Niemcy mordowali ludzi „niewartych życia”. Zaczęło się w Chełmie

Maja Walczuk
Mali pacjenci w czasie zajęć w szpitalu, 1936 r. fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Dokładnie 82 lata temu Niemcy zamordowali 440 pacjentów szpitala psychiatrycznego w Chełmie. Tym samym na terenie Polski rozpoczęli realizację akcji T-4, która miała na celu eksterminację osób chorych i niepełnosprawnych.

12 stycznia 1940 roku. Chełm, niewielkie miasto położone na południowy wschód od Lublina. Mimo wojny, życie toczy się tu dość spokojnie. Nie inaczej jest w szpitalu psychiatrycznym - pacjenci uczestniczą w zajęciach i nikt nie przeczuwa, że za chwilę wszyscy - 440 osób, w tym dzieci - zostanie zamordowana.

W godzinach popołudniowych przed szpital podjeżdża oddział Niemców. Żołnierze mają na sobie na czapkach emblematy SS - trupią czaszkę ze skrzyżowanymi piszczelami. Oba budynki szpitala zostają otoczone, Niemcy rozstawiają karabiny maszynowe. Oficer zwołuje personel, informuje, że wszyscy, poza dziesięcioma pielęgniarzami, mają niezwłocznie zebrać swoje rzeczy i opuścić budynek.

Biegnijcie, ile sił w nogach, i nie ważcie się oglądać za siebie - rozkazuje oficer personelowi.

Pielęgniarze, których pracą dotąd była opieka nad chorymi, teraz otrzymują polecenie, by wyprowadzać po 10 pacjentów na zewnątrz budynku, wprost pod ogień karabinów maszynowych. Idą powoli, jakby lunatykowali, część zresztą zostaje wyciągnięta wprost z łóżek - ma na sobie piżamy, jest boso, niektórzy są zupełnie nadzy. Początkowo spokojni, ulegli chorzy nie stawiają oporu, jednak kiedy dociera do nich, co się dzieje, wpadają w panikę, próbują walczyć, uciekać. Tych najsilniejszych Niemcy ścigają po korytarzach szpitala, a gdy w końcu ich dopadają - wyrzucają przez okno, a konających dobijają, strzelając do nich.

Mijają godziny. Śnieg zalegający na dziedzińcu zmienia kolor z białego na czerwony. Stos ciał pomiędzy budynkami rośnie.

Kiedy zamordowano prawie 400 osób, przychodzi kolej na najmłodszych pacjentów. Dzieci, które od kilku godzin słyszą krzyki i serie z karabinów, wiedzą, że dzieje się coś strasznego. Próbują uciekać - jak to dzieci, szukają schronienia pod łóżkami, w szafach, w toaletach, jednak Niemcy szybko znajdują małych pacjentów i wywlekają je płaczące, często tylko w koszulach nocnych, na śmierć. Żołnierze urządzają sobie okrutną zabawę, nie zabijają maluchów od razu. Niektóre z dzieci puszczają przodem, te odzyskują nadzieję, próbują uciekać, ale Niemcy strzelają im w plecy.

Tego wieczora Niemcy mordują 440 pacjentów szpitala psychiatrycznego w Chełmie - w tym 128 kobiet i 18 dzieci.

W nocy na terenie szpitala panuje przerażająca cisza, przerywana czasami pojedynczymi strzałami - wartownicy strzelają jeszcze do pacjentów dających słabe oznaki życia. Rano Niemcy rekwirują przejeżdżające nieopodal szpitala furmanki jadące na targ. Sanitariuszom rozkazują ładować ciała na wozy. Część zwłok przez noc przymarza do ziemi, więc sanitariusze otrzymują polecenie odrąbywania ich siekierami. Po wielu godzinach ciała martwych pacjentów, a także żywych chorych, którzy jakimś cudem przetrwali rzeź, Niemcy wrzucają do głębokiego dołu po bombie zrzuconej w 1939 roku w położonej pod Chełmem wsi Horodyszcze. Żołnierze nie zajmują sobie głowy nawet zasypaniem masowego grobu - ciała posypują jedynie wapnem i śniegiem, co za kilka miesięcy, gdy przyjdą roztopy, spowoduje, że rozkładające się zwłoki dosłownie wypłyną z dołu.

Akcja T4, czyli zabić wszystkich "niewartych życia"

Mord w Chełmie był pierwszą taką zbrodnią popełnioną przez Niemcom na terytoriach okupowanych.

Aktion T4 lub E-Aktion, w Polsce nazywana Akcją T4 - to program eksterminacji chorych i niepełnosprawnych, dokładnie "eliminacji życia niewartego życia" (niem. Vernichtung von lebensunwertem Leben), początkowo na terenie III Rzeszy, później również na terenach okupowanych przez hitlerowskie Niemcy. Nadzorowana przez Kancelarię Führera akcja T4 była pierwszym przedsięwzięciem III Rzeszy, w którym mordowano ludzi na masową skalę, a doświadczenia przy niej zdobyte (m.in. uśmiercanie za pomocą tlenku węgla) wykorzystano później, dokonując zagłady Żydów, Polaków, Romów i innych ofiar zbrodniczej polityki III Rzeszy.

W ramach akcji mordowano osoby niepełnosprawne i chore nie tylko na choroby ciężkie, ale również schizofreników, osoby cierpiące na padaczkę, niewidomych, głuchych, jak również chorych przebywających w zakładach opiekuńczych ponad 5 lat, oraz ludzi z niektórymi wrodzonymi zaburzeniami rozwojowymi. Z czasem do ośrodków trafiać zaczęły również dzieci, których rodzice zwyczajnie nie mieli ochoty opiekować się nieposłusznym czy leniwym, ale całkowicie zdrowym potomstwem. Notowano też przypadki pozbywania się dzieci i młodzieży, jak również dorosłych, u których zaobserwowano stany depresyjne i melancholię. Szacuje się, że w szczytowym okresie tego programu, tj. w latach 1940–1941, zabito 70 273 chorych i niepełnosprawnych, w tym także pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych na terenach okupowanych.

Od kwietnia 1941 r. program ten rozszerzono o "akcję 14f13" (niem. Aktion 14f13), obejmującą chorych psychicznie i niepełnosprawnych nieniemieckich więźniów obozów koncentracyjnych, w ramach której wymordowano ok. 20 tys. osób.

Pacjentów na śmierć skazywali nie tylko lekarze

Akcja T4 w stosunku do obywateli III Rzeszy w większości przypadków wymagała od uczestniczących w niej lekarzy czy zarządców szpitali i oddziałów psychiatrycznych oficjalnego informowania zainteresowanych, a więc przeważnie najbliższej rodziny, o przyczynach zgonu pacjenta. W większości zachowanych dokumentów jako przyczyna zgonu podana jest nagła niewydolność sercowa.

Machina śmierci, jaką stworzono w ramach Akcji T4, w imię pracy na rzecz „udoskonalania rasy” pacjentów uśmiercano na wiele sposobów. Najpopularniejsze, a zarazem najbardziej praktyczne - bo oznaczało oszczędności finansowe i żywnościowe - było głodzenie. W ciągu zaledwie kilku miesięcy na niektórych oddziałach psychiatrycznych odsetek zgonów na skutek śmierci głodowej wzrósł z kilku do nawet 40 proc. Jedna z dyrektyw wydanych w 1942 r. nakazywała lekarzom, „w związku z wojenną sytuacją żywnościową i zdrowiem pacjentów istniejących szpitali”, pacjentów „u których nie uzyskuje się wyraźnych postępów w leczeniu” „bezzwłocznie” poddać „specjalnej diecie”, czyli w domyśle głodowej. Jedną z takich „diet” była „dieta beztłuszczowa” wymyślona i stosowana przez dr. Valentina Faltlhausera, która w ciągu trzech miesięcy doprowadzała do obrzęków głodowych. Składała się ona wyłącznie z warzyw - ziemniaków i ogórków - gotowanych na wodzie. Pacjenci szybko tracili siły i w efekcie nie mogli się poruszać, a pozostawieni sami sobie - konali długo i w samotności.

Chorych uśmiercano też poprzez podawanie śmiertelnych zastrzyków i zagazowanie. Ze względu na fakt, że nie każdy budynek szpitala posiadał odpowiednią salę, w której można było mordować pacjentów z użyciem gazu, Niemcy wymyślili mobilne komory gazowe - przeważnie były to ciężarówki i auta dostawcze. Po wprowadzeniu chorych na tzw. pakę, zamykano specjalnie uszczelnione drzwi, a do do środka wpuszczano spaliny. Te nie ustępowały efektywnością cyklonowi B.

Co chyba najbardziej przerażające, mordowanie chorych i niepełnosprawnych odbywało się nie tylko za cichym przyzwoleniem społeczeństwa, ale wielu nie tylko Akcję T4 wspierało, ale w jej ramach - wysyłało swoich bliskich, dzieci na śmierć.

Najgłośniejszym przypadkiem była sprawa Kanuera. Mężczyzna wysłał do kancelarii Hitlera list, w którym opisał, że jest ojcem niemowlęcia, które urodziło się z niedorozwojem jednej stopy oraz było pozbawione jednego przedramienia, ślepe oraz z „wrodzonym idiotyzmem”. Poprosił Hitlera o udzielenie „łaski śmierci” i by je „usunąć”. Ten zlecił swojemu osobistemu lekarzowi zbadanie dziecka i jeśli potwierdzą się informacje zawarte w liście - rozkazał dziecko zabić. Polecił przy tym również szefowi swojej kancelarii Philippowi Bouhlerowi, aby w przyszłości podobne przypadki załatwiali podobnie. Dziecko Knauera prawdopodobnie zginęło zabite zastrzykiem.

Przypadków takich było wiele. W książce „Obciążeni. 'Eutanazja' w nazistowskich Niemczech” autor, historyk Aly Götz, przywołuje podobne historie. W tym tragedię Hellmuta Lesniewskiego, który już w wieku sześciu lat został przez matkę oddany do zakładu opiekuńczo-leczniczego, bo, jak sama pisała, „chciała na jakiś czas zostać uwolniona od tego trudnego dziecka”. Chłopiec był chory na padaczkę. W raportach medycznych chłopiec opisywany był jako dziecko „żywe, ale posłuszne, które włączało się do wszystkiego”, spragnione miłości, tęskniące za matką, ciekawe świata. Hellmut został zabity po pięciu latach w placówkach opiekuńczych. Miał 11 lat.

Po zakończeniu wojny inna matka przyznała wprost, że przekazała dziecko do szpitala, by tam je zabito.

„Byłam zrozpaczona i zamęczałam dr. Bayera prośbami, aby pomógł mojemu dziecku i zapytałam go, czy nie mógłby go wybawić, ponieważ ja muszę żyć dla mojego zdrowego dziecka. Błagałam dr. Bayera, aby mi pomógł. Zapytałam go, czy takiemu dziecku nie można czegoś podać, aby zasnęło (...). Dr Bayer odpowiedział: 'Niech pani zostawi dziecko u nas, podejmiemy leczenie.' Zapytałam, jakie to leczenie, a on odpowiedział, że to niebezpieczne i radykalne leczenie i tylko niewiele dzieci je przeżywa (...). Pomyślałam, że to będzie chyba cud, jeżeli leczenie przebiegnie pomyślnie. A gdyby dziecko umarło, to również byłoby dobrze, a dziecko zostałoby wybawione” - opowiadała.

Ojciec innego dziecka wydał z kolei oświadczenie:

„Zgadzam się na obserwację oraz eutanazję mojej córki Marlene H., ur. 17.03.42 r. w Dusseldorfie, obecnie w szpitalu w Weimarze, jeżeli konsultant medyczny uzna, że z tego dziecka nie będzie już użytecznego człowieka, Hans H."

Tysiące wymordowanych

Według oficjalnych danych Akcja T4 doprowadziła do śmierci, często długiej i okrutnej, prawie 200 tysięcy osób. Szacuje się, że liczba ta może być w rzeczywistości o wiele większa, bo Niemcy włożyli dużo pracy w to, dowody tej zbrodni nie ujrzały światła dziennego, a świadkowie - zniknęli.

Po II wojnie światowej, poza procesem przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, toczył się osobny proces lekarzy w wyodrębnionym procesie towarzyszącym przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym Nr 1 w Norymberdze – wśród 27 sądzonych lekarzy niemieckich siedmiu zostało skazanych na śmierć przez powieszenie, pięciu na karę dożywocia, dwóch na 20 lat więzienia, jeden na 15 lat więzienia oraz jeden na 10 lat. Pozostałych lekarzy uniewinniono.

Wielu lekarzy, którzy uczestniczyli w Akcji T4 i decydowali o życiu i śmierci chorych i niepełnosprawnych, aż do emerytury pełniło wysokie funkcje w placówkach medycznych i naukowych, w tym na czołowych uniwersytetach. Większość akt będących dowodem tej strasznej zbrodni do dziś pozostaje utajniona i jest objęta "tajemnicą lekarską".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia