O wyjątkowości Krakowa. Janusz Ślęzak o nowym numerze "Naszej Historii"

Janusz Ślęzak
Niemiecka okupacja, zabory, komuna... - żadna z tych plag nie pogrzebała kolebki polskości ani nie złamała krakowian.

Poczuł, że serce wali mu jak młot. Ale głowa działała lepiej, niż zwykle. Miał wrażenie, że widzi wszystko wyraźniej, słyszy każdy dźwięk. Szelest ubrań przechodniów, odgłosy kroków, zgrzyt tramwaju w oddali. Tylko to drżenie rąk wciśniętych w kieszenie i nierówny oddech... Opanuj się! Musisz to opanować. Oddychaj głęboko.

Wyjął rękę z kieszeni. Przeczesał włosy, dotykając twarzy. Zesztywniała. Nozdrza napięte od głębokich wdechów i wydechów. Przeraził się, że ktoś zauważy nienaturalne zachowanie, ale przechodnie nie patrzyli mijanym ludziom w oczy. Takie spoglądnie było niebezpieczne. Wyzywające. Po pięciu latach niemieckiego terroru każdy w Krakowie wiedział, jak niewiele trzeba, by trafić do katowni gestapo na Pomorskiej, do przymusowej pracy w Rzeszy albo do obozu zagłady.

Rankiem 12 października 1943 r. Długa wyglądała, jak zawsze, odkąd pojawili się Niemcy. Może z tą różnicą, że od dobrej godziny po ulicy kręcili się dwudziestokilkulatkowie „Powolny” i „Spokojny”. Zbyt długo to trwało. Jeszcze kilka minut i drugi raz trzeba będzie odwołać „robotę” - pomyślał. Rzucił okiem w stronę „Spokojnego”. Jest umówiony znak! „Spokojny” wyjął lusterko, przejrzał się, przygładził włosy. Co za idiotyczny sygnał wybrali - skrzywił się „Powolny”. Jaki robotnik robi takie rzeczy, idąc rano do fabryki?

Wyjął ręce z kieszeni i ruszył przed siebie. Wzrok niby utkwiony w chodniku, ale cały czas wypatrywał „delikwenta”. Jest! Wysoki mężczyzna w kapeluszu nasuniętym na czoło. Idzie z kobietą i wilczurem na smyczy. Jeszcze kilkanaście metrów... Rzut oka. Na moment ich spojrzenia się spotykają. „Powolny” spuszcza wzrok, ale już wie. To jest twarz z niewyraźnego zdjęcia, które oglądał tyle razy. Ręce w kieszeniach przestały drżeć. Wszystko potoczyło się szybko.

Tak mogło wyglądać wykonanie wyroku na Michale Pankowie, ukraińskim nacjonaliście i agencie gestapo. Historycy szacują, że był jednym z prawie tysiąca niemieckich szpicli w stolicy Generalnego Gubernatorstwa. Bardzo groźnym szpiclem, na którego podziemny polski sąd wydał wyrok śmierci. Rozkaz wykonania kary dostali dwaj AK-owcy, cichociemni wyszkoleni w Wielkiej Brytanii. Stanęli przed wyjątkowo trudnym zadaniem, bo niemieccy donosiciele zinfiltrowali Kraków zdecydowanie bardziej, niż na przykład Warszawę. Taka sytuacji wynikała z prozaicznego faktu - stolica GG była wtedy o wiele mniejszym miastem, a w czasie okupacji przyjechało pod Wawel bardzo wielu Niemców. Wojskowych, gestapowców, urzędników z rodzinami, volksdeutschów. Byli też ukraińscy konfidenci.

W tym wydaniu „Naszej Historii” przypominamy wydarzenia z 12 października 1943 r. po to, by nikt nie zarzucał krakowianom, że w czasie okupacji poddali się losowi. Ogrom cierpień i zniszczeń był oczywiście bez porównania mniejszy od tego, który stał się udziałem Warszawy, ale okoliczności i priorytety Polskiego Państwa Podziemnego były tutaj zupełnie inne. W miarę „bezbolesne” przetrwanie II wojny światowej można by nawet uznać za kolejny dowód wyjątkowości Krakowa na przestrzeni tysiącleci. Z tą refleksją polecam Państwu także inną opowieść z październikowego numeru - historię pomnika Grunwaldzkiego. 500 lat po największej wiktorii polskiego oręża, w czasach zaborów, gdy Polska była tylko marzeniem, w Krakowie postawiono - nie bez małego oszustwa - monument wodza spod Grunwaldu. Zniszczony przez Niemców, został odbudowany w rozkwicie epoki Gierka, a uroczystościom przewodniczył ten sam Henryk Jabłoński, który pięć lat później firmował akt wprowadzenia stanu wojennego. Czy taki splot okoliczności byłby możliwy gdzieś poza Krakowem?

Janusz Ślęzak, zastępca redaktora naczelnego
e-mail: historia@dziennik.krakow.pl

Sprawdź, o czym przeczytasz w nowym numerze "Naszej Historii":

Thatcher. Premier prostych prawd

Obecna premier Theresa May jest drugą kobietą, która stoi na czele brytyjskiego rządu. Musi się zmierzyć z mitem swojej wielkiej poprzedniczki Margaret Thatcher.Czytaj cały artykuł...

Córka Stalina. Swietłana wolała, aby jej ojciec był stolarzem

Swietłana Alliłujewa była ukochanym dzieckiem ojca, ale na niewiele jej się to zdało. Jej życie było pasmem problemów, dramatów i złych wyborów - od najmłodszych lat do śmierci. Czytaj cały artykuł...

Najlepszy film o Bondzie? Ranking „The Times”

Nie było łatwo, rywalizacja była bardzo zacięta, ale ostateczne decyzje zapadły. Już wiemy, który film o przygodach agenta 007 był najlepszy, a który najgorszy. Ranking „The Times”. Czytaj cały artykuł...

Absolwenci kursu oficerskiego przeprowadzonego przez sowieckich instruktorów. W środkowym rzędzie, pierwszy z lewej, Antoni Chrost.
Absolwenci kursu oficerskiego przeprowadzonego przez sowieckich instruktorów. W środkowym rzędzie, pierwszy z lewej, Antoni Chrost. NAC

Dobry dywersant i kiepski ubek. Polak, który zainspirował Hemingwaya

Wszystko wskazuje na to, że fanatyczny polski komunista był pierwowzorem postaci Roberta Jordana z „Komu bije dzwon”. Oto nietuzinkowy życiorys Antoniego Chrosta.Czytaj cały artykuł...

Październik 1956. Chruszczow bardziej skuteczny niż czołgi

Jesienią 1956 r. Polska była miejscem radzieckiej interwencji - to fakt bezsporny. Historycy spekulują jednak, kto ostatecznie stał za decyzją o nagłym wstrzymaniu inwazji: Gomułka, Chruszczow, a może komunistyczne Chiny towarzysza Mao? Czytaj cały artykuł...

Miejskie legendy. Dlaczego tak chętnie w nie wierzymy?

Kiedyś straszono dzieci czarną wołgą. Z czasem stała się ona czarną karetką. A dziś czarnym BMW. Pojawiały się pogłoski o rozdawaniu zatrutej gumy do żucia albo cukierków z domieszką LSD. Czytaj cały artykuł...

Na osi poprzecznej (czyli na przejściu z Siennej na Szewską) Pryliński dobudował ryzality, czyli wysunięte do przodu części budynku. Zdjęcie Ignacego
Na osi poprzecznej (czyli na przejściu z Siennej na Szewską) Pryliński dobudował ryzality, czyli wysunięte do przodu części budynku. Zdjęcie Ignacego Kriegera. Biblioteka Narodowa

Jak Pryliński, Matejko i Dietl ocalili Sukiennice przed wyburzeniem

150 lat temu nie były wizytówką Krakowa. Mało brakowało, a zniknęłyby z Rynku. Uratował je młody architekt rodem z Warszawy.Czytaj cały artykuł...

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia