Krwawa pacyfikacja Michniowa. Skala brutalności przeraża. Dr Tomasz Domański: "Niemcy mieli świadomość ogromu zbrodni"

Bartosz Dybała
Niemcy w Michniowie, jeszcze przed pacyfikacją wsi
Niemcy w Michniowie, jeszcze przed pacyfikacją wsi https://echodnia.eu/
Rocznica. W czasie pacyfikacji Michniowa 12 i 13 lipca 1943 r. Niemcy zabili ponad 200 osób. Skala brutalności była bardzo duża. Niemcy mieli świadomość ogromu zbrodni, które popełnili. - Świadczy o tym fakt, że po brutalnej pacyfikacji Michniowa ewidentnie fałszowali dokumenty, dotyczące tej zbrodni. Zachowały się oryginały raportów kieleckiego gestapo, z których jasno wynika, że Niemcy próbowali zaniżać liczbę zabitych - twierdzi w rozmowie z nami dr Tomasz Domański, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej.

Brutalna pacyfikacja Michniowa. "Musimy o niej pamiętać"

Podczas pacyfikacji Michniowa 12 i 13 lipca 1943 roku Niemcy wymordowali ponad 200 osób.

Najpierw uderzyli w mieszkańców wsi, którzy współpracowali z Armią Krajową. Skąd wiedzieli, które osoby wspierają podziemie niepodległościowe? Jak twierdzi w rozmowie z nami dr Tomasz Domański z Instytutu Pamięci Narodowej, niemieckie jednostki policyjne, które przybyły do wsi nad ranem 12 lipca 1943 r., miały przygotowane listy proskrypcyjne z nazwiskami osób, podejrzewanych o współpracę z AK. Historyk zapewnia nas, że do dziś nie wiadomo, kim była osoba bądź osoby, które donosiły do Niemców.

Jak mówi dr Domański, podejrzenie pada na ppor. Jerzego Wojnowskiego ps. "Motor", żołnierza porucznika Jana Piwnika ps. "Ponury", który dowodził w tym czasie dużym Zgrupowaniem Partyzanckim AK "Ponury". - "Motor" był agentem gestapo pod ps. "Garibaldi" i "Mercedes". Być może informacje Niemcom przekazywał mężczyzna o nazwisku Twardowski z sąsiedniej wsi Orzechówka - podkreśla.

Niezależnie od tego, kto odpowiadał za tworzenie list imiennych mieszkańców, Niemcy wiedzieli o związkach wsi z podziemiem niepodległościowym. Pierwszego dnia pacyfikacji to głównie te osoby były mordowane oraz represjonowane, a przede wszystkim spalone żywcem w kilku wybranych stodołach.

Skala bestialstwa była bardzo duża

Dlaczego Niemcy tak skrupulatnie przygotowywali się do pacyfikacji świętokrzyskiej wsi? Co było głównym powodem tego, że to Michniów był wyjątkowy pod względem działalności konspiracyjnej?

- Dlatego, że to właśnie w Michniowie na dużo większą skalę niż w innych wsiach dochodziło do współpracy między lokalną społecznością, a żołnierzami Armii Krajowej - odpowiada dr Tomasz Domański. W Michniowie powstała placówka najpierw ZWZ, a potem AK, która miała kryptonim "Kuźnia".

- Zakonspirowanych było w niej ok. 40 mieszkańców. To bardzo dużo, jak na jedną wieś. Ważne znaczenie w odpowiedzi na pytanie, dlaczego akurat ta wioska tak bardzo zaangażowała się w pomoc żołnierzom podziemia ma fakt, że dosłownie parę kilometrów od niej kwaterowały oddziały Armii Krajowej. Dowodził nimi wspomniany Jan Piwnik, ps. "Ponury". Przybył w Kieleckie, by scalić pod swoją komendą różne oddziały AK, które powstawały spontanicznie na tym obszarze - przekonuje Domański.

Plan pacyfikacji Michniowa powstał 8 lipca 1943 roku na dystryktowym poziomie dowodzenia, najprawdopodobniej w Radomiu. Ustalono wówczas szczegóły wymordowania mieszkańców wsi.

Symptomy tego, że dojdzie do ataku okupanta na wioskę były już na dzień przed pacyfikacją.

- Wówczas mieszkańcy zauważyli w Michniowie niemiecki samochód. Jadący nim ludzie dokonywali rekonesansu przed atakiem. Nie wzbudziło to jednak większego zainteresowania wśród lokalnej społeczności, bo w tamtym okresie powszechne były sytuacje, gdy Niemcy pojawiali się w świętokrzyskich miejscowościach - informuje w rozmowie z nami historyk IPN.

Nie skończyło się tylko na wymordowaniu mieszkańcach Michniowa. Opuszczając wioskę, Niemcy uprowadzili ze sobą 18 kobiet oraz dziewcząt, które wywieziono do Niemiec na roboty przymusowe.

- Z wioski wywieziono również 10 osób, które Gestapo poddało torturom i przesłuchaniom, celem wyciągnięcia od nich informacji na temat działalności podziemia niepodległościowego - twierdzi historyk.

13 lipca żołnierze Ponurego dokonali odwetu, atakując pociąg niemiecki "nur für Deutsche".

Strona polska podała, że zabito i raniono 180 Niemców. Niemiecka, że było to kilkanaście osób (5 zabitych i 14 rannych). W odwecie oddziały żandarmerii niemieckiej raz jeszcze uderzyły na Michniów.

- Jednak ostrze ataku nie zostało skierowane na żołnierzy Ponurego, ale ofiarami padły w większości kobiety, dzieci, noworodki, starcy. Zabijano zupełnie bezbronne osoby. Niemcy weszli do wioski od strony zachodniej, mordując wszystkie napotkane osoby i paląc zabudowania - przypomina Tomasz Domański.

Niemcy mieli świadomość ogromu zbrodni, które popełnili. Świadczy o tym fakt, że po brutalnej pacyfikacji Michniowa ewidentnie fałszowali dokumenty, dotyczące tej zbrodni. Zachowały się oryginały raportów kieleckiego gestapo, z których jasno wynika, że Niemcy próbowali zaniżać liczbę zabitych.

- W jednym mowa jest o 21 mieszkańcach, którzy mieli stawiać opór, a w innym o ponad 50 rozstrzelanych pod zarzutem współpracy z "bandytami". Wiemy, że straty w ludziach były dużo większe. Ponadto z relacji świadków wynika, że nikt nie stawiał oporu: zabijano nieuzbrojone osoby. Jednocześnie jeden z policjantów niemieckich Adalbert Mayer, który brał udział w pacyfikacji, m.in. za te czyny otrzymał odznaczenie - informuje w rozmowie z nami dr Domański.

Pacyfikację przeżyło około 30 mieszkańców wioski

Niemcy wydali zarządzenie, które zakazywało odbudowy wsi i osiedlania się na jej terenie. Po to, aby całkowicie odciąć Armię Krajową od pomocy ze strony mieszkańców, a samą wieś wymazać z pamięci.

- Zakaz objął też uprawę okolicznych pól. Mimo to ludzie wracali do wioski: tego, co z niej zostało. Uprawiali pola i próbowali przetrwać - mówi historyk. - Niemcy ostrzeliwali te osoby. Mamy potwierdzony przypadek zabójstwa - dodaje. Przypomina, że z kolei rodzinę Antoniego Materka aresztowano w sąsiedniej wsi i wywieziono na posterunek żandarmerii niemieckiej w miejscowości Bodzentyn, gdzie żandarmi czynili przygotowania do zamordowania tych ludzi. Na szczęście, dzięki pomocy funkcjonariusza Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa, całą rodzinę Antoniego Materka ocalono.

Dr Tomasz Domański mówi, że powinniśmy pamiętać o pacyfikacji Michniowa.

- Ze względu na wszystkie fakty, o których wspomnieliśmy, czyli m.in. na masową współpracę michniowian z Armią Krajową, ale też brutalność i ogrom zbrodni, dokonanej przez Niemców. Ale przede wszystkim powinniśmy o niej pamiętać dlatego, że ona pokazuje nam współczesnym, jak bardzo polska wieś angażowała się w działalność konspiracyjną i jak niejednokrotnie wielką cenę za tę postawę zapłaciła, a ta wiedza nie jest powszechna - reasumuje dr Tomasz Domański z IPN.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wiemy ile osób zginęło w powodzi

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia