nie chcesz patrzeć na mnie? Przecież jestem Rasputin, Grzegorz Rasputin – boży człowiek”.
Czym zajmował się Ossendowski podczas rewolucji bolszewickiej?
Głównie ucieczką przed jej skutkami, czego rezultatem była m.in. opisująca tę eskapadę, wydana najpierw w 1922 r. w Stanach Zjednoczonych jako „Beasts, Men and God” powieść „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”, która przyniosła mu międzynarodową sławę. Zapis niesamowitych przygód, gdy w czasie rosyjskiej wojny domowej uciekał przed bolszewikami przez Azję Centralną – Syberię i Mongolię w kierunku brytyjskich posiadłości na południu Chin i dalej, do Japonii. Ossendowski miał okazję widzieć narodziny bolszewizmu, przeciwko któremu jako człowiek inteligentny odruchowo buntował się od samego początku. Mieszkając w Petersburgu, zobaczył również samą rewolucję, pierwsze represje i krew na ulicach. Jesienią 1918 r., na wieść o interwencji aliantów na Syberii, opuścił zrewoltowany Petersburg i przedarłszy się przez Ural, dotarł do Omska, gdzie zajmował się rozpracowaniem metod i kierunków działania propagandy bolszewickiej w Azji. Uważał bowiem, podobnie jak ogromna większość znajdujących się na Syberii i Dalekim Wschodzie Polaków, że w istniejącej sytuacji na zachodnim froncie jego patriotycznym obowiązkiem jest maksymalnie szkodzić wrogowi, który w tym samym czasie usiłował zadać śmiertelny cios Warszawie.
Jaką rolę odegrał w czasie rewolucji w Mongolii?
Doskonale znający geografię i miejscowe języki Ossendowski stał się zaufanym doradcą i powiernikiem niejakiego Romana Von Ungern–Sternberga, ze względu na brutalne metody walki z bolszewikami nazywanego „Krwawym Baronem”. Ten niemiecki szlachcic z Estonii, oficer carskiej armii, był potomkiem inflanckich piratów, mistykiem. W Mongolii, którą wyzwolił na krótko z rąk bolszewików, uznano go za bohatera. Jedni czcili go niczym Boga, inni bali się jak demona. Zafascynowany buddyzmem i kulturą Wschodu Ungern chciał stanąć na czele wielkiego państwa mongolskiego niczym Czyngis–chan.
Gdzie może być ukryty skarb barona Ungerna?
Sam chciałbym to wiedzieć. Podobno to właśnie Ossendowskiemu „Krwawy Baron” powierzył miejsce ukrycia tego skarbu, przekazanej mu przez admirała Aleksandra Kołczaka kasy Białej Gwardii – skrzyń złotych monet wzbogaconych o dobra zrabowane przez bolszewików z buddyjskich klasztorów. Po wybuchu wojny domowej w Rosji majątek cara Mikołaja II, na który składały się m.in. zasoby srebra i złota (o wadze 1200-1600 ton), dostał się w ręce bolszewików, a następnie jego część odzyskał admirał Kołczak. Potem dobra te trafiły podobno do Ungerna. Na dodatek Krwawy Baron zarekwirował podobno zaległą kontrybucję, ściąganą w srebrze przez Chiny z Mongolii… Jak twierdzą historycy, znajdowało się tam podobno także około 2 tysięcy bezcennych posążków lamaickich bóstw pokrytych złotem, jaspisy, skrzynie lapis - lazuli, tabakiery z nefrytu i agatu oraz brylanty. Niektóre o wielkości pięści małego dziecka… Ossendowski nigdy oficjalnie nie wspomniał o schowanym przez barona jednym z największych i najcenniejszych skarbów świata, który miał posłużyć do sfinansowania kolejnej wojny z komunistami... Nie zaprzeczył również plotkom, że poznał tajemnicę jego ukrycia. Stwierdził tylko, że „w jednej z jego książek znajduje się fotografia miejsca, w którym ukryte jest złoto”. Do dziś wiele osób jest przekonanych, że między wierszami „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” pisarz ukrył klucz do jego odnalezienia. Proszę uważnie przeczytać to dzieło i spróbować ten klucz odnaleźć. Mnie się nie udało.
Dlaczego stał się osobistym wrogiem Lenina?
To tylko taka metafora. Lenin zmarł w 1924 r., a jego biografia pióra Ossendowskiego ukazała się dopiero w 1930 r. Powieść „Lenin” spowodowała nienawiść bolszewików do autora, którzy wydali na niego wyrok śmierci – książka ukazała bowiem prawdziwy obraz rewolucji październikowej i jej wodza. Ossendowski zburzył nią na zawsze oblicze „wielkiego” i „szlachetnego” przywódcy. Polak był jeżeli nie pierwszym, to z pewnością jednym z pierwszych, którzy ośmielili się uderzyć w mit, w symbol, w legendę, w bożyszcze, w idola milionów ogłupiałych z głodu i nędzy biedaków z całego świata. Polski pisarz zdemaskował również metody, którymi posługiwali się bolszewicy, żeby oszukiwać cudzoziemców.
Ossendowski zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach pod koniec wojny. To prawda, że przewidział swoją śmierć?
Nie do końca. To nie on przewidział, lecz przepowiedzieli mu buddyjscy lamowie. Miał umrzeć dopiero wtedy, kiedy baron von Ungern Sternberg się o niego upomni… Będący ozdobą przedwojennych wieczorków literackich i spotkań towarzyskich pisarz bawił więc panie anegdotką, że jest nieśmiertelny – no bo „Krwawego Barona” już od dawna nie było na tym świecie. Życie jednak dopisało do tej anegdotki nieoczekiwaną pointę… 2 stycznia 1945 r. odwiedził Ossendowskiego niemiecki oficer, który przedstawił się jako… von Ungern Sternberg. Nazajutrz pisarz już nie żył. Kim był ten tajemniczy człowiek, czego dotyczyła wizyta - można się dowiedzieć z książki „Książę Przygody”.
Czemu NKWD rozkopało grób pisarza?
Ścigali go przez lata z niezwykłą zajadłością, aby zemścić się. Była to nienawiść wręcz fascynująca, niemal kliniczny jej przypadek. A kiedy wydawało się, że go dopadli, nie mogli uwierzyć, że wymknął im się z rąk ot tak, po prostu, umierając kilkanaście dni wcześniej. Przyszli po niego już 17 stycznia, tego samego dnia, kiedy Armia Czerwona dotarła do Warszawy. Wietrząc w tym jakąś kolejną „chitrost” pisarza, nie tylko kazali rozkopać jego grób, ale sprowadzili miejscowego dentystę, aby szczegółowo porównał uzębienie nieboszczyka z dokumentacją zębów Ossendowskiego.