Na początku II wojny światowej Niemcy uznali Irlandię za żyzny grunt dla roboty szpiegowskiej. Brytyjczycy zgadzali się taką opinią. W końcu września 1939 r. MI6 sporządziła dramatycznie sensacyjny raport na temat sytuacji w tym kraju stwierdzający: "nie można wykluczyć, że IRA spróbuje dokonać rewolucji". Brytyjczycy skoncentrowali uwagę na mający niemieckich właścicieli hotel w Inver w hrabstwie Donegal. Dlaczego? Bo czasem zatrzymywali się tutaj pracownicy niemieckiej ambasady.
Z punktu widzenia Berlina zbieranie informacji wywiadowczych praktycznie mijało się z celem, gdyż Irlandia nie skrywała żadnych znaczących tajemnic wojskowych. Mieszkało tam raptem 318 Niemców i 149 Włochów. Mimo to Abwehra żywiła przekonanie, że jeśli uda się przekonać działającą w podziemiu IRA do podjęcia kampanii sabotażowej przeciw celom wojskowym na brytyjskiej północy i na samej wyspie, to Niemcy na tym skorzystają. Dlatego w latach 1939-1943 wielu emisariuszy Abwehry kontaktowało się z terrorystami, by działać przeciw wspólnemu wrogowi.
Jeden ze stałych i dominujących rysów wszelkich niemieckich operacji dotyczących Irlandii polegał na tym, że towarzyszył im porażający brak wiedzy na temat tego kraju. Pierwszym niemieckim agentem wysłanym tam w lutym 1939 r. był Oscar Pfaus. Przed wyjazdem zasięgnął on informacji u entuzjasty celtyckiego folkloru Franza Fromme. Agent przybył do Dublina przez Harwich. Tu przedstawiono go lubiącemu ostro popić "generałowi" Eoinowi O'Duffy, przywódcy irlandzkich faszystów spod znaku Ruchu Błękitnych Koszul - duchowych sojuszników nazistów.
IRA postanowiła zająć się niemiecką propozycją. Jako swojego negocjatora wysłała Jima O'Donovana. Razem z żoną popłynął on statkiem do Hamburga. Po przybyciu do portu niemieccy celnicy znaleźli ukryte przez małżonków kilka kartonów papierosów. Nakazano rewizję osobistą. O'Donovan uniósł się szlachetnym gniewem. Para wróciła do domu mocno urażona. I bez broni.
W następnych miesiącach Abwehra z coraz większą irytacją śledziła to, co uznawała za zupełnie nieodpowiedzialne zachowania IRA, która atakowała angielskie kina, budki telefoniczne, a nawet włamywała się do zwykłych skrzynek pocztowych. Czyniła to przy tym w sposób niewnoszący nic do sprawy niemieckiej wygranej ani irlandzkiego zjednoczenia.
W takiej sytuacji Abwehra wysłała nowego agenta celu zaprowadzenia na miejscu teutońskiej dyscypliny. Ernest Weber-Drohl był Austriakiem drobnej budowy ciała. Miał już ponad sześćdziesiątkę na karku i o dziwo rozwijał przedtem zupełnie absurdalną, wziąwszy pod uwagę jego sylwetkę, karierę cyrkowego atlety. Jedyna kwalifikacja tego cyrkowca do reprezentowania Hitlera polegała na tym, że spłodził dwoje dzieci irlandzkiej dziewczynie.
Tuż przed wypłynięciem do Szmaragdowej Wyspy na pokładzie niemieckiego U-Boota jego przyszły radiotelegrafista rozwinął tak gwałtowną awersję do agenta, że odmówił wyjazdu i wspólnej pracy. Zatem w marcu 1940 r. mały siłacz znalazł się sam na obcej ziemi. W wyświechtanym ubraniu parł przez ciemność i coraz wyższe fale w stronę brzegu. W ręku ściskał radiostację i gruby plik banknotów. Z pontonu uszło powietrze. Zupełnie przemoczony szpieg w końcu dotarł - czy lepiej: został wyrzucony - na brzeg i ruszył w stronę Dublina.
Tu zjawił się w domu Jima O'Donovana. Ten odstawił na bok upokorzenie, którego doznał w Hamburgu i serdecznie ugościł Austriaka. Weber-Drohl wręczył mu podpisane przez siebie przesłanie adresowane do [Wojskowej] Rady IRA. Dołączył też przeprosiny - zamiast przekazać wręczone mu w Berlinie 15,1 tys. dol., przekazuje o 600 dol. mniej, bo potrzebował gotówki. Krótko po tym aresztowano go w hotelu i postawiono zarzut nielegalnego przybycia do Irlandii. Został zwolniony po wpłaceniu kaucji, ale natychmiast znowu go aresztowano i internowano. Po wyjściu pozostał w Irlandii.
Ambasada Niemiec w tym kraju usilnie perswadowała teraz Berlinowi, by nazistowscy agenci nie spotykali się z ludźmi IRA. Abwehra jednak pozostała nieugięta w myśl zasady - wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi. Specjalnym doradcą ds. Irlandii mianowano teraz 35-letniego wykładowcę politologii i zagorzałego nazistę dr. Edmunda Veesenmayera. Abwehra przeprowadziła też konsultacje z Francisem Stuartem, który w samym środku wojny zjawił się w Berlinie z wykładami na temat literatury angloirlandzkiej. Ten intelektualista był fanatycznie oddany sprawie nacjonalizmu.
W kwietniu 1940 r. zjawił się tam też członek IRA Stephen Held z "irlandzką" połową funtowego banknotu przedartego przez Oscara Pfausa. Proponował, aby niemiecka armia dopłynęła amfibiami w pobliże Derry i zajęła brytyjski Ulster. Do Berlina dotarł też szef personelu IRA Sean Russel. Wszyscy ci ludzie namawiali Niemców do wykorzystania historycznej sposobności. Kolejnym emisariuszem Ab wehry został Hermann Gortz. Wybór niezwykły. Wysłać do Irlandii prawnika w średnim wieku, który nigdy tam nie był, to prawdziwa sztuka. Gortza zrzucono na spadochronie w nocy. Wylądował jednak niezbyt dokładnie - niedaleko Ballivor w hrabstwie Meath, około 110 km od zakładanego miejsca zrzutu. Lądując, zgubił zarówno radiostację, jak i podręczną łopatę mającą służyć do zakopania spadochronu. Zaczął maszerować na południe, by spotkać się z Iseult Stuart, żoną członka IRA, wykładowcy literatury w Berlinie. W końcu spotkał się z nią w Larach Castle, niedaleko Dublina. Stuart wezwała O'Donovana, a ten zabrał gościa ze sobą.
Później szpieg miał okazję przekonać się, jak funkcjonuje typowy dla Irlandii chaotyczny kłębek różnych interesów. Czterech młodych członków IRA zażądało od niego pieniędzy, które przywiózł z Niemiec. Grozili mu przez półtorej godziny. Dopiero wtedy zabrał go Stephen Held.
7 maja 1940 r. w samym sercu Dublina IRA chciała przejąć korespondencję do sir Johna Maffeya, brytyjskiego wysłannika w Irlandii. Wywiązała się strzelanina między policją a uzbrojoną grupą IRA. Irlandzki rząd był wciekły. Gortz nie odmówił sobie przyjemności wygłoszenia kazania na temat tak nieodpowiedzialnego zachowania - było jasne, że rząd zacznie teraz nękać terrorystów. Niemiec bał się, że sam zostanie aresztowany i skazany jako zwykły szpieg, a nie jako chorąży dumnie niosący sztandar niepokonanej niemieckiej armii.
22 maja stało się to, co musiało się stać - policja weszła do domu Helda. Gortza akurat nie było, ale funkcjonariusze znaleźli jego spadochron, książki kodowe, informacje na temat irlandzkich instalacji militarnych i pokaźny zwitek banknotów. Aresztowano samego gospodarza i Iseult Stuart, którą zresztą szybko zwolniono.
Nie wiemy, co zrobił Gortz. Twierdził później, że wyrwał się z policyjnej obławy i ukrył w górach Wicklow, gdzie przemoknięty od deszczu miał cierpieć głód. Ta wersja nie jest jednak pewna. Pewne jest natomiast tylko to, że przez następne miesiące ukrywało go jako "pana Robinsona" kolejno kilka zagorzałych członkiń IRA w Dublinie. Wysyłał raporty drogą morską poprzez marynarzy, jednak żaden z nich nigdy nie dotarł do Berlina. Zresztą Abwehra i tak miałaby z nich niewielki pożytek. Ten samotny, nieszczęśliwy i naprawdę godzien litości człowiek tak bardzo pragnął wrócić do domu, że na próżno starał się nawet o kupno łodzi.
Niemiecki ambasador w Dublinie Eduard Hempel z rozdrażnieniem opowiadał, że jego zdaniem saga Gortza to brytyjski spisek mający na celu przyciągnąć Irlandię do wojny po stronie sojuszników. Jednak władze w Dublinie nie posiadały się z wściekłości, że Berlin współpracował z ich terrorystycznymi wrogami z IRA. Mimo to Abwehra nie odpuszczała. Wraz z rozwijaniem planów Operacji Lew Morski - nigdy nie zrealizowanej zbrojnej inwazji na Wielką Brytanię - Berlin coraz bardziej desperacko próbował rozmieszczać w Irlandii swoich agentów. Ot tak, na wypadek gdyby wyspa okazał się miejscem ważnym ze strategicznego punktu widzenia. W czerwcu 1940 r. wysłano tam kolejnych dwóch szpiegów z hamburskiego oddziału Abwehry. Jeden z nich, 58-letni Walter Simon, był kolejnym wyjątkowo już wiekowym kandydatem do walki partyzanckiej na obcym terenie. Ten niemiecki marynarz spędził lata I wojny światowej w obozie dla internowanych w Australii.
12 czerwca 1940 r. niemiecki U-Boot z Simonem na pokładzie pod osłoną nocy wpłynął do Dingle Bay. Szpieg dotarł do brzegu, zakopał swoją radiostację i ruszył w kierunku Dublina. Szybko jednak go wyśledzono i aresztowano. Obciążające było już samo posiadanie sporego pliku banknotów. Przed sądem zademonstrowano jednak i kolejny dowód - odkopaną radiostację. Simon wiedział, że jego los jest już przypieczętowany. W więzieniu - o ironio! - spotkał Willy'ego Peretza drugiego, nieznanego mu, agenta Abwehry, który brał udział w tej samej misji, tyle że lądował w innym miejscu. Góra z górą się nie zejdzie, ale szpieg ze szpiegiem - zawsze.
Max Hastings