Artykuł pochodzi z najnowszego wydania magazynu "Nasza Historia - Gazeta Pomorska"
Pocisk balistyczny V-2, nazywany też A4, był napędzany mieszanką alkoholu (75 proc. alkoholu etylowego i 25 proc. wody) oraz ciekłego tlenu. Oba składniki do komory spalania tłoczyła dwuturbinowa pompa, pracująca dzięki parze wodnej pod wysokim ciśnieniem. Parę z kolei wytwarzał stężony perhydrol i nadmanganian potasu.
Rakieta przed tankowaniem ważyła 4,5 tony, po tankowaniu prawie 3-krotnie więcej, czyli 12,7 tony. Silnik rakiety pracował maksymalnie 58-60 sekund, rozpędzając ją do prędkości 1,341 metrów na sekundę i wznosząc na wysokość stratosfery Ziemi - od 83 do 93 kilometrów. Spadając na cel, rakieta pędziła z prędkością ponad 3 tysięcy metrów na sekundę, wielokrotnie przekraczając prędkość dźwięku. Zasięg V-2 wynosił średnio 320-360 kilometrów.
W czasie II wojny światowej, na terenie okupowanej Polski, funkcjonowały dwa poligonu, na których odbywały się testy rakiet V-2. Jako pierwszy zaczął działać poligon Heidelager. Od listopada 1943 roku do czerwca 1944 z Blizny koło Rzeszowa wystrzelono ponad 160 rakiet. Pod koniec lipca 1944 roku poligon przeniesiono w Bory Tucholskie. Miało to bezpośredni związek ze zbliżającym się frontem i nacierającą ze wschodu Armią Czerwoną. Poligon Heidekraut w Borach Tucholskich funkcjonował do stycznia 1945 roku; zdołano z niego wystrzelić ponad 300 rakiet V-2.
Pierwszą jednostką, która pojawiła się na poligonie w Bliźnie po przeszkoleniu w Koszalinie, była 444. Bateria Szkolno-Doświadczalna. W styczniu do HL - po przeszkoleniu w Bornem Sulinowie i Peenemünde przybyła 1 i 2 bateria 836 AA. Obie jednostki były później uznawane za najbardziej doświadczone w praktycznych strzelaniach, ponieważ tylko one uczestniczyły w szkoleniach w Bliźnie, skąd wystrzeliły z większym lub mniejszym powodzeniem około 160 rakiet.
Mimo że jeszcze w maju 1944 roku w Bliźnie pojawił się Wernher von Braun, najważniejszy animator niemieckiego programu rakietowego, było oczywiste, że zbliżanie się frontu wschodniego uniemożliwi działanie poligonu. Ostatnią V-2 wystrzelono w HL 30 czerwca.
Relacje świadków
Rakieta V-2 umieszczona na naczepie
(fot. Wikimedia Commons)
Kiedy zdecydowano o przeniesieniu poligonu rakietowego z Blizny w Bory Tucholskie, nie wiadomo. Nie do końca wiadomo również, dlaczego wybrano akurat to miejsce. Nie bez znaczenia była topografia, małe zaludnienie terenu i dobrze rozwinięta sieć połączeń kolejowych, bez których transport A4 z zakładów Mittelwerk w górach Harzu byłby niemożliwy.
Na pewno dużą rolę odegrała mała odległość do ośrodków szkoleniowych w Koszalinie, Bornem Sulinowie i Pile.
Nie można prawdopodobnie też nie docenić roli, jaką w podjęciu decyzji odegrał Gruppenführer dr inż. Hans Kammler, od 1943 osoba mająca pełną władzę nad programem V-2 z ramienia SS, która bezpośrednio podlegała samemu Himmlerowi. Kammler przez kilka lat przed wojną mieszkał w Bydgoszczy, gdzie kończył gimnazjum. Studiował na politechnikach w Gdańsku i Szczecinie - tereny obecnego polskiego Pomorza musiał więc znać bardzo dobrze.
Udało się dotrzeć do świadków, mieszkańców tych terenów, których relacje mają duże znaczenie przy odtwarzaniu historii i próbach rekonstrukcji poligonu rakietowego Heidekraut. Pani Irena Szpica, mieszkanka wsi Suchom położonej na północny-wschód od Wierzchucina (niem. Lindenbusch), pamięta, że niemieccy żołnierze pojawili się w jej rodzinnej wsi wczesnym latem 1944 roku. Suchom został wysiedlony. Przez pewien czas gospodarze z Suchomia razem z dobytkiem koczowali w okolicznych lasach. Domy w Suchomiu zostały zajęte przez niemieckich żołnierzy.
Alfons Chylewski, mieszkaniec Cisin pamięta, że tereny położone na północ od linii kolejowej Laskowice-Cekcyn zostały zamknięte, a drogi przegrodzono szlabanami. Na bocznicy przy stacji Wierzchucin rozładowywano wagony z rakietami. Dalej pociski transportowano w rejon jeziora Suchom. Przeładunek w Wierzchucinie jednak okazywał się trudny, dlatego później zaczęto wykorzystywać stacje w Lnianie, ponieważ tam znajdowała się przedwojenna wojskowa rampa przeładunkowa.
Nieżyjący już Zygfryd Babiński, mieszkaniec położonych na południe od Suchomia Lisin, relacjonował, że po pierwszym upadku rakiety we wsi, który miał miejsce w sierpniu, Lisiny zostały przez Niemców ewakuowane. Henryk Jaśtak, mieszkający niedaleko Iwca przypomina, że na poligonie znajdowały się zawsze dwie grupy żołnierzy - jedna pełniła wyłącznie warty, druga była w składzie jednostek rakietowych.
Na podstawie tych i innych relacji świadków możemy dziś domniemywać, że powstawanie poligonu w Borach Tucholskich wiązało się ze zwiększoną aktywnością niemieckich jednostek wojskowych w tym rejonie. Zajęcie przez niemieckich żołnierzy 1 lipca 1944 roku budynku szkoły w Trzebcinach, na północ od Suchomia i Zielonki, raczej na pewno było przejawem takiej aktywności.
Eksplozja i ostatni start
Pod koniec 1944 roku, jak wspominał Zygfryd Babiński z Lisin, na poligonie HK doszło do dużej eksplozji. Potwierdziła to Irena Szpica z Suchomia. O wielkim wybuchu opowiadał też por. Jan Sznajder, dowódca oddziału AK "Jedliny", przebywający wówczas w ziemiance odległej o 12 km od poligonu. Wydaje się, że dziś wiemy już, o czym mówili świadkowie. Wyjaśnia to niemiecki meldunek specjalny z 13 grudnia 1944 roku, pochodzący z dowództwa stacjonującego w HK "Lehr- und Ver. Abt." (batalion szkolno-doświadczalny).
Meldunek dotyczy eksplozji, która nastąpiła podczas startu V-2 12 grudnia, o godz. 14.07. W pocisku o numerze seryjnym 19855 w 3,5 sekundy po starcie, na wysokości 40 metrów eksplodowała głowica. Fragmenty rakiety były rozrzucone w promieniu 400 metrów. Odłamki głowicy zniszczyły naziemne okablowanie, pojazd z generatorem prądu i ciężarówkę testową. Być może byli też zabici, ale meldunek o nich nie wspomina.
W połowie stycznia 1945 "Heidekraut" musiał zostać ewakuowany. Na postawie dzienników startowych wiemy dziś jednak, że ostatni start V-2 z poligonu w Borach Tucholskich miał miejsce 11 stycznia 1945 roku. Cel był odległy o 225 km, rakieta poleciała o jeden kilometr dalej, zbaczając z kursu o ponad 8 km w prawo. Później planowano odpalić jeszcze jeden pocisk, okazało się jednak, że turbopompa paliwa jest niesprawna.
Dziś można z pewną odpowiedzialnością stwierdzić, że Heidekraut był o wiele ważniejszym poligonem rakietowym V-2 niż wcześniejszy Heidelager w Bliźnie, a być może najważniejszym podczas II wojny światowej.
Z Borów na Uznam
Start rakiety V-2
(fot. Bundesarchiv, Bild 141-1879 [2])
Miejscem docelowym, w które ewakuowano poligon HK była miejscowość Buddenhagen, na południe od Wolgast, niedaleko wyspy Uznam i Peenemuende. Nie wystrzelono stamtąd już ani jednej rakiety A4/V-2.
Przypominając historię poligonu Heidekraut trzeba pamiętać o jeszcze jednym epizodzie, związanym z niemiecką bronią rakietową. Dotyczy on szkoleń w wykorzystaniu pocisku o nazwie "Rheinbote" ("Posłaniec Renu"). Była to czterostopniowa rakieta, której każdy stopień był napędzany silnikiem na stałe paliwo - zwyczajnym prochem strzelniczym. W wersji bojowej miała długość 11,1 metra i ważyła ponad 1,6 tony.
Zasada lotu "Rheinbote" była prosta - po wypaleniu się silnika startowego, każda kolejna wypalona część rakiety była odrzucana, aż w locie zostawał jedynie ostatni stopień z głowicą, w której było 25 kilogramów trialenu - środka niebezpieczniejszego od amatolu znajdującego się w głowicach A4/V-2.
"Rheinbote" nie był kierowany, a o jego zasięgu decydował jedynie kąt podniesienia wyrzutni osadzonej na zmodyfikowanej lawecie Meillera - tej samej, która służyła do transportu rakiet V-2.
Firma Rheinmetall - Borsig rozpoczęła badania nad pociskami rakietowymi napędzanymi stałym paliwem już w 1936 roku, ale dopiero w 1941 roku - wykorzystując koniunkturę w III Rzeszy i zamówienie na projekt rakiety - przeniosła swój własny, "fabryczny" poligon do Łeby nad Bałtykiem. Przy okazji wykorzystano tamtejszy poligon Luftwaffe. W miejscu tym, już wówczas nazywanym "Kleine Peenemünde" - "Małe Peenemünde" - zaczęto testować rakiety, wystrzeliwując je w kierunku odległej o 170 km wyspy Bornholm.
Około kwietnia 1943 roku "Rheinbote" był na tyle rozwiniętym pociskiem, że zaczęto myśleć o powołaniu do życia "Versuchskommando Troeller" - doświadczalnej jednostki artyleryjskiej Wehrmachtu, która miała testować nową broń. Późnym latem 1944 roku w Łebie zorganizowano pokazowe strzelanie dla Gruppeführera Hansa Kammlera, generała Waltera Dornbergera i kilku ekspertów.
Najwięcej, bo 1600 rakiet V-2 Niemcy wystrzelili w kierunku Antwerpii. W sumie udało się udokumentować wystrzelenie 3172 pocisków, ostatnie starty bojowe rakiet miały miejsce 28 marca 1945 roku. a
Podczas pisania artykuły korzystałam z książki "Najciekawsze epizody II wojny światowej w Borach Tucholskich" oraz gazety okolicznościowej "Raport z poligonu Heidekraut".
Anna Stasiewicz
GAZETA POMORSKA
[1], [2] Creative Commons
Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach. 3.0. Niemcy