Kolorowy Gary Cooper w Białymstoku

To zapowiedź ostatniego filmu wyświetlanego w Modern w kwietniu 1937 roku
To zapowiedź ostatniego filmu wyświetlanego w Modern w kwietniu 1937 roku archiwum
1936 rok rozpoczął się w Białymstoku sensacyjnie za sprawą kina Apollo. Na 9 stycznia zapowiedziano premierę oczekiwanego od dawna pierwszego filmu kolorowego

Brnę dalej w filmowo- kinową opowieść, mając nadzieję, że nie znużyła ona Państwa, bo w swej długości wygląda jak tasiemcowy serial TV. No, ale do historycznej
rzeczy. 1936 r. rozpoczął się w Białymstoku sensacyjnie za sprawą kina Apollo. Na 9 stycznia zapowiedziano bowiem premierę "od dawna oczekiwanego, a jeszcze dawniej zapowiadanego pierwszego filmu kolorowego".

Jednogłośnie twierdzono, i słusznie, że to rewelacyjny, najnowszy wynalazek New Technicolor System. Pisano, że dzięki niemu "ekran po prostu ożył: artyzm i naturalność nowych barw jest doprawdy zdumiewająca". Nie mniejsze zachwyty towarzyszyły samemu dziełu filmowemu, czyli Gabinetowi Figur Woskowych, o którym panowała opinia, że to "kapitalne arcydzieło niesamowitości i grozy".

Za londyńskim Timesem przytaczano recenzję, że "poprzednie filmy niesamowite, w rodzaju King Konga i Frankensteina, były tylko wstępem, tylko przygotowaniem dla stworzenia Gabinetu. Jest to bez wątpienia najpopularniejszy obraz, a obejrzało go dotąd na całym świecie 45 milionów widzów".

Gdy białostoczanie ustawiali się w kolejkach przed kasą do Apolla, który na afiszach zastosował kolejny skuteczny chwyt reklamowy oznajmiając, że "mimo wielkich kosztów wynajmu tegoż arcydzieła, ceny nie podwyższone", to w konkurencyjnym Modern zapraszano na "najweselszą premierę sezonu", czyli na Indyjskich Piechurów z Flipem i Flapem. Wkrótce okazało się, że widzowie i owszem pękają ze śmiechu, ale właściciel Modernu już nie. Nad kinem zbierały się coraz gęstsze chmury. Modern tonął w długach. Winę zrzucano na konkurencję, na nowo otwarte kino Świat. Prawda leżała po środku. Konkurencja zaiste była duża, ale Modern tracąc na popularności nie potrafił minimalizować kosztów. Cały Białystok wiedział, że właściciel kina nie płacił podatku od widowisk i zalegał z tego tytułu magistratowi na ogromną sumę 28 tys. zł. Kolejne 10 tys. to niezapłacone podatki państwowe i jeszcze 9 tys. za niepłacenie "dodatków do biletów dla PCK i Funduszu Pracy, nie licząc innych długów jak świadczenia socjalne, prywatne itp.".

Długi to jedno nieszczęście, ale na domiar złego towarzyszyły im też malwersacje. Okazało się, że właściciel Modernu, Klejmers był jednocześnie inkasentem PCK i Funduszu Pracy. Inkasował więc fikcyjne kwoty, ale wcale ich nie odprowadzał dalej. Tym procederem zajął się sąd. Kino zamknięto w kwietniu 1937 r., a 10 maja odbyła się licytacja jego wyposażenia. Z wnioskiem o nią wystąpił znany w mieście działacz społeczny Salomon Wajnrach, który był właścicielem lokalu zajmowanego przez Modern. Sam też stanął do licytacji. Obok niego zainteresowani kinowym mieniem byli "zawodowi licytanci". Kroniki odnotowały, że
"podczas licytacji miała miejsce bardzo przykra awantura", gdy jeden z licytujących oskarżył pozostałych, że są ze sobą w zmowie. Komornik zmuszony był więc wstrzymać wydawanie zlicytowanego majątku, a sprawę zakończył dopiero sąd. Wydawać by się mogło, że sprawa jest banalna. Ot, w prowincjonalnym
mieście zbankrutowało kino. Ale tak się to nie skończyło.
O sytuacji na białostockim kinowym firmamencie rozpisywała się prasa katolicka. W Małym Dzienniku wydawanym w Niepokalanowie ukazała się obszerna korespondencja z Białegostoku odsłaniająca kulisy polsko-żydowskich przepychanek kinowych. Znany w mieście dziennikarz Czesław Ancerewicz pisał, że "w Białymstoku istniały 4 kina: 2 chrześcijańskie: Gryf i Polonia i 2 żydowskie: Apolloo Wajnsztadta i Modern Klejmersa. Po otwarciu trzeciego kina chrześcijańskiego Świat w Domu Katolickim żydowskie kino Modern po pewnym czasie zbankrutowało. (…) Po zlikwidowaniu kina Modern zdawało się, że Białemustokowi 3 kina chrześcijańskie i jedno żydowskie wystarczą. Jednak Wajnsztadt, właściciel kina Apollo i Fromberg, właściciel 2 kin w Grodnie i jednego
w Skidlu utworzyli spółkę, aby nie tylko utrzymać żydowski stan posiadania, ale według opinii fachowców orientujących się w kinowych stosunkach białostockich - zgnieść kina chrześcijańskie. Nowo-powstała spółka złożyła podanie do władz o koncesję na otwarcie w Białymstoku kina Pan, przyczem Wajnsztadta cechuje dziwna niecierpliwość w oczekiwaniu na decyzję władz. Ta niecierpliwość jest dla tutejszych właścicieli chrześcijańskich kin bardzo przejrzystą, bowiem Wajnsztadt, który nie ma zbyt chlubnej karty z 1920 r., liczy zapewne, że władze przy pospiesznym udzielaniu koncesji mogą zapomnieć, że nie należy oddawać w niepowołane ręce tak ważnego czynnika propagandowego jakim jest kino".

Ten bezpardonowy, brutalny atak na Wajnsztadta musiał budzić niesmak, bo w rzeczywistości właściciel Apolla cieszył się szacunkiem i popularnością. W tymże samym 1937 r., gdy zbankrutowało Modern, Wajnsztadt obchodził jubileusz 25 lecia pracy zawodowej. Z tej okazji ogólnopolskie Wiadomości Filmowe przeprowadziły z białostockim kiniarzem wywiad, poprzedzając go pochlebnymi opiniami. Pisano więc, że "p. Benjamin Wajnsztadt, kierownik kina Apollo w Białymstoku, w lutym b.r. wstępuje w 25 rok pracy w kinie. Rozpoczął ją w roku 1913, bezpośrednio z ławy szkolnej, przy swoim ojcu cenionym i lubianym seniorze branży filmowej. Od 1916 r. pracuje samodzielnie, poświęcając cały zapał młodzieńczy i energię branży filmowej i zdobywając coraz większe zaufanie publiczności i biur wynajmu. Obecnie p. Wajnsztadt uchodzi za jednego z najwybitniejszych kiniarzy odznaczającego się bezwzględną solidnością. Placówkę swą prowadzi wzorowo, systematycznie w mocne karby statystyki ma ujęte nie tylko dane dotyczące własnego przedsiębiorstwa, ale także wszystkie możliwe dane dotyczące ilości wypuszczonych na terenie Rzeczypospolitej filmów, długości ich wyświetlania, frekwencji i t.p. i dlatego należy do tego typu kiniarzy, którzy nie błądzą, a wiedzą czego chcą i prowadzą swe przedsiębiorstwa planem z góry określonym. Jeżeli do tego dodamy umiejętność odpowiedniego reklamowania granych przez niego filmów - zrozumiałym będzie dlaczego zakontraktowany przez p. Wajnsztadta film staje się dla innych kiniarzy wschodniej dzielnicy Polski poszukiwanym przebojem".

I na koniec życzono Wajnsztadtowi dalszych sukcesów. A na wywiad z tym zasłużonym kiniarzem i dalszą opowieść zapraszam za tydzień.

Andrzej Lechowski
dyrektor Muzeum Podlaskiego
KURIER PORANNY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia