Leonard Pietraszak powraca do rodzinnego miasta

Rok 2012. Leonard Pietraszak odsłania swój autograf na ul. Długiej
Rok 2012. Leonard Pietraszak odsłania swój autograf na ul. Długiej Jarosław Pruss
- Wszystko, co dla mnie ważne, zaczęło się w Bydgoszczy - zdradza znakomity aktor i kolekcjoner sztuki

Dla wielu bydgoszczan bydgoski rodowód aktora był odkryciem. Po tym, jak w 2010 r. "Gazeta Pomorska" wysunęła kandydaturę filmowego Gustawa Kramera ("Vabank" i "Vabank II czyli riposta") do Bydgoskich Autografów, w mieście nad Brdą nastąpiła eksplozja popularności Leonarda Pietraszaka.

Tymczasem artysta podkreśla, że nigdy nie porzucił miasta swojego urodzenia. Tu miał bliskich, tu są ich groby, które często odwiedza Teraz wraz z żoną Wandą Majer- Pietraszak postanowił podarować Bydgoszczy kolekcję obrazów Jana Stanisławskiego i jego znakomitych uczniów.

Wspaniały dar, piękny gest. Nie można jednak nie zapytać, dlaczego wybrał Bydgoszcz? - Z sentymentu do miasta - tu się urodziłem, tu spędziłem dzieciństwo i młodość. Różnie to w życiu bywa, a szkoda byłaby wielka, gdyby ta kolekcja przepadła Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli dostanie ją jakieś muzeum. I wtedy z żoną pomyśleliśmy o Muzeum Okręgowym, którego patronem jest wspaniały malarz Leon Wyczółkowski.

Artysta wspomina, że była to pierwsza placówka muzealna, którą miał okazję zwiedzać, będąc dzieckiem.

Życzeniem donatorów jest, by kolekcja była pokazywana na stałej wystawie. - Wiem, że muzea niechętnie przystają na takie warunki, bo chcą dokonywać zmian w swoich ekspozycjach. Naszym natomiast pragnieniem jest, aby ludzie oglądali dzieła Stanisławskiego i jego uczniów. Wierzymy również, że kolekcja ta będzie się rozrastać.

Wielka miłość Leonarda Pietraszaka do malarstwa trwa już prawie pół wieka - Zaczęło się przed Kulisiewiczem.

Po skończeniu łódzkiej "Filmówki" trafiłem do teatru w Poznania Już wówczas interesowałem się malarstwem. Wtedy jednak nie miałem pieniędzy, które mógłbym inwestować w sztukę - wspomina.

Pierwszym, prawdziwym obrazem była olejna praca Marii Chudoby-Wiśniewskiej. To była nagroda w plebiscycie jednej z gazet na najpopularniejszego aktora Poznania.

Szczęście początkującemu hobbyście sprzyjało. - W Warszawie mieszkałem drzwi w drzwi z Tadeuszem Kulisiewiczem (znakomity rysownik, grafik - przyp. red.).

Jak każdy artysta, tak i Tadeusz niechętnie rozstawał się ze swoimi pracami Ale robił wyjątid, łamał się, dlatego udało mi się pozyskać trochę jego dzieł - opowiada.

Leonard Pietraszak przyznaje, że po okresie fascynacji grafikami Kulisiewicza i zaczęło mu brakować... kolorów. Tak zrodziła się fascynacja twórczością Jana Szancenbacha, potem Jana Stanisławskiego i jego utalentowanych uczniów z "krakowskiej szkoły pejzażowej".

Zadałem sobie wiele trudu, chcąc poznać twórczość Stanisławskiego. Śledziłem wystawy, aukcje i wszelkie informacje, które o nim i o jego uczniach wówczas się ukazywały. Z wielkim trudem i zachodem powstawała ta kolekcja. Rzecz w tym, że tych obrazów na rynku bardzo brakowało.

Zdradził nam pan Leonard, że obrazy traktuje jak partnerów. - Rozmawiam z nimi Kiedy ma się pojawić nowe dzieło, staję przed naszą galerią i mówię: - Kochani, za chwilę przyjedzie ten a ten, przyjmijcie go z honorami (śmiech serdeczny).

Przy takiej więzi emocjonalnej niełatwo rozstać się z czymś tak ukochanym. - Przez pierwsze dni i tygodnie na pewno będzie bardzo trudno. Ale jest na to rada - częściej zacznę przyjeżdżać do Bydgoszczy. Mam taką nadzieję...

Na liczącą prawie 60 obrazów kolekcję składają się prace Jana Stanisławskiego i jego wspaniałych uczniów ze Szkoły Pejzażu, w tym Stefana Filipkiewicza, Stanisława Kamockiego i Stanisław Czajkowskiego. - Sam mistrz robił obrazy niewielkich rozmiarów, jego uczniowie tworzyli dużo większe dzieła. Wybierając je, kierowałem się przede wszystkim ich urodą. Od prac tak utalentowanych malarzy bije niesamowita energia. Te obrazy były przez długie lata niedocenione. Uznawano je za gorsze i dlatego ja się nimi zainteresowałem - tłumaczy.

Pytany, który obraz jest tym najbardziej ukochanym, mówi, że "Maj w parku" Jana Stanisławskiego. - Był pokazywany na pośmiertnej wystawie jego dzieł w 1907 roku. Miał numer 89. Wiem, że był bliski Stanisławskiemu.

Michał Woźniak, dyrektor Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego potwierdza, że podpisany został list intencyjny "co do zgodnego działania państwa Pietraszaków i muzeum, w celu realizacji w nieodległej przyszłości ustanowienia dam w postaci kolekcji obrazów Jana Stanisławskiego i jego uczniów".

Będzie ona eksponowana w gmachu przy Gdańskiej 4. Chcemy, aby uruchomienie obiektu było połączone z przekazaniem kolekcji i uroczystym otwarciem wystawy - mówi dyrektor Woźniak.

Aby kolekcja mogła tam trafić najpierw zabytkowy budynek musi być poddany remontowi. - Będzie potraktowany z całym szacunkiem dla jego walorów architektonicznych. Chcemy zwiększyć jego powierzchnię, dlatego w planach jest budowa nowego obiektu. W sumie kubatura ulegnie dwukrotnemu powiększeniu. Całość będzie przeznaczona na ekspozycję sztuki dawnej i tej z pierwszej połowy XX wieku. Powstaną tam również pracownie konserwatorskie - zapowiada dyr. Woźniak.

Kiedy dar państwa Pietraszaków zostanie udostępniony publiczności? - Za trzy, cztery lata. Ubiegamy się o unijne pieniądze. Mamy wstępną koncepcję. Finalizujemy przygotowanie projektu przetargowego, dotyczącego planów przebudowy starego gmachu i budowy nowego. Chodzi o remont, konserwacje i adaptację.

- Miło nam będzie z żoną brać udział w otwarciu tej wystawy - dodaje Leonard Pietraszak.

Hanna Sowińska
NASZA HISTORIA

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia