Zapewnia Pani, że często o losach państw decydowały nie tylko układy, wojny czy traktaty, ale także to, co działo się za zamkniętymi drzwiami sypialni władców.
Żyjący w XVII wieku pewien francuski filozof i matematyk stwierdził: „Gdyby nos Kleopatry był krótszy, inne byłyby losy świata”, nawiązując w ten sposób do związków egipskiej królowej z Juliuszem Cezarem i Markiem Antoniuszem i jej wpływów na losy Imperium Rzymskiego, bo ta ambitna kobieta potrafiła okręcić ich wokół swego małego paluszka. Tej samej sztuczki próbowała zresztą z późniejszym następcą Cezara, Oktawianem, ale ten okazał się odporny na jej urodę…
Ale Kleopatra nie była jedyną kobietą, której wdzięki zmieniły bieg historii.
Chlodwig, władca Franków, przyjął chrześcijaństwo z miłości do pięknej Klotyldy. Król Francji, Henryk IV, padł ofiarą zamachu, kiedy jechał na spotkanie z kochanką, a ponoć prawdziwą przyczyną kampanii włoskiej Napoleona było jego zauroczenie piękną panią de Castiglione.
Bywały też historie miłosne, które bulwersowały opinię publiczną. Król Anglii Henryk VIII z miłości do kobiety zerwał z papiestwem, słynna jest miłość króla Edwarda VIII do pani Simpson, która kosztowała go utratę korony.
Uroda, zmysłowość, zmienność i inne rozliczne zalety kobiet od wieków inspirują artystów, którzy chętnie malują damy swego serca. Za niektórymi obrazami kryją się dramatyczne, czasem tragiczne historie. Słynny „Szał uniesień” okazuje się być swego rodzaju „artystycznym dowodem zdrady”, a podziwiając pełne przejmującego smutku oczy Elizy Pareńskiej sportretowanej przez Stanisława Wyspiańskiego dwukrotnie, widzimy nieszczęśliwą dziewczynę u progu dorosłości, która zmaga się z demonami rujnującymi jej kruchą psychikę, w dodatku uzależnioną od alkoholu i morfiny…
Dlaczego „Szał uniesień” wywołał tak wielki skandal?
Nie chodzi tu o jego niewątpliwie odważną i przekraczającą tabu tematykę, ani o sportretowaną na nim kobietę, chociaż akurat to nie do końca jest zgodne z prawdą. Tak się bowiem składa, iż Władysław Podkowiński, de facto uwiecznił dwie damy, bowiem nagie ciało widniejące na słynnym płótnie wcale nie należało do rudowłosej piękności, której twarz możemy podziwiać na obrazie. Co więcej, możemy domniemywać, że o ile piękne liczko tej nadobnej damy malował z natury, o tyle jej ciało odtwarzał z pamięci.
A znał je bardzo dobrze. Modelką tą była starsza od malarza o 11 lat, mężatka Ewa Kotarbińska.
23 kwietnia 1894 roku, zaledwie na kilka dni przed planowanym zakończeniem wystawy malarz pociął swoje dzieło nożem. 28-letni wówczas Podkowiński nie działał w stanie upojenia alkoholowego czy jakimś szale. Był trzeźwy jak nowo narodzone niemowlę, działał spokojnie i metodycznie. Na szczęście nie zdołał całkowicie zniszczyć dzieła, które, wprawdzie już po śmierci Podkowińskiego, udało się jednak uratować dla potomnych. Cała Warszawa trzęsła się od plotek na temat owego skandalu, jakim niewątpliwie była próba zniszczenia płótna przez jego autora. Przyczyną desperackiego aktu zniszczenia dzieła, była prawdziwa miłość, w grę wchodziła też obrona czci pewnej damy z towarzystwa (Ewy Kotarbińskiej), w dodatku mężatki. Jej to bowiem ciało uwiecznił malarz na płótnie, a pamiętał je dobrze. Jej małżonek musiał się czuć mocno zażenowany, widząc taki jawny dowód zdrady swojej żony, a podsłuchane komentarze o boskiej budowie modelki, i wyznania mężczyzn marzących o tym, by znaleźć się na miejscu namalowanego konia, jeszcze pogarszały sprawę. Co gorsza, niektóre panie z towarzystwa dziwnym trafem dopatrzyły się jednak pewnego podobieństwa Ewy do widniejącej na obrazie kobiety. Kotarbiński, wspólnie z Maszyńskim, z którym zasiadali we władzach Zachęty, rozmówili się z malarzem i zażądali bezzwłocznego usunięcia płótna z wystawy. Podkowiński malując „Szal uniesień” był śmiertelnie chory na gruźlicę i wkrótce zmarł 5 stycznia 1985 roku.
W opowieści o kobietach ze słynnych polskich obrazów nie mogło zabraknąć Teodory Matejkowej. Stworzone przez mistrza Matejkę wizerunki polskich władców wszak zawładnęły wyobraźnią kilku pokoleń Polaków i dziś wielu z nas mówiąc o królowej Jadwidze, Barbarze Radziwiłłównie czy królowej Bonie, a nawet o niesławnej kochance króla Stasia, pani Grabowskiej, przywołuje z pamięci twarze widniejące na płótnach twórcy „Bitwy pod Grunwaldem”. A przecież są to portrety jego własnej żony, Teodory. Dziś pani Matejkowa w powszechnej świadomości funkcjonuje jako Ksantypa, która z życia słynnego malarza uczyniła piekło na ziemi.
A przecież Jan Matejko szczerze kochał Teodorę, która nad niskim i wątłym artystą górowała wzrostem i posturą.
Mało tego, znał Tosię od dziecka i doskonale wiedział, iż dziewczyna ma niełatwy charakter i nawet najbliżsi zwali ją „kapryśnicą”. Z dostępnych dzisiaj źródeł wynika zresztą niezbicie, że para w początkowym okresie małżeństwa była bardzo szczęśliwa i nie było mowy o żadnych awanturach, które potem faktycznie wybuchały w domu Matejków, rozpalając do czerwoności wszystkich krakowskich plotkarzy.
Bywało że sława sportretowanej damy przeżyła samego malarza, tak jak to jest w przypadku wielokrotnie powielanego wizerunku Heleny Modrzejewskiej.
Niemal każdy widząc ten obraz, bez namysłu odpowie, kto został na nim uwieczniony, ale niewielu zna nazwisko jego autora. A przecież Tadeusz Ajdukiewicz, bo to właśnie spod jego pędzla wyszedł ten słynny portret, był wziętym malarzem, a jego płótna osiągały zawrotne ceny jeszcze w okresie międzywojennym. Artysta nie narzekał na brak zamówień i był jednym z nielicznych ludzi sztuki, którzy nie zaznali biedy.
Podobnie rzecz się ma z najsłynniejszym portretem innej Polki, której udało się zrobić oszałamiającą karierę w hollywoodzkiej Fabryce Snów - Poli Negri.
Tak, i chociaż w historii polskiej kinematografii nie brakuje pięknych i utalentowanych dam, żadna z nich nie dotarła tak wysoko. Dziś ten słynny i doskonale znany obraz Jana Styki możemy oglądać w warszawskim Muzeum Narodowym. A przecież za życia słynął on jako portrecista wytwornych kobiet, jak nikt inny umiejący uchwycić ich urodę i wdzięk, nawet jeżeli matka natura nie była wobec nich za bardzo łaskawa. I podobnie jak Ajdukiewicz, był rozchwytywany przez bogatą klientelę, a wśród portretowanych przez niego sław byli Enrico Caruso, Ignacy Jan Paderewski czy Sarah Delano Roosevelt, matka prezydenta USA.
Z pewnością wiele osób zastanawia się, dlaczego tak wiele rusałek, widm, harpii czy złowrogich meduz, na obrazach Jacka Malczewskiego ma twarz jednej i tej samej kobiety, o niezwykłej i dość niepokojącej urodzie.
Otóż malarz portretował w ten sposób swoją muzę i wielką miłość, Marię Balową, postawną rudowłosą piękność, o regularnych rysach twarzy i charakterystycznym orlim nosie, który jej nie szpecił , a jedynie przydawał jej uroku. Oboje tkwili w nieszczęśliwych związkach, których nie mogli, a po części także nie chcieli zakończyć, pomimo łączącego ich uczucia. A sam malarz mówił o Marii, iż jest „jego obłąkaniem”. Okazuje się, że poznanie historii samej modelki jest równie pasjonujące, jak dzieje powstania obrazu.
Często bowiem kryją się za tym wielkie namiętności, miłość, żądza czy zbrodnia. Czasami podziwiana na obrazie kobieta zawdzięcza swoja sławę malarzowi, ale czasami jest odwrotnie. Dziękuję za rozmowę.