Największy błąd Mao Zedonga: Międzynarodowy Dzień Wróbla jako przestroga dla ludzkości

Joanna Grabarczyk
Dziś świętujemy Międzynarodowy Dzień Wróbla.
Dziś świętujemy Międzynarodowy Dzień Wróbla. Pixabay
Co mają wróble do polityki? Według chińskiego dyktatora Mao Zedonga – całkiem sporo. Przywódca Chin wierzył, że jest w stanie doprowadzić swój kraj do socjalistycznego dobrobytu i rozwoju. Na drodze ku tym światłym celom stali jednak wrogowie, przeciwko którym należało zjednoczyć Chińczyków i doprowadzić do ich eliminacji, by żadne kije pchane przez nich w szprychy nie były w stanie zatrzymać postępu, którego ojcem widział się Mao. Wrogami okazały się muchy, komary, szczury i… wróble.

W narracji Mao każdy ze wspomnianych gatunków otrzymał miano „plagi”. Cała zaś akcja wymierzona przeciwko nim zyskała miano kampanii walki z czterema plagami. Czy ktoś upomniał się o biedne ptaszki? Owszem. W obronie pierzastych stworzonek stanęła Matka Natura. Niemal każda chińska dłoń – czy dziecka czy dorosłego – podniesiona na rozćwierkaną zgraję została przez nią bezwzględnie odrąbana. Towarzysz Mao wyszedł natomiast z tego starcia z mianem największego zbrodniarza w dziejach, który w czasie pokoju odpowiedzialny był za śmierć 65–70 milionów ludzi.

Przeciwko czterem plagom

Egzekucja chińskiego społeczeństwa nie była natychmiastowa – na jej mrożące krew w żyłach skutki trzeba było poczekać. Co innego krucjata przeciwko wróblom – z tymi uporano się błyskawicznie. Niemal 10 lat po ogłoszeniu przez Mao Zedonga powstania Chińskiej Republiki Ludowej, w pierwszym roku ogłoszenia tragicznej w skutkach kampanii gospodarczej, znanej szerzej jako Wielki Skok Naprzód, dyktator wezwał do rozprawienia się z małymi ptaszkami. „Wielki Sternik” widział w nich małych złodziei, które żywiąc się ziarnem z wysiewów, obniżają znacząco uzysk plonów, a tym samym stoją w poprzek chińskiemu marzeniu o gospodarczym prześcignięciu ZSRR i Wielkiej Brytanii w ciągu zaledwie 15 lat.

Wszyscy zostali mordercami

Jak dokonano tego ostatecznego rozwiązania kwestii ćwierkającej? Towarzysz Mao zmobilizował cały naród. W akcji, zaplanowanej na kilka dni, całe masy chińskiego społeczeństwa: dzieci i dorośli, kobiety i mężczyźni, chłopi i mieszkańcy miast – wszyscy zaangażowali się w walkę z wróblami.

Łapanie ptaszków, ich trucie czy strzelanie do nich – choć również stosowane – okazało się być o wiele mniej skuteczną metodą walki z pierzastym ludkiem niż notoryczny hałas. Przez kilka dni całe chińskie społeczeństwo biło w bębny, garnki i gongi, płosząc wróble i zmuszając je do nieustającego lotu. Celem tych zabiegów było zamęczenie ptaków na śmierć – wróbel, chociaż występuje na całym świecie, słabo lata. W powietrzu może wytrzymać od kilku do kilkunastu minut, po czym koniecznie musi gdzieś przycupnąć, aby nabrać sił. Chińczycy, wiedząc o tym, zdecydowali pozbawić małe ptaszki tej możliwości odpoczynku. Wróble, płoszone hałasem i kamieniami lecącymi w ich kierunku z proc, wycieńczone padały w locie na ziemię. Ich małe serca nie wytrzymywały takiego wysiłku. Niszczono także ich gniazda i jaja, tak by uniemożliwić wylęg nowych pokoleń ptaków.

Oto, jak początek kampanii przeciwko wróblom w Pekinie wspominał Michaił Kłoczko, radziecki specjalista przebywający w tamtym czasie w Chinach:

„Wczesnym rankiem obudził go ścinający krew w żyłach krzyk kobiety, która biegała po dachu budynku przylegającego do jego hotelu. Ktoś zaczął uderzać w bęben, a kobieta wymachiwała bambusowym kijem, do którego przywiązane było prześcieradło. Przez trzy dni cały hotel mobilizowano do kampanii przeciwko wróblom – od gońców i pokojówki po oficjalnych tłumaczy. Dzieci strzelały z procy do wszystkich skrzydlatych stworzeń.”

Z armaty do wróbla

Te osobliwe zabiegi przyniosły ze sobą również wiele wypadków. Zdarzało się, że pogromcy wróbli spadali w wyniku wypadków z dachów, drabin czy słupów, na które wdrapywali się, by zrealizować szalony plan dyktatora. Zapał w tępieniu skrzydlatych zwierząt doprowadził do tego, że z arsenałów wyciągnięto armaty, z których strzelano nie tylko do wróbli, ale do wszystkich latających stworzeń. Jak nietrudno się domyślić, ofiary tego zaangażowania zdarzały się nie tylko wśród ptaków. Jak przytacza Frank Dikotter, w samym Nankinie w ciągu dwóch dni wykorzystano do celów wojny z wróblami 330 kilogramów prochu strzelniczego. Chińczycy w swoim zapamiętaniu w walce ze szkodnikami sięgali także po trucizny. Chociaż w obliczu zdarzającego się wcześniej w pewnych rejonach niedoboru żywności użycie trucizn i pestycydów (między innymi dipterexu i DDT, haksacholorobenzenu, systoksu i dementonu) do polowań na zwierzęta było dość powszechne, teraz wykorzystano ich śmiercionośną moc do tego, by unicestwiać wróble. Ofiarami tych morderczych zabiegów padały również wilki, króliki, kaczki, kury, węże, owce, psy, gołębie oraz inne gatunki.

Wróbel twój wróg. Człowiek – tym bardziej

Z całej tej okrutnej operacji zachowały się archiwalne zdjęcia i nagrania. Utrwalony jest na nich powszechny zapał Chińczyków do tego, by ostatecznie zniszczyć skrzydlaty ludek. Na niektórych z fotografii widać martwe ciałka małych ptaszków, powiązane w pęczki. Uśmiechnięte dzieci licytują się, kto ma więcej skrzydlatych ofiar na koncie.

Można jedynie domniemywać, jakie szkody w psychice młodych Chińczyków musiało wywołać nawoływanie do walki z przyrodą i do mordowania. Wiadomo jednak, że młodzi, którzy ochoczo wzięli udział w tępieniu małych ptaszków, 10 lat później byli tym pokoleniem, które silnie zaangażowane było podczas dokonywania rewolucji kulturalnej, a z ich pokolenia rekrutowali się hunwejbini, którzy tym razem mordom i torturom poddawali ludzi – przeciwników partii komunistycznej.

Wielki Głód

Poza domniemaniami jednak pozostaje fakt, że siły przyrody, tak brutalnie potraktowane przez przywódcę Chińskiej Partii Komunistycznej, potwornie ukarały pychę „Wielkiego Sternika” i jego podwładnych. Nie trzeba było długo czekać na konsekwencje działań przeciwko wróblom z 1958 roku. Łańcuch pokarmowy, doznawszy istotnej luki w postaci wróbli, stracił swoją równowagę. Doszło do rozmnożenia się owadów na wielką skalę: cykad, ryjkowców, przędziorków i innych. Chmary szarańczy, które rozpleniły się w tamtym czasie, przelatywały nad polami całymi chmurami, zaciemniając niebo. Jeszcze nim doszło do żniw, zjedzonych przez nie bywało od kilkunastu do kilkudziesięciu procent wszystkich upraw w regionach i w całych prowincjach. Skutki wojny z wróblami kosztowały Chińczyków zbiory ryżu, bawełny, warzyw i zboża. Szarańcza nie była jedyny problemem. Zbiory już zgromadzone naruszane były przez kolejne szkodniki. Co więcej, okazało się, że wojna z małymi ptaszkami wyczerpała zapasy pestycydów, które wykorzystano do trucia skrzydlatych stworzeń. Teraz, gdy były najbardziej potrzebne, Chiny doświadczyły ich poważnego niedoboru. W wyniku Wielkiego Głodu, centralnie sterowanego przez partię komunistyczną, w Chinach zmarło kilkadziesiąt milionów ludzi. Szacunki mówią, że mogło ich być od 20 do nawet 45 milionów. Kiedy partia powiązała finalnie przyczynę ze skutkiem, odstąpiono od tępienia niedobitków gatunku.

Natura ludzka nie znosi jednak próżni. To dlatego już w 1960 roku kierownictwo partii skreśliło wróbla z listy wrogów narodu i jego pracy. Miejsce wytępionego już niemal doszczętnie ptaszka zajęły tym razem pluskwy.

Kto powtórzył błędy Chińczyków?

Choć historia o wojnie z wróblami jest jedną z najbardziej okrutnych i barwnych historii o tym, czym kończy się próba ręcznego sterowania przyrodą przez człowieka, homo sapiens wydaje się jednak dość opornie przyswajać tę lekcję. Świadczy o tym choćby sytuacja, która miała miejsce nie tak dawno, bo około 2019 roku, w Houston w Teksasie, w lokalnym Centrum Medycznym. Drzewa na terenie Centrum zostały tam zabezpieczone specjalnymi siatkami. Ich zadaniem było powstrzymywać skrzydlatych gości przed odwiedzaniem centrum. Wiadomo – ptaki oznaczają odchody i choroby… Ta krótkowzroczna polityka i pozornie drobna ingerencja w ekosystem zemściła się na ludziach niezwykle szybko: miejsce ptaków zajęły szybko rozzuchwalone gąsienice, w ilości takiej, iż można było mówić o pladze. Nie to było jednak najgorsze: okazało się, że gatunek, który szczególnie upodobał sobie drzewa i krzewy na terenie Centrum Medycznego, jest silnie jadowity. Dotknięcie włochatej gąsienicy – stadium larwalnego ćmy flanelowej - miało powodować szereg dolegliwości, spośród których jednym z bardziej dotkliwych był bardzo silny ból u ofiary kontaktu - ból o natężeniu porównywalnym do złamania kończyny.

Dziś świętujemy Międzynarodowy Dzień Wróbla, by przypominać o tym jak ważnym elementem ekosystemu są te małe, pierzaste ptaszki. Niestety, ich populacja – kiedyś niezwykle liczna na wszystkich kontynentach – regularnie spada. Przyczyniają się do tego coraz mniejsze połacie dzikich trawników i krzewów, a także rozrastające się populacje wron i mew, które opanowują miasta. Podczas spacerów coraz rzadziej słychać radosne ćwierkanie, dobiegające z mijanych zarośli. A szkoda. Wróble to ptaszki niezwykle towarzyskie, które lubią towarzystwo ludzi – nawet, jeśli nie wszyscy ludzie je cenią oraz ich wkład w to, by wszystkim żyło się dobrze.

***

Pisząc niniejszy artykuł, korzystałam z książki autorstwa Franka Diköttera Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958–1962, tłum. Barbara Gadomska, Wydawnictwo Czarne, 2013.

Polecjaka Google News - Portal i.pl
od 16 lat

mm

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia