Od artystycznego Krakowa wolała dziewiczą Puszczę Białowieską

Simona miała słynnego kruka terrorystę. Okoliczni mówili, że to oswojony bandzior i złodziej. Kradł i atakował wszystko, co napotkał wokół.
Simona miała słynnego kruka terrorystę. Okoliczni mówili, że to oswojony bandzior i złodziej. Kradł i atakował wszystko, co napotkał wokół. Leszek Wilczek
By zrozumieć, dlaczego Simona Kossak wybrała "życie pod prąd" i i prymitywne warunki egzystencji , warto sięgnąć po jej niezwykłą biografię

To miał być syn Jerzego, wnuk Wojciecha i prawnuk Juliusza, który miał odziedziczyć po nich talent, pędzle i paletę z farbami. To miał być męski potomek, dziedzic, który miał przejąć rodzinną pracownię przy placu Juliusza Kossaka 4 w Krakowie, miał dźwigać sztalugi i znane nazwisko oraz przedłużyć dynastię Kossaków, malarzy koni i batalistów. To miał być chłopiec, na którego czekała cała rodzina."

Tak swoją opowieść o słynnej biolożce rozpoczyna Anna Kamińska - autorka książki "Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. To intrygująca biografia nieprzeciętnej kobiety, zaangażowanej przyrodniczki, biolożki, profesor nauk leśnych, nazywanej także "czarownicą z dziczy", "królową puszczy" czy "hipiską z Białowieży".

Rodzinne brzemię

Simona Kossak urodziła się w Krakowie w rodzinie słynnych malarzy. Bratanica poetek Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec. Była dzieckiem niechcianym, prawdziwym brzydkim kaczątkiem. Rodzice byli rozczarowani, że urodziła się im dziewczynka, na dodatek pozbawiona talentu plastycznego. Matka nie darzyła jej większym uczuciem.

Prawdopodobnie to właśnie dzięki temu w "braciach mniejszych" Simona odnalazła bliskie istoty i doświadczała tego, czego nie zaznała w domu: emocjonalnej bliskości, empatii i czułości.

Rygorystyczne wychowanie w toksycznej rodzinie nauczyło ją życia w izolacji.

- Mimo pozorów otwartości była zamknięta, a przez to intrygująca. Nie dopowiadała niczego do końca i trzymała ludzi na dystans. Mistrz tajemnicy - mówią Bożena i Jan Walencikowie, znajomi Simony z Białowieży.

Kossakówna startowała na różne uczelnie. Zdawała do szkoły teatralnej, na polonistykę i historię sztuki, żeby być bliżej artystycznego świata i sprostać oczekiwaniom rodziny. Ostatecznie wybrała biologię. Wówczas, po traumatycznym dzieciństwie, rozkwitła.

Azyl w głuszy

Praktyki studenckie odbyła we wrocławskim zoo. Hanna i Antoni Gucwińscy wspominali, że miała duży zeszyt, w którym bez przerwy coś notowała i biegała z nim w słońcu, w deszczu i po błocie. Jej życie diametralnie zmieniło się pod koniec 1970 roku. Wówczas dowiedziała się o wolnym stanowisku w Zakładzie Badań Ssaków w Białowieży. Rodzina i znajomi pomysł wyjazdu na Podlasie uważali za niepoważny. Na niej też podlaska knieja zrobiła kiepskie wrażenie.

- Pobiegłam zobaczyć jak ta cudowna Puszcza Białowieska wygląda, no i wyglądała fatalnie - mówiła Simona. - Ito było moje pierwsze spotkanie z puszczą i sobie pomyślałam: kurcze, ale ten las to nie dla mnie. W związku z tum ja tu przyjadę, ale tylko na trzy lata. Zrobię szybciutki doktoracik i fru w Bieszczady.

Nie pofrunęła. W Białowieży została na ponad 30 lat. - Gdybym posłuchała rad osób, które uważałam za mądrzejsze od siebie, to dzisiaj byłabym zwykłym mieszczuchem krakowskim, zgorzkniałym w tym całym światku, jaki tam był, i miałabym niespełnione marzenie, że mogłam mieć zupełnie inne życie - wyznała po latach.

Do Białowieży przyjechała z dużym bagażem doświadczeń - zawód miłosny, walki o majątek, rodzinne swady, które wkrótce doprowadziły do tego, że matka ją wydziedziczyła. Osiadła na Dziedzince - posiadłości z leśniczówką w środku puszczy. Bez bieżącej wody i prądu. To była jej oaza spokoju, tu mogła cieszyć się wolnością, bliskością zwierząt oraz przyrodnika i fotografika Lecha Wilczka, z którym łączyła ją nietypowa relacja.

On często nazywał to "układem metafizycznym". Ona mówiła, że to mężczyznajej życia, choć się przed nim nie uzewnętrzniała. Inni twierdzili, że to świetna para, tylko o tym nie wiedzieli, że nie byli zakochani w sobie, a w tym czym się zajmowali. Mieszkali pod jednym dachem z dzikiem, sową i rysiem, po podwórku przechadzała się oślica, śpiewały pawie. Był też rozbisurmaniony kruk terrorysta, który niejednemu mieszkańcowi Białowieży wyrządził niemałe szkody.

Dusza hipisa, autorytet naukowca

Żyła prosto, w zgodzie z rytmem natury, ceniła sobie wolność i niezależność. Miała artystyczną fantazję, ale też zacięcie do pracy. Była bardzo skrupulatna i dokładna. To prawdziwa indywidualistka, charyzmatyczna osobowość, która nie uznawała kompromisów. Znana była z odważnych działań na rzecz ochrony przyrody i śmiałych poglądów. Wymyśliła nawet unikatowe na skalę światową urządzenie ostrzegające dzikie zwierzęta przed zbliżającym się pociągiem. Pisała książki, artykuły popularnonaukowe, nagrywała filmy przyrodnicze. Pracowała także na wydziale leśnym Politechniki Białostockiej w Hajnówce.

Ze swojej Dziedzinki dojeżdżała na nartach ubrana w spodnie z futra królika i wielkie gogle. Korzystała też z roweru, motocyklu i samochodu. Kompletnie nie umiała jeździć, nie znała znaków drogowych, a mimo to kiedyś maluchem wybrała się w Bieszczady. Po drodze płakała i przeklinała się za ten pomysł, ale dojechała.

Cisza w eterze

Nazwano ją także "celebrytką z lasu". Słuchacze Radia Białystok i innych regionalnych rozgłośni doskonale pamiętają jej charakterystyczny styl opowiadania o świecie zwierząt. Gawędy Simony Kossak "Dlaczego w trawie piszczy" miały fanów w każdym wieku. Potrafiła wytłumaczyć upodobania seksualne kaczorów, kamasutrę owadów czy opisać miłość dzikich gęsi. Była otwarta na ludzi, udzielała się na forach, odpisywała na maile.

Nagle trafiła do szpitala. Przeczuwała, że ma raka, ale się nie skarżyła. Dalej nagrywała kolejne odcinki swojej codziennej audycji. - Simona była zahartowana w walkach, ale nie w walkach o swoje. Nigdy nie walczyła o siebie, o swoje zdrowie, o swoje pieniądze o swój dobytek. My żyjemy dzisiaj w takim świecie, w którym nie walczy się o sprawę, tylko dla siebie - mówił Jarosław Chyra, znajomy z Białowieży.

Simona Kossak odeszła w wieku 64 lat. Zmarła 15 marca 2007 roku dokładnie w 64. rocznicę śmierci jej babci Marii Kossakowej z domu Kisielnickiej, która pochodziła ze wsi Poryte w gminie Stawiski. I na tamtej szym cmentarzu Simona Kossak spoczęła na wieki.

Anna Kopeć
KURIER PORANNY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia