Wystawa zajmuje cztery sale wystawowe, a i tak nie jest w stanie pomieścić całej kolekcji Jana Partyki, liczącej ponad 2200 elementów. Aktualnie eksponowanych jest ich około 600 - odznaki, odznaczenia, legitymacje, dyplomy, elementy umundurowania, wyposażenia i broni.
- Nie pokazujemy wszystkiego od razu. Co jakiś czas wystawę zmieniamy, wybierając inną partię kolekcji pana Jana i koncentrując się na innym temacie. Teraz jest to "Żołnierz polski 1914-1945" - mówi Jerzy Majka, kierownik Działu Historycznego w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie.
- Jej poprzedniczka funkcjonowała od 2006 do 2014 roku. Przy czym w tej poprzedniej edycji część eksponatów była powierzona nam w depozyt. W lutym pan Jan przekazał nam w darowiźnie całość zbiorów. To kolekcja o wielkiej wartości historycznej i materialnej. W podzięce za ten dar, w maju na ścianie naszego muzeum została odsłonięta tablica upamiętniająca to wydarzenie. W tym samym miesiącu 84-letni Jan Partyka, emerytowany prawnik, otrzymał tytuł "Zasłużony dla Województwa Podkarpackiego".
To 21. odznaczenie, jakie mu przyznano. Przez całe lata propagował wiedzę na temat polskiej historii. Obdarował nie tylko muzeum, ale również rzeszowski oddział IPN (pamiątki związane z ruchem "Solidarność"). Wyposażył izby pamięci w szkołach w Kuźminie i Szyszkowie.W rodzinnym Nakliku zainicjował i wsparł materialnie budowę dwóch obelisków, upamiętniających powstańców styczniowych oraz 24 mieszkańców Naklika poległych i pomordowanych w czasie II wojny światowej, których miejsca pochówku są nieznane. "Stanowi przykład, jak można wypełnić czymś dobrym i pożytecznym swoje życie", napisał prof. Kazimierz Ożóg we wstępie do wspomnień kolekcjonera.
Odznaka za monetę
- Odznaki wojskowe zacząłem zbierać ponad 50lat temu - opowiada Jan Partyka. - Kolekcjonerstwo po prostu w pewnym momencie do człowieka przychodzi. Przypadek sprawił, że zainteresowały mnie żołnierskie pamiątki. Wcześniej zbierałem monety. Któregoś dnia, na spotkaniu kolekcjonerskim w Wojewódzkim Domu Kultury, na siłę jeden z będących tam panów chciał wymienić za monetę odznaczenie. Mnie odznaczenia nie interesowały. Wcisnął mi ją na siłę. Przyniosłem do domu i zacząłem szukać na jej temat informacji. Okazało się, że była to odznaka Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie związana z 5 Kresową Dywizją Piechoty. Mając jedną, zacząłem szukać następnej. Chodząc do pracy, przecinałem plac targowy, na którym handlowano różnymi rzeczami. I tak się złożyło, że w ciągu tygodnia dokupiłem jeszcze dwie odznaki. Na następnym spotkaniu kolekcjonerów w WDK podszedł do mnie pan, który widział wcześniej tamtą niechcianą przeze mnie transakcję.
"Panie Partyka, dam panu teraz monetę, jaką pan miał za tę odznakę." Na co ja: "Nie dam panu, bo już mam trzy. A trzy to kolekcja". W pierwszym okresie gromadził odznaki Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Było trudno, ale wymieniał monety za te odznaki. - Chciałem wydać katalog - mówi. - Nie było żadnej literatury na ten temat. Zbierałem w ciemno, ale też łatwiej było wtedy takie odznaki zdobyć. Część żołnierzy wróciła po wojnie do kraju. Nie przyjmowano ich do żadnych związków zbowidowskich, nie przyznawano zapomóg dla inwalidów. Zmuszeni trudną sytuacją materialną sprzedawali wojenne pamiątki.
Kolekcja stale rosła i w końcu katalog "Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie" został wydany, a Jan Partyka postanowił swoją kolekcję upublicznić. - Proponowałem jej prezentowanie szkołom, instytucjom, domom kultury, bibliotekom. Tak zaczęła się jego podróż po Polsce z opowieścią o polskich żołnierzach. Wystaw było ponad 180, w tym samych muzealnych 60. Sam wszystko przewoził, układał na ekspozycji. Najczęściej z pomocą żony Ireny.
- Właściwie rzadko kiedy eksponaty leżały w domu. Gdy do niego wreszcie trafiały, sąsiedzi żartowali: "Wojsko już do Partyki przyjechało". Bo na podwórku wietrzyły się mundury. Musiałem je wysuszyć, zakonserwować. O eksponaty trzeba dbać - tłumaczy. - Wystawy organizowałem niezależnie od tego, jakie to były uroczystości - czy uznawane oficjalnie, czy nie. W święto rewolucji październikowej pokazywałem radzieckie odznaczenia, a przy okazji odznaczenia z obrony Lwowa i te z Zachodu. Kiedyś w Krośnie w muzeum cenzor chciał mnie zmusić do usunięcia dwóch odznaczeń przed otwarciem wystawy - medalu z czasów wojny 1919-1921
i medalu PSZ na Zachodzie. Powiedziałem, że jeśli tak, to zabieram wszystko i wracam do domu. Poszedł gdzieś,dzwonił. W końcu wrócił: "Niech pan zostawi, ale umawiamy się, że ja tego nie widziałem."
Na spotkaniach wszkołach nie pomijał milczeniem paktu Ribbentrop-Mołotow, Katynia, powstania warszawskiego. - Pan Jan był kolekcjonerem nietypowym
- uśmiecha się dr Majka. - Większość jego kolegów zazwyczaj zbiera eksponaty, sama nad nimi siedzi i rzadko wystawia na widok publiczny. On propagował
historię ima olbrzymie zasługi edukacyjne.
Pan Jan podkreśla, że miał wsparcie wielu ludzi, szczególnie Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, władz samorządowych województwa podkarpackiego, społeczności i władzy gminy Potok Górny, z której pochodzi. - Zawsze zależałomi, aby ludzie pamiętali o historii. Dlatego, darując kolekcję muzeum, chciałem gwarancji, że nie trafi do skrzyń, alebędzie stale prezentowana.
Tropem legionistów
Jan Partyka
Jest autorem książek: "Odznaki i oznaki Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1939-1946", "Odznaki pamiątkowe obrony Lwowa oraz niektóre z lat 1918-1920", "Wspomnienia Jana Partyki - Krętymi drogami z Naklika do Rzeszowa"
Wystawa poświęcona polskim żołnierzom podoba się także młodszym zwiedzającym. Zaaranżowano okopy, wnętrze namiotu dowódców pod Monte Cassino, są postacie żołnierzy i nawet kawalerzysta na koniu.Ten ostatni dzieci zaskakuje: "To konie są takie duże" - dziwią się, a przy okazji widzą, jak wyglądał mundur ułana rzeszowskiego 20. Pułku Ułanów im. Króla Jana III Sobieskiego, który walczył w wojnie polsko-bolszewickiej i kampanii wrześniowej.
Koń stoi w trzeciej sali. Zwiedzanie zaczyna się od pierwszej, poświęconej I wojnie światowej. - Wojska polskiego z nazwy wtedy nie było, ale byli żołnierze polscy, którzy służyli w różnych formacjach. Skupiliśmy się na legionach, bo właśnie legioniści stanowili po odzyskaniu niepodległości główny kręgosłup ideowy nowo-powstałej polskiej armii - tłumaczy dr Majka. Na zdjęciach Piłsudski, ale i nasz płk Lis-Kula. Wyróżnia się wysokim wzrostem. W gablocie obok cenne odznaki, m.in. znak oficerski "Parasol".
- Z pierwszej tajnej szkoły legionistów - tłumaczy Jan Partyka. - To była szkoła Związku Strzeleckiego. Z takich właśnie organizacji paramilitarnych wywodzili się legioniści. W zaborze austriackim działało ich bardzo wiele. Poza "Strzelcem", "Sokół", skauci i inne. Jest tu oryginalne wyposażenie legionistów, szable, karabiny, bagnety, nakrycia głowy.
- Dla kolekcjonera każda szabla ma inną wartość historyczną - podkreśla Jan Partyka. - Na tej środkowej naklejony jest hallerowski orzeł, wyryto datę. To znaczy,
że jej właściciel był przy zaślubinach z morzem gen. Hallera. Każda rzecz mówi coś o tamtych czasach. Legitymacja ks. ppłk. Stanisława Żytkiewicza urodzonego w Boguchwale i prośba o wysłanie go na front, legitymacje oficerów internowanych na Węgrzech, bo nie zgodzili się złożyć przysięgi na wierność Austro-Węgrom i Prusakom.
- Taka legitymacja to dowód, że ten ktoś istniał, że to się zdarzyło - kiwa głową pan Jan. - Gromadziłem pamiątki i poznawałem losy setek żołnierzy. Takie, jak tego młodzieńca, Jana Góreckiego, który przerywa naukę, aby walczyć w obronie Lwowa i wojnie polsko-bolszewickiej. Po jej zakończeniu wstępuje do seminarium duchownego, pełniąc następnie posługę kapłańską w Miejscu Piastowym. W okresie okupacji żołnierz Armii Krajowej. To od niego kupiłem jego osobiste pamiątki. Zmarł i jest pochowany w Miejscu Piastowym.
Bohater nie tylko spod Monte Cassino
Kolejne sale wystawy opisują walki o niepodległość i granice w latach 1918-1923 i w czasie II wojny światowej. Co krok to bohater. - Tu są pamiątki po starszym wachmistrzu Józefie Bieńkowskim z 10. Pułku Strzelców Konnych z Łańcuta - mówi Jan Partyka przy jednej z gablot. - Pamiętam, jak się rozpłakał jego syn, kiedy w 60. rocznicę bitwy pod Monte Cassino użyłem sformułowania - bohater Bieńkowski. On od 18. roku życia do śmierci był żołnierzem. Bronił Lwowa, przeszedł I wojnę światową, II wojnę światową, wrócił tu, był prześladowany, zmarł, a jego synów i rodzinę co rusz przesłuchiwało UB. Czasem pytają mnie, która odznaka jest najważniejsza. A dla mnie każda jest ważna, bo zdobyta - ciągnie pan Jan.
- Dla mnie żołnierz, bez względu na to,gdzie walczył był bohaterem. Czy pod Monte Cassino, czy pod Lenino. Są tu pamiątki pana Jezuita, który walczył pod Lenino i o Berlin, a jego młodszy brat brał udział w bitwie o Monte Cassino, oraz Władysława Lichaczewskiego, który został ciężko ranny w czasie forsowania Nysy Łużyckiej, podczas kiedy jego ojciec również został ciężko ranny w czasie walk o Monte Cassino. Należy jednak odróżnić zachowania zwykłych żołnierzy od wyższych oficerów, którzy swoimi rozkazami doprowadzali niejednokrotnie do szkodliwych działań bojowych. Fakty i postacie historyczne prowokują do dyskusji oraz ocen. Takie chociażby powstanie warszawskie. - Dla mnie to najistotniejsze i największe bohaterstwo, jakie można sobie wyobrazić i płakać mi się chce, kiedy słyszę głosy, że należałoby jego dowódców postawić przed trybunałem stanu - stwierdza pan Jan.
- Przecież Hitler i tak zniszczyłby Warszawę, bo taki miał plan. W czasie II wojny światowej zginęło 6 mln Polaków, ale tylko kilkaset tysięcy w walce. Gdyby nie było
powstania i tak wielu jego uczestników zginęłoby. Pozostaje pytanie,czy lepiej jest zginąć z bronią w ręku, czy być zamordowanym. Wolałbym, żeby mój ojciec zginął
w powstaniu warszawskim. Tymczasem zamordowali go Ukraińcy w pociągu, gdy chory jechał do lekarza w Krakowie. Wyrzucono go prawie martwego na stacji w Bochni. Inaczej oceniamy naród, który walczy o wolność, a inaczej ten, który się poddaje.
Mundur lotnika
Polacy mają wiele powodów, by być dumnymi ze swojej historii. Na wystawie można prześledzić szlak bojowy 10. Brygady Kawalerii. - Kawalerii jedynie z nazwy - przypomina dr Majka. - Była to jedyna brygada zmotoryzowana w wojsku polskim. Brała udział m.in. w obronie Rzeszowa, Łańcuta, Jarosławia. To jedyna jednostka polska, która nie dała się rozbić. Kilka razy powstrzymywała Niemców, a potem niepobita, w sposób zorganizowany, przeszła na Węgry. We Francji została odtworzona pod dowództwem już wtedy gen. Maczka. Tam się nie nawojowali, bo Francja upadła. Ale znów żołnierze i kadra przedostali się do Wielkiej Brytanii, gdzie utworzono słynną 1 Dywizję Pancerną gen. Maczka. To jednostka z naszego terenu. W okresie pokojowym sztab brygady był w pałacyku Lubomirskich w Rzeszowie, część jednostek stacjonowała w Rzeszowie, a także w Łańcucie, Żurawicy, Przemyślu.
Jan Partyka najbardziej dumny jest z tego, że udało mu się skompletować oryginalne umundurowania i oporządzenia z prawie wszystkich formacji Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wśród nich jest mundur lotnika, kapitana Kawy, rodem z Niechobrza, odznaczonego srebrnym orderem Virtuti Militari i honorową złotą odznaką "Gąsieniczki" za szczególne osiągnięcia bojowe na Zachodzie w czasie II wojny światowej. To także był bohater.
Alina Bosak
NOWINY