„Gruchnęła salwa karabinów maszynowych”. Ponura masakra Kitowa na Zamojszczyźnie. Teraz te tragiczne wydarzenia będą wspominane

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Straż niemieckich kolonistów (z tyłu w mundurach) oraz prawdopodobnie polscy pracownicy. Zdjęcie wykonał podczas ostatniej wojny w okolicach Skierbieszowa Wincenty Podolak. Możliwe, że autorką jest jednak jego siostra - Teodozja (rodzeństwo miało ten sam sprzęt fotograficzny). Fot. ze zbiorów Adama Gąsianowskiego.
Straż niemieckich kolonistów (z tyłu w mundurach) oraz prawdopodobnie polscy pracownicy. Zdjęcie wykonał podczas ostatniej wojny w okolicach Skierbieszowa Wincenty Podolak. Możliwe, że autorką jest jednak jego siostra - Teodozja (rodzeństwo miało ten sam sprzęt fotograficzny). Fot. ze zbiorów Adama Gąsianowskiego. Wincenty lub Teodozja Podolakowie
"Miejscowy sołtys, nieżyjący już dziś Roczeń, zawiadomił chłopów, że dnia 11 grudnia 1942 roku zamierzają przyjechać do Kitowa Niemcy, w sprawie nieodstawionych kontyngentów zbożowych" – czytamy w relacji Czesława Tchórza (jego wspomnienia nadesłano na konkurs zorganizowany w latach 60. ub. wieku przez "Wrocławski Tygodnik Katolików")."Gospodarze, którzy wywiązali się z nałożonych im kontyngentów, byli spokojni. Inni natomiast (…), nie dowierzali zapewnieniom niemieckim". Taki był początek potwornej pacyfikacji tej wsi.

Wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. 11 grudnia 1942 r. Niemcy otoczyli Kitów (gm. Sułów) i zamordowali 164 osoby, w tym 15 dzieci w wieku od 2 do 8 lat (wynika to z danych przygotowanych przez Gminną Bibliotekę Publiczną im. Feliksy Poździk w Sułowie). Ofiary egzekucji dobijali (skacząc po nich) okrutni, niemieccy koloniści z pobliskiego Nawozu. Z masakry ocalała tylko jedna dziewczynka, która wydostała się spod trupa swojej mamy.

Nigdy o tym wszystkim na Zamojszczyźnie nie zapomniano. W poniedziałek (29 maja) zaplanowano obchody tamtych tragicznych wydarzeń. Odbędą się one pod patronatem „Kuriera Lubelskiego”.

Ludzie stali drżący i wylęknieni

Według spisu powszechnego z 1921 r. w Kitowie stały 83 domy. Mieszkało w nich 490 osób (w tym ośmiu Żydów). Do tej malowniczej, niewielkiej miejscowości przybyła 11 grudnia 1942 roku grupa niemieckich żandarmów oraz kolonistów z Nawozu w gminie Nielisz. Wieś została otoczona, a mieszkańców wypędzono z domów. Nie wszystkich. 

"Niektóre rodziny wybijali na miejscu, w chałupach, tak np. zginęła 5-osobowa rodzina (...)" – czytamy we wspomnieniach Czesława Tchórza. "Były nieliczne wprawdzie wypadki, że niektórym osobom żołnierze niemieccy dopomogli ukryć się w budynkach. Tak ocalała 19-letnia Helena Roczeń, córka sołtysa. Wypadek ten osobiście opowiadała mi Helena Roczeń; poczęstowała ona mlekiem Niemca, który kazał jej się ukryć na strychu i wciągnąć za sobą drabinę".  

Innych mieszkańców wsi spotkał potworny los. "Spędzono ludzi na łąkę za Łętownią, niektórych mordowano od razu na miejscu, szczególnie osoby starsze i kaleki. Ludzie stali (na łące) drżący i wylęknieni, zbici w ciasną gromadę i nie zdający sobie sprawy z tego, co ich ma za chwilę spotkać (…)" – czytamy w anonimowej relacji nadesłanej do WTK. "Wówczas tłumacz wyjaśnił im powody zebrania, a mianowicie, że wszyscy zostaną za chwilę rozstrzelani za spalenie niemieckiej wsi Nawóz, ma to być ostrzeżenie dla bandytów kryjących się po lasach. Potem puszczono w ruch karabiny maszynowe". 

Ten moment wspominał także w relacji Czesław Tchórz: "Gruchnęła salwa karabinów maszynowych i tłum kitowian (…), przeszyty kulami, runął z jękiem na ziemię. Rannych niemieccy osadnicy z Nawozu dobijali. Ocalała jedna tylko 8-letnia dziewczynka, Paszkówna z Nielisza, która po odjeździe oprawców wydostała się spod trupa swej matki i lekko ranna udała się do domu". 

Wspomnienia tej dziewczynki (wprawdzie nie zgadza się jej wiek oraz niektóre szczegóły w obu relacjach, ale niemal na pewno chodzi o tę samą osobę) znaleźliśmy w drugim tomie monumentalnego dzieła pt. "Zamojszczyzna. Sonderlaboratorium SS" (książka została opublikowana w 1977 r. pod redakcją Czesława Madajczyka). Jej opowieść jest wstrząsająca.

Wszyscy muszą dziś zginąć

"Niemcy nadeszli od strony Tworyczowa. Było ich ok. 40 (…). Miałam wtedy 12 lat. Niemcy weszli do nas na podwórze, było ich dziesięciu i zaczęli wypytywać się o ojca. Odpowiedziałam, że zabrali go wczoraj. Wtedy była łapanka, następnie spędzili nas na plac. Zabrali mnie z mamą i babcią" – wspominała po latach Anna Pawelczyk z Kitowa, która ocalała z egzekucji. "W czasie drogi próbowałam uciekać, jednak nie udało mi się. Musiałyśmy dojść do placu, na którym byli ludzie z dziećmi, spędzeni z całej wsi. Dzieci były zmarznięte, wołały swoich matek (…). Niemcy, po odbytej naradzie, przyszli na plac z trzema karabinami maszynowymi i ustawili je w kierunku ludzi". 

Jeden z oprawców zaczął przemawiać. "Mówił, że wszyscy muszą dziś zginąć, gdyż współdziałają z bandami" – wspominała Anna Pawelczyk. "Wytworzyła się straszna panika, ludzie zaczęli lamentować, prosząc o darowanie życia (…). Niemcy zaczęli strzelać do zebranych ludzi. Ja w tym czasie upadłam i schowałam głowę pod pachę mamy, czekając, kiedy to się skończy". 

Jedna z kul dziewczynce przestrzeliła but. Jak potem wspominała, poczuła tylko jak przelatywała pomiędzy palcami stopy i ją poparzyła. Po pewnym czasie kanonada ucichła. Dziewczynka jednak nie poruszyła się. To ocaliło jej życie. 

"Podniosła się wówczas jedna młoda kobieta i zaczęła prosić, by jej darowano życie. Niemiec jednak strzelił do niej i na tym skończyło się jej życie" – czytamy dalej we wspomnieniach ocalonej. "Usłyszałam następnie głośny śmiech Niemców, którzy zaczęli skakać po trupach". 

Jeden z oprawców podszedł do leżącego dziecka. Badał czy dziewczynka żyje. Nie ruszała się, więc odszedł. Potem odbyło się ponowne badanie rozstrzelanych. Następnie jeden z Niemców przerzucił dziecko kilka razy: z miejsca na miejsce. 

"Myślałam, że żywcem wrzucą mnie do dołu, wówczas miałam zamiar krzyknąć, żeby mnie dobili. Jednak wiedziałam, że na placu nigdzie nie kopano dołów" – wspominała Anna Pawelczyk. "Przeleżałam na łące do nocy. Kiedy już ucichło i nie było Niemców, podniosłam głowę. Ze wsi odjeżdżały furmanki, na których piszczały gęsi, zabrane przez Niemców".

Dziewczynka usłyszała wówczas, że na łące, gdzie odbyła się egzekucja, ktoś jęczy.

"Podeszłam w to miejsce. Była to moja znajoma, której spytałam: co was jeszcze nie zabito? Odpowiedziała wówczas: a no nie kotuniu" – czytamy dalej w tych wspomnieniach. "Poprosiła mnie, bym poszła do Bzowca i zawiadomiła brata. Była to Bartosiczka z Nawozu (kobietę raniono w głowę, niebawem zmarła). Następnie rozpoczęłam poszukiwanie mamusi. Szukałam jej między trupami, odwracając wszystkie po kolei. Wśród ciemnej nocy odnalazłam mamę (…). Krzyczałam: mamusiu, mamusiu, Niemców nie ma, już pojechali! Nie mogłam uwierzyć, że ja żyję, a ktoś nie żyje". 

"Wieść o masakrze Kitowa rozniosła się jak błyskawica na całą Lubelszczyznę" – wspominał Czesław Tchórz. "W Gruszce Zaporskiej dowiedzieliśmy się o tej straszliwej zbrodni wieczorem, tego samego dnia. Miejscowa ludność była wzburzona". 

Prawie co noc widzimy łuny dalekie i bliskie

Straszne pogłoski o rzezi Kitowa dotarły także do Zamościa. "Wieś Kitów została wystrzelana do nogi, bez różnicy płci i wieku. Mało kto ocalał (…)" – pisał w swoich wspomnieniach 16 grudnia 1942 Adam Mastaliński, kronikarz z Zamościa. "Prawie co noc widzimy łuny dalekie i bliskie. W powiecie jest teraz jak na wulkanie. Chłopi pilnują się przed wysiedleniem, wystawiają czujki, a w nocy przebywają w lesie". 

Nie bez powodu. Podczas wielkiej, niemieckiej akcji wysiedleńczo-pacyfikacyjnej wysiedlono całkowicie lub częściowo mieszkańców prawie 300 wsi na Zamojszczyźnie. Zamojskie rodziny zostały przez Niemców zdziesiątkowane, rozdzielone, wiele osób zginęło. Niemieccy oprawcy niektóre miejscowości pacyfikowali i wysiedlali nawet kilka razy. Tak było również w Kitowie. Bo 10 lipca 1943 r. pozostałych przy życiu mieszkańców tej wsi wysiedlono.

Ku czci pomordowanych

Te tragiczne wydarzenia będą wspominane 29 maja w Kitowie. Uroczystość rozpocznie się na miejscowym cmentarzu o godzinie 10.20. Tam złożone zostaną wieńce i kwiaty. Zaplanowano również okolicznościowe przemówienia. W programie także msza (godz. 11.45: oprawę muzyczną zapewni Dziecięco - Młodzieżowa Orkiestra Dęta gmin Sułów i Nielisz) oraz część artystyczna w wykonaniu uczniów Szkoły Podstawowej w Tworyczowie. Ruszy także Bieg Pamięci Ofiar Pacyfikacji "Kitów 1942".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia