Kim byli cichociemni i jak ich rekrutowano? Łukasz Płatek z krakowskiego oddziału IPN odpowiadał o nieocenionej roli "ptaszków"

Aleksandra Łabędź
Gen. Władysław Sikorski w ośrodku szkoleniowym cichociemnych w Audley End dekoruje ppor. Michała Fijałkę Orderem Virtuti Militari. W pierwszym szeregu stoją od lewej po cywilnemu: ppor. Jan Woźniak, por. Bolesław Kontrym, por. Tadeusz Gaworski, por. Hieronim Łagoda, za nim ppor. Władysław Kochański, por. Leonard Zub-Zdanowicz, por. Stanisław Winter (28 sierpnia 1942)
Gen. Władysław Sikorski w ośrodku szkoleniowym cichociemnych w Audley End dekoruje ppor. Michała Fijałkę Orderem Virtuti Militari. W pierwszym szeregu stoją od lewej po cywilnemu: ppor. Jan Woźniak, por. Bolesław Kontrym, por. Tadeusz Gaworski, por. Hieronim Łagoda, za nim ppor. Władysław Kochański, por. Leonard Zub-Zdanowicz, por. Stanisław Winter (28 sierpnia 1942) Domena publiczna
Zrekrutowano 2413 ochotników, skoczyło 316. Kim byli cichociemni, jak ich szkolono i co się z nimi działo po zrzucie? Na to i wiele innych pytań odpowiedział Łukasz Płatek z Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Krakowie, który poprowadził spotkanie w ramach cyklu comiesięcznych wykładów w Centrum Edukacyjnym IPN „Przystanek Historia". W środę, 25 stycznia, odbył się wykład pt. "Cichociemni - rekrutacja, szkolenie, przerzut do Polski. Takich ludzi żądał dla kraju pierwszy komendant AK gen. "Grot". Organizatorami wydarzenia byli: Oddział IPN w Krakowie oraz Klub Historyczny im. gen. Stefana Roweckiego "Grota".

- 18 stycznia minęła 80 rocznica jednej z najbardziej znanych akcji AK, odbicia ponad 40 więźniów z więzienia w Mińsku. Brało w niej udział czterech cichociemnych, a jeden z nich podczas tej akcji został również odbity. Za niespełna trzy tygodnie będziemy obchodzili kolejną rocznicę pierwszego skoku cichociemnych do Polski. W nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku udało się udowodnić, że zrealizowanie łączności lotniczej z Wielkiej Brytanii do okupowanego kraju jest możliwe. Wtedy skoczyło dwóch cichociemnych - mówił Łukasz Płatek.

25 stycznia w siedzibie Centrum Edukacyjnego IPN "Przystanek Historia" w Krakowie Łukasz Płatek pomysłodawca i współautor gry planszowej „Cichociemni. Spadochroniarze AK” odpowiadał na wiele nurtujących pytań: kim byli cichociemni i jak ich rekrutowano? Ilu chętnych na powrót do Polski "najkrótszą drogą" zaczęło, a ilu ukończyło szkolenia? Czy w latach 1939 - 1940 była szansa, by zrzucić do okupowanej Polski pierwszych skoczków?

- Byliśmy przygotowywani do zadań indywidualnych, choć mieliśmy poczucie zbieżności celów. Cichociemny to był żołnierz sam dla siebie i jako wsparcie dla cywili w kraju. Nasza grupa była odpowiedzią na wojnę totalną wydaną nie tylko armiom ale także cywilom. Takich ludzi żądał dla kraju pierwszy komendant AK gen. Grot” - przywoływał słowa P. Bystrzyckiego ps. Grzbiet krakowski oddział IPN.

Cichociemni, czyli kto?

- Romantyczni szaleńcy, niespokojni awanturnicy, urodzeni bohaterowie, nadludzie w stylu Jamesa Bonda, którzy wychodzili cało z rozpadającego się na drobne kawałki budynku? Nie! To ludzie z krwi i kości - tłumaczył Łukasz Płatek.

Czy bali się skoków spadochronowych? Jak sami mówili, nie było to dla nich żadnym bohaterstwem, a zwykłym sprawdzianem woli.

- Każdy boi się przed skokiem, nawet ten co ma ich setkę za sobą. Strach jest rzeczą ludzką, tylko panowanie nad nim jest sposobem poznawania żołnierzy, dlatego spadochroniarstwo jest naprawdę szkołą charakterów, a sam skok egzaminem wojskowej dojrzałości - cytował słowa Wiesława Szpakowicza prowadzący wykład.

Cichociemni to po prostu ludzie, którzy byli bardzo ideowi, patriotyczni i świetnie wyszkoleni. Byli żołnierzami polskich sił zbrojnych na Zachodzie, szkoleni od jesieni 1940 roku i od przełomu 1943 - 1944 r. we Włoszech, a także przeznaczeni do służby w szeregach ZWZ/AK, którzy po złożeniu przysięgi na rotę ZWZ/AK nocą zostali przerzuceni do kraju. Choć dzisiaj nazywa się ich cichociemnymi, podczas wojny nazywano ich - organizatorami, zrzutkami czy też ptaszkami.

W Wielkiej Brytanii i we Włoszech zdobywali umiejętności, które pozwalały uzupełnić te braki, których w kraju w warunkach okupacyjnych nie dało się szybko zniwelować. Mowa tutaj choćby o zwykłym strzelaniu, czy prowadzeniu pojazdów. Poza granicami okupowanego kraju mieli możliwość uczenia się różnego rodzaju broni, a następnie szkolenia z tej wiedzy żołnierzy w RP. Poza granicami kraju nie zawsze źle im się powodziło, ponieważ dostawali żołd, zakładali rodziny, czy też chodzili na dancingi. Jednak wbrew temu ciągle mieli motywację powrotu do RP, za którą tęsknili.

Jak wyglądała ich rekrutacja?

- O tym, że jest szansa po przejściu szkolenia wysłania żołnierza do kraju wiedzieli dowódcy jednostek i to oni zazwyczaj z tego grona żołnierzy, których mieli typowali kilku lub kilkunastu na rozmowę. Pewnego dnia przyjeżdżał do jednostki oficer z oddziału drugiego lub z oddziału szóstego i odbywało się spotkanie, które bez względu na swój wynik pozostawało w tajemnicy - mówił Płatek.

Czasami w sposób mocno wyolbrzymiony przedstawiano kandydatom sytuację, która aktualnie panowała w kraju, by mieli wiedzę na co się piszą. Naturalnie mogli z tego zrezygnować bez ponoszenia żadnej odpowiedzialności. Obserwowanie kandydatów podczas tej rozmowy pozwalało zrozumieć jaką mają motywację i czy sobie poradzą. Decyzja zawsze należała do kandydata, ponieważ tylko ten, który dobrowolnie decydował się na wstąpienie do cichociemnych mógł dać sobie radę później w kraju. Nie wszyscy, którzy brali udział w kursach je przeżyli. Ci którzy poradzili sobie z karkołomnymi szkoleniami udowodnili, że m. in. da się nauczyć skoków ze spadochronem w 4-6 tygodni. Szkolono dywersantów, lotników, łącznościowców, wywiadowców, oficerów broni pancernej, sztabowców oraz specjalistów od legalizacji dokumentów i wielu innych.

- Zrekrutowano 2413 ochotników, szkolenie ukończyło 605. Do kraju zostało wytypowanych 579, skoczyło 316. 103 poległo w trakcie wojny z rąk okupanta niemieckiego, 9 na skutek lotu - wyliczał podczas wykładu Łukasz Płatek.

Cichociemni wrócili do okupowanego kraju pod osłoną nocy. Zrzucano ich razem z bronią, lekarstwami i pieniędzmi.

Co działo się po zrzucie?

- Według idealnego planu samolot startował o godz. 19 z Londynu. Około godz. 24 skoczkowie na hasło "GO" skakali w ciemną przepaść na spadochronach. Lądowali, na dole czekali na nich żołnierze placówki odbiorczej. Czasami wymieniali hasła, czasami nie, wpadali sobie w ramiona. Cichociemni pomagali przy zlokalizowaniu i zebraniu zasobników, które zostały rzucone razem z nimi i szli do gospodarstwa rolnego - mówił Płatek.

Czasami mieli kilka godzin na sen, czasami nie. Następnie musieli przejść na stację kolejową, gdzie rozdzielali się, kupowali sobie bilety i jechali do Warszawy. Tam musieli się udać po wcześniej ustalony adres i z tego miejsca dzwonili po tzw. "ciotki" - czyli opiekunki z Komendy Głównej AK, które opiekowały się "zrzutkami" po skoku. W kolejnym mieszkaniu odbywali tzw. kwarantannę od warunków panujących w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech, przyzwyczajając się do tych, które panowały w okupowanym kraju. Ciotki miały za zadanie oprowadzić ich po Warszawie i nauczyć jak unikać łapanek.

Krakowski Klub Historyczny im. Gen. Stefana Roweckiego "Grota"

- Organizowane w ramach klubu spotkania z historykami oraz z publicystami, świadkami historii, twórcami dzieł kultury o tematyce historycznej służą krzewieniu zwyczaju debaty publicznej oraz popularyzacji wiedzy na temat historii Polski, ze szczególnym uwzględnieniem polskiego czynu zbrojnego będącego odpowiedzią na okupację hitlerowską i sowiecką - opisuje krakowski oddział IPN.

Spotkania odbywają co miesiąc w Centrum Edukacyjnym IPN „Przystanek Historia” w Krakowie przy. ul. Juliana Dunajewskiego 8.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia