Leszka Białego "zdradził dobry kolega"

Cmentarz na Bielawkach, pogrzeb Leszka Białego. Ubecy tymczasem robią zdjęcia i identyfikują b. akowców. 17 listopada 1957 roku
Cmentarz na Bielawkach, pogrzeb Leszka Białego. Ubecy tymczasem robią zdjęcia i identyfikują b. akowców. 17 listopada 1957 roku archiwum IPN
W agencyjnym doniesieniu "Klara" napisała, że rozmawiała z matką Białego. Pani Anna miała powiedzieć, że jest pewna, iż syn uciekł z bydgoskiego UB. I że rodzina wie, kto go wydał

W sprawie mordu na ppor. Leszku Białym, ps. "Jakub", w czasie niemieckiej okupacji szefie łączności Okręgu Pomorskiego Armii Krajowej, dwie sprawy nie doczekały finału. Chodzi o ustalenie przyczyn jego aresztowania i ukaranie winnych zbrodni, popełnionej na początku marca 1945 r. w ubeckich kazamatach przy ul. Markwarta.

W bydgoskiej Delegaturze IPN, poza odpisem akt z dochodzenia prowadzonego przez Prokuraturę Wojewódzką w 1957 r., jest także gruba teczka ze śledztwa przeciwko Eugeniuszowi Roszczynowi i innym członkom AK. Wśród znajdujących się w niej dokumentów jest i ten, który wydaje się być odpowiedzią na pytanie, jak ubecja dotarła do "Jakuba".

27 lutego 1945 r. w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego odbyło się przesłuchanie, w charakterze świadka, Eugeniusza Roszczyna, syna Ignacego, urodzonego w Rosji w 1916 r., z zawodu szofera-mechanika, który okazał się być znajomym Białego z okresu okupacji. Prowadził je por. Mieczysław Jakubowski.

Data - 27 lutego - ma dla sprawy Leszka Białego kapitalne znaczenie. Tego bowiem dnia, tyle że wieczorem, został on aresztowany w domu przy ul. Garbary 19 (mieszkał tam z rodzicami i siostrami - Marią, Aliną i Zuzanną).

Roszczyn, szczery do bólu, opowiadał funkcjonariuszowi WUBP, jak pomagając Polakom oddawał usługi AK, choć sam do organizacji nie należał. Sypał nazwiskami, podawał adresy ludzi z podziemia, opisywał, jak wyglądają, gdzie pracują.

Latem 1944 r. o pomoc w ucieczce z Wehrmachtu poprosił go Klemens Sroka, który po przyjęciu III grupy (Niemiecka Lista Narodowa) został wcielony do niemieckiego wojska. W tym czasie Roszczyn pracował w DAG Fabrik Bromberg jako kierowca. Tam również zatrudniony był Kazimierz Jankowski (jako radiotechnik).

"Zbliżyły nas zainteresowania dla spraw radiotechnicznych" - zeznawał Roszczyn

Kiedy Sroka, przebywając na urlopie, szukał na gwałt pomocy, by do wojska nie wracać, Roszczyn zwrócił się do Jankowskiego, by pomógł przerzucić dezertera do partyzantów w Borach Tucholskich.

"Jankowski powiedział wtedy, że musi pomówić z Białym" - zeznał. "Kto to był Biały, czy to było jego nazwisko czy pseudonim, co o nim wiecie? - pytał zaciekawiony ubek.

Roszczyn zeznał, że do lata 1944 r. znał go tylko z widzenia ("Jakub" też był pracownikiem niemieckiej fabryki zbrojeniowej), i że Biały pomógł Sroce. Razem wywieźli go w Bory Tucholskie, a wcześniej Leszek załatwił Klemensowi fałszywe dokumenty. Był tak precyzyjny w tym co mówił, że podał nawet, na którym kilometrze "traktu Napoleona" Biały ze Sroką wysiedli, by wejść w las.

Świadek oceniał, że "mózgiem" bydgoskiej AK był Biały, a nie Jankowski. Powiedział, że do lasu jeździł z nim jeszcze dwa razy. Podał przesłuchującemu go funkcjonariuszowi dane dotyczące obecnego miejsca pracy Białego (Stary Rynek, ratusz, radiowęzeł ) i adres zamieszkania (ul. Garbary, naprzeciwko tartaku).
Roszczyn opuścił WUBP następnego dnia. Aresztowany został dopiero 19 marca.

Tymczasem 27 lutego UB aresztowało nie tylko Białego, ale także Jankowskiego. Ten ostatni widział Leszka po raz ostatni już na ul. Markwarta, kiedy oboje zdawali do depozytu osobiste rzeczy. Tak Jankowski zeznawał, jako świadek, podczas prowadzonego w 1957 r. przez prok. Stanisława Leńskiego śledztwa w sprawie śmierci Leszka Białego i emisariusza o ps. "Bolesław". Tym samym odpierał rewelacje Bolesława Halewskiego, oficera śledczego WUBP, jakoby to on miał "wystawić" ubecji Białego.

Lektura protokołu przesłuchania Roszczyna stanowi mocny dowód - to właśnie on mógł naprowadził ubeków na "Jakuba"? Czy zrobił to nieumyślnie?
Ciekawe informacje podawał Roszczyn, już po aresztowaniu go 19 marca. Podczas przesłuchania w charakterze podejrzanego mówił o radiostacji, o tym, że Biały i Jankowski przynosili do niego aparaty, by słuchać Londynu. Ale powiedział coś więcej...

Że przychodził do niego kapitan wojsk rosyjskich. Niestety, prowadzący przesłuchanie nie był ciekawy (?) nazwiska Rosjanina. Podobnie jak nie dociekał, jak nazywał się tajemniczy porucznik, którego Roszczyn spotkał rankiem 27 lutego w drodze do pracy, i z którym poszedł do WUBP, by zeznawać jako świadek.

Ciekawostką jest również to, że prowadzone od marca do czerwca 1945 r. śledztwo przeciwko Roszczynowi, Jankowskiemu, a także Edwardowi Szymańskiemu (to do jego mieszkania na Jarach miała trafić radiostacja służąca do kontaktu w Londynem) zakończyło się zwolnieniem oskarżonych. Wcześniej Wojskowy Sąd Okręgowy w Toruniu, na niejawnych posiedzeniach, wytkał wady i niedokładności śledztwa, i postanawiał zwracać akta do uzupełnienia.

Leszek Biały i jego towarzysz z AK o ps. "Bolesław" żywi nie opuścili ubeckiego aresztu; zamordowano ich na początku marca 1945 r. Ich ciała zakopano na podwórzu WUBP na ul.Markwarta, w pobliżu śmietnika. Dopiero zeznania komendanta bloku Konstantego Kielicha pozwoliły ustalić miejsce pogrzebania ich szczątków. Stało się to na początku 1957 r.
Po zamordowaniu Leszka rodzina Białych pozostawała pod szczególną "opieką" ubecji - zarówno rodzice, jak i jego siostry byli otoczeni wianuszkiem konfidentów.
Źródło o ps. "Klara", po rozmowie przeprowadzonej z Anną Białą, matką "Jakuba" doniosło 23 lutego 1951 r.

"(....) mówiła o aresztowaniu syna, że zdradził go dobry kolega i że oni wiedzą, kto to jest. Mówiła, że jest pewna, że syn Leszek Biały uciekł z UB i że jest za granicą. Mówiła, że w czasie okupacji u nich w domu była komenda AK, i że do nich się cała "dwójka" zjeżdżała (...). Mówiła, że syn jej był bardzo inteligentny i że władał 5 językami, że prowadził tajną radiostację i do Londynu nadawał meldunki. (...) Narzekała, że tu ich nowe bolszewicy dogonili, ale ona ma nadzieję, że da się te złe czasy przetrzymać (...)".

Co do odpowiedzialności za podwójny mord na ppor. Białym i "Bolesławie". Wiemy, że nie udało się żadnego z bydgoskich ubeków - Henryka Wątroby, Bolesława Halewskiego i Ryszarda Szwagierczaka - postawić przed sądem.

- W sprawie Leszka Białego prowadzone były trzy śledztwa - w latach 50., 90. i trzecie na początku XXI w. W żadnym nie doszło do skazania odpowiedzialnych za zbrodnię funkcjonariuszy. Przyczyny były różne - ucieczka oskarżonych za granicę, ich śmierć oraz braki w dokumentacji, która jak wiele na to wskazuje była niszczona nie tylko w czasie rządów komunistów, ale również w latach 90. XX wieku - mówi dr Krzysztof Osiński, historyk z bydgoskiego IPN.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia