Zabytkowe czołgi sprowadza z każdego zakątka świata. W Poznaniu powstała imponująca kolekcja broni pancernej

Zenon Kubiak
Renault FT-17 był pierwszym czołgiem na wyposażeniu polskich sił zbrojnych. Do Poznania sprowadzony został z Afganistanu, gdzie trafił egzemplarz z wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku
Renault FT-17 był pierwszym czołgiem na wyposażeniu polskich sił zbrojnych. Do Poznania sprowadzony został z Afganistanu, gdzie trafił egzemplarz z wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku Zenon Kubiak/MM Moje Miasto
Rozmowa z majorem Tomaszem Ogrodniczukiem, kustoszem Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu
Samochód pancerny wz 34 był podstawowym pojazdem polskiej armii w kampanii wrześniowej 1939 roku
Samochód pancerny wz 34 był podstawowym pojazdem polskiej armii w kampanii wrześniowej 1939 roku Zenon Kubiak

Samochód pancerny wz 34 był podstawowym pojazdem polskiej armii w kampanii wrześniowej 1939 roku
(fot. Zenon Kubiak)

Muzeum Broni Pancernej znajdujące się w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu to prawdziwy skarbiec wszelkiego rodzaju ciężkiego sprzętu wojskowego. Główną częścią kolekcji są czołgi z różnych okresów historycznych - od pierwszego polskiego czołgu używanego jeszcze w wojnie polsko-bolszewickiej po te używane współcześnie przez naszą armię.

Od 1997 r. kustoszem muzeum jest mjr Tomasz Ogrodniczuk, dla którego zdobywanie i renowacja czołgów, dział czy wozów pancernych to nie tylko praca, ale przede wszystkim pasja. W ciągu 16 lat pod jego kierownictwem liczba eksponatów w muzeum wzrosła dwukrotnie. W listopadzie 2012 r. za swoją działalność został nagrodzony odznaką "Bene merito" przyznawaną za szczególne zasługi w dziele budowania pozytywnego wizerunku Polski w świecie

Akcja wyciągania niemieckiego działa samobieżnego StuG IV z dna rzeki. Odrestaurowane, jest dzisiaj ozdobą poznańskiej kolekcji.
Akcja wyciągania niemieckiego działa samobieżnego StuG IV z dna rzeki. Odrestaurowane, jest dzisiaj ozdobą poznańskiej kolekcji. Archiwum Muzeum Broni Pancernej

Akcja wyciągania niemieckiego działa samobieżnego StuG IV z dna rzeki. Odrestaurowane, jest dzisiaj ozdobą poznańskiej kolekcji.
(fot. Archiwum Muzeum Broni Pancernej)

- Panie majorze, proszę przyznać, czy pasją do majsterkowania zaraził się pan już w dzieciństwie?

Mjr Tomasz Ogrodniczuk: - Właściwie tak. Kiedy byłem małym chłopcem, mój dziadek był nadleśniczym i jak tylko słyszał, że odwiedzę go w jego leśniczówce, szybko chował młotki, gwoździe i inne narzędzia. Jeśli nie zdążył, to później musiał ich szukać, bo ja od razu brałem różne listewki, z których próbowałem coś budować. Później zaczęło się składanie czołgów i innych modeli z plastiku, aż przyszedł czas na prawdziwe czołgi. Skończyłem szkołę oficerską w Poznaniu, po pięciu latach służby w jednostce liniowej wróciłem do Poznania. W 1997 r. po roku pracy zaproponowano mi tu posadę kustosza muzeum.

- Uchodzi pan za prawdziwego pasjonata.

- Bo praca w muzeum to dla mnie powrót do zabawy i pasji z dzieciństwa. Jest radość i satysfakcja z tego, co robię. Na dodatek nasza działalność już dawno wyszła poza Poznań i Polskę - sprowadzamy teraz czołgi z całej Europy. Oczywiście to nie są tylko moje sukcesy, bo niczego bym nie osiągnął, gdyby nie moi współpracownicy. Mam na myśli przede wszystkim pracowników firmy pana Artura Zysa. To nie są zwyczajni mechanicy, którzy potrafią tylko wymienić części, ale potrafią zrobić coś z niczego. Poza tym pomagają nam aktualni i byli wojskowi, którzy podzielają pasję do sprzętu pancernego.

Sherman FireFly w pełnej krasie po odrestaurowaniu przez fachowców z Poznania.
Sherman FireFly w pełnej krasie po odrestaurowaniu przez fachowców z Poznania. Zenon Kubiak

Sherman FireFly w pełnej krasie po odrestaurowaniu przez fachowców z Poznania.
(fot. Zenon Kubiak)

- Ile eksponatów znajduje się obecnie w Muzeum Broni Pancernej?

- Wszystko zależy, jak to liczyć. Pana zapewne interesują duże rzeczy, czyli czołgi, działa i transportery opancerzone. Takich eksponatów mamy już ponad 40, a jak dobrze pójdzie to do końca roku będzie ich może nawet 50.

- Ma pan swoje ulubione eksponaty, takie, ze zdobycia których jest pan szczególnie dumny?

- Nie mam jednego ulubionego, bo każdy czołg to osobna historia i równie trudna droga w sprowadzeniu go. Działo Stug IV musieliśmy wydobyć z dna rzeki, gdzie leżało od czasów II wojny światowej. Z drugiej strony mamy historię chociażby dwóch czołgów, które musieliśmy przewieźć z Grecji, pokonując tysiące kilometrów. Poza tym mamy wiele unikatów takich jak np. T-70 - jeden z dwóch jeżdżących egzemplarzy na świecie. Mamy czołg Sherman, który jest własnością Muzeum II Wojny Światowej, ale przez najbliższe trzy lata pozostanie w Poznaniu. Mógłbym tak bardzo długo wymieniać. Naprawdę mamy w Poznaniu kolekcję na skalę europejską, której zazdrości nam wiele państw.

Amerykański czołg M60, wersja A1 z 1969 roku. W wieżyczce major Tomasz Ogrodniczuk
Amerykański czołg M60, wersja A1 z 1969 roku. W wieżyczce major Tomasz Ogrodniczuk Zenon Kubiak

Amerykański czołg M60, wersja A1 z 1969 roku. W wieżyczce major Tomasz Ogrodniczuk
(fot. Zenon Kubiak)

- Tym bardziej szkoda, że nie można jej oglądać na co dzień, a jedynie przy okazji takich wydarzeń jak Dni Otwarte Koszar. Nie ma planów, aby Muzeum Broni Pancernej było placówką na co dzień otwartą dla zwiedzających?

- To już nie jest pytanie do mnie, więc trudno mi się na ten temat wypowiadać, ale warto podkreślić, że nasze eksponaty w ciągu roku ogląda około 20 tysięcy osób. To wynik, którego może nam pozazdrościć wiele placówek muzealnych, które są otwarte przez cały rok. Tylko w czasie ostatniego pikniku z okazji Dnia Dziecka było u nas około 7 tysięcy zwiedzających.

- Co jest najtrudniejsze w sprowadzaniu kolejnego eksponatu?

- Każdy eksponat to osobna historia. Ostatnio sprowadzaliśmy czołgi z różnych zakątków Europy. Najpierw trafiły do nas dwa amerykańskie czołgi z Grecji, a niedawno udało nam się sprowadzić centaura z Portugalii. Zdobycie tych maszyn wymagało ogromnej pracy dyplomatycznej i zaangażowania oraz życzliwości wielu osób, które trzeba umieć przekonać do tego, że warto sprowadzić do nas taki czołg.

Sherman w trakcie renowacji w poznańskich warsztatach
Sherman w trakcie renowacji w poznańskich warsztatach Z archiwum Muzeum Broni Pancernej

Sherman w trakcie renowacji w poznańskich warsztatach
(fot. Z archiwum Muzeum Broni Pancernej)

- A jak wygląda sama renowacja?

- Pierwszym wielkim wyzwaniem jest zdobycie całej dokumentacji technicznej. Później każdy pojazd rozbieramy w drobny mak, rozkręcamy dosłownie każdą śrubkę, starając się zachować jak najwięcej oryginalnych części. Te, których brakuje, staramy się sprowadzić, co czasem okazuje się niemożliwe, bo po prostu ich nie ma. W takich przypadkach brakujące elementy są dorabiane. Praca wymaga naprawdę cierpliwości i jest niezwykle czasochłonna. O wiele szybciej byłoby zbudować zupełnie nowy pojazd od podstaw.

- Ma pan swoje "pancerne marzenia", które szczególnie chciałby pan sprowadzić do muzeum?

- Oczywiście i jest ich niemało. Mamy już TK-S-kę, ale w tragicznym stanie, a chciałoby się mieć go zachowanego w całości. Chciałoby się mieć w kolekcji np. czołg 7TP. Generalnie najbardziej cieszy to, co polskie, to, czym jeździli polscy żołnierze.

Zenon Kubiak, MM Moje Miasto Poznań

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia