„Kogo napotkają – zabijają na miejscu”. Rocznica brutalnej operacji wysiedleńczo-pacyfikacyjnej „Werwolf”

Bogdan Nowak
Mieszkańcy jednej z wsi na Zamojszczyźnie prowadzeni przez Niemców. Fotografię prawdopodobnie wykonano na ulicy Akademickiej w Zamościu. Zdjęcie przekazała do APZ Anna Sobczak
Mieszkańcy jednej z wsi na Zamojszczyźnie prowadzeni przez Niemców. Fotografię prawdopodobnie wykonano na ulicy Akademickiej w Zamościu. Zdjęcie przekazała do APZ Anna Sobczak ze zbiorów Archiwum Państwowego w Zamościu
Wielka akcja wysiedleńczo-pacyfikacyjna na Zamojszczyźnie rozpoczęła się w 1942 r. Spotkała się jednak z silną reakcją polskiego podziemia. Dochodziło do licznych starć, nawet do otwartych bitew z Niemcami (np. pod Wojdą czy Zaborecznem). W efekcie okupanci musieli na jakiś czas przerwać wysiedlenia. Jednak ruszyły one ponownie – ze zdwojoną siłą – 23 czerwca 1943 r.

Tę nową, brutalną operację pod kryptonimem Werwolf (wilkołak) przeprowadziły m.in. 154 i 174 dywizja Wehrmachtu (w sumie było to podobno ok. 10 tys. żołnierzy), kilka batalionów policji oraz zmotoryzowane oddziały niemieckiej żandarmerii.

Machina represji

Początki były wyjątkowo brutalne. Pacyfikację wsi Szarajówka (gmina Łukowa) uznaje się za preludium kolejnego etapu wielkiej akcji wysiedleńczo-pacyfikacyjnej przeprowadzonej przez Niemców na Zamojszczyźnie. W pacyfikacji uczestniczyła niemiecka żandarmeria, oddział Schupo, policja ukraińska oraz kompania SS stacjonująca w Tarnogrodzie. Do tragedii doszło 18 maja 1943 roku. Niemiecka tyraliera otoczyła wówczas wieś z trzech kierunków.

Mieszkańców wypędzono z domów. Szybko doszło do pierwszych egzekucji. Jedną z kobiet Niemcy powiesili na łańcuchu końskiej uprzęży, w wejściu do jej domu. W ten sposób udusiła się. Dwóch innych mężczyzn zastrzelono z krótkiej broni. Potem zgromadzonych popędzono w stronę zabudowań rodziny Mołdów. Ludzie zostali tam stłoczeni w drewnianej oborze i stodole. Drzwi tych budynków zamknięto i mocno podparto od strony zewnętrznej. Zabito też okna. Wówczas zabudowania całej wsi zaczęto podpalać. Jedno po drugim. Zaczęły płonąć także budynki, w których stłoczono mieszkańców wioski.

„Usłyszeliśmy straszne krzyki, wołanie, płacz, jęki. Któryś z nas szepnął: nasi żywcem się palą (...)” – pisał jeden ze świadków. „Wkrótce ucichły jęki, krzyki i wołanie o pomoc palonych (…), rozlegał się jedynie trzask ognia i poczułem swąd ludzkich ciał, bardzo dobrze mi znany z obozu na Majdanku”.

Żywcem spłonęło ok. 60 osób (z różnych relacji wynika, że mogło zginąć od 58 nawet do 67 osób). Wśród nich była mająca jeden rok życia Julia Podsada, 4-letnia Ania Patłak, 5-letnia Marysia Patłak, 2-letnia Marysia Klecha, 5-letnia Bronisława Klecha, 10-letni Konstanty Podsada oraz podobno ponad 20 innych dzieci. Ile ich było dokładnie? Nie wiadomo. Niestety ustalono nazwiska tylko 41 pomordowanych osób.

Do okrutnej pacyfikacji doszło także w miejscowości Sochy (gmina Zwierzyniec). 1 czerwca 1943 r. Niemcy zamordowali tam ponad 180 osób (według niektórych źródeł ofiar mogło być nawet ponad 200), w tym wiele kobiet i dzieci. Potem wieś została zrównana z ziemią.

Pod koniec czerwca 1943 roku ruszyła potężna „machina represji”. Działania okupantów były wyjątkowo brutalne, a ich celem było „całkowite oczyszczenie terenu” z Polaków”. W sumie zamordowano ponad 1 tys. mieszkańców Zamojszczyzny, a z domów wygnano mieszkańców 171 wiosek. Miejsce Polaków mieli zająć niemieccy i ukraińscy koloniści. Relacje świadków z tego czasu są wstrząsające.

Strzelali do wszystkich napotkanych

„Wstał świt 24 czerwca 1943 r. Mieszkańcy wsi Króle Stare prawie całą noc nie spali. Coś zaczynało się dziać, bo z bliskiej szosy Tarnogród-Biłgoraj słychać było huk motorów samochodowych i głośnie nawoływanie w różnych językach (...)” – czytamy w relacji Jana Karasińskiego z 1963 r. „Kiedy rozwidniło się, zauważyliśmy rozstawione wzdłuż przeciwnego brzegu rzeki Tanwi”.

We wsi Króle Stare (gm. Księżpol) mieszkały 52 rodziny. Jak wspominał Jan Karasiński tylko pięć z nich było wyznania rzymskokatolickiego. Resztę stanowili wyznawcy prawosławia. W okolicach tej wsi Niemcy rozstawili liczne posterunki.

„Ok. godz. 18. artyleria ustawiona w pobliskich zaroślach zaczyna ostrzeliwanie najbliższej wsi Majdan Nowy, odległej od Króli Starych o 2 km (...). Po kilkunastu salwach Majdan Nowy stanął w płomieniach” – pisał Jan Karasiński. „Wtedy Niemcy ruszają gęstą tyralierą do płonącej wsi. Z mieszkańców wsi tylko część zdążyła uciec. Pijani Niemcy strzelali do wszystkich napotkanych i podpalili budynki stojące na uboczu”.

Jan Karasiński obserwował pacyfikację wiosek: Majdan Nowy, Majdan Stary, Króle Stare oraz miejscowości Zynie. „Zapada wieczór, wieś się pali, widać wielką łunę i słychać pojedyncze strzały. Za kilka dni, po odejściu Niemców (z Majdanu Nowego) okazało się, że zamordowali we wsi 57 osób, w tym kobiety, dzieci i starców” – czytamy w relacji Jana Karasińskiego. „Do naszej wsi na razie nie przyszli, ale pomimo to postanawiamy na noc udać się do lasu, zabierając bydło i ręczne pakunki”.

Tam mieszkańcy przeczekali także następny dzień. Nie wszyscy tak zrobili. I zapłacili za to najwyższą cenę. Ukryci w lesie ludzie dowiedzieli się, iż Niemcy zastrzelili wówczas Magdalenę Ksiądz, żonę sołtysa Króli Starych, Annę Psiuk oraz Piotra Kulaszę, który pasł bydło na swojej łące. Postrzelona została także Anna Żerebiec oraz jej mąż Michał, miejscowy gajowy. Nie tylko. Z rozstawionych co 100 metrów posterunków Niemcy strzelali do wszystkiego co się w Królach Starych ruszało: także do kur, psów i okolicznych kotów.

Makabryczne polowanie

Okupanci okrążyli także pobliski Majdan Stary. Zabudowania zostały podpalone, a potem oprawcy w niemieckich mundurach przeprowadzili pacyfikację tej miejscowości. „Część wyłapanych ludzi mordują na miejscu, innych wiążą grupami drutem kolczastym za ręce i dopiero rozstrzeliwują” – pisał (w czasie teraźniejszym) Jan Karasiński. „Dwa dni trwa to makabryczne polowanie. Wyłapują ludzi w piwnicach, krzakach, zbożu. Kiedy już oddziały niemieckie nie znajdują żywych, opuszczają ze śpiewem zgliszcza wsi i udają się na (...) przeszukiwanie lasów w trójkącie: Biłgoraj – Józefów – rzeka Tanew”.

Według Jana Karasińskiego Niemcy zamordowali w Majdanie Starym 83 mieszkańców tej wsi (inne źródła szacują liczbę ofiar na 56 do 77 osób). Następnego dnia (4 lipca) hitlerowcy ponownie pojawili się w Królach Starych. Tym razem doszło do masakry. W czasie tej „wizyty” zabito pięciu mieszkańców tej wsi. W sąsiedniej miejscowości Zynie hitlerowcy zamordowali natomiast 70-letniego Franciszka Karczmarczyka (inni mieszkańcy tej miejscowości zdołali wcześniej uciec).

Tak natomiast autor jednej z anonimowych relacji (umieszczono ją w książce pt. „Zamojszczyzna w okresie okupacji hitlerowskiej”: to praca zbiorowa wydana w 1868 roku przez Instytut Wydawniczy PAX) wspomina represje kilku innych miejscowościach na Zamojszczyźnie.

„W Kosobudach, w kościele parafialnym obchodzono odpust. Kościół po brzegi wypełniony był wiernymi” – czytamy w relacji. „Podczas trwającego nabożeństwa Niemcy okrążyli kościół, wyprowadzili z niego wszystkich mężczyzn i wywieźli na Majdanek. 6 sierpnia 1943 r. Niemcy otoczyli wieś Wirkowice, gdzie w barbarzyński sposób zginęło 48 osób, pozostałą ludność popędzono do Zamościa (do obozu). Nie pozwolili ludziom nawet się ubrać (…). W dniu 10 grudnia 1943 roku Niemcy przeprowadzili masową egzekucję publiczną we wsi Źrebce”.

Żeby nie było śladu

Autor wspomnień zauważył, że do wsi przyjechały trzy samochody ciężarowe. W dwóch była niemiecka żandarmeria, w jednym – więźniowie. „Egzekucji tej musieli przyglądać się polscy robotnicy pracujący dla „czarnych” (chodzi o niemieckich kolonistów – przyp. red.). Tłumacz wyjaśnił robotnikom, że zaraz odbędzie się egzekucja osób, które „uprawiały bandytyzm”. Po odczytaniu wyroku zaczęto wyciągać nieszczęsnych więźniów (…). Byli bardzo młodzi, ich wiek wahał się między 25 a 35 rokiem życia”.

Wśród owych „skazańców” był tylko jeden starszy człowiek. Wszyscy zachowywali się bardzo spokojnie i z godnością. „Z ich ust nie wyszła ani jedna prośba, ani jedno błaganie o darowanie życia” – czytamy dalej w tej unikatowej relacji. "Rozstrzeliwano ich po trzech, każdy z nich miał skrępowane ręce drutem kolczastym. Na znak dany przez oficera do skazańców strzelało sześciu żandarmów, oficer zaś dobijał kulą z rewolweru i silnym kopnięciem w głowę sprawdzał czy któryś żyje”.

W ten sposób zamordowano 20 osób. Niemcy kazali potem polskim robotnikom wykopać doły w miejscu podmokłym. Tam pochowano zabitych. „Żeby nie było śladu” – czytamy w relacji.

Takich wstrząsających wspomnień jest znacznie więcej (wszystkie są dzisiaj bezcenne). Niebezpiecznie było także w Zamościu oraz innych miejscowościach Zamojszczyzny.

„Najpierw nas wykończą, a potem was – te słowa żydowskie zaczynają się sprawdzać z coraz większą wyrazistością” – pisał w swoim dzienniku 30 czerwca 1943 Adam Mastaliński z Zamościa. „Widziałem transport kilkunastu aut ciężarowych pędzących w kierunku „drutów”. Były przepełnione wyłącznie mężczyznami schwytanymi w Krasnobrodzie. Zauważyłem wśród nich dobrych znajomych, urzędników z gminy: kierownika mleczarni, urzędnika do kolczykowania bydła itp. – ludzi pracujących dla Niemców. I to nie pomogło...”.

Niemiecka operacja „Werwolf” trwała kilka miesięcy. Niemcy zawiesili ją z kilku powodów. Musieli wówczas zmagać się z coraz trudniejszą sytuacją na froncie wschodnim. Wzmogła się także działalność odwetowa partyzantów na Zamojszczyźnie. Dlatego okupanci postanowili akcję pacyfikacyjno-wysiedleńczą dokończyć… po wygranej wojnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Edukacja

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia