Król komentatorów sportowych

27 lutego w wieku 93 lat zmarł Bohdan Tomaszewski. Wielki romantyk sportu i mistrz słowa
27 lutego w wieku 93 lat zmarł Bohdan Tomaszewski. Wielki romantyk sportu i mistrz słowa Wojeciech Matusik
27 lutego w wieku 93 lat zmarł Bohdan Tomaszewski. Wielki romantyk sportu i mistrz słowa

Dziewięćdziesiąte urodziny? Mnie się nie chce w to wierzyć. To do mnie nie dociera. Ja wiem, że takie stwierdzenie nie jest odkrywcze, ale jest szczere - mówił w sierpniu 2011 r. - Gdy zamykam oczy i przypominam sobie dziesiąte, dwudzieste, trzydzieste urodziny, wydaje mi się, jakby to było wczoraj.

Tenis, lekkoatletyka, boks, kolarstwo, pływanie, futbol - był na bieżąco, żył tym, co dzieje się w polskim sporcie. - Znowu trafiliśmy na Anglię - nawiązywał do losowania grup eliminacyjnych piłkarskich mistrzostw świata. - Anglicy są bardzo dobrzy w lidze, ale w reprezentacji idzie im nieco gorzej. Będą jednak bardzo groźni.

Chronił mit sportu

Anglia, choć nie ta piłkarska, ale tenisowa, była dla niego szalenie ważna. Bo od meczu Polski z tą reprezentacją rozpoczęła się największa przygoda jego życia. - Był rok 1947 - przypominał sobie bez wysiłku, jakby to rzeczywiście było wczoraj.

- Zbliżał się mecz z Anglikami o Puchar Davisa na kortach stołecznej Legii, a Aleksander Reksza, ówczesny kierownik redakcji sportowej Polskiego Radia, nie miał nikogo, kto mógłby to wydarzenie skomentować. Dowiedział się, że w Szczecinie pracuje początkujący dziennikarz, który jest jednocześnie zawodnikiem tenisowym, a więc zna się na rzeczy. Zaryzykował i ściągnął mnie do Warszawy. Pamiętam tłumy ludzi i ogromne wzruszenie, bo przecież to było tuż po wojnie, znowu na Legii. Przegraliśmy po pięknej walce 2-3. Z naszej strony grali Józef Hebda i Władysław Skonecki. Ten drugi był, według mnie, największym talentem w historii polskiego tenisa. Wojciech Fibak to była inteligencja i pracowitość, a Skonecki był artystą - wspominał.

Nie było drugiego znawcy sportu w Polsce, który poznałby tyle pokoleń tenisistów. Z wieloma przed wojną, w jej trakcie i tuż po niej sam się mierzył. - Grałem od małego chłopca, przyznam, że sportowcem się dobrym zapowiadałem. W1937 r. zdobyłem mistrzostwo Polski kadetów, a potem mistrzostwo iwi- cemistrzostwo juniorów. Jako senior byłem w pierwszej dziesiątce najlepszych w kraju - przypomina.

Po zakończeniu kariery wychodził na kort sporadycznie. Niektórzy wypominali mu to, uważali, że w tenisa można grać nawet do sześćdziesiątki. - Sam żałowałem, że skończyłem występować tak wcześnie - tłumaczy. - Nadal przychodziłem na korty Legii, ale niesystematycznie, czasem raz w miesiącu, czasem raz na bzy miesiące.

W antraktach pomiędzy zawodami mógł być świadkiem wielu afer z udziałem zawodników, ale o tym od niego nigdy nie usłyszeliśmy. Bo Tomaszewski wolał przedstawiać sport jako oazę nieskazitelnego piękna, wolnego od dopingu, korupcji, malwersacji.

W książce "Stadion zachodzącego słońca" pisał: "Może posłużę się porównaniem. Był taki film zatytułowany »Walka o ogień«. Kiedy chroni się ogień przed rozmaitymi niebezpieczeństwami - zarówno we własnym plemieniu, jak i na terenie wroga - za wszelką cenę pragnie się ów płomień zachować i przenieść. Bohdan chciałprzez całe swoje życie przenieść to, co stworzył sobie w dzieciństwie - pewien mit sportu".

Pamięć o powstaniu

Bohdan Tomaszewski pochodził z długowiecznej rodziny, choć je- go matka umarła wcześnie, mając 52 lata. - Miała trzech młodych synów, którzy ciągle się narażali, nie wytrzymała napięcia wojny- wspominał najmłodszy syn.

On sam cudem uniknął śmierci, gdy w trakcie powstania warszawskiego opiekował się żoną w ciąży... - Stałem już pod ścianką do rozstrzelania na Woli. I nagle usłyszałem młodego Niemca, który szepnął, że chce mi pomóc. Skoczyłem w przechodzący obok tłum rannych, starców, kobiet. Później zrewanżowałem się za tę pomoc, ratując innego Niemca.

1 sierpnia był dla Bohdana Tomaszewskiego datą szczególną. - W ostatnią niedzielę byłem w Muzeum Powstania Warszawskiego. W poniedziałek znów, jak co roku, przeżywałem godzinę "W" - gdy wypowiadał te słowa, w jego głosie słychać było wzruszenie.

Bowiem symbolika dat była dla niego ważna. Podkreślał, że tuż przed jego pierwszymi igrzyskami w roli komentatora - w 1956 r. w Melbourne - był polski październik, a tuż po ostatnich - w 1980 r. w Moskwie - wybuchł polski sierpień. Andrzej Targowski, profesor Western Michigan University, który w 1966 r. sprowadził do Polski pierwszy komputer IBM, a w 1980 r. wyemigrował do Ameryki Północnej, uznał Bohdana Tomaszewskiego za jeden z anty-symboli PRL, obok m.in. "Tygodnika Powszechnego", jazzu granego w katakumbach, a organizowanego przez Leopolda Tyrmanda, Kabaretu Starszych Panów czy Piwnicy pod Baranami

Artystyczny świat

Słynne cytaty Bohdana Tomaszewskiego

- I tak jak wszyscy komentatorzy, przepraszam za wszystkie błędy, jakie popełniłem, ale taka jest piłka.

- Jadą. Cały peleton, kierownica koło kierownicy, pedał koło pedała.

- Ta radość jest niesamowita. Ludzie się bawią, tańczą się.

- Widać wielkie ożywienie w kroku Lewandowskiego.

Z pierwszą żoną Zofią Minkiewicz stanowili tuż po wojnie najpiękniejszą parę Warszawy. Druga wybranka Bohdana Tomaszewskiego, Ewa, była reżyserem dźwięku w Teatrze Polskiego Radia. Izabellę z Sierakowskich, trzecią żonę, nazywał czasem towarzyszem pancernym. - Jak przed wiekami zwano rycerza, który stał ramię w ramię z drugim w chwilach porażek i zwycięstw - uzasadniał.

Mężczyźni zazdrościli mu powodzenia u kobiet, ale także erudycji, manier, umiejętności ubierania się, znakomitych warunków fizycznych, wreszcie charakterystycznego głosu, który zniewalał i uwodził. Ten głos, obecny przez dziesiątki lat na antenie radiowej i telewizyjnej, zaraził miłością do sportu wielu ludzi. Przyznają to zwykli kibice, ale także artyści, ludzie kultury, politycy.

Jako pracownik Polskiego Radia i TVP obsługiwał 12 letnich i zimowych igrzysk olimpijskich. Dzięki felietonom w "Kulturze" zaistniał w święcie wybitnych twórców. - Niesłychanie skorzystałem, poznając podczas spotkań w warszawskim SPATiF-ie artystów, aktorów, pisarzy: Juliana Stryjkowskiego, Adama Ważyka, Antoniego Słonimskiego, Stanisława Dygata, Pawła Hertza, Tadeusza Konwickiego. Oni przychodzili się tam napić, a ja ich słuchałem - opowiadał. Cenną znajomość z Bohdanem Tomaszewskim podkreślali później Jan Nowak-Jeziorański, Andrzej Łapicki, Kazimierz Kutz, Janusz Głowacki, Jerzy Gruza, Daniel Olbrychski.

"Gadulstwo nieznośne"

Na Bohdana Tomaszewskiego spadły w życiu największe zaszczyty. W1994 r. został laureatem telewizyjnego Super Wiktora, a w dwa lata później obzymał najważniejszą nagrodę Polskiego Radia Diamentowy Mikrofon. W 2001 r. językoznawcy uznali go za jednego z pięciu Mistrzów Mowy Polskiej. Otrzymał Dziennikarski Laur "za niedościgniony wzór dziennikarskiego profesjonalizmu".

W ostatnich latach przyznawał, że już nie pisze, bo jest to dla niego zajęcie zbyt męczące. Ale ciągle wracał do tego, co było prawdziwą esencją jego życia. Wciąż, często wraz z młodszym synem Tomaszem, komentował na antenie telewizji Polsat tenisowe mecze, w tym słynny finał Wimbledonu z 2008 r. Wytrwał w świetnej formie na stanowisku przez wiele godzin.

Humor psuły mu oskarżenia o współpracę z SB. Z zachowanych dokumentów wynika bowiem, że w 1954 r. miał być pozyskany do współpracy z Departamentem III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego jako tajny współpracownik ps. "Guzikowski".

W tym świetle zrozumiałe są jego słowa: "Człowiek uczy się do końca życia. Ja zrozumiałem, że najważniejsza w tym zawodzie jest cisza (...) Gadulstwo to rzecz prawdziwie nieznośna".

Krzysztof Kawa
Głos Koszaliński

Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia